2012-04-01 07:40:34
Propozycje PIS w sferze polityki społecznej, jeśli już powstają, budzą mieszane uczucia. Z jednej strony dotykają ekonomicznych problemów społeczeństwa, z drugiej strony proponowane remedia dość płytko osadzone są w ekonomicznych fundamentach polityki publicznej. Nie do końca umiejętnie wchodzą też na płaszczyznę społecznej stratyfikacji.
Parę dni temu odbyło się wystąpienie PIS anonsujące pakiet ”Teraz Rodzina!” który ma być pisowką odpowiedzią na planowane przez rządzącą koalicję zmiany emerytalne. Warto spojrzeć na propozycje PIS właśnie w tym kontekście. Pokazuje on bowiem w pełnym świetle różnice obydwu głównych partii i jednoczesnie ich programowe słabości.
O ile PO reformy społeczne całkowicie podporządkowuje logice ekonomicznej i bilansowaniu budżetu, o tyle PIS robi coś dokładnie odwrotnego, zgłasza propozycje w założeniu ( pro-)społeczne w całkowitym oderwaniu od sfery finansowania i możliwości budżetowych. Ani jedno ani drugie nie jest rozwiązaniem.
Pakiet „ Teraz Rodzina” broni się ze społecznego punktu widzenia, ale już niekoniecznie z ekonomicznego. Tymczasem prospołeczna polityka z prawdziwego zdarzenia to formułowanie prospołecznych celów, przyporządkowanie im rozsądnych rozwiązań, a także znajdywanie realnych źródeł finansowania.
Niestety nie można tego powiedzieć o zaprezentowanym parę dni temu programie. Z jednej strony mamy tam propozycje zmniejszające wpływy budżetowe: zwiększenie ulg podatkowych oraz poszerzenie uprawnionych do korzystania z nich, zmniejszenie składki rentowej, zmniejszenie VAT, zmniejszenie. Z drugiej strony widzimy kolejne wydatki: Bon dla rodzin, opłacanie sprzez państwo składek za rodziców przebywających na urlopie wychowawczym. Krótko mówiąc omawiany pakiet, gdyby go wprowadzić w życie, jednocześnie zmniejszyłby przychody budżetowe a zwiększył wydatki.
Nie chcę stawiać się tu w jednym szeregu z liberalnymi sceptykami powtarzającymi rytualne „a stąd na to wziąć pieniądze?” dezawuując wszelkie postępowe postulaty wymagające nakładów. Uważam, że pieniądze na doinwestowanie polityki rodzinnej gdzieś trzeba znaleźć. I jest to kwestia społecznego interesu jak i racji stanu. Obecnie mamy najniższy udział w PKB nakładów na politykę na rzecz rodzin i dzieci w całej UE, co utrudnia prowadzenie polityki w tym zakresie. Problem w tym, że szukać pieniędzy trudno jest jeśli chcemy pozostać w paradygmacie politycznym jakiemu hołduje PIS, w którym unika się zwiększania niskich obecnie podatków ( a nawet się je obniża) a także poszerzania ich bazy, a jednocześnie szerokim gestem dofinansowuje służby siłowe oraz tworzy ich nowe struktury.
Poza kwestią ekonomicznego umocowania, sam program budzi jeszcze inne zastrzeżenia. Brakuje w nim na przykład tak oczywistych kroków jak podwyższenie progów dochodowych z pomocy społecznej i świadczeń rodzinnych. Właściwie pakiet w ogóle zdaje się omijać ustawę o świadczeniach rodzinnych, choć ten akt prawny zawiera wiele instrumentów przy pomocy, których można kształtować politykę rodzinną. Wydaje się, że PIS wziął sobie bardzo ( aż za bardzo) do serca hasło swych dysydentów z PJN, którzy postulowali by polityka rodzinna nie była polityką socjalną. W pakiecie rodzinnym proponowanym przez PIS, instrumentów typowej polityki socjalnej ( adresowanych do grup ubogich i wykluczonych) nie ma prawie wcale... A przecież i ta jest w Polsce potrzebna i wymaga modernizacji.
Dotychczasowe posunięcia w polityce rodzinnej jakie miały miejsce przez minione 7 lat – jak wykazał raport CAE – przyniosły korzyści rodzinom górnego decyla, a małe rodzinom najuboższym. Również nieaktualny wydaje się postulat by jako oręże polityki rodzinnej zaczął być wykorzystany system podatkowy, do czego na wspomnianej konferencji PIS ustami Przemysława Wiplera nawołuje. Trochę w tym wyważania otwatych drzwi. Już teraz istnieją ulgi w systemie podatkowym. Większym problemem jest niedobór usług publicznych( lub ich kosztowność) wspomagających rodzinę w funkcjach opiekuńczych i wychowawczych.
To co wydaje się największą zaletą zgłoszonych tu propozycji PIS jest spojrzenie na wyzwanie demograficzne ( i w konsekwencji przyszłość systemu zabezpieczenia społecznego) nie tylko poprzez szukanie sposobów na zmniejszanie wydatków ( poprzez zmniejszenie liczby osób, którym będziemy wydawać świadczenia, bowiem do tego de facto może sprowadzić się pomysł podwyższenia wieku emerytalnego ludziom, którzy już wcześniej wypadają poza rynek pracy) ale także szukanie potencjalnych wpływów do systemu. Problem w tym, że PIS próbuje to osiągnąć głównie oddziałując na strukturę demograficzną, a w mniejszym stopniu na stosunki społeczne, w tym stosunki pracy. A to w dużej mierze od liczby osób mogących znaleźć pracę w systemie oskładkowanym zależy stabilność systemu a nie bezpośrednio od liczby rodzących się w Polsce dzieci ( choć to drugie może sprzyjać temu pierwszemu pośrednio, jeśli tym dzieciom stworzy się odpowiednie warunki życia, edukacji a następnie pracy).
To tyle uwag wstępnych. Mimo wszystkich tych zastrzeżeń, powstanie tego pakietu wydaje mi się warte odnotowania, a zawarte w nim postulaty warte przemyślenia.
Parę dni temu odbyło się wystąpienie PIS anonsujące pakiet ”Teraz Rodzina!” który ma być pisowką odpowiedzią na planowane przez rządzącą koalicję zmiany emerytalne. Warto spojrzeć na propozycje PIS właśnie w tym kontekście. Pokazuje on bowiem w pełnym świetle różnice obydwu głównych partii i jednoczesnie ich programowe słabości.
O ile PO reformy społeczne całkowicie podporządkowuje logice ekonomicznej i bilansowaniu budżetu, o tyle PIS robi coś dokładnie odwrotnego, zgłasza propozycje w założeniu ( pro-)społeczne w całkowitym oderwaniu od sfery finansowania i możliwości budżetowych. Ani jedno ani drugie nie jest rozwiązaniem.
Pakiet „ Teraz Rodzina” broni się ze społecznego punktu widzenia, ale już niekoniecznie z ekonomicznego. Tymczasem prospołeczna polityka z prawdziwego zdarzenia to formułowanie prospołecznych celów, przyporządkowanie im rozsądnych rozwiązań, a także znajdywanie realnych źródeł finansowania.
Niestety nie można tego powiedzieć o zaprezentowanym parę dni temu programie. Z jednej strony mamy tam propozycje zmniejszające wpływy budżetowe: zwiększenie ulg podatkowych oraz poszerzenie uprawnionych do korzystania z nich, zmniejszenie składki rentowej, zmniejszenie VAT, zmniejszenie. Z drugiej strony widzimy kolejne wydatki: Bon dla rodzin, opłacanie sprzez państwo składek za rodziców przebywających na urlopie wychowawczym. Krótko mówiąc omawiany pakiet, gdyby go wprowadzić w życie, jednocześnie zmniejszyłby przychody budżetowe a zwiększył wydatki.
Nie chcę stawiać się tu w jednym szeregu z liberalnymi sceptykami powtarzającymi rytualne „a stąd na to wziąć pieniądze?” dezawuując wszelkie postępowe postulaty wymagające nakładów. Uważam, że pieniądze na doinwestowanie polityki rodzinnej gdzieś trzeba znaleźć. I jest to kwestia społecznego interesu jak i racji stanu. Obecnie mamy najniższy udział w PKB nakładów na politykę na rzecz rodzin i dzieci w całej UE, co utrudnia prowadzenie polityki w tym zakresie. Problem w tym, że szukać pieniędzy trudno jest jeśli chcemy pozostać w paradygmacie politycznym jakiemu hołduje PIS, w którym unika się zwiększania niskich obecnie podatków ( a nawet się je obniża) a także poszerzania ich bazy, a jednocześnie szerokim gestem dofinansowuje służby siłowe oraz tworzy ich nowe struktury.
Poza kwestią ekonomicznego umocowania, sam program budzi jeszcze inne zastrzeżenia. Brakuje w nim na przykład tak oczywistych kroków jak podwyższenie progów dochodowych z pomocy społecznej i świadczeń rodzinnych. Właściwie pakiet w ogóle zdaje się omijać ustawę o świadczeniach rodzinnych, choć ten akt prawny zawiera wiele instrumentów przy pomocy, których można kształtować politykę rodzinną. Wydaje się, że PIS wziął sobie bardzo ( aż za bardzo) do serca hasło swych dysydentów z PJN, którzy postulowali by polityka rodzinna nie była polityką socjalną. W pakiecie rodzinnym proponowanym przez PIS, instrumentów typowej polityki socjalnej ( adresowanych do grup ubogich i wykluczonych) nie ma prawie wcale... A przecież i ta jest w Polsce potrzebna i wymaga modernizacji.
Dotychczasowe posunięcia w polityce rodzinnej jakie miały miejsce przez minione 7 lat – jak wykazał raport CAE – przyniosły korzyści rodzinom górnego decyla, a małe rodzinom najuboższym. Również nieaktualny wydaje się postulat by jako oręże polityki rodzinnej zaczął być wykorzystany system podatkowy, do czego na wspomnianej konferencji PIS ustami Przemysława Wiplera nawołuje. Trochę w tym wyważania otwatych drzwi. Już teraz istnieją ulgi w systemie podatkowym. Większym problemem jest niedobór usług publicznych( lub ich kosztowność) wspomagających rodzinę w funkcjach opiekuńczych i wychowawczych.
To co wydaje się największą zaletą zgłoszonych tu propozycji PIS jest spojrzenie na wyzwanie demograficzne ( i w konsekwencji przyszłość systemu zabezpieczenia społecznego) nie tylko poprzez szukanie sposobów na zmniejszanie wydatków ( poprzez zmniejszenie liczby osób, którym będziemy wydawać świadczenia, bowiem do tego de facto może sprowadzić się pomysł podwyższenia wieku emerytalnego ludziom, którzy już wcześniej wypadają poza rynek pracy) ale także szukanie potencjalnych wpływów do systemu. Problem w tym, że PIS próbuje to osiągnąć głównie oddziałując na strukturę demograficzną, a w mniejszym stopniu na stosunki społeczne, w tym stosunki pracy. A to w dużej mierze od liczby osób mogących znaleźć pracę w systemie oskładkowanym zależy stabilność systemu a nie bezpośrednio od liczby rodzących się w Polsce dzieci ( choć to drugie może sprzyjać temu pierwszemu pośrednio, jeśli tym dzieciom stworzy się odpowiednie warunki życia, edukacji a następnie pracy).
To tyle uwag wstępnych. Mimo wszystkich tych zastrzeżeń, powstanie tego pakietu wydaje mi się warte odnotowania, a zawarte w nim postulaty warte przemyślenia.