2012-10-30 16:43:04
Jesień weszła w kolejną, szarą fazę, z którą zapewne przez najbliższe miesiące będzie trzeba się mierzyć. Również życie ludzkie wchodzi w pewnym momencie w fazę końcową i nie zawsze można ją przyrównać do złotej polskiej jesieni. Często jawi się właśnie szarzyzną ciągnącą się długoterminowo. Nie musi jednak tak być i to nawet gdy odbywa się ona w miejscach, które zwykliśmy odruchowo widzieć w ponurych barwach, jak Domu Pomocy Społecznej. Są przykłady przeczące temu przeświadczeniu.
Ponury obraz Domów Pomocy Społecznej dominujący w przekazie publicznym i medialnym okazuje się być daleki od tego co się w nich rzeczywiście dzieje, a przynajmniej co dzieje w części z nich. Pozytywny tego przykład miałem okazji ujrzeć podczas piątkowych zajęć terenowych na jakie udałem się wraz z moimi instytutowi studentami. Odwiedziliśmy Dom Pomocy Społecznej Pracownika Oświaty.
Nie taki straszny jak go malują
Domy Pomocy Społecznej cieszą się złą sławą. Zaczyna się o nich mówić gdy coś się złego w nich wydarzy. Taka jest niestety logika mediów, a ludzie – często nawet nie zdając sobie z tego sprawy - podporządkowują jej swoje zachowania, np. w momencie decyzji czy skorzystać z instytucjonalnej opieki na stare lata. W zbiorowej pamięci utrwalił się upiorny wizerunek Domów Pomocy Społecznej widziany przez pryzmat wydarzeń jakie miały miejsce w jednej z tego typu placówek ( o nazwie - jak na ironię – Radość), w której to doszło do nagranego bicia i poniżania pensjonariuszy przez personel. Informacja o tym, że była to prywatna placówka, prowadzona nie-legalnie ( gdyż nie uzyskała uprzednio zezwolenia wojewody i też nie podlegająca kontroli i standardom) była słyszana znacznie słabiej.
A to dopiero uwzględnienie owego kontekstu pozwala stwierdzić, że nie ma podstaw by traktować tamtą sytuację jako reprezentatywną dla całego segmentu opieki ( co, z drugiej strony, nie oznacza też że takie przypadki nie mogą się zdarzyć gdzie indziej, zwłaszcza, że rejestracji niepoddane się całe mnóstwo placówek opieki długoterminowej, o czym dalej). Ale prawdopodobieństwo podobnych zajść w publicznych placówkach jest nie aż tak wielkie, choćby z uwagi na istnienie procedur kontrolnych.
Nawet jeśli nie przenosimy doświadczenia pewnych patologicznych przypadków na cały segment stacjonarnej opieki, jego instytucje nie kojarzą się nam zbyt ciepło i miło. Sądzę, iż niejednej osobie świta w głowie konotacja – umieralnia w izolacji. Okazuje się, że i to skojarzenie nie do końca oddaje rzeczywistość, choć niewątpliwie w tego typu placówkach przybywają osoby w ostatniej, często niesamodzielnej już , fazie życia. Warto zderzyć mylne, a często demonizujące i krzywdzące wyobrażenia z tym z co miałem okazję obserwować naocznie i uzupełnić to o pewną szerzą wiedzą na temat ram, w jakich funkcjonują owe instytucje.
Pierwszą wizytę w cyklu tegorocznych zajęć odbyliśmy w Ośrodku Pomocy Społecznej (wrażenia z niej opisałem w tymże artykule), ale na tamto spotkanie kierowałem studentów spokojnie, wiedząc, że czeka ich jedynie rozmowa z pracownikami czy osobami kierującymi placówką. Sam MOPS-jest instytucją, gdzie nie przebywają osoby wykluczone, a jedynie zwracają się po różnego rodzaju wsparcie. Z kolei DPS to już na pierwszy rzut oka głębsza woda. I choć mieszkające tu osoby często nie są dotknięte społeczną degradacją wynikłą z wykluczenia, to przebywają tu w sytuacjach najbardziej codziennych, nieraz intymnych, w których nie zawsze są w stanie poradzić sobie bez wsparcia z zewnątrz. Dla mnie nie było to wielkie novum, jako że po podobnych instytucjach pałętałem się już nieraz, ale aranżując ostatnią wizytę myślałem sobie o naszych studentach, jak oni to odbiorą.
Wszak to młodzi ludzie, żyjący innymi sprawami właściwymi dla wieku. Być może część z nich myślała tego dnia o weekendowej imprezie, a zderzenie z zaawansowaną starością w całodobowej instytucji, jak sądziłem, mogło wywołać pewien wstrząs. Obserwując reakcję, sądzę, że jednak się tak nie stało.
Być może także dlatego, że mieszkańcy powitali nas występem artystycznym, podczas którego wspólnie zaśpiewali pod kierunkiem opiekunki prowadzącej warsztaty z terapii zajęciowej a pojedyncze osoby odczytały wiersze, dodając fragmenty od siebie. Tematyka była różna. Było i o rosole i o miłości. Tak jak w życiu, sprawy codzienne mieszały się z głębszymi. Z tej radosnej twórczości wynikało, że jesień życia – także ta spędzana w domu opieki – bywa wielobarwna. A występy były dodatkowo zabarwione elementami specyficznymi elementami humoru tych starszych ludzi, którego w takiej formie i treści nie łatwo uświadczyć w przekazie publicznym.
Wydaje mi się, że dobrze się stało, że mieszkańcy nie próbowali wchodzić w buty młodych, wpisać się w formę jaką dyktuje kultura popularna. Wydawali się być sobą, pełni autentyczności. Studenci chyba w większości zdawali się to doceniać i swym zachowaniem prezentowali raczej ciepły i pozytywny stosunek względem tego co widzieli.
Warto jednak tu wykroczyć poza opis wrażeń ku bardziej ogólnym refleksją na temat charakteru placówki, którą mieliśmy okazję obejrzeć.
pobyt stacjonarny, ale nie zamknięty!
Domy pomocy społecznej są postrzegane jako „ zamknięta” forma pomocy prowadząca do społecznej izolacji osób z niej korzystających. W literaturze przedmiotu nieraz możemy zetknąć się z podziałem na formy opieki otwartej, pół- otwartej i zamkniętej. Do tej ostatniej zaliczane są właśnie DPS-y. Jest to terminologia dość niefortunna, gdyż nie pozwala uchwycić charakteru poszczególnych form instytucji opiekuńczych a za to prowadzi do ich demonizacji. W istocie dom pomocy społecznej zapewnia opiekę stałą i stacjonarną, ale nie jest zakładem zamkniętym, z którego nie ma wyjścia. Jak poinformowała nas dyrektorka, podopieczni są tu zameldowani i mogą opuszczać ośrodek ( meldując się na portierni i określając czas swego powrotu). Część z nich wychodzi samodzielnie, inna część – ze względu na stan zdrowotny – może to robić w asyście osób trzecich. Duża część nie opuszcza ośrodka wcale, ale ma to związek z ich stanem zdrowia, a nie administracyjnym zakazem. Ośrodek jest również otwarty dla zewnętrznego otoczenia, zwłaszcza najbliższych. Wizyty są możliwe w godzinach od 9 do 20.00., a w szczególnych przypadkach także w innym czasie. Nie wszyscy podopieczni mogą jednak liczyć na takie wizyty, ale znów nie wynika to z regulaminowych ograniczeń, tylko z faktu, że do DPS niejednokrotnie trafiają osoby samotne, a wręcz osamotnione.
W obliczu brakujących lub sporadycznych kontaktów z rodziną, szczególnego znaczenie dla tych osób może nabierać kontakt z wolontariuszami. Na koniec naszych zajęć został wyświetlony film na temat wolontariatu w DPS-ach, zainicjowany przez Mazowieckie Centrum Polityki Społecznej, które chciało w ten sposób zmienić wizerunek tego typu placówek jak i pokazać ludziom z zewnątrz, że istnieje możliwość społecznego angażowania na rzecz ich mieszkańców, które bardzo wiele wnosi w ich życie. Również w życie samych zaangażowanych. Na filmie pokazane były różne formy działania, od koncertów muzycznych dzieci i młodzieży po wolontariat prowadzony w relacji jeden na jeden. Dla przykładu do mieszkającego w Domu Pana Kazimierza, który do dziś pisze i wydaje książki, przychodzi wolontariusz, który od strony technicznej pomaga mu w obsłudze komputera. Widząc ten obrazek na filmie przypomniała mi się moja niegdysiejsza praca ze Zbyszkiem, który również w starszym wieku uznał, że komputer przyda mi się w różnych celach i tak zaczęła się nasza współpraca wolontariacka, potem przyjaźń. Zbyszka odwiedzało się w jego mieszkaniu, Pana Kazimierza odwiedza się na terenie ośrodka, ale mechanizm jest podobny, a to co odmienne wynika mniej z miejsca, a bardziej z osobowości osób, które wchodzą w daną relację. Często osoby które się odwiedza z pozoru nie są w stanie dać wiele. Ale tylko z pozoru, bowiem chyba najcenniejszy jest uśmiech tych ludzi, świadomość, że czekają i z radością przyjmują wizytę tego kto ich odwiedza.
Wracając do DPS-ów dla osób w wieku podeszłym, można podsumować, że nie są to placówki zamknięte. Ale poziom ich otwartości zależy od tego na ile ją ludzie z zewnątrz będą chcieli dostrzec i wykorzystać. Wielu z pensjonariuszy nie jest już z przyczyn zdrowotnych jak również tego co nazywamy w gerontologii syndromem wycofania społecznego ( disengagement) nie jest w stanie sama wyjść do otoczenia. Pytanie czy otoczenie dostrzeże potrzeby tych ludzi ( oraz wartość kontaktu z nimi) i zdecyduje się wyjść ku nim?
Nie tylko całodobowa przechowalnia
Jak już zostało zasygnalizowane, stan zdrowia i samodzielności w przypadku wielu mieszkańców bywa bardzo mizerny. Tym bardziej, że trafiają tu osoby często w ostateczności, gdy już nie są w stanie samodzielnie prowadzić domowego gospodarstwa a także samodzielnie realizować podstawowych funkcji życiowych ( choć pełen życia koncert gospodarzy pokazał, że nie dotyczy to wszystkich). Na 47 tu osób mieszkających około 25 schodzi na dół, do sali jadalnej. Reszta musi być karmiona, często jak dosłownie, w pokojach. Dieta w swej treści jak i sposobie przygotowania i dostarcznia jest zindywidualizowna i dostosowana do kondycji zdrowotnej danego mieszkańca, o co w jego naturalnym otoczeniu nie zawsze łatwo byłoby mu zadbać. Odpowiedni dobór diety jest jednym z elementów troski o zdrowie podopiecznych. Ale nie jedynym. W placówce przebywa personel pielęgniarski, której przedstawiciel/ka jest dostępna w pobliżu. przez całą dobę. Warto zauważyć, że tutejsza opieka – wbrew powszechnym opiniom – nie opiera się na utrzymywaniu bierności, ale także na udostępnianiu i wspieraniu aktywizacji ruchowej i nie tylko. Istnieje osobna salka rehabilitacyjna gdzie prowadzone są zajęcia podtrzymujące jak najdłużej sprawność i zachowane możliwości.
Wpisuje się to zarówno we współczesne myślenie o niepełnosprawności i pedagogice specjalnej ( której nie należy sprowadzać wyłącznie do kształcenia dzieci, ale mającej swą geragogiczną subdyscyplinę ) jak również w koncepcję aktywnego starzenia się ( active ageing). Ten ostatni model zwykliśmy odnosić do sytuacji osób w pierwszych fazach starości, żyjących aktywnie, w swym miejscu zamieszkania i pełniących różne role ( społeczne, rodzinne, nawet zawodowe).
Zwłaszcza po tym co widziałem, jeszcze bardziej jestem jednak zdania, że koncepcję tę należy rozciągać na szerzy krąg sytuacji i osób, w tym na osoby nie w pełni samodzielne, w wieku podeszłym i korzystające z opieki instytucjonalnej.
Innym błędem zawężającym myślenie o aktywności i aktywizacji seniorów jest sprowadzenie jej do działań ruchowych, ukierunkowanych na podnoszenie lub podtrzymywanie ich sprawności fizycznej. Tymczasem aktywność senioralna podobnie jak sama jesień życia ma wiele barw. Szczególnie barwna okazuje się aktywność społeczno-artystyczna jaka uskuteczniana jest pod troskliwym okiem opiekunki. Dojrzałe owoce tejże aktywności mogliśmy uświadczyć słuchając poetycko-muzycznych występów „reprezentacji” Domu.
Przytulnie wnętrza i kolejki na zewnątrz
Kolejnym obiegowym skojarzeniem z domami pomocy społecznej ( jak zresztą z wszystkimi innymi instytucjami stacjonarnej opieki czy pieczy, w tym np. domami dziecka) jest to, że są to obskurne molochy, nie dające podopiecznym prawa do intymności ani zindywidualizowanych relacji. I ten stereotyp kruszeje w obliczu tego co widzieliśmy. 47-osobowy ośrodek nie jest ogromnym molochem, a miejscem czystym i przytulnym, z wystrojem pogodnym. Osoby starsze mieszkają w zależności od stanu zdrowia i aktualnej liczby miejsc w jedno lub dwu-osobowych pokoikach z własną łazieneczką w środku i z telewizorem. Jedno z takich „ mieszkanek” mogliśmy zobaczyć. W środku powitała nas taka maleńka, pogodna staruszka. Wydaje się, że taka forma daje tym ludziom szanse na intymność i pewną niezależność.
Nie bym był jednak sobą gdybym jednak na koniec nie sięgnął do strukturalnych uwarunkowań, a te nie są – delikatnie mówiąc- korzystne. Pozytywny obraz jaki powyżej odmalowałem, choć jak najbardziej autentyczny, nie powinien odwracać od systemowych problemów jakie wiążą się z funkcjonowaniem tego obszaru pomocy społecznej. Choć w samej placówce nie odczuło się przeludnienia ani oznak złych warunków ( standardy jakie nakłada ministerialne rozporządzenie z 2005 roku na to zresztą nie pozwala), druga strona medalu jest taka, że na możliwość skorzystania z tego typu placówek czeka się w kolejce miesiącami, a ich podaż jest dalece niewystarczająca w relacji do realnego popytu na nie. Co gorsza, jeszcze skromniej wygląda dostęp do pół-stacjonarnych form opieki nad osobami starszymi jak dzienne domy pomocy społecznej, nie mówiąc o tzw. rodzinnych domach pomocy. Gminy nie potrafiąc zapewnić odpowiedniej infrastruktury opiekuńczej często przydzielają środowiskowe usługi opiekuńcze kierowane z MOPS-u. Samo w sobie nie jest to niczym złym, bowiem usługi środowiskowe pozwalają pozostawać osobom starszym w dotychczasowym środowisku zamieszkania, co – w świetle badań opinii zarówno osób starszych jak i tych na przedpolu starości- jest preferowane. Szkopuł jednak w tym, że takie usługi, zwłaszcza że są z uwagi na braki kadrowe i finansowe świadczone w bardzo ograniczonym wymiarze, często nie odpowiadają sytuacjom, w których stan zaawansowania starości i niesamodzielności wymagałby raczej opieki całodobowej, a ta wielokrotnie nie jest i nie może być zaspokajana przez podmioty sektora nieformalnego ( członków rodziny, bliskich, sąsiadów itp.).
Gdy jednak senior trafia do całodobowej placówki, zapewnienie mu godziwej opieki bywa bardzo kosztowne tak dla gminy jak i dla niego samego i zobowiązanej do alimentacji rodziny. Koszt takiej opieki w publicznych placówkach w przeliczeniu na osobę sięga 4-5 tys. złotych. W świetle obowiązującego prawa w pierwszej kolejności koszt tego ponosi podopieczny ale do wysokości 70% swojego źródła dochodu, resztę próbuje się ściągnąć od rodziny ( co zresztą nie zawsze się udaje, a często bywa też powodem, że rodzina rezygnuje z prób oddania starszej osoby do domu opieki) a dopiero potem wkracza gmina. Ponieważ wiele osób w wieku podeszłym ma niewysoką emeryturę a w dodatku do publicznych placówek często trafiają osoby o niewysokim statusie społecznym, wkład własny pokrywa niewielką część całościowego kosztu. Z kolei od rodziny – z różnych względów, np. trudnej sytuacji materialnej lub utraconych więzi z samym pensjonariuszem) często nie udaje się wyegzekwować pozostałej części. W świetle kontroli NIK z 2009 mniej pobyt mniej niż co 10-tego mieszkańca DPS-u w skontrowanych gminach był współfinansowany przez rodzinę. W praktyce więc i tak dla gminy jest to kosztowne.
Monitorowane standardy albo barbarzyństwo
Tylko pojawia się pytanie: czy może być istotnie inaczej ? Jeśli chcemy zapewnić tym ludziom możliwość przeżycia ostatniej fazy życia w godnych i bezpiecznych warunkach, a pracującym z nimi pracownikom służb socjalno-medycznych godziwe wynagrodzenie ( co i tak się zresztą nie dzieje, bowiem zarobki w tym sektorze są bardzo, bardzo niskie jak na tak eksploatującą profesję) to po prostu system musi kosztować.( choć zapewne jakaś racjonalizacja bez uszczerbku dla jakości i dostępu usług byłaby możliwa). Można częściowo ograniczyć koszty, inwestując więcej w pół-stacjonarne formy opieki, które kosztują mniej i mają tę zaletę, że „ nie trzeba przesadzać starych drzew” z dotychczasowego lokum. Jednak w to gminy rzadko inwestują. Pytanie czy nie powinno się stworzyć jakiś systemowych zachęt ku temu lub centralnie przeznaczyć na ten cel dodatkowe środki? Być może w obliczu przewidywanego wzrostu udziału osób sędziwych będzie to nieuniknione. Warto zatem antycypatywnie pomyśleć o tym już teraz.
Na koniec warto wspomnieć o jeszcze jednym, być może najpoważniejszym, problemie związanym z Domami Pomocy Społecznej, a mówiąc ściślej z placówkami, które często pełnią podobne funkcje, ale formalnie są czym innym. Chodzi o rozmaite inicjatywy prywatne działające pod szyldem pensjonatów, domów spokojnej starości, które świadczą opiekę długoterminową, ale unikają rejestracji i tym samym nie są „ krępowane” standardami. Prawo o pomocy społecznej przewiduje wprawdzie sprawowanie opieki długoterminowej w formie innej niż DPS-y, ale muszą one spełnić odpowiednie ustawowe wymogi, a część tego nie robi. Niekiedy zmniejsza to koszt. Ale odbywa się to kosztem standardu. Do czego to może doprowadzić pokazała sprawa Domu „Radość”. Oczywiście tego przypadku również nie należy przenosić na funkcjonowanie całego segmentu opieki, nawet tego działającego na granicy legalności, jednak prawdopodobieństwo takich zajść jest tu naturalnie znacznie wyższe niż w placówkach publicznych lub tych prywatnych, które poddały się publicznym regulacjom i ich monitoringowi. A procedury egzekucji zasad bezpieczeństwa i standardów jakości są w przypadku opieki nad osobami bezbronnymi chyba bardziej potrzebne niż gdziekolwiek indziej. One są szczególnie podatne na pogwałcenie ich praw ( łącznie z fizyczną przemocą) wobec którego pozostają bezbronne.
Wymykanie się spod publicznej kontroli ogromnych obszarów opieki nad niesamodzielnymi seniorami jest obok skandalicznie zaniedbanego sytemu wsparcia opiekunów rodzinnych nad osobą starszą jednym z najpoważniejszych i najpilniejszych wyzwań jakie stoją przed modernizacją opieki długoterminowej w Polsce.
Raff
Tekst został napisany z intencją publikacji jako kolejny artykuł w ramach stałej współpracy z czasopismem „ Kontakt” na którego internetowym portalu, mam nadzieję, niebawem się ukaże.
Ponury obraz Domów Pomocy Społecznej dominujący w przekazie publicznym i medialnym okazuje się być daleki od tego co się w nich rzeczywiście dzieje, a przynajmniej co dzieje w części z nich. Pozytywny tego przykład miałem okazji ujrzeć podczas piątkowych zajęć terenowych na jakie udałem się wraz z moimi instytutowi studentami. Odwiedziliśmy Dom Pomocy Społecznej Pracownika Oświaty.
Nie taki straszny jak go malują
Domy Pomocy Społecznej cieszą się złą sławą. Zaczyna się o nich mówić gdy coś się złego w nich wydarzy. Taka jest niestety logika mediów, a ludzie – często nawet nie zdając sobie z tego sprawy - podporządkowują jej swoje zachowania, np. w momencie decyzji czy skorzystać z instytucjonalnej opieki na stare lata. W zbiorowej pamięci utrwalił się upiorny wizerunek Domów Pomocy Społecznej widziany przez pryzmat wydarzeń jakie miały miejsce w jednej z tego typu placówek ( o nazwie - jak na ironię – Radość), w której to doszło do nagranego bicia i poniżania pensjonariuszy przez personel. Informacja o tym, że była to prywatna placówka, prowadzona nie-legalnie ( gdyż nie uzyskała uprzednio zezwolenia wojewody i też nie podlegająca kontroli i standardom) była słyszana znacznie słabiej.
A to dopiero uwzględnienie owego kontekstu pozwala stwierdzić, że nie ma podstaw by traktować tamtą sytuację jako reprezentatywną dla całego segmentu opieki ( co, z drugiej strony, nie oznacza też że takie przypadki nie mogą się zdarzyć gdzie indziej, zwłaszcza, że rejestracji niepoddane się całe mnóstwo placówek opieki długoterminowej, o czym dalej). Ale prawdopodobieństwo podobnych zajść w publicznych placówkach jest nie aż tak wielkie, choćby z uwagi na istnienie procedur kontrolnych.
Nawet jeśli nie przenosimy doświadczenia pewnych patologicznych przypadków na cały segment stacjonarnej opieki, jego instytucje nie kojarzą się nam zbyt ciepło i miło. Sądzę, iż niejednej osobie świta w głowie konotacja – umieralnia w izolacji. Okazuje się, że i to skojarzenie nie do końca oddaje rzeczywistość, choć niewątpliwie w tego typu placówkach przybywają osoby w ostatniej, często niesamodzielnej już , fazie życia. Warto zderzyć mylne, a często demonizujące i krzywdzące wyobrażenia z tym z co miałem okazję obserwować naocznie i uzupełnić to o pewną szerzą wiedzą na temat ram, w jakich funkcjonują owe instytucje.
Pierwszą wizytę w cyklu tegorocznych zajęć odbyliśmy w Ośrodku Pomocy Społecznej (wrażenia z niej opisałem w tymże artykule), ale na tamto spotkanie kierowałem studentów spokojnie, wiedząc, że czeka ich jedynie rozmowa z pracownikami czy osobami kierującymi placówką. Sam MOPS-jest instytucją, gdzie nie przebywają osoby wykluczone, a jedynie zwracają się po różnego rodzaju wsparcie. Z kolei DPS to już na pierwszy rzut oka głębsza woda. I choć mieszkające tu osoby często nie są dotknięte społeczną degradacją wynikłą z wykluczenia, to przebywają tu w sytuacjach najbardziej codziennych, nieraz intymnych, w których nie zawsze są w stanie poradzić sobie bez wsparcia z zewnątrz. Dla mnie nie było to wielkie novum, jako że po podobnych instytucjach pałętałem się już nieraz, ale aranżując ostatnią wizytę myślałem sobie o naszych studentach, jak oni to odbiorą.
Wszak to młodzi ludzie, żyjący innymi sprawami właściwymi dla wieku. Być może część z nich myślała tego dnia o weekendowej imprezie, a zderzenie z zaawansowaną starością w całodobowej instytucji, jak sądziłem, mogło wywołać pewien wstrząs. Obserwując reakcję, sądzę, że jednak się tak nie stało.
Być może także dlatego, że mieszkańcy powitali nas występem artystycznym, podczas którego wspólnie zaśpiewali pod kierunkiem opiekunki prowadzącej warsztaty z terapii zajęciowej a pojedyncze osoby odczytały wiersze, dodając fragmenty od siebie. Tematyka była różna. Było i o rosole i o miłości. Tak jak w życiu, sprawy codzienne mieszały się z głębszymi. Z tej radosnej twórczości wynikało, że jesień życia – także ta spędzana w domu opieki – bywa wielobarwna. A występy były dodatkowo zabarwione elementami specyficznymi elementami humoru tych starszych ludzi, którego w takiej formie i treści nie łatwo uświadczyć w przekazie publicznym.
Wydaje mi się, że dobrze się stało, że mieszkańcy nie próbowali wchodzić w buty młodych, wpisać się w formę jaką dyktuje kultura popularna. Wydawali się być sobą, pełni autentyczności. Studenci chyba w większości zdawali się to doceniać i swym zachowaniem prezentowali raczej ciepły i pozytywny stosunek względem tego co widzieli.
Warto jednak tu wykroczyć poza opis wrażeń ku bardziej ogólnym refleksją na temat charakteru placówki, którą mieliśmy okazję obejrzeć.
pobyt stacjonarny, ale nie zamknięty!
Domy pomocy społecznej są postrzegane jako „ zamknięta” forma pomocy prowadząca do społecznej izolacji osób z niej korzystających. W literaturze przedmiotu nieraz możemy zetknąć się z podziałem na formy opieki otwartej, pół- otwartej i zamkniętej. Do tej ostatniej zaliczane są właśnie DPS-y. Jest to terminologia dość niefortunna, gdyż nie pozwala uchwycić charakteru poszczególnych form instytucji opiekuńczych a za to prowadzi do ich demonizacji. W istocie dom pomocy społecznej zapewnia opiekę stałą i stacjonarną, ale nie jest zakładem zamkniętym, z którego nie ma wyjścia. Jak poinformowała nas dyrektorka, podopieczni są tu zameldowani i mogą opuszczać ośrodek ( meldując się na portierni i określając czas swego powrotu). Część z nich wychodzi samodzielnie, inna część – ze względu na stan zdrowotny – może to robić w asyście osób trzecich. Duża część nie opuszcza ośrodka wcale, ale ma to związek z ich stanem zdrowia, a nie administracyjnym zakazem. Ośrodek jest również otwarty dla zewnętrznego otoczenia, zwłaszcza najbliższych. Wizyty są możliwe w godzinach od 9 do 20.00., a w szczególnych przypadkach także w innym czasie. Nie wszyscy podopieczni mogą jednak liczyć na takie wizyty, ale znów nie wynika to z regulaminowych ograniczeń, tylko z faktu, że do DPS niejednokrotnie trafiają osoby samotne, a wręcz osamotnione.
W obliczu brakujących lub sporadycznych kontaktów z rodziną, szczególnego znaczenie dla tych osób może nabierać kontakt z wolontariuszami. Na koniec naszych zajęć został wyświetlony film na temat wolontariatu w DPS-ach, zainicjowany przez Mazowieckie Centrum Polityki Społecznej, które chciało w ten sposób zmienić wizerunek tego typu placówek jak i pokazać ludziom z zewnątrz, że istnieje możliwość społecznego angażowania na rzecz ich mieszkańców, które bardzo wiele wnosi w ich życie. Również w życie samych zaangażowanych. Na filmie pokazane były różne formy działania, od koncertów muzycznych dzieci i młodzieży po wolontariat prowadzony w relacji jeden na jeden. Dla przykładu do mieszkającego w Domu Pana Kazimierza, który do dziś pisze i wydaje książki, przychodzi wolontariusz, który od strony technicznej pomaga mu w obsłudze komputera. Widząc ten obrazek na filmie przypomniała mi się moja niegdysiejsza praca ze Zbyszkiem, który również w starszym wieku uznał, że komputer przyda mi się w różnych celach i tak zaczęła się nasza współpraca wolontariacka, potem przyjaźń. Zbyszka odwiedzało się w jego mieszkaniu, Pana Kazimierza odwiedza się na terenie ośrodka, ale mechanizm jest podobny, a to co odmienne wynika mniej z miejsca, a bardziej z osobowości osób, które wchodzą w daną relację. Często osoby które się odwiedza z pozoru nie są w stanie dać wiele. Ale tylko z pozoru, bowiem chyba najcenniejszy jest uśmiech tych ludzi, świadomość, że czekają i z radością przyjmują wizytę tego kto ich odwiedza.
Wracając do DPS-ów dla osób w wieku podeszłym, można podsumować, że nie są to placówki zamknięte. Ale poziom ich otwartości zależy od tego na ile ją ludzie z zewnątrz będą chcieli dostrzec i wykorzystać. Wielu z pensjonariuszy nie jest już z przyczyn zdrowotnych jak również tego co nazywamy w gerontologii syndromem wycofania społecznego ( disengagement) nie jest w stanie sama wyjść do otoczenia. Pytanie czy otoczenie dostrzeże potrzeby tych ludzi ( oraz wartość kontaktu z nimi) i zdecyduje się wyjść ku nim?
Nie tylko całodobowa przechowalnia
Jak już zostało zasygnalizowane, stan zdrowia i samodzielności w przypadku wielu mieszkańców bywa bardzo mizerny. Tym bardziej, że trafiają tu osoby często w ostateczności, gdy już nie są w stanie samodzielnie prowadzić domowego gospodarstwa a także samodzielnie realizować podstawowych funkcji życiowych ( choć pełen życia koncert gospodarzy pokazał, że nie dotyczy to wszystkich). Na 47 tu osób mieszkających około 25 schodzi na dół, do sali jadalnej. Reszta musi być karmiona, często jak dosłownie, w pokojach. Dieta w swej treści jak i sposobie przygotowania i dostarcznia jest zindywidualizowna i dostosowana do kondycji zdrowotnej danego mieszkańca, o co w jego naturalnym otoczeniu nie zawsze łatwo byłoby mu zadbać. Odpowiedni dobór diety jest jednym z elementów troski o zdrowie podopiecznych. Ale nie jedynym. W placówce przebywa personel pielęgniarski, której przedstawiciel/ka jest dostępna w pobliżu. przez całą dobę. Warto zauważyć, że tutejsza opieka – wbrew powszechnym opiniom – nie opiera się na utrzymywaniu bierności, ale także na udostępnianiu i wspieraniu aktywizacji ruchowej i nie tylko. Istnieje osobna salka rehabilitacyjna gdzie prowadzone są zajęcia podtrzymujące jak najdłużej sprawność i zachowane możliwości.
Wpisuje się to zarówno we współczesne myślenie o niepełnosprawności i pedagogice specjalnej ( której nie należy sprowadzać wyłącznie do kształcenia dzieci, ale mającej swą geragogiczną subdyscyplinę ) jak również w koncepcję aktywnego starzenia się ( active ageing). Ten ostatni model zwykliśmy odnosić do sytuacji osób w pierwszych fazach starości, żyjących aktywnie, w swym miejscu zamieszkania i pełniących różne role ( społeczne, rodzinne, nawet zawodowe).
Zwłaszcza po tym co widziałem, jeszcze bardziej jestem jednak zdania, że koncepcję tę należy rozciągać na szerzy krąg sytuacji i osób, w tym na osoby nie w pełni samodzielne, w wieku podeszłym i korzystające z opieki instytucjonalnej.
Innym błędem zawężającym myślenie o aktywności i aktywizacji seniorów jest sprowadzenie jej do działań ruchowych, ukierunkowanych na podnoszenie lub podtrzymywanie ich sprawności fizycznej. Tymczasem aktywność senioralna podobnie jak sama jesień życia ma wiele barw. Szczególnie barwna okazuje się aktywność społeczno-artystyczna jaka uskuteczniana jest pod troskliwym okiem opiekunki. Dojrzałe owoce tejże aktywności mogliśmy uświadczyć słuchając poetycko-muzycznych występów „reprezentacji” Domu.
Przytulnie wnętrza i kolejki na zewnątrz
Kolejnym obiegowym skojarzeniem z domami pomocy społecznej ( jak zresztą z wszystkimi innymi instytucjami stacjonarnej opieki czy pieczy, w tym np. domami dziecka) jest to, że są to obskurne molochy, nie dające podopiecznym prawa do intymności ani zindywidualizowanych relacji. I ten stereotyp kruszeje w obliczu tego co widzieliśmy. 47-osobowy ośrodek nie jest ogromnym molochem, a miejscem czystym i przytulnym, z wystrojem pogodnym. Osoby starsze mieszkają w zależności od stanu zdrowia i aktualnej liczby miejsc w jedno lub dwu-osobowych pokoikach z własną łazieneczką w środku i z telewizorem. Jedno z takich „ mieszkanek” mogliśmy zobaczyć. W środku powitała nas taka maleńka, pogodna staruszka. Wydaje się, że taka forma daje tym ludziom szanse na intymność i pewną niezależność.
Nie bym był jednak sobą gdybym jednak na koniec nie sięgnął do strukturalnych uwarunkowań, a te nie są – delikatnie mówiąc- korzystne. Pozytywny obraz jaki powyżej odmalowałem, choć jak najbardziej autentyczny, nie powinien odwracać od systemowych problemów jakie wiążą się z funkcjonowaniem tego obszaru pomocy społecznej. Choć w samej placówce nie odczuło się przeludnienia ani oznak złych warunków ( standardy jakie nakłada ministerialne rozporządzenie z 2005 roku na to zresztą nie pozwala), druga strona medalu jest taka, że na możliwość skorzystania z tego typu placówek czeka się w kolejce miesiącami, a ich podaż jest dalece niewystarczająca w relacji do realnego popytu na nie. Co gorsza, jeszcze skromniej wygląda dostęp do pół-stacjonarnych form opieki nad osobami starszymi jak dzienne domy pomocy społecznej, nie mówiąc o tzw. rodzinnych domach pomocy. Gminy nie potrafiąc zapewnić odpowiedniej infrastruktury opiekuńczej często przydzielają środowiskowe usługi opiekuńcze kierowane z MOPS-u. Samo w sobie nie jest to niczym złym, bowiem usługi środowiskowe pozwalają pozostawać osobom starszym w dotychczasowym środowisku zamieszkania, co – w świetle badań opinii zarówno osób starszych jak i tych na przedpolu starości- jest preferowane. Szkopuł jednak w tym, że takie usługi, zwłaszcza że są z uwagi na braki kadrowe i finansowe świadczone w bardzo ograniczonym wymiarze, często nie odpowiadają sytuacjom, w których stan zaawansowania starości i niesamodzielności wymagałby raczej opieki całodobowej, a ta wielokrotnie nie jest i nie może być zaspokajana przez podmioty sektora nieformalnego ( członków rodziny, bliskich, sąsiadów itp.).
Gdy jednak senior trafia do całodobowej placówki, zapewnienie mu godziwej opieki bywa bardzo kosztowne tak dla gminy jak i dla niego samego i zobowiązanej do alimentacji rodziny. Koszt takiej opieki w publicznych placówkach w przeliczeniu na osobę sięga 4-5 tys. złotych. W świetle obowiązującego prawa w pierwszej kolejności koszt tego ponosi podopieczny ale do wysokości 70% swojego źródła dochodu, resztę próbuje się ściągnąć od rodziny ( co zresztą nie zawsze się udaje, a często bywa też powodem, że rodzina rezygnuje z prób oddania starszej osoby do domu opieki) a dopiero potem wkracza gmina. Ponieważ wiele osób w wieku podeszłym ma niewysoką emeryturę a w dodatku do publicznych placówek często trafiają osoby o niewysokim statusie społecznym, wkład własny pokrywa niewielką część całościowego kosztu. Z kolei od rodziny – z różnych względów, np. trudnej sytuacji materialnej lub utraconych więzi z samym pensjonariuszem) często nie udaje się wyegzekwować pozostałej części. W świetle kontroli NIK z 2009 mniej pobyt mniej niż co 10-tego mieszkańca DPS-u w skontrowanych gminach był współfinansowany przez rodzinę. W praktyce więc i tak dla gminy jest to kosztowne.
Monitorowane standardy albo barbarzyństwo
Tylko pojawia się pytanie: czy może być istotnie inaczej ? Jeśli chcemy zapewnić tym ludziom możliwość przeżycia ostatniej fazy życia w godnych i bezpiecznych warunkach, a pracującym z nimi pracownikom służb socjalno-medycznych godziwe wynagrodzenie ( co i tak się zresztą nie dzieje, bowiem zarobki w tym sektorze są bardzo, bardzo niskie jak na tak eksploatującą profesję) to po prostu system musi kosztować.( choć zapewne jakaś racjonalizacja bez uszczerbku dla jakości i dostępu usług byłaby możliwa). Można częściowo ograniczyć koszty, inwestując więcej w pół-stacjonarne formy opieki, które kosztują mniej i mają tę zaletę, że „ nie trzeba przesadzać starych drzew” z dotychczasowego lokum. Jednak w to gminy rzadko inwestują. Pytanie czy nie powinno się stworzyć jakiś systemowych zachęt ku temu lub centralnie przeznaczyć na ten cel dodatkowe środki? Być może w obliczu przewidywanego wzrostu udziału osób sędziwych będzie to nieuniknione. Warto zatem antycypatywnie pomyśleć o tym już teraz.
Na koniec warto wspomnieć o jeszcze jednym, być może najpoważniejszym, problemie związanym z Domami Pomocy Społecznej, a mówiąc ściślej z placówkami, które często pełnią podobne funkcje, ale formalnie są czym innym. Chodzi o rozmaite inicjatywy prywatne działające pod szyldem pensjonatów, domów spokojnej starości, które świadczą opiekę długoterminową, ale unikają rejestracji i tym samym nie są „ krępowane” standardami. Prawo o pomocy społecznej przewiduje wprawdzie sprawowanie opieki długoterminowej w formie innej niż DPS-y, ale muszą one spełnić odpowiednie ustawowe wymogi, a część tego nie robi. Niekiedy zmniejsza to koszt. Ale odbywa się to kosztem standardu. Do czego to może doprowadzić pokazała sprawa Domu „Radość”. Oczywiście tego przypadku również nie należy przenosić na funkcjonowanie całego segmentu opieki, nawet tego działającego na granicy legalności, jednak prawdopodobieństwo takich zajść jest tu naturalnie znacznie wyższe niż w placówkach publicznych lub tych prywatnych, które poddały się publicznym regulacjom i ich monitoringowi. A procedury egzekucji zasad bezpieczeństwa i standardów jakości są w przypadku opieki nad osobami bezbronnymi chyba bardziej potrzebne niż gdziekolwiek indziej. One są szczególnie podatne na pogwałcenie ich praw ( łącznie z fizyczną przemocą) wobec którego pozostają bezbronne.
Wymykanie się spod publicznej kontroli ogromnych obszarów opieki nad niesamodzielnymi seniorami jest obok skandalicznie zaniedbanego sytemu wsparcia opiekunów rodzinnych nad osobą starszą jednym z najpoważniejszych i najpilniejszych wyzwań jakie stoją przed modernizacją opieki długoterminowej w Polsce.
Raff
Tekst został napisany z intencją publikacji jako kolejny artykuł w ramach stałej współpracy z czasopismem „ Kontakt” na którego internetowym portalu, mam nadzieję, niebawem się ukaże.