Bez mózgu
2012-10-22 20:07:42
Dla matki zawsze lepiej jest dziecko urodzić i się z nim pożegnać, niż je zlikwidować i uniemożliwić sobie nawet przeżycie po nim żałoby –
tak pisze na portalu Niezależna.pl Tomasz Terlikowski o dzieciach, które mają się urodzić bez mózgu.

Czytając te słowa zastanawiam się czy a przypadkiem ich autor sam nie wyłączył na moment swojego umysłu czy też zaślepienie każe mu nie widzieć ani rzeczywistości ani absurdalności swojego rozumowania.

Skoro dla kobiet urodzenie dziecka bez mózgu jest zawsze lepsze, jak wytłumaczy szanowny redaktor fakt, że jednak przez lata w polskim prawie była dopuszczalna aborcja w takich wypadkach i co więcej wiele kobiet z tego prawa korzystało i korzysta. Może więc nie zawsze dla kobiet lepszy jest wariant który proponuje Terlikowski? Chyba, że uznaje że kobiety najpewniej zmanipulowane przez środowisko GW i okolice nie wiedzą po prostu co jest dla nich lepsze. Ale skoro tak, na jakiej podstawie mamy sądzić, że Terlikowski wie od nich lepiej?

Z punktu widzenia dobrostanu kobiet, preferencje które imputuje im redaktor „Frondy” nie wydają się wcale oczywiste ani nawet prawdopodobne, by zakładać że są powszechne. Czy na pewno łatwiejsze psychicznie jest urodzenie dziecka, patrzenie na krótkie chwile jego życia( 1-2 dni), bez szans na rozwój a jedynie w oczekiwaniu na niechybną śmierć, która nastąpi niebawem. Czy możliwość przeżycia żałoby po narodzonym dziecku jest tak potrzebna kobietom, które dowiedzą się o ciężkim uszkodzeniu płodu?

Żeby była jasność, nie neguję, że kobiety myślące, czujące i postępujące wedle wskazanej przez Terlikowskiego logiki istnieją ( choć wątpię by była to miażdżąca większość). Jestem daleki od oceniania, a tym bardziej piętnowania takiego czy innego wyboru z ich strony, tym bardziej że podobnie jak red. Terlikowski nigdy nie stanę z przyczyn biologicznych w takiej trudnej sytuacji jak one ( choć może się wszak zdarzyć że kobieta z którą bym był związany znajdzie się w takiej sytuacji, a wówczas będzie to także moja sprawa). Kluczowe jednak jest to, że kobiety, które chcą urodzić dziecko z bezmózgowiem, mają do tego prawo już teraz i zaostrzanie ustawy w myśl projektu SP jest zbyteczne. Nawet liberalizujący projekt Palikota nie odbierałby im tego prawa.

Terlikowski jednak pod szyldem obrony „ prawa do życia” nie tylko imputuje, ale także próbuje prawnie narzucić swoją wizję pozostałym kobietom, które nie widzą sensu takiej sytuacji a wręcz przeciwnie: postrzegają jako bolesną i wręcz bardziej niehumanitarną niż usunięcie płodu jeszcze w fazie prenatalnej.

Potrafię jeszcze próbować się wczuć w stanowisko osób, które domagałyby się bezwarunkowej obrony uszkodzonego płodu w sytuacji gdy ciąża taka miałaby doprowadzić do przyjścia na świat dziecka z zespołem downa czy z innymi wadami genetycznymi, które jednak dają tym narodzonym dzieciom szansę na świadome życie ( i nie skazujące je na oczywiste cierpienie), ale domaganie się by kobiety były zmuszane także do rodzenia dzieci, którym nie będzie dana taka szansa lub będzie ona mikroskopijna ( i do zrealizowania w warunkach trudnej do przewidzenia rewolucji medycznej) jawi mi się jako fundamentalizm w czystej postaci.


Nie bez wpływu

Wypowiedź Terlikowskiego można by w sumie puścić mimo uszu, gdyby nie to, że stosowana przezeń retoryka nie jawi się coraz większej części społeczeństwa jako ideowa egzotyka, a coś z czym w przynajmniej części punków mogłaby się utożsamić.

Zwolennicy opcji pro-life mogą zacierać ręce. Dzisiejsza Rzeczpospolita przytacza wyniki badania stosunku Polaków do kwestii aborcji, z których wynika że poparcie spadło, a także w poszczególnych sytuacjach. Na pytanie „ Czy przerywanie ciąży powinno być dopuszczalne przez prawo, gdy widomo że dziecko urodzi się upośledzone?” pozytywnej odpowiedzi udzieliło 46% badanych( w 2007 roku 52%) zaś negatywnej – 35% ( w 2007 roku 31%).

Zastanawia mnie jednak czy respondenci odpowiadali na pewno świadomie jakich przypadków to może dotyczyć. Podejrzewam, że na fali para-olimpiady i tego co się ( zaznaczmy) ex post o niej się mówiło, część indagowanych miała przed oczyma osoby niepełnosprawne które, przezwyciężają trudności i osiągają sukcesy, albo względnie te, które podlegają jakiejś tam formie integracji społecznej, zawodowej i edukacyjnej. Nota bene zwolennicy projektu SP w taki sposób to przedstawiali, a także stawiali ontologiczny znak równości między płodem, z którego może narodzić się osoba niepełnosprawna z żywą osobą niepełnosprawną ( co wydaje mi się pewnym nadużyciem). Sądzę jednak, że gdyby zapytano tych ludzi „ Czy jesteś także za dopuszczalnością, wówczas gdy dziecko urodzi się z bezmózgowiem i czeka je w krótkim czasie śmierć” struktura odpowiedzi mogła by być nieco odmienna. Zależy po prostu jak się sformułuje pytanie i jakie konotacje to wywoła.

Niezależnie od owych zastrzeżeń metodologicznych, pozostaje faktem, że na podstawie badań z 2007 roku i tych ostatnich zarysowuje się pewien trend w kierunku zmniejszenia akceptacji dla dopuszczalności aborcji, także w sytuacji nieodwracalnego uszkodzenia płodu.

Badaczowi społecznemu nasuwa się od razu kolejne pytanie – jakie czynniki odpowiadają za ów trend? Może to mieć różne źródła. Ale jedna z hipotez, którą bym był gotów postawićm jest taka, że (dzięki inicjatywie marginalnej SP) udało się pewne idee wprowadzić do dyskursu i osadzić je w szerszym kontekście praw osób niepełnosprawnym, który to wielu ludziom – w tym niżej podpisanemu – jest bliski.

W swoich dociekaniach naukowych ( dotyczących nieco innej problematyki badawczej) przychylam się do wykorzystywania perspektywy o nazwie instytucjonalizm dyskursywny ( jego reprezentantką i autorką pojęcia jest prof. Vivien Schmidt) który polega właśnie na szukaniu wyjaśnienia zmian w instytucjach politycznych i społecznych w ideach, które komunikowane są za pomocą dyskursu. Wydaje się że tu owa perspektywa również mogłaby być potencjalnie pomocna. Oczywiście chodzi o instytucje rozumiane ( jak to się czyni w tzw. ”nowym” instytucjonalizmie) szeroko – jako reguły gry życia społecznego. W naszym przypadku idee osadzone w odpowiednim kontekście mają służyć zmianie reguł formalnych ( na co się w najbliższym czasie raczej się nie zanosi) ale pośrednio przyczyniają się zapewne także do zmian reguł nieformalnych, do przesunięcia się dyskursu publicznego na ten temat i opinii publicznej.
W tym sensie strategia prawicowych środowisk by zamiast akcentować postulat całkowitego zakazu aborcji jedynie poszerzyć istniejący zakaz o wybrane sytuacje, może osiągać pewne już teraz zauważalne rezultaty. A kształt dyskursu to zarówno podłoże dla kierunków zmiany prawa w przyszłości jak i czynnik wpływający na zachowania jednostek już w ramach istniejącego prawa lub na jego granicy.

Gdy w mainstreamowej debacie publicznej „ wybrzmiewają argumenty na rzecz obrony dzieci nienarodzonych” ( jak to określił w swym nieco oślizgłym tłumaczeniu swego stanowiska Jarosław Gowin) a przesunięte tą drogą nieco w prawo wyniki badań opinii publicznej dostarczają społecznego dowodu słuszności dla zakazu aborcji w takich przypadkach, łatwo to wykorzystać w praktyce medycznej i społecznej. Np. przez zniechęcanie kobiet do usunięcia ciąży w takim wypadku i stygmatyzacji tych, które tego jednak dokonają). To jest według mnie największe zagrożenie jakie zgotowali polskim kobietom posłowie kierujący projekt Solidarnej Polski do dalszych prac.

poprzedninastępny komentarze