2012-07-27 22:03:50
- na wypoczynek wyjedzie 20% . z 5,3 mln dzieci i młodzieży. Z zorganizowanych form skorzysta zaledwie kilka procent – szacują organizacje turystyczne.( DGP, 12 lipca 2012). Cóż, szacunki to bardzo skromne.
Ciekaw jestem co poda po wakacjach CBOS. Z robionych już od wielu lat badań sondażowych na temat spędzania czasu w wakacje i pracy młodzieży, wynikało, że w 2011 roku w 43% rodzin gdzie jest młodzież ucząca się, na co najmniej 10-dniowy wypoczynek pojechali w okresie letnim wszyscy uczniowie z tych rodzin . A więc mniej niż połowa. Jeśli wierzyć wspomnianym szacunkom, w tym roku niemniejsza część dzieci może nie mieć szans na zregenerowanie sił poza miejscem zamieszkania, co mogłoby pozytywnie wpłynąć na ich potencjał rozwojowy przez cały rok.
Koszty wczasów rosną, istniejąca oferta choć może i coraz bardziej atrakcyjna ( np. coraz popularniejsze są obozy tematyczne) to jednocześnie staje się mocno ekskluzywna.
Ogólnie nieraz miewam wrażenie, że strategie marketingowe producentów różnych dóbr i usług związanych z edukacją czy rozwojem w czasie wolnym, bywają często nastawione nie na poszerzenie kręgu odbiorców ( np. o osoby o nieco niższym statusie społeczno-ekonomicznym) ale na jak największą mobilizację i przyciągnięcie tych, których stać by wyłożyć większą kasę. Tym samym ryzyko wykluczenia tych pierwszych rośnie. Mamy więc coraz atrakcyjniejszą ofertę dla bogatej w kapitał społeczny, ekonomiczny i kulturowy garstki oraz liczną rzeszę osób, która nie korzysta niemal z żadnej oferty, a dla której zwykły obóz z rówieśnikami czy wyjazd na rybki z rodzicami to byłoby już coś. A wiele rodzin po prostu finansowo nie jest w stanie sobie na to pozwolić – zwłaszcza w grupie tych 2,6 mln osób, które żyją na granicy minimum egzystencji.
Ostatnio wpadła mi w ręce książka „ Młodzież w czasie wolnym. Między przyjemnością a obowiązkami” firmowana przez Polskie Towarzystwo Socjologiczne.
To co wypływa z szeregu zawartych w nim artykułów jest to, że czas wolny, sposób jego spędzania w dużej mierze definiuje pozycję jednostki w społeczeństwie. We wstępie autorstwa prof. Zielinskiej czytamy „ Wszak o statusie społecznym jednostki świadczy nie tylko to, jaką wykonuje pracę i jaki dochód posiada, ale w dużym stopniu to jak, gdzie, z kim i jak długo spędza czas wolny od pracy”.
W przypadku młodzieży możemy wszak mówić o czasie wolnym nie tylko od pracy ale także od nauki ( która wszak też jest formą pracy, ale może warto ją wyodrębnić od pracy zarobkowej, do której zresztą ze względu na swoisty przymus ekonomiczny zmuszona bywa także młodzież szkolna). Jednocześnie wzbraniałbym się przed takim postawieniem sprawy, w którym sferę konsumpcji generującą społeczne podziały i wykluczenia traktujemy w oderwaniu od tego co dzieje się w sferze pracy i produkcji dóbr i usług. System konsumpcji nie zastąpił systemu opartego na produkcji, tylko raczej go zmodyfikował. Wymiary dominacji, wykluczenia i nierówności są obecne w sferze pracy jak i poza nią. Co więcej są ze sobą powiązane. Osoby o niskim statusie społeczno-ekonomicznym na skutek takiego a nie innego umiejscowienia w stosunkach pracy ( i w konsekwencji podziału dochodu ale też czasu) znajdują się na starcie w gorszej sytuacji na rynku konsumpcyjnym, za pośrednictwem, którego dokonuje się dodatkowa reprodukcji owych nierówności.
Wspominana książka dotyka głównie problemu czasu wolnego po szkole, ale rozważania te również można odnieść do tego co dzieje się w okresie wakacyjnym. Szerzej omawiam to w artykule sprzed roku „ Wakacje – dalszy ciąg wykluczenia”, który, obawiam się, nie zdezaktualizował się.
Część osób faktycznie ma czas wolny, podczas którego – wyjeżdżając lub nie – może rozwijać swoje zainteresowania lub choćby bezczynnie, ale i beztrosko się zrelaksować. Dla wielu uczniów jest to jednak czas bezczynny w negatywnym sensie, spędzany w codziennym, nieraz nieprzyjemnym a niekiedy wręcz niebezpiecznym otoczeniu, kiedy głód zagląda w oczy bowiem nie można skorzystać ze szkolnej stołówki, a do MOPS-u jakoś wstyd się udać. Część idzie pracować. Jeśli to praca nie zajmująca dzieciom całych wakacji i służy np. oswojeniu się z pracą zarobkową, a zarobione grosze mogą w końcu zostać wydane na coś co służy realizacji dziecięcych marzeń czy zwykłych przyjemności, może mieć to także pewne plusy. Ale gdy dziecko musi pracować przez dużą część wakacji w niskopłatnych sektorach tylko po to by starczyło 1 września na książki a w okresie wakacyjnym na jedzenie, to jest coś nie tak z naszym systemem społecznym.
Myśląc o czasie wolnym czy to w godzinach po szkole czy w okresie wakacyjnym, należy spojrzeć nań szeroko. Powinien to być nie tylko czas wolny od nauki, ale także od wykluczenia, stygmatyzacji i niemożności zaspokojenia podstawowych potrzeb. Potrzeb koniecznych nie tylko do przeżycia, ale też do pełnoprawnego uczestnictwa w społeczeństwie. Czy polskim dzieciom i młodzieży w przerwie wakacyjnej zapewniamy tak rozumianą wolność?
Ciekaw jestem co poda po wakacjach CBOS. Z robionych już od wielu lat badań sondażowych na temat spędzania czasu w wakacje i pracy młodzieży, wynikało, że w 2011 roku w 43% rodzin gdzie jest młodzież ucząca się, na co najmniej 10-dniowy wypoczynek pojechali w okresie letnim wszyscy uczniowie z tych rodzin . A więc mniej niż połowa. Jeśli wierzyć wspomnianym szacunkom, w tym roku niemniejsza część dzieci może nie mieć szans na zregenerowanie sił poza miejscem zamieszkania, co mogłoby pozytywnie wpłynąć na ich potencjał rozwojowy przez cały rok.
Koszty wczasów rosną, istniejąca oferta choć może i coraz bardziej atrakcyjna ( np. coraz popularniejsze są obozy tematyczne) to jednocześnie staje się mocno ekskluzywna.
Ogólnie nieraz miewam wrażenie, że strategie marketingowe producentów różnych dóbr i usług związanych z edukacją czy rozwojem w czasie wolnym, bywają często nastawione nie na poszerzenie kręgu odbiorców ( np. o osoby o nieco niższym statusie społeczno-ekonomicznym) ale na jak największą mobilizację i przyciągnięcie tych, których stać by wyłożyć większą kasę. Tym samym ryzyko wykluczenia tych pierwszych rośnie. Mamy więc coraz atrakcyjniejszą ofertę dla bogatej w kapitał społeczny, ekonomiczny i kulturowy garstki oraz liczną rzeszę osób, która nie korzysta niemal z żadnej oferty, a dla której zwykły obóz z rówieśnikami czy wyjazd na rybki z rodzicami to byłoby już coś. A wiele rodzin po prostu finansowo nie jest w stanie sobie na to pozwolić – zwłaszcza w grupie tych 2,6 mln osób, które żyją na granicy minimum egzystencji.
Ostatnio wpadła mi w ręce książka „ Młodzież w czasie wolnym. Między przyjemnością a obowiązkami” firmowana przez Polskie Towarzystwo Socjologiczne.
To co wypływa z szeregu zawartych w nim artykułów jest to, że czas wolny, sposób jego spędzania w dużej mierze definiuje pozycję jednostki w społeczeństwie. We wstępie autorstwa prof. Zielinskiej czytamy „ Wszak o statusie społecznym jednostki świadczy nie tylko to, jaką wykonuje pracę i jaki dochód posiada, ale w dużym stopniu to jak, gdzie, z kim i jak długo spędza czas wolny od pracy”.
W przypadku młodzieży możemy wszak mówić o czasie wolnym nie tylko od pracy ale także od nauki ( która wszak też jest formą pracy, ale może warto ją wyodrębnić od pracy zarobkowej, do której zresztą ze względu na swoisty przymus ekonomiczny zmuszona bywa także młodzież szkolna). Jednocześnie wzbraniałbym się przed takim postawieniem sprawy, w którym sferę konsumpcji generującą społeczne podziały i wykluczenia traktujemy w oderwaniu od tego co dzieje się w sferze pracy i produkcji dóbr i usług. System konsumpcji nie zastąpił systemu opartego na produkcji, tylko raczej go zmodyfikował. Wymiary dominacji, wykluczenia i nierówności są obecne w sferze pracy jak i poza nią. Co więcej są ze sobą powiązane. Osoby o niskim statusie społeczno-ekonomicznym na skutek takiego a nie innego umiejscowienia w stosunkach pracy ( i w konsekwencji podziału dochodu ale też czasu) znajdują się na starcie w gorszej sytuacji na rynku konsumpcyjnym, za pośrednictwem, którego dokonuje się dodatkowa reprodukcji owych nierówności.
Wspominana książka dotyka głównie problemu czasu wolnego po szkole, ale rozważania te również można odnieść do tego co dzieje się w okresie wakacyjnym. Szerzej omawiam to w artykule sprzed roku „ Wakacje – dalszy ciąg wykluczenia”, który, obawiam się, nie zdezaktualizował się.
Część osób faktycznie ma czas wolny, podczas którego – wyjeżdżając lub nie – może rozwijać swoje zainteresowania lub choćby bezczynnie, ale i beztrosko się zrelaksować. Dla wielu uczniów jest to jednak czas bezczynny w negatywnym sensie, spędzany w codziennym, nieraz nieprzyjemnym a niekiedy wręcz niebezpiecznym otoczeniu, kiedy głód zagląda w oczy bowiem nie można skorzystać ze szkolnej stołówki, a do MOPS-u jakoś wstyd się udać. Część idzie pracować. Jeśli to praca nie zajmująca dzieciom całych wakacji i służy np. oswojeniu się z pracą zarobkową, a zarobione grosze mogą w końcu zostać wydane na coś co służy realizacji dziecięcych marzeń czy zwykłych przyjemności, może mieć to także pewne plusy. Ale gdy dziecko musi pracować przez dużą część wakacji w niskopłatnych sektorach tylko po to by starczyło 1 września na książki a w okresie wakacyjnym na jedzenie, to jest coś nie tak z naszym systemem społecznym.
Myśląc o czasie wolnym czy to w godzinach po szkole czy w okresie wakacyjnym, należy spojrzeć nań szeroko. Powinien to być nie tylko czas wolny od nauki, ale także od wykluczenia, stygmatyzacji i niemożności zaspokojenia podstawowych potrzeb. Potrzeb koniecznych nie tylko do przeżycia, ale też do pełnoprawnego uczestnictwa w społeczeństwie. Czy polskim dzieciom i młodzieży w przerwie wakacyjnej zapewniamy tak rozumianą wolność?