2012-05-17 22:51:54
Likwidacja szkół staje się zjawiskiem coraz bardziej masowym. Warto już teraz myśleć o jego skutkach, zwłaszcza w odniesieniu do grup najsłabszych – uczniów dotkniętych wykluczeniem społecznym i niepełnosprawnością. To one najboleśniej odczują skutki dokonanej reorganizacji sieci szkół.
Koszty oddalenia
Najbardziej oczywistą konsekwencją zmian będzie oddalenie miejsca nauki od miejsca zamieszkania. Rodzi to duże koszty jak i niedogodności. W pierwszym oświadczeniu programowym "Porozumienia Oświatowego”[1 dokładnie je wymieniliśmy.
Są to: po pierwsze, koszty finansowe związane z organizacją dojazdu. Niezależnie od tego w jakiej mierze opłacą je gminy, a w jakiej rodzice – społeczności będzie to słono kosztować, Po drugie, są to koszty czasowe ( jak pokazała kontrola NIK z 2009 roku w Warmii i Mazurach wiele uczniów pozostawało poza domem wiele godzin oczekując po lekcjach na odwiezienie do domu przez zorganizowany transport.[2] Dziś wiele uczniów z obszarów wiejskich spędza kilkadziesiąt minut w drodze do szkoły, z uwagi na to, że konieczność objechania wielu wsi wydłuża czas dojazdu do szkoły.[3] Po trzecie, realnym kosztem ( choć nie przeliczalnym łatwo na pieniądze) jest zmniejszenie bezpieczeństwa dzieci w drodze do daleko położonej szkoły. Wszystkie te koszty niepostrzeżenie mogą przełożyć się na obniżenie kapitału rozwojowego w młodym pokoleniu. Szczególnie jednak boleśnie mogą odczuć to uczniowie i rodzice z grup defaworyzowanych – niepełnosprawnych oraz tych dotkniętych ubóstwem ( część doświadcza obydwu ryzyk jednocześnie – według danych GUS wśród rodzin z przynajmniej jednym dzieckiem niepełnosprawnym, 11% nie przekracza granicy minimum egzystencji!)
Zahamowanie inkluzji
Jeśli chodzi o dzieci ubogie, zwłaszcza na obszarach wiejskich, często mogą one nie trafić na czas do szkoły, zwłaszcza że ich rodzice niekoniecznie posiadają samochody, co nie jest rzadkością na terenach wiejskich. Z kolei transport publiczny nie zawsze działa na polskiej prowincji. Przez minioną dekadę można było obserwować
wygasanie zarówno połączeń kolejowych jak i autobusowych. Jak pisała niedawno Rzeczpospolita:
„Coraz mniej jest połączeń autobusowych i kolejowych. Z rocznika statystycznego GUS wynika, że w 2000 roku z regularnych połączeń autobusowych skorzystało 826,6 mln podróżnych. W 2010 roku już tylko 476,1 mln. Polacy autobusami i pociągami nie jeżdżą, bo na prowincji ich już prawie nie ma.”.[4]
Także w dużych miastach dowożenie dzieci środkami miejskiego transportu bywa dla wielu rodzin nie lada problemem. I logistycznym i finansowym. Dla przykładu w Warszawie, gdzie pod nóż poszło w tym roku wiele szkół, równocześnie mamy do czynienia z podwyżką cen biletów. Gminy mają obowiązek zapewnienia dzieciom transportu jeśli szkoła położona jest powyżej 3 km. od miejsca zamieszkania ( klasy 0-IV) lub 4 km ( klasy V-VI i gimnazja), zaś najubożsi pobierający zasiłek rodzinny mogą dostać dodatek w wysokości 50 zł ( za dojazd do innej miejscowości) lub 90 zł ( w związku zamieszkaniem poza własnym domem, w miejscowości w której dziecko pobiera naukę). Wszystko to są koszty publiczny, a realizację tych zasad nie każda uboga rodzina jest gotowa się upomnieć. Poza tym by dostać dodatek trzeba znaleźć się pod restrykcyjnym progiem dochodowym – 504 zł. W rodzinie lub 583 gdy w rodzinie jest dziecko niepełnosprawne. Wiele rodzin niezamożnych, choćby minimalnie przekraczających niski próg, jest zatem pozbawionych wsparcia.
Drugi problem wiąże się z tym, że chodzenie do szkoły poza miejscem zamieszkania rodzi potencjalnie większe trudności w kontaktach zarówno ze społecznością lokalną jak i instytucjami wsparcia, które działają w okolicy zamieszkania dziecka. W przypadku dzieci ubogich ma to ogromne znaczenie. Już teraz koordynacja i komunikacja między służbami społecznymi a placówkami edukacyjnymi – szwankuje. A to od współpracy między
tymi instytucjami – o czym szerzej pisałem w Nowym Obywatelu[5] – zależy właściwe zidentyfikowanie potrzeb i deficytów rozwojowych dziecka oraz skuteczne zaadresowanie adekwatnego wsparcia. Co gorsza, nawet jeśli udałoby się nawiązać i uruchomić trwałą i pogłębioną współpracę między wspomnianymi instytucjami , w sytuacji oddalenia szkoły od miejsca zamieszkania, istnieją obawy, że będzie ona słabo zakorzeniona w środowisku życia dziecka. Nie wystarczy bowiem dobra współpraca instytucji. Potrzebne jest również jej osadzenie w społeczności, w której dziecko się wychowuje. Odległość szkoły od miejsca zamieszkania często fizycznie uniemożliwia dzieciom wiejskim korzystania z zajęć pozalekcyjnych i wyrównawczych. Jak wskazują specjaliści Federacji Inicjatyw Oświatowych wiele dzieci nie może w nich partycypować z uwagi na to, że ostatni autobus do domu odjeżdża wcześniej niż kończą się owe zajęcia.
Bariery integracji
Nie lepiej wygląda sytuacja uczniów niepełnosprawnych, nawet tych nie cierpiących z powodu ubóstwa. Jedna
nauczycielka ze szkoły integracyjnej w Łodzi powiedziała mi, że omawiana likwidacja szkół może zaprzepaścić szanse na edukację integrację dzieci niepełnosprawnych. Obawy związane z likwidacją szkół, można rozszerzyć także na nauczanie włączające ( w ramach szkół masowych i ogólnodostępnych klas). Konieczność
dojazdu może prowadzić nie tylko do niedogodności, ale niekiedy stanowić wręcz barierę w korzystaniu z edukacji. Transport publiczny, zwłaszcza na obszarach peryferyjnych nie jest przygotowany dla przewożenia dzieci z
niepełnosprawnością ruchową. Dla wielu z nich to, że szkoła znajduje się w pobliżu jest jedyną szansą na uczestnictwo w edukacji razem z innymi. Także dzieci z niepełnosprawnościami intelektualnymi mogą boleśnie odczuć konieczność dojazdów. Są to często dzieci mniej przewidywalne, o zaburzonych możliwościach
oceny sytuacji i w związku z tym szczególnie narażone na niebezpieczeństwo na drodze, z dala od domu. A nie wszyscy rodzice mogą pozwolić sobie na dowożenie i pilnowanie swoich pociech. Część z tych dzieci w tej sytuacji może wypaść poza system oświaty, co odbierze im szanse rozwoju jak i budowania więzi społecznych z rówieśnikami. Rodzice zaś mogą zostać zmuszeni do rezygnacji z pracy przynajmniej w dotychczasowym wymiarze, co zwiększa ryzyko ubóstwa.
Pogłębianie izolacji
Problem zapewnienia transportu dla niepełnosprawnych uczniów nie jest problemem nowym, związanym wyłącznie z postępującą likwidacją szkół. Dotyka już od dawna także wiele uczniów, którzy uczą się w ramach
szkół specjalnych. Wobec deficytu realnych możliwości kształcenia w szkołach czy klasach integracyjnych
bądź masowych, często szkoła specjalna jest jedyną alternatywą względem pozostania w domu. Wiele szkół specjalnych położonych jest na obrzeżach miasta lub wręcz poza nim, z mało gęstą siecią komunikacyjną. Bywając w jednej z takich szkół w Łbiskach (pod Piasecznem) miałem okazję nieco dokładniej to zaobserwować. Sama szkoła, choć wydawała się przestrzenią bardzo przyjazną dla niepełnosprawnego dziecka, położona była w otoczeniu dość odludnym, z dala od większych kompleksów zabudowań. Niemała część uczniów mieszka więc z internacie ( żeby jednak przejść ze szkoły do internatu, trzeba przejść przez szosę, co jest niebezpieczne i rodzi konieczność ciągłego nadzoru). Umieszczenie dziecka w tego typu internacie to nie tylko dodatkowy koszt dla rodziców, ale i ze swej istoty niezbyt korzystna sytuacja dla przebywających tam dzieci. Dzieci przebywają w swoistej izolacji, z dala
od rodziców, co ogranicza z jednej strony ich emocjonalne bezpieczeństwo i potrzeby rodzicielskiego ciepła, a z drugiej strony utrudnia włączenie rodziny w proces wychowania i opieki przez szkołę, co byłoby wskazane z punktu widzenia rozwoju dziecka, zwłaszcza wymagającego z przyczyn społecznych lub biologicznych szczególnego wsparcia. Ponadto, dziecko przebywając w internacie tylko z dziećmi niepełnosprawnymi, nie ma zbyt wielu możliwości kontaktów z dziećmi pełnosprawnymi, co przyniosłoby obustronne korzyści. Żeby była jasność,
internaty bywają potrzebne, jednak społecznie szkodliwe jest by przebywało w nich coraz więcej dzieci niepełnosprawnych z uwagi na brak oferty edukacyjnej dla nich w pobliżu miejsca zamieszkania. A masowy proces likwidacji szkół do tego prowadzi, dorzucając kolejny głaz na drodze ku bardziej integrującemu i włączającemu modelowi edukacji w Polsce.
***
Przedstawione w artykule argumenty powinny dać do myślenia decydentom. Tam gdzie nie jest możliwe już z przyczyn prawnych czy ekonomicznych zatrzymanie procesu likwidacji placówek, warto dołożyć starań by złagodzić tego skutki – by oddalenie szkoły od miejsca zamieszkania w jak najmniejszym stopniu nie tworzyło barier i nie przekładało się na indywidualnie ponoszony koszty dla dzieci i ich rodziców, zwłaszcza tych najsłabszych – niepełnosprawnych i wykluczonych. Zniknięcie z mapy Polskiej oświaty wielu szkół różnych szczebli staje się faktem. Jest jednak także wyzwaniem dla reorganizacji systemu by pełnił on w nowych warunkach funkcje opiekuńcze, integracyjne i wyrównawcze.
Artykuł w nieco skróconej i zmodyfikowej wersji ukazał się pierwotnie w tygodniku społeczno-oświatowym ” Głos nauczycielski” z dnia 16 maja 2012
--------------------------------------------------
[1] http://www.demokratyczne.pl/984/stanowisko-dzs-razem-przeciwko-likwidacji-szkol-szkol-za-nowoczesna-i-egalitarna-edukacja
[2] Por. http://nowyobywatel.pl/2012/03/11/coraz-dalej-do-szkoly
[3] tamże.
[4]A.Niewińska, Degradacja Polski powiatowej, Rzeczpospolita, 30 marca 2012 r.
http://www.rp.pl/artykul/852454.html
[5] R.Bakalarczyk, Między edukacją a pomocą społeczną, w: Obywatel, nr 4/2011
Koszty oddalenia
Najbardziej oczywistą konsekwencją zmian będzie oddalenie miejsca nauki od miejsca zamieszkania. Rodzi to duże koszty jak i niedogodności. W pierwszym oświadczeniu programowym "Porozumienia Oświatowego”[1 dokładnie je wymieniliśmy.
Są to: po pierwsze, koszty finansowe związane z organizacją dojazdu. Niezależnie od tego w jakiej mierze opłacą je gminy, a w jakiej rodzice – społeczności będzie to słono kosztować, Po drugie, są to koszty czasowe ( jak pokazała kontrola NIK z 2009 roku w Warmii i Mazurach wiele uczniów pozostawało poza domem wiele godzin oczekując po lekcjach na odwiezienie do domu przez zorganizowany transport.[2] Dziś wiele uczniów z obszarów wiejskich spędza kilkadziesiąt minut w drodze do szkoły, z uwagi na to, że konieczność objechania wielu wsi wydłuża czas dojazdu do szkoły.[3] Po trzecie, realnym kosztem ( choć nie przeliczalnym łatwo na pieniądze) jest zmniejszenie bezpieczeństwa dzieci w drodze do daleko położonej szkoły. Wszystkie te koszty niepostrzeżenie mogą przełożyć się na obniżenie kapitału rozwojowego w młodym pokoleniu. Szczególnie jednak boleśnie mogą odczuć to uczniowie i rodzice z grup defaworyzowanych – niepełnosprawnych oraz tych dotkniętych ubóstwem ( część doświadcza obydwu ryzyk jednocześnie – według danych GUS wśród rodzin z przynajmniej jednym dzieckiem niepełnosprawnym, 11% nie przekracza granicy minimum egzystencji!)
Zahamowanie inkluzji
Jeśli chodzi o dzieci ubogie, zwłaszcza na obszarach wiejskich, często mogą one nie trafić na czas do szkoły, zwłaszcza że ich rodzice niekoniecznie posiadają samochody, co nie jest rzadkością na terenach wiejskich. Z kolei transport publiczny nie zawsze działa na polskiej prowincji. Przez minioną dekadę można było obserwować
wygasanie zarówno połączeń kolejowych jak i autobusowych. Jak pisała niedawno Rzeczpospolita:
„Coraz mniej jest połączeń autobusowych i kolejowych. Z rocznika statystycznego GUS wynika, że w 2000 roku z regularnych połączeń autobusowych skorzystało 826,6 mln podróżnych. W 2010 roku już tylko 476,1 mln. Polacy autobusami i pociągami nie jeżdżą, bo na prowincji ich już prawie nie ma.”.[4]
Także w dużych miastach dowożenie dzieci środkami miejskiego transportu bywa dla wielu rodzin nie lada problemem. I logistycznym i finansowym. Dla przykładu w Warszawie, gdzie pod nóż poszło w tym roku wiele szkół, równocześnie mamy do czynienia z podwyżką cen biletów. Gminy mają obowiązek zapewnienia dzieciom transportu jeśli szkoła położona jest powyżej 3 km. od miejsca zamieszkania ( klasy 0-IV) lub 4 km ( klasy V-VI i gimnazja), zaś najubożsi pobierający zasiłek rodzinny mogą dostać dodatek w wysokości 50 zł ( za dojazd do innej miejscowości) lub 90 zł ( w związku zamieszkaniem poza własnym domem, w miejscowości w której dziecko pobiera naukę). Wszystko to są koszty publiczny, a realizację tych zasad nie każda uboga rodzina jest gotowa się upomnieć. Poza tym by dostać dodatek trzeba znaleźć się pod restrykcyjnym progiem dochodowym – 504 zł. W rodzinie lub 583 gdy w rodzinie jest dziecko niepełnosprawne. Wiele rodzin niezamożnych, choćby minimalnie przekraczających niski próg, jest zatem pozbawionych wsparcia.
Drugi problem wiąże się z tym, że chodzenie do szkoły poza miejscem zamieszkania rodzi potencjalnie większe trudności w kontaktach zarówno ze społecznością lokalną jak i instytucjami wsparcia, które działają w okolicy zamieszkania dziecka. W przypadku dzieci ubogich ma to ogromne znaczenie. Już teraz koordynacja i komunikacja między służbami społecznymi a placówkami edukacyjnymi – szwankuje. A to od współpracy między
tymi instytucjami – o czym szerzej pisałem w Nowym Obywatelu[5] – zależy właściwe zidentyfikowanie potrzeb i deficytów rozwojowych dziecka oraz skuteczne zaadresowanie adekwatnego wsparcia. Co gorsza, nawet jeśli udałoby się nawiązać i uruchomić trwałą i pogłębioną współpracę między wspomnianymi instytucjami , w sytuacji oddalenia szkoły od miejsca zamieszkania, istnieją obawy, że będzie ona słabo zakorzeniona w środowisku życia dziecka. Nie wystarczy bowiem dobra współpraca instytucji. Potrzebne jest również jej osadzenie w społeczności, w której dziecko się wychowuje. Odległość szkoły od miejsca zamieszkania często fizycznie uniemożliwia dzieciom wiejskim korzystania z zajęć pozalekcyjnych i wyrównawczych. Jak wskazują specjaliści Federacji Inicjatyw Oświatowych wiele dzieci nie może w nich partycypować z uwagi na to, że ostatni autobus do domu odjeżdża wcześniej niż kończą się owe zajęcia.
Bariery integracji
Nie lepiej wygląda sytuacja uczniów niepełnosprawnych, nawet tych nie cierpiących z powodu ubóstwa. Jedna
nauczycielka ze szkoły integracyjnej w Łodzi powiedziała mi, że omawiana likwidacja szkół może zaprzepaścić szanse na edukację integrację dzieci niepełnosprawnych. Obawy związane z likwidacją szkół, można rozszerzyć także na nauczanie włączające ( w ramach szkół masowych i ogólnodostępnych klas). Konieczność
dojazdu może prowadzić nie tylko do niedogodności, ale niekiedy stanowić wręcz barierę w korzystaniu z edukacji. Transport publiczny, zwłaszcza na obszarach peryferyjnych nie jest przygotowany dla przewożenia dzieci z
niepełnosprawnością ruchową. Dla wielu z nich to, że szkoła znajduje się w pobliżu jest jedyną szansą na uczestnictwo w edukacji razem z innymi. Także dzieci z niepełnosprawnościami intelektualnymi mogą boleśnie odczuć konieczność dojazdów. Są to często dzieci mniej przewidywalne, o zaburzonych możliwościach
oceny sytuacji i w związku z tym szczególnie narażone na niebezpieczeństwo na drodze, z dala od domu. A nie wszyscy rodzice mogą pozwolić sobie na dowożenie i pilnowanie swoich pociech. Część z tych dzieci w tej sytuacji może wypaść poza system oświaty, co odbierze im szanse rozwoju jak i budowania więzi społecznych z rówieśnikami. Rodzice zaś mogą zostać zmuszeni do rezygnacji z pracy przynajmniej w dotychczasowym wymiarze, co zwiększa ryzyko ubóstwa.
Pogłębianie izolacji
Problem zapewnienia transportu dla niepełnosprawnych uczniów nie jest problemem nowym, związanym wyłącznie z postępującą likwidacją szkół. Dotyka już od dawna także wiele uczniów, którzy uczą się w ramach
szkół specjalnych. Wobec deficytu realnych możliwości kształcenia w szkołach czy klasach integracyjnych
bądź masowych, często szkoła specjalna jest jedyną alternatywą względem pozostania w domu. Wiele szkół specjalnych położonych jest na obrzeżach miasta lub wręcz poza nim, z mało gęstą siecią komunikacyjną. Bywając w jednej z takich szkół w Łbiskach (pod Piasecznem) miałem okazję nieco dokładniej to zaobserwować. Sama szkoła, choć wydawała się przestrzenią bardzo przyjazną dla niepełnosprawnego dziecka, położona była w otoczeniu dość odludnym, z dala od większych kompleksów zabudowań. Niemała część uczniów mieszka więc z internacie ( żeby jednak przejść ze szkoły do internatu, trzeba przejść przez szosę, co jest niebezpieczne i rodzi konieczność ciągłego nadzoru). Umieszczenie dziecka w tego typu internacie to nie tylko dodatkowy koszt dla rodziców, ale i ze swej istoty niezbyt korzystna sytuacja dla przebywających tam dzieci. Dzieci przebywają w swoistej izolacji, z dala
od rodziców, co ogranicza z jednej strony ich emocjonalne bezpieczeństwo i potrzeby rodzicielskiego ciepła, a z drugiej strony utrudnia włączenie rodziny w proces wychowania i opieki przez szkołę, co byłoby wskazane z punktu widzenia rozwoju dziecka, zwłaszcza wymagającego z przyczyn społecznych lub biologicznych szczególnego wsparcia. Ponadto, dziecko przebywając w internacie tylko z dziećmi niepełnosprawnymi, nie ma zbyt wielu możliwości kontaktów z dziećmi pełnosprawnymi, co przyniosłoby obustronne korzyści. Żeby była jasność,
internaty bywają potrzebne, jednak społecznie szkodliwe jest by przebywało w nich coraz więcej dzieci niepełnosprawnych z uwagi na brak oferty edukacyjnej dla nich w pobliżu miejsca zamieszkania. A masowy proces likwidacji szkół do tego prowadzi, dorzucając kolejny głaz na drodze ku bardziej integrującemu i włączającemu modelowi edukacji w Polsce.
***
Przedstawione w artykule argumenty powinny dać do myślenia decydentom. Tam gdzie nie jest możliwe już z przyczyn prawnych czy ekonomicznych zatrzymanie procesu likwidacji placówek, warto dołożyć starań by złagodzić tego skutki – by oddalenie szkoły od miejsca zamieszkania w jak najmniejszym stopniu nie tworzyło barier i nie przekładało się na indywidualnie ponoszony koszty dla dzieci i ich rodziców, zwłaszcza tych najsłabszych – niepełnosprawnych i wykluczonych. Zniknięcie z mapy Polskiej oświaty wielu szkół różnych szczebli staje się faktem. Jest jednak także wyzwaniem dla reorganizacji systemu by pełnił on w nowych warunkach funkcje opiekuńcze, integracyjne i wyrównawcze.
Artykuł w nieco skróconej i zmodyfikowej wersji ukazał się pierwotnie w tygodniku społeczno-oświatowym ” Głos nauczycielski” z dnia 16 maja 2012
--------------------------------------------------
[1] http://www.demokratyczne.pl/984/stanowisko-dzs-razem-przeciwko-likwidacji-szkol-szkol-za-nowoczesna-i-egalitarna-edukacja
[2] Por. http://nowyobywatel.pl/2012/03/11/coraz-dalej-do-szkoly
[3] tamże.
[4]A.Niewińska, Degradacja Polski powiatowej, Rzeczpospolita, 30 marca 2012 r.
http://www.rp.pl/artykul/852454.html
[5] R.Bakalarczyk, Między edukacją a pomocą społeczną, w: Obywatel, nr 4/2011