2012-06-04 21:38:33
Szwedzkie refleksje z okazji dnia dziecka
Niedawno, w przededniu Dnia dziecka polską opinię publiczną obiegły wyniki raportu UNICEF na temat ubóstwa dzieci w krajach rozwiniętych. Polska plasuje się w dolnych partiach rankingu. Warto się nad tym pochylić. Warto też jednak zastanowić się co zrobiły kraje, które są liderami. Być może będzie to drogowskaz w poszukiwaniu odpowiedzi nie tylko na to jak i dlaczego polskim dzieciom żyje się źle, ale także jaką politykę spróbować wprowadzić by żyło się im lepiej.
Skandynawia górą
Jeśli wziąć pod uwagę cały region, liderami są ewidentnie kraje nordyckie. Jeśli chodzi o wskaźnik deprywacji dzieci ( Islandia Szwecja, Norwegia, Finlandia, Dania ) zajmują kolejno pierwsze pięć miejsc. Również pod względem wskaźnika ubóstwa względnego dzieci wszystkie one mieszczą się w pierwszej ósemce na 35 krajów.
Ktoś powie, że to dlatego, że są to społeczeństwa zasobne. Ale czy to jedyny powód? Są wszak kraje o podobnym poziomie rozwoju, w których dzieciom ( a przynajmniej wielu z nich) żyje się znacznie gorzej. Tadeusz Kowalik w swych tekstach na temat sprawiedliwości społecznej często zestawia diametralnie różniący się poziom ubóstwa wśród dzieci w Stanach Zjednoczonych i Szwecji, pokazując, że społeczeństwa wysoko rozwinięte mogą różnić się znacznie jeśli chodzi o poziom sprawiedliwości społecznej, której skala ubóstwa ( ewidentnie) niezawinionego wydaje się jedną z adekwatnych miar.
Sytuacja materialna dzieci nie jest tylko zależna od sytuacji ekonomicznej społeczeństwa, w którym żyją, ale i od stosowanej w nim polityki wyboru jak bogactwo dzielić. Skandynawowie starają się dzielić je względnie równomiernie, tak by nawet słabsi członkowie wspólnoty mogli zaspokoić podstawowe potrzeby.
Przy obecnym stanie wiedzy i potrzeb praktycznych, wskazówka- dzielmy sprawiedliwiej! – wydaje się jednak zbyt ogólnikowa. Ważny jest także dobór określonych instrumentów, a także to jak je będziemy weryfikować i przekształcać w celu dostosowania do zmieniających się warunków. Toteż polityka zapewnienia dobrobytu dzieciom to nie jest kwestia jednorazowej decyzji, ale konieczności permanentnego dokonywania wyboru i monitorowania skutków. Państwa skandynawskie znane są ze zdolności pragmatycznego modyfikowania swych instytucji. Które z generalnych cech modelowych i które z instrumentów szczegółowych skandynawskiego systemu dobrobytu szczególnie przekładają się na sytuację dziecka? Próbując odpowiedzieć na to pytanie, ograniczę się póki co do Szwecji, którą spośród krajów nordyckich znam najlepiej.
pajdocentryczne czy po prostu opiekuńczo?
Parę miesięcy temu w Wysokich Obcasach (21 stycznia 2012)wyszedł świetny reportaż „ Dziecko po szwedzku” autorstwa Agnieszki Jucewicz. Prowadząca cotygodniowe audycje w TOK FM Ewa Podolska poprosiła mnie wówczas o rozmowę na ten temat. Podczas audycji, pierwsze pytanie jakie otrzymałem w studiu było mniej więcej takie - z czego wynika to, że szwedzkie społeczeństwo otacza dzieci aż taką troską, tak dba o zapewnienie im dobrobytu i takie znaczenie przypisuje polityce na ich rzecz Rzeczywiście czytając felieton można by wnioskować o szczególnej koncentracji Szwedów na punkcie zapewnienia dzieciom optymalnych warunków rozwoju.
Sądzę jednak, że taki wniosek wynika jednak z fragmentaryczności obrazu jaki siłą rzeczy wyłonił się z reportażu ( co nie jest bynajmniej zarzutem wobec cytowanego tekstu). Gdyby ktoś jednak napisał reportaż w podobnym duchu na temat seniorów w Szwecji bądź osób niepełnosprawnych – nasuwałoby się pewnie analogiczne pytanie – co sprawia, że Szwedzi otaczają tak szczególną troską ludzi starszych czy niepełnosprawnych. Otóż, według mnie publiczna ( a nie tylko społeczna czy rodzinna) troska, której adresatem jest każda ze wspomnianych grup, to skutek raczej ogólnych cech szwedzkiego modelu, charakteryzującego się wysoką opiekuńczością i publicznym imperatywem by wspierać jednostki w zaspokajaniu ich potrzeb. W pewnej mierze korzystają z tego wszyscy, ale w szczególnym stopniu osoby które określilibyśmy z angielska jako vulnerable - bezbronne, nie mogące zaspokoić swoich potrzeb samodzielnie, tylko zależne od innych. Dzieci, zwłaszcza małe, są jedną z takich kategorii.
Częściowo więc ich korzystna sytuacja wynika nie tyle z poziomu rozwoju gospodarczego w tym kraju, ile z funkcjonującego tam modelu społeczno-gospodarczego.
Wsparcie ( a nie wyparcie ) rodziny
Dobrostan szwedzkiego dziecka może być po części pochodną także innej cechy tamtejszego modelu rozwoju, jaką jest dążenia do równości płci, w wymiarze instytucjonalnym realizowanej m.in. za pomocą hojnej, progresywnej polityki rodzinnej. Szwedzi, słusznie zresztą, zrozumieli, że warunkiem sine qua non wysokiej partycypacja przedstawicieli obydwu płci na rynku pracy i równości zawodowej między nimi, jest dążenie do równości także w sferze rodzinnej i częściowe uniezależnienie kobiet od obowiązków domowych i opiekuńczych. Mówi się w tym kontekście o defamilizacji, czyli uniezależnieniu sytuacji jednostki ( w domyśle chodzi o kobiety, które w systemach opartych na familizacji takich jak Polska, często ponoszą główny ciężar opieki i prowadzenia gospodarstwa domowego) od jej sytuacji rodzinnej. Wyrównaniu pozycji obydwu płci służy szereg instrumentów polityki rodzinnej w tym dostęp do publicznej opieki nad małym dzieckiem ( w krajach nordyckich, poza Danią nie ma rozgraniczenia na żłobki i przedszkola, tylko jest system jednolity) a także urlopy rodzicielskie o wysokiej stopie zastąpienia i konstrukcji motywującej do przynajmniej częściowego korzystania z nich także przez ojców.
Warto zauważyć, że owa polityka – wbrew krążącym w Polsce na temat Szwecji mitów – nie dezintegruje rodziny ani też nie wypiera jej w pełnieniu opiekuńczych obowiązków, przynajmniej w pierwszej fazie życia dziecka, w której więź z rodzicami może mieć szczególne znaczenie. Dla przykładu dzieci do publicznych instytucji opieki trafiają zwykle dopiero po pierwszym roku życia (Inaczej niż w Danii, gdzie promuje się jak najszybszy powrót na rynek pracy). Wiąże się to z hojnym system zasiłków podczas urlopów rodzicielskich, które sprawiają, że rodzice nie tracą zbytnio na skorzystaniu z nich. Ponieważ urlop może być rozdzielony między oboje rodziców, żaden z nich nie musi pozostawać zbyt długo poza rynkiem pracy, jeśli każdy wykorzysta jego cześć. Poza tym jak zauważa szwedzki badacz polityki rodzinnej S.Saxonberg, skuteczna polityka stymulowania ojców do partycypacji w opiece, poszerza społeczne prawo dziecka do kontaktu z obojgiem rodziców, ( Saxonberg, 2009) a nie jak w społeczeństwach patriarchalnych, tylko jednym z nich. (Niestety nie korzystają z tego dzieci wychowujące się w rodzinach mono-parentalnych, których jest w Szwecji nie mało.
Szwedzki system socjalny zatem stwarza nie tylko dogodne warunki bytowe, ale też działa więziotwórczo w pierwszej fazie życia dziecka ( owe więzi między dziećmi a rodzicami jednak później relatywnie szybko się rozluźniają, o czym dalej). Jeśli jednak zatrzymamy się na poziomie warunków materialno-instytucjonalnych ( co w Polsce szczególnie szwankuje i jest powodem problemów na innych polach) kluczowe dla szwedzkiej polityki rodzinnej jest to, że pozwala ona na aktywność zawodową ( choćby w niepełnym wymiarze) obojgu rodzicom, co zmniejsza ryzyko ubóstwa. Tymczasem w Polsce często posiadanie dzieci, zwłaszcza w większej liczbie, prowadzi do wycofania się kobiet z rynku pracy ( i to na długo, przez co trudniej im potem wrócić) a co za tym idzie ubóstwo. Zwłaszcza widać to na przykładzie rodzin z dziećmi niepełnosprawnymi, które natrafiają na liczne bariery w dostępie do przedszkolnych instytucji opiekuńczo-edukacyjnych. W tych gospodarstwach domowych ryzyko ubóstwa, także tego skrajnego, jest naprawdę wysokie.
Dobrostan dziecka zrodzony z emancypacji matki
Wracając do Szwecji, środkiem do uzyskania work and family balance są nie tylko odpowiednio skonstruowane urlopy ( i inne instrumenty rynku pracy) ale przede wszystkim powszechny dostęp do opieki nad małym dzieckiem. Warto jednak zauważyć że w kraju tym budując całą tą infrastrukturę opiekuńczej początkowo nie stawiano w centrum samego dziecka, ale jego rodziców i to nie tyle po to by poprawić ich jakość życia, ale by umożliwić im większą użyteczność dla rozwoju gospodarki. Z moich analiz prowadzonych dla Fundacji Norden Centrum wynika, że przez wiele dekad poczynając od drugiej połowy XIX zasadnicze motywacje były właśnie takie. Od końca lat 60 to się zmieniało najpierw w kierunku coraz silniej akcentowanej równości płci i emancypacji zawodowej kobiet, a dopiero na przełomie XX i XXI w centrum szwedzkiej debaty na temat edukacji przedszkolnej zaczęto stawiać samo dziecko z jego obywatelskim prawem do opieki i rozwoju od najmłodszych lat. Klimat tych dyskusji został odzwierciedlony w zmianach prawnych dokonanych (dopiero!) przed dekadą, polegających na zapewnieniu wszystkim dzieciom w wieku przedszkolnym dostępu do bezpłatnego opieki przedszkolnej ( realizowanej w różnych formach) w pewnym wymiarze. Wcześniej dostęp był częściowo zależny od statusu zawodowego rodziców. ( por. Bakalarczyk, 2011) Można więc powiedzieć, że przez dużą część historycznego rozwoju szwedzkiego welfare state zabezpieczenie opieki przedszkolnej dzieciom było czymś niejako wtórnym wobec dążenia do podniesienia i utrzymania wysokiej aktywności dorosłych, a z czasem także emancypacji ( przez rynek) dorosłych kobiet. Oczywiście wyodrębniam korzyści matek i dzieci czysto analitycznie, nie po to by je przeciwstawiać, ale po to by pokazać lepiej wzajemne powiązanie między nimi.
Zasiłek dla wszystkich, bez ulg dla nikogo
Nie wszystkie elementy polityki rodzinnej jednak wyrastają z tego korzenia. Przykładem jest choćby uniwersalny zasiłek z tytułu wychowywania ( a nie tylko urodzenia, jako to jest z polskim „ becikowym”) dziecka, wypłacany rodzicom comiesięcznie w wysokości około 1000 koron szwedzkich ( 1 korona = ok.40 groszy). Jest on w założeniach neutralny na kwestie płci, natomiast stanowi wyraz wparcia jakiego udziela państwo obywatelom w związku z potrzebami obecnymi w określonej fazie życia. Jest to świadczenie mieszczące się w ramach niepopularnej u nas logiki uniwersalnej ( w Polsce wypłacany comiesięcznie zasiłek rodzinny jest świadczeniem selektywnym, zaś „ becikowe” jest świadczeniem jednorazowym a i tu premier w swym expose zapowiedział wprowadzenie kryterium dochodowego). Jednocześnie kolejne partie i kręgi opiniotwórcze za akceptowany i pożądany instrument widzą rodzinne ulgi podatkowe, który instrument z kolei w ogóle nie funkcjonujący w Szwecji ( por. Skubiszewska, 2011). Widzimy jak bardzo różne są podejścia do instrumentów polityki rodzinnej w obydwu krajach . Nie mniej wyraźne są różnice jeśli weźmiemy pod uwagę nie tylko świadczenia pieniężne ( in cash) ale także te usługowe ( in kind).
Dzieciństwo zinstytucjonalizowane
Znamienną, modelową wręcz cechą nordyckich welfare states, jest powszechny dostęp do usług publicznych ( niekiedy używa się nawet określenia social services states). Owe publiczne instytucje towarzyszą obywatelom od kołyski ( jeszcze w fazie prenatalnej matka z dzieckiem jest otoczona troskliwą publiczną opieką) aż po grób ( uniwersalne usługi dla osób wieku podeszłym, którym poświęcam kolejną ekspertyzę dla Norden Centrum, mającą ukazać się na stronie fundacji w czerwcu). Ponieważ obywatele ochoczo z nich korzystają ( mimo w większości nieobligatoryjnego charakteru), życie w Szwecji, w tym dzieciństwo, staje się silnie zinstytucjonalizowane. Człowiek od szczenięcych lat ma kontakt z grupą rówieśniczą w obrębie powszechnie dostępnych ( choć niekiedy za niewielką odpłatnością) publicznych instytucji socjalizacyjnych i opiekuńczych. Tym samym buduje się kapitał społeczny, ale też oswaja z kategorią obywatelstwa socjalnego, która choć sformułowana w progu lat 50. na gruncie anglosaskim, najpełniejszy wyraz znalazła właśnie w powojennej Skandynawii. Dziecko jest traktowane od małego jako obywatel ( co nie oznacza rzecz jasna zrównania we wszystkich prawach z dorosłymi np. jeśli chodzi o prawo wyborcze) którego przysługuje wiele dóbr niezależnie od jego sytuacji materialnej i rodzinnej ani indywidualnych predyspozycji czy uznania osób trzecich. Można by rzec – nie ma dziecka, jest obywatel, parafrazując słynne słowa Janusza Korczaka. Pamiętajmy, że owo obywatelstwo w wydaniu szwedzkim ma też istotny socjalny komponent.
Choć dziecko nie ma wszystkich praw co osoba dorosła, polityka chroni go a także zmierza do podmiotowości go na różnych poziomach. Przykładem ochrony jest choćby funkcjonująca od 1979 roku ustawa anty-przemocowa, która kategorycznie zakazuje wszelkiej przemocy wobec dziecka ( przeciwnicy twierdzą, że owa przemoc jest w praktyce zbyt szeroko interpretowana przez służby społeczne, a niektóre sankcje na czele z odebraniem dziecka uważają za nadużywane, wbrew dobru dziecka ). Niemniej sama konstrukcja ustawy i jej kilkudziesięcioletnia trwałość pokazuje, że wspólnota gdy idzie o obronie swych najsłabszych obywateli jest gotowa naruszyć integralność instytucji rodziny jako podstawowej komórki społecznej. Dzieci mają też możliwość same zgłoszenia aktów przemocy, co bierze się tam pod uwagę bardzo serio ( znów przeciwnicy ustawy obawiają się, że daje pole do manipulacji, nadużyć i nieprzemyślanych decyzji o nieraz katastrofalnych konsekwencjach także dla samych dzieci).
Ważne jest też dążenie do wsłuchiwania się w potrzeby dziecka i uwzględnienie jego woli w procesie socjalizacji, co pokazuje na przykładzie funkcjonowania przedszkoli wspomniany reportaż z Wysokich Obcasów. Znów można szukać pewnych tropów analogii do myśli i korczakowskiej. Nie tylko troska, ale także zapewnianie podmiotowości. Choć w szwedzkich instytucjach opiekuńczo-edukacyjnych praktyka ta nie ma aż tak głęboko humanistycznego i emancypacyjnego oblicza jak w praktyce polsko-żydowskiego Pedagoga, warto zauważyć, że jest stosowana na szeroką, systemową skalę.
Dziecko wylane z kąpielą?
Trzymając się motywów korczakowskich, można jednak mieć pewne wątpliwości czy model szwedzki faktycznie zapewnia wieloaspektowy dobrostan swym najmłodszym obywatelom? W którejś z książek na temat Korczaka ( którego rok, decyzją senatu, właśnie w Polsce obchodzimy) pojawia się teza, że stałym i kluczowym motywem jego pism ( zwłaszcza książek dla najmłodszych, jak na przykład Król Maciuś Pierwszy) jest doświadczenie samotności dziecka w świecie dorosłych. Można zapytać czy szwedzki model społeczny ( nie tylko instytucjonalny) sobie z tym problemem poradził? Wiadomo wszak, że wzajemne powinności między członkami rodziny w Szwecji ( może poza opieką nad dzieckiem w najwcześniejszych fazach życia) są relatywnie słabe, w porównaniu z krajami takimi jak Polska czy kraje Europy Południowej. Dzieci szybko opuszczają rodzinne gniazdo, nieczęste są rodziny wielopokoleniowe mieszkające razem itp. Mieszkając przez rok w niewielkim szwedzkim mieście, w barach restauracyjnych nawet w niedziele widziałem nastolatków w wieku szkolnym, spożywających posiłek ( z reguły niezbyt zdrowy) samotnie lub w grupie rówieśniczej, natomiast niemal nigdy wraz z rodzicami. Jacek Kubitzky, psycholog polskiego pochodzenia mieszkający od lat w Szwecji, w swym niedawno przetłumaczonym na język polski „ Alfabecie Szwedzkim” rozdział B jak Barne( co po szwedzku znaczy właśnie - dzieci) uczynił chyba najsmutniejszym i zawierającym najsurowsze oceny tamtego społeczeństwa jakie można znaleźć na kartach tej książki. Podobne gorzkie refleksje autor ma na temat osób starszych, zaznaczając, że Szwecja jawi się jako kraj „ chłodny” ( nie tylko dosłownie), nie tylko względem poszczególnych grup wiekowych ale ogólnie. Znów widzimy, że sytuacja poszczególnych grup może nie być dla nich specyficzna, a wynikać z bardziej generalnych cech tamtego modelu społecznego obejmującego wszystkich.
Jeśli przyjmiemy, że te refleksje i wrażenia odpowiadają szwedzkiej rzeczywistości, otwartym pozostaje pytanie do jakiego stopnia możemy obciążyć za ten stan rzeczy tamtejszy model społeczny? Czy uprawniona jest teza – wygłaszana ochoczo przez adwersarzy państwa opiekuńczego – że to silna instytucjonalizacja życia społecznego zabija naturalne więzi międzyludzkie ( zwłaszcza rodzinne) i spontaniczne odruchy? Czy w trosce o bezpieczeństwo socjalne dziecka nie przeoczono jego potrzeb w zakresie bezpieczeństwa emocjonalnego lub wręcz doprowadzono, że jeden typ bezpieczeństwa wyparł drugi ( argument typu „ one kill another” o tym że uzyskując jedną wartość niszczymy drugą, często pojawiający się w krytykach polityki społecznej)? Czy dążąc do uniezależnienia (defamilizując) od uwarunkowań rodzinnych pozycji społecznej matki, a następnie dziecka, przypadkiem „nie wylano go z kąpielą”?
Brak mi pogłębionej wiedzy by na to odpowiedzieć. Zarówno bezpośredniej jak i tej płynącej z lektury. Przestrzegałbym jednak przed zbyt pochopnym przyjęciem powyższych przypuszczeń. Nawet jeśli przyjęlibyśmy ( co w świetle różnych porównawczych pomiarów szczęścia nie jest wcale oczywiste), że faktycznie że szwedzkie dzieci dorastają w „ chłodnym” dla nich otoczeniu, co rzutuje na ich integrację, bezpieczeństwo emocjonalne etc. nie jest do końca jasne który czynnik za to odpowiada? Na ile ów przypisany Szwedom przez niektórych "chłód"wobec dzieci ma surowe, protestanckie podłoże kulturowe, na ile jest to kwestia klimatu różnicującego mentalność społeczeństw tej szerokości geograficznej od mających nieco inny temperament południowców, a na ile wreszcie jest to skutek określonego ładu społeczno-instytucjonalnego?
Na naszym pustoszejącym podwórku
Odpowiedź na pierwszy rzut oka nie wydaje się oczywista. Poza tym nawet jeśli istotne źródło przypiszemy strukturze instytucjonalnej, to niekoniecznie oznacza, że instytucje dobrobytu się nie sprawdziły. Może to oznaczać równie dobrze, że ich zakres powinniśmy nie tyle ograniczyć, co rozszerzyć o te, które by jeszcze większy nacisk kładły na zapewnianie dobrostanu w wymiarze pozamaterialnym.
Tym niemniej warto mieć zawsze w tyle głowy świadomość, że projektując i realizując politykę społeczną, nie można tracić z oczu poza-bytowych ( duchowych, emocjonalnych i więziotwórczych) skutków, w tym ubocznych. Trzeba się mieć pod tym względem na baczności, także gdy myślimy o naszym podwórku. Tym bardziej, że będzie na nim coraz mniej dzieci, coraz więcej z nich bez rodzeństwa ani wielu rówieśników, a część z nich – co najgorsze – dotknie przynajmniej częściowe sieroctwo ( coraz częściej społeczne, a rzadziej biologiczne). Wszystko to pomoże stanowić podłoże pod poczucie samotności młodego pokolenia. Dodatkowo ryzyko alienacji pogłębiają bardzo wyraźne hierarchie i segregacje społeczne w naszym kraju ( niestety częściowo reprodukowane przez rodzimy system edukacyjny) , z którymi Szwedzi mają znacznie mniejszy problem. (choć dotyka on również dzieci szwedzkich, zwłaszcza z biografią migracyjną)
Wspomniany na wstępie raport UNICEF choć próbuje wielowymiarowo zdiagnozować i porównać sytuację dzieciństwa w różnych krajach, wszystkie te wymiary odnosi do twardych, raczej bytowych wskaźników jak zaspokojenie różnych materialnych potrzeb czy dostęp do określonych dóbr. Niewiele z niego dowiadujemy się o mniej wymiernych, miękkich wskaźnikach, jak bezpieczeństwo emocjonalne, możliwość zawierania więzi społecznych itp. ( co uzasadnione, bowiem przedmiotem było ubóstwo) Jeśli chodzi o Polskę wiedzy na temat szerszego spektrum aspektów dzieciństwa dostarcza kompleksowy raport „ Dzieci się Liczą” opublikowany przez Fundację Dzieci Niczyje. Walorem dokumentu na pierwszy rzut oka jest to, że część ekspercka jest ilustrowana i przeplatana fragmentami wypowiedzi samych dzieci! Niestety raport choć obejmuje wiele zmiennych ( zdrowie, edukacja, przemoc, przemoc, sytuacja rodzinna etc.) w wielu tych wymiarach nie daje możliwości porównania na tle innych krajów. Nie dowiemy się z niego również jak wygląda pod tym względem na przykład Szwecja.
Na podstawie innych źródeł można jednak wiele powiedzieć o prowadzonej w tym zakresie tam polityce. Ustawowo gwarantowana ( i społecznie wspierana) ochrona dziecka przed przemocą, dostęp do wsparcia dla rodziny z trudnościami, opieka także poza szkolna do 10 roku życia w godzinach pozalekcyjnych to tylko niektóre stosowane tam działania mogące zmniejszać podatność szwedzkiego dziecka na wykluczenie, przemoc i osamotnienie.
Co sprowadzić ze Szwecji?
To co jednak w pierwszym rzucie możemy potraktować jako inspirację pochodzące od naszego zamorskiego sąsiada to polityka rodzinna w wymiarze instytucjonalno-dochodowym. To w dużej mierze za jej sprawą szwedzkie dzieci są niemal wolne od zagrożenia deprywacją w zakresie najbardziej elementarnych potrzeb. Nawet niepałający szczególnym entuzjazmem do skandynawskiej polityki społecznej dr Maciej Duszczyk z IPS na konferencji poświęconej modelowi nordyckiemu stwierdził mniej więcej coś takiego , że to co może być inspirujące to fińska polityka edukacyjna, duńska polityka flexicurity i - last but not least - szwedzka polityka rodzinna. W kontekście zabezpieczenia dzieci przed ubóstwem i wykluczeniem trzy, omówione już w powyższym wpisie, jej wymiary wydają się godne wypunktowania na koniec.
1)Po pierwsze, umożliwiając przy pomocy różnych instrumentów pozostawanie ( obojgu!) rodzicom na rynku pracy zmniejsza się ryzyko ubóstwa dziecka ze względu na niewielki dochód rynkowy w gospodarstwie domowym.
2)Po drugie, przy pomocy zaopatrzeniowych i wypłacanych długookresowo świadczeń pieniężnych rekomenpensuje się koszty ponoszone z tytułu wychowania dziecka i ogólnie zwiększa budżet gospodarstwa domowego z dzieckiem, zmniejszając tym samym ryzyko ubóstwa.
3)Po trzecie, poprzez bezpłatny lub niskopłatny dostęp do usług publicznych, w tym instytucji opiekuńczych i edukacyjnych, sprawia, że rodziny mniej zamożne by z nich skorzystać nie muszą odbierać sobie ani dziecku od ust innych dóbr finansowanych w ramach domowego budżetu. Jednocześnie edukacyjne pełnią bardzo-wielowymiarowe funkcje, także opiekuńcze, co ma szczególne znaczenie dla rodzin uboższych. Przykładem jest zapewnienie darmowych posiłków dla wszystkich dzieci w szwedzkich ( a także fińskich) szkołach
Polityka wobec ubóstwa powinna składać się z trzech wymiarów prewencji, łagodzenia go i przezwyciężania, a także łagodzenia jego skutków. Trzy wskazane powyżej punkty zdają się odpowiadać wymiarom. Umożliwianie pracy jest prewencją ubóstwa, wsparcie finansowe (i nie tylko) rodzin powoduje zmniejszenie lub nieraz przezwyciężenie ubóstwa, zaś zapewnienie powszechnego dostępu do różnych usług opiekuńczo-bytowych, jest sposobem na to by dziecko jak najmniej odczuwało skutki życia w warunkach ubóstwa, jeśli ono nastąpi.
Powinniśmy dążyć do tego także u nas, gdzie zagrożenie ubóstwem wśród dzieci jest nie tylko duże i w wielu wypadkach głębokie , ale za sprawą komercjalizacji życia publicznego, bardzo łatwo przekształca się w wykluczenie społeczne. Poprawa warunków życia i rozwoju dzieci w wymiarze materialno-instytucjonalnym nie jest warunkiem wystarczającym dobrostanu najmłodszych, ale z pewnością warunkiem koniecznym. Najwyższy czas by stała się to, mówiąc po heglowsku „uświadomiona konieczność” i poszły za tym konkretne działania. Jakie? Dobre wzorce leżą na przeciwległym brzegu Bałtyku.
Niedawno, w przededniu Dnia dziecka polską opinię publiczną obiegły wyniki raportu UNICEF na temat ubóstwa dzieci w krajach rozwiniętych. Polska plasuje się w dolnych partiach rankingu. Warto się nad tym pochylić. Warto też jednak zastanowić się co zrobiły kraje, które są liderami. Być może będzie to drogowskaz w poszukiwaniu odpowiedzi nie tylko na to jak i dlaczego polskim dzieciom żyje się źle, ale także jaką politykę spróbować wprowadzić by żyło się im lepiej.
Skandynawia górą
Jeśli wziąć pod uwagę cały region, liderami są ewidentnie kraje nordyckie. Jeśli chodzi o wskaźnik deprywacji dzieci ( Islandia Szwecja, Norwegia, Finlandia, Dania ) zajmują kolejno pierwsze pięć miejsc. Również pod względem wskaźnika ubóstwa względnego dzieci wszystkie one mieszczą się w pierwszej ósemce na 35 krajów.
Ktoś powie, że to dlatego, że są to społeczeństwa zasobne. Ale czy to jedyny powód? Są wszak kraje o podobnym poziomie rozwoju, w których dzieciom ( a przynajmniej wielu z nich) żyje się znacznie gorzej. Tadeusz Kowalik w swych tekstach na temat sprawiedliwości społecznej często zestawia diametralnie różniący się poziom ubóstwa wśród dzieci w Stanach Zjednoczonych i Szwecji, pokazując, że społeczeństwa wysoko rozwinięte mogą różnić się znacznie jeśli chodzi o poziom sprawiedliwości społecznej, której skala ubóstwa ( ewidentnie) niezawinionego wydaje się jedną z adekwatnych miar.
Sytuacja materialna dzieci nie jest tylko zależna od sytuacji ekonomicznej społeczeństwa, w którym żyją, ale i od stosowanej w nim polityki wyboru jak bogactwo dzielić. Skandynawowie starają się dzielić je względnie równomiernie, tak by nawet słabsi członkowie wspólnoty mogli zaspokoić podstawowe potrzeby.
Przy obecnym stanie wiedzy i potrzeb praktycznych, wskazówka- dzielmy sprawiedliwiej! – wydaje się jednak zbyt ogólnikowa. Ważny jest także dobór określonych instrumentów, a także to jak je będziemy weryfikować i przekształcać w celu dostosowania do zmieniających się warunków. Toteż polityka zapewnienia dobrobytu dzieciom to nie jest kwestia jednorazowej decyzji, ale konieczności permanentnego dokonywania wyboru i monitorowania skutków. Państwa skandynawskie znane są ze zdolności pragmatycznego modyfikowania swych instytucji. Które z generalnych cech modelowych i które z instrumentów szczegółowych skandynawskiego systemu dobrobytu szczególnie przekładają się na sytuację dziecka? Próbując odpowiedzieć na to pytanie, ograniczę się póki co do Szwecji, którą spośród krajów nordyckich znam najlepiej.
pajdocentryczne czy po prostu opiekuńczo?
Parę miesięcy temu w Wysokich Obcasach (21 stycznia 2012)wyszedł świetny reportaż „ Dziecko po szwedzku” autorstwa Agnieszki Jucewicz. Prowadząca cotygodniowe audycje w TOK FM Ewa Podolska poprosiła mnie wówczas o rozmowę na ten temat. Podczas audycji, pierwsze pytanie jakie otrzymałem w studiu było mniej więcej takie - z czego wynika to, że szwedzkie społeczeństwo otacza dzieci aż taką troską, tak dba o zapewnienie im dobrobytu i takie znaczenie przypisuje polityce na ich rzecz Rzeczywiście czytając felieton można by wnioskować o szczególnej koncentracji Szwedów na punkcie zapewnienia dzieciom optymalnych warunków rozwoju.
Sądzę jednak, że taki wniosek wynika jednak z fragmentaryczności obrazu jaki siłą rzeczy wyłonił się z reportażu ( co nie jest bynajmniej zarzutem wobec cytowanego tekstu). Gdyby ktoś jednak napisał reportaż w podobnym duchu na temat seniorów w Szwecji bądź osób niepełnosprawnych – nasuwałoby się pewnie analogiczne pytanie – co sprawia, że Szwedzi otaczają tak szczególną troską ludzi starszych czy niepełnosprawnych. Otóż, według mnie publiczna ( a nie tylko społeczna czy rodzinna) troska, której adresatem jest każda ze wspomnianych grup, to skutek raczej ogólnych cech szwedzkiego modelu, charakteryzującego się wysoką opiekuńczością i publicznym imperatywem by wspierać jednostki w zaspokajaniu ich potrzeb. W pewnej mierze korzystają z tego wszyscy, ale w szczególnym stopniu osoby które określilibyśmy z angielska jako vulnerable - bezbronne, nie mogące zaspokoić swoich potrzeb samodzielnie, tylko zależne od innych. Dzieci, zwłaszcza małe, są jedną z takich kategorii.
Częściowo więc ich korzystna sytuacja wynika nie tyle z poziomu rozwoju gospodarczego w tym kraju, ile z funkcjonującego tam modelu społeczno-gospodarczego.
Wsparcie ( a nie wyparcie ) rodziny
Dobrostan szwedzkiego dziecka może być po części pochodną także innej cechy tamtejszego modelu rozwoju, jaką jest dążenia do równości płci, w wymiarze instytucjonalnym realizowanej m.in. za pomocą hojnej, progresywnej polityki rodzinnej. Szwedzi, słusznie zresztą, zrozumieli, że warunkiem sine qua non wysokiej partycypacja przedstawicieli obydwu płci na rynku pracy i równości zawodowej między nimi, jest dążenie do równości także w sferze rodzinnej i częściowe uniezależnienie kobiet od obowiązków domowych i opiekuńczych. Mówi się w tym kontekście o defamilizacji, czyli uniezależnieniu sytuacji jednostki ( w domyśle chodzi o kobiety, które w systemach opartych na familizacji takich jak Polska, często ponoszą główny ciężar opieki i prowadzenia gospodarstwa domowego) od jej sytuacji rodzinnej. Wyrównaniu pozycji obydwu płci służy szereg instrumentów polityki rodzinnej w tym dostęp do publicznej opieki nad małym dzieckiem ( w krajach nordyckich, poza Danią nie ma rozgraniczenia na żłobki i przedszkola, tylko jest system jednolity) a także urlopy rodzicielskie o wysokiej stopie zastąpienia i konstrukcji motywującej do przynajmniej częściowego korzystania z nich także przez ojców.
Warto zauważyć, że owa polityka – wbrew krążącym w Polsce na temat Szwecji mitów – nie dezintegruje rodziny ani też nie wypiera jej w pełnieniu opiekuńczych obowiązków, przynajmniej w pierwszej fazie życia dziecka, w której więź z rodzicami może mieć szczególne znaczenie. Dla przykładu dzieci do publicznych instytucji opieki trafiają zwykle dopiero po pierwszym roku życia (Inaczej niż w Danii, gdzie promuje się jak najszybszy powrót na rynek pracy). Wiąże się to z hojnym system zasiłków podczas urlopów rodzicielskich, które sprawiają, że rodzice nie tracą zbytnio na skorzystaniu z nich. Ponieważ urlop może być rozdzielony między oboje rodziców, żaden z nich nie musi pozostawać zbyt długo poza rynkiem pracy, jeśli każdy wykorzysta jego cześć. Poza tym jak zauważa szwedzki badacz polityki rodzinnej S.Saxonberg, skuteczna polityka stymulowania ojców do partycypacji w opiece, poszerza społeczne prawo dziecka do kontaktu z obojgiem rodziców, ( Saxonberg, 2009) a nie jak w społeczeństwach patriarchalnych, tylko jednym z nich. (Niestety nie korzystają z tego dzieci wychowujące się w rodzinach mono-parentalnych, których jest w Szwecji nie mało.
Szwedzki system socjalny zatem stwarza nie tylko dogodne warunki bytowe, ale też działa więziotwórczo w pierwszej fazie życia dziecka ( owe więzi między dziećmi a rodzicami jednak później relatywnie szybko się rozluźniają, o czym dalej). Jeśli jednak zatrzymamy się na poziomie warunków materialno-instytucjonalnych ( co w Polsce szczególnie szwankuje i jest powodem problemów na innych polach) kluczowe dla szwedzkiej polityki rodzinnej jest to, że pozwala ona na aktywność zawodową ( choćby w niepełnym wymiarze) obojgu rodzicom, co zmniejsza ryzyko ubóstwa. Tymczasem w Polsce często posiadanie dzieci, zwłaszcza w większej liczbie, prowadzi do wycofania się kobiet z rynku pracy ( i to na długo, przez co trudniej im potem wrócić) a co za tym idzie ubóstwo. Zwłaszcza widać to na przykładzie rodzin z dziećmi niepełnosprawnymi, które natrafiają na liczne bariery w dostępie do przedszkolnych instytucji opiekuńczo-edukacyjnych. W tych gospodarstwach domowych ryzyko ubóstwa, także tego skrajnego, jest naprawdę wysokie.
Dobrostan dziecka zrodzony z emancypacji matki
Wracając do Szwecji, środkiem do uzyskania work and family balance są nie tylko odpowiednio skonstruowane urlopy ( i inne instrumenty rynku pracy) ale przede wszystkim powszechny dostęp do opieki nad małym dzieckiem. Warto jednak zauważyć że w kraju tym budując całą tą infrastrukturę opiekuńczej początkowo nie stawiano w centrum samego dziecka, ale jego rodziców i to nie tyle po to by poprawić ich jakość życia, ale by umożliwić im większą użyteczność dla rozwoju gospodarki. Z moich analiz prowadzonych dla Fundacji Norden Centrum wynika, że przez wiele dekad poczynając od drugiej połowy XIX zasadnicze motywacje były właśnie takie. Od końca lat 60 to się zmieniało najpierw w kierunku coraz silniej akcentowanej równości płci i emancypacji zawodowej kobiet, a dopiero na przełomie XX i XXI w centrum szwedzkiej debaty na temat edukacji przedszkolnej zaczęto stawiać samo dziecko z jego obywatelskim prawem do opieki i rozwoju od najmłodszych lat. Klimat tych dyskusji został odzwierciedlony w zmianach prawnych dokonanych (dopiero!) przed dekadą, polegających na zapewnieniu wszystkim dzieciom w wieku przedszkolnym dostępu do bezpłatnego opieki przedszkolnej ( realizowanej w różnych formach) w pewnym wymiarze. Wcześniej dostęp był częściowo zależny od statusu zawodowego rodziców. ( por. Bakalarczyk, 2011) Można więc powiedzieć, że przez dużą część historycznego rozwoju szwedzkiego welfare state zabezpieczenie opieki przedszkolnej dzieciom było czymś niejako wtórnym wobec dążenia do podniesienia i utrzymania wysokiej aktywności dorosłych, a z czasem także emancypacji ( przez rynek) dorosłych kobiet. Oczywiście wyodrębniam korzyści matek i dzieci czysto analitycznie, nie po to by je przeciwstawiać, ale po to by pokazać lepiej wzajemne powiązanie między nimi.
Zasiłek dla wszystkich, bez ulg dla nikogo
Nie wszystkie elementy polityki rodzinnej jednak wyrastają z tego korzenia. Przykładem jest choćby uniwersalny zasiłek z tytułu wychowywania ( a nie tylko urodzenia, jako to jest z polskim „ becikowym”) dziecka, wypłacany rodzicom comiesięcznie w wysokości około 1000 koron szwedzkich ( 1 korona = ok.40 groszy). Jest on w założeniach neutralny na kwestie płci, natomiast stanowi wyraz wparcia jakiego udziela państwo obywatelom w związku z potrzebami obecnymi w określonej fazie życia. Jest to świadczenie mieszczące się w ramach niepopularnej u nas logiki uniwersalnej ( w Polsce wypłacany comiesięcznie zasiłek rodzinny jest świadczeniem selektywnym, zaś „ becikowe” jest świadczeniem jednorazowym a i tu premier w swym expose zapowiedział wprowadzenie kryterium dochodowego). Jednocześnie kolejne partie i kręgi opiniotwórcze za akceptowany i pożądany instrument widzą rodzinne ulgi podatkowe, który instrument z kolei w ogóle nie funkcjonujący w Szwecji ( por. Skubiszewska, 2011). Widzimy jak bardzo różne są podejścia do instrumentów polityki rodzinnej w obydwu krajach . Nie mniej wyraźne są różnice jeśli weźmiemy pod uwagę nie tylko świadczenia pieniężne ( in cash) ale także te usługowe ( in kind).
Dzieciństwo zinstytucjonalizowane
Znamienną, modelową wręcz cechą nordyckich welfare states, jest powszechny dostęp do usług publicznych ( niekiedy używa się nawet określenia social services states). Owe publiczne instytucje towarzyszą obywatelom od kołyski ( jeszcze w fazie prenatalnej matka z dzieckiem jest otoczona troskliwą publiczną opieką) aż po grób ( uniwersalne usługi dla osób wieku podeszłym, którym poświęcam kolejną ekspertyzę dla Norden Centrum, mającą ukazać się na stronie fundacji w czerwcu). Ponieważ obywatele ochoczo z nich korzystają ( mimo w większości nieobligatoryjnego charakteru), życie w Szwecji, w tym dzieciństwo, staje się silnie zinstytucjonalizowane. Człowiek od szczenięcych lat ma kontakt z grupą rówieśniczą w obrębie powszechnie dostępnych ( choć niekiedy za niewielką odpłatnością) publicznych instytucji socjalizacyjnych i opiekuńczych. Tym samym buduje się kapitał społeczny, ale też oswaja z kategorią obywatelstwa socjalnego, która choć sformułowana w progu lat 50. na gruncie anglosaskim, najpełniejszy wyraz znalazła właśnie w powojennej Skandynawii. Dziecko jest traktowane od małego jako obywatel ( co nie oznacza rzecz jasna zrównania we wszystkich prawach z dorosłymi np. jeśli chodzi o prawo wyborcze) którego przysługuje wiele dóbr niezależnie od jego sytuacji materialnej i rodzinnej ani indywidualnych predyspozycji czy uznania osób trzecich. Można by rzec – nie ma dziecka, jest obywatel, parafrazując słynne słowa Janusza Korczaka. Pamiętajmy, że owo obywatelstwo w wydaniu szwedzkim ma też istotny socjalny komponent.
Choć dziecko nie ma wszystkich praw co osoba dorosła, polityka chroni go a także zmierza do podmiotowości go na różnych poziomach. Przykładem ochrony jest choćby funkcjonująca od 1979 roku ustawa anty-przemocowa, która kategorycznie zakazuje wszelkiej przemocy wobec dziecka ( przeciwnicy twierdzą, że owa przemoc jest w praktyce zbyt szeroko interpretowana przez służby społeczne, a niektóre sankcje na czele z odebraniem dziecka uważają za nadużywane, wbrew dobru dziecka ). Niemniej sama konstrukcja ustawy i jej kilkudziesięcioletnia trwałość pokazuje, że wspólnota gdy idzie o obronie swych najsłabszych obywateli jest gotowa naruszyć integralność instytucji rodziny jako podstawowej komórki społecznej. Dzieci mają też możliwość same zgłoszenia aktów przemocy, co bierze się tam pod uwagę bardzo serio ( znów przeciwnicy ustawy obawiają się, że daje pole do manipulacji, nadużyć i nieprzemyślanych decyzji o nieraz katastrofalnych konsekwencjach także dla samych dzieci).
Ważne jest też dążenie do wsłuchiwania się w potrzeby dziecka i uwzględnienie jego woli w procesie socjalizacji, co pokazuje na przykładzie funkcjonowania przedszkoli wspomniany reportaż z Wysokich Obcasów. Znów można szukać pewnych tropów analogii do myśli i korczakowskiej. Nie tylko troska, ale także zapewnianie podmiotowości. Choć w szwedzkich instytucjach opiekuńczo-edukacyjnych praktyka ta nie ma aż tak głęboko humanistycznego i emancypacyjnego oblicza jak w praktyce polsko-żydowskiego Pedagoga, warto zauważyć, że jest stosowana na szeroką, systemową skalę.
Dziecko wylane z kąpielą?
Trzymając się motywów korczakowskich, można jednak mieć pewne wątpliwości czy model szwedzki faktycznie zapewnia wieloaspektowy dobrostan swym najmłodszym obywatelom? W którejś z książek na temat Korczaka ( którego rok, decyzją senatu, właśnie w Polsce obchodzimy) pojawia się teza, że stałym i kluczowym motywem jego pism ( zwłaszcza książek dla najmłodszych, jak na przykład Król Maciuś Pierwszy) jest doświadczenie samotności dziecka w świecie dorosłych. Można zapytać czy szwedzki model społeczny ( nie tylko instytucjonalny) sobie z tym problemem poradził? Wiadomo wszak, że wzajemne powinności między członkami rodziny w Szwecji ( może poza opieką nad dzieckiem w najwcześniejszych fazach życia) są relatywnie słabe, w porównaniu z krajami takimi jak Polska czy kraje Europy Południowej. Dzieci szybko opuszczają rodzinne gniazdo, nieczęste są rodziny wielopokoleniowe mieszkające razem itp. Mieszkając przez rok w niewielkim szwedzkim mieście, w barach restauracyjnych nawet w niedziele widziałem nastolatków w wieku szkolnym, spożywających posiłek ( z reguły niezbyt zdrowy) samotnie lub w grupie rówieśniczej, natomiast niemal nigdy wraz z rodzicami. Jacek Kubitzky, psycholog polskiego pochodzenia mieszkający od lat w Szwecji, w swym niedawno przetłumaczonym na język polski „ Alfabecie Szwedzkim” rozdział B jak Barne( co po szwedzku znaczy właśnie - dzieci) uczynił chyba najsmutniejszym i zawierającym najsurowsze oceny tamtego społeczeństwa jakie można znaleźć na kartach tej książki. Podobne gorzkie refleksje autor ma na temat osób starszych, zaznaczając, że Szwecja jawi się jako kraj „ chłodny” ( nie tylko dosłownie), nie tylko względem poszczególnych grup wiekowych ale ogólnie. Znów widzimy, że sytuacja poszczególnych grup może nie być dla nich specyficzna, a wynikać z bardziej generalnych cech tamtego modelu społecznego obejmującego wszystkich.
Jeśli przyjmiemy, że te refleksje i wrażenia odpowiadają szwedzkiej rzeczywistości, otwartym pozostaje pytanie do jakiego stopnia możemy obciążyć za ten stan rzeczy tamtejszy model społeczny? Czy uprawniona jest teza – wygłaszana ochoczo przez adwersarzy państwa opiekuńczego – że to silna instytucjonalizacja życia społecznego zabija naturalne więzi międzyludzkie ( zwłaszcza rodzinne) i spontaniczne odruchy? Czy w trosce o bezpieczeństwo socjalne dziecka nie przeoczono jego potrzeb w zakresie bezpieczeństwa emocjonalnego lub wręcz doprowadzono, że jeden typ bezpieczeństwa wyparł drugi ( argument typu „ one kill another” o tym że uzyskując jedną wartość niszczymy drugą, często pojawiający się w krytykach polityki społecznej)? Czy dążąc do uniezależnienia (defamilizując) od uwarunkowań rodzinnych pozycji społecznej matki, a następnie dziecka, przypadkiem „nie wylano go z kąpielą”?
Brak mi pogłębionej wiedzy by na to odpowiedzieć. Zarówno bezpośredniej jak i tej płynącej z lektury. Przestrzegałbym jednak przed zbyt pochopnym przyjęciem powyższych przypuszczeń. Nawet jeśli przyjęlibyśmy ( co w świetle różnych porównawczych pomiarów szczęścia nie jest wcale oczywiste), że faktycznie że szwedzkie dzieci dorastają w „ chłodnym” dla nich otoczeniu, co rzutuje na ich integrację, bezpieczeństwo emocjonalne etc. nie jest do końca jasne który czynnik za to odpowiada? Na ile ów przypisany Szwedom przez niektórych "chłód"wobec dzieci ma surowe, protestanckie podłoże kulturowe, na ile jest to kwestia klimatu różnicującego mentalność społeczeństw tej szerokości geograficznej od mających nieco inny temperament południowców, a na ile wreszcie jest to skutek określonego ładu społeczno-instytucjonalnego?
Na naszym pustoszejącym podwórku
Odpowiedź na pierwszy rzut oka nie wydaje się oczywista. Poza tym nawet jeśli istotne źródło przypiszemy strukturze instytucjonalnej, to niekoniecznie oznacza, że instytucje dobrobytu się nie sprawdziły. Może to oznaczać równie dobrze, że ich zakres powinniśmy nie tyle ograniczyć, co rozszerzyć o te, które by jeszcze większy nacisk kładły na zapewnianie dobrostanu w wymiarze pozamaterialnym.
Tym niemniej warto mieć zawsze w tyle głowy świadomość, że projektując i realizując politykę społeczną, nie można tracić z oczu poza-bytowych ( duchowych, emocjonalnych i więziotwórczych) skutków, w tym ubocznych. Trzeba się mieć pod tym względem na baczności, także gdy myślimy o naszym podwórku. Tym bardziej, że będzie na nim coraz mniej dzieci, coraz więcej z nich bez rodzeństwa ani wielu rówieśników, a część z nich – co najgorsze – dotknie przynajmniej częściowe sieroctwo ( coraz częściej społeczne, a rzadziej biologiczne). Wszystko to pomoże stanowić podłoże pod poczucie samotności młodego pokolenia. Dodatkowo ryzyko alienacji pogłębiają bardzo wyraźne hierarchie i segregacje społeczne w naszym kraju ( niestety częściowo reprodukowane przez rodzimy system edukacyjny) , z którymi Szwedzi mają znacznie mniejszy problem. (choć dotyka on również dzieci szwedzkich, zwłaszcza z biografią migracyjną)
Wspomniany na wstępie raport UNICEF choć próbuje wielowymiarowo zdiagnozować i porównać sytuację dzieciństwa w różnych krajach, wszystkie te wymiary odnosi do twardych, raczej bytowych wskaźników jak zaspokojenie różnych materialnych potrzeb czy dostęp do określonych dóbr. Niewiele z niego dowiadujemy się o mniej wymiernych, miękkich wskaźnikach, jak bezpieczeństwo emocjonalne, możliwość zawierania więzi społecznych itp. ( co uzasadnione, bowiem przedmiotem było ubóstwo) Jeśli chodzi o Polskę wiedzy na temat szerszego spektrum aspektów dzieciństwa dostarcza kompleksowy raport „ Dzieci się Liczą” opublikowany przez Fundację Dzieci Niczyje. Walorem dokumentu na pierwszy rzut oka jest to, że część ekspercka jest ilustrowana i przeplatana fragmentami wypowiedzi samych dzieci! Niestety raport choć obejmuje wiele zmiennych ( zdrowie, edukacja, przemoc, przemoc, sytuacja rodzinna etc.) w wielu tych wymiarach nie daje możliwości porównania na tle innych krajów. Nie dowiemy się z niego również jak wygląda pod tym względem na przykład Szwecja.
Na podstawie innych źródeł można jednak wiele powiedzieć o prowadzonej w tym zakresie tam polityce. Ustawowo gwarantowana ( i społecznie wspierana) ochrona dziecka przed przemocą, dostęp do wsparcia dla rodziny z trudnościami, opieka także poza szkolna do 10 roku życia w godzinach pozalekcyjnych to tylko niektóre stosowane tam działania mogące zmniejszać podatność szwedzkiego dziecka na wykluczenie, przemoc i osamotnienie.
Co sprowadzić ze Szwecji?
To co jednak w pierwszym rzucie możemy potraktować jako inspirację pochodzące od naszego zamorskiego sąsiada to polityka rodzinna w wymiarze instytucjonalno-dochodowym. To w dużej mierze za jej sprawą szwedzkie dzieci są niemal wolne od zagrożenia deprywacją w zakresie najbardziej elementarnych potrzeb. Nawet niepałający szczególnym entuzjazmem do skandynawskiej polityki społecznej dr Maciej Duszczyk z IPS na konferencji poświęconej modelowi nordyckiemu stwierdził mniej więcej coś takiego , że to co może być inspirujące to fińska polityka edukacyjna, duńska polityka flexicurity i - last but not least - szwedzka polityka rodzinna. W kontekście zabezpieczenia dzieci przed ubóstwem i wykluczeniem trzy, omówione już w powyższym wpisie, jej wymiary wydają się godne wypunktowania na koniec.
1)Po pierwsze, umożliwiając przy pomocy różnych instrumentów pozostawanie ( obojgu!) rodzicom na rynku pracy zmniejsza się ryzyko ubóstwa dziecka ze względu na niewielki dochód rynkowy w gospodarstwie domowym.
2)Po drugie, przy pomocy zaopatrzeniowych i wypłacanych długookresowo świadczeń pieniężnych rekomenpensuje się koszty ponoszone z tytułu wychowania dziecka i ogólnie zwiększa budżet gospodarstwa domowego z dzieckiem, zmniejszając tym samym ryzyko ubóstwa.
3)Po trzecie, poprzez bezpłatny lub niskopłatny dostęp do usług publicznych, w tym instytucji opiekuńczych i edukacyjnych, sprawia, że rodziny mniej zamożne by z nich skorzystać nie muszą odbierać sobie ani dziecku od ust innych dóbr finansowanych w ramach domowego budżetu. Jednocześnie edukacyjne pełnią bardzo-wielowymiarowe funkcje, także opiekuńcze, co ma szczególne znaczenie dla rodzin uboższych. Przykładem jest zapewnienie darmowych posiłków dla wszystkich dzieci w szwedzkich ( a także fińskich) szkołach
Polityka wobec ubóstwa powinna składać się z trzech wymiarów prewencji, łagodzenia go i przezwyciężania, a także łagodzenia jego skutków. Trzy wskazane powyżej punkty zdają się odpowiadać wymiarom. Umożliwianie pracy jest prewencją ubóstwa, wsparcie finansowe (i nie tylko) rodzin powoduje zmniejszenie lub nieraz przezwyciężenie ubóstwa, zaś zapewnienie powszechnego dostępu do różnych usług opiekuńczo-bytowych, jest sposobem na to by dziecko jak najmniej odczuwało skutki życia w warunkach ubóstwa, jeśli ono nastąpi.
Powinniśmy dążyć do tego także u nas, gdzie zagrożenie ubóstwem wśród dzieci jest nie tylko duże i w wielu wypadkach głębokie , ale za sprawą komercjalizacji życia publicznego, bardzo łatwo przekształca się w wykluczenie społeczne. Poprawa warunków życia i rozwoju dzieci w wymiarze materialno-instytucjonalnym nie jest warunkiem wystarczającym dobrostanu najmłodszych, ale z pewnością warunkiem koniecznym. Najwyższy czas by stała się to, mówiąc po heglowsku „uświadomiona konieczność” i poszły za tym konkretne działania. Jakie? Dobre wzorce leżą na przeciwległym brzegu Bałtyku.