2012-11-01 23:48:13
Przykłady zbyt dogmatycznego stosowanie procedur prawnych ( vide: odebranie dzieci kobiecie zalegającej z zapłatą grzywny) wywołały ostatnio poruszenie. I słusznie. Komentatorzy powoływali się na moralne racje, w imię których należy nieraz do procedur podejść bardziej elastycznie, zwłaszcza gdy w grę wchodzi dobro najsłabszych.
Takie sytuacje jednak nie powinny nam przesłaniać sytuacji, w której powoływanie się na kwestie moralności pozbawiają (również bardzo często najsłabszych) możliwości realizacji swoich praw. A takie sytuacje też się w Polsce zdarzają. I chwała Bogu że istnieją ponadnarodowe instancje odwoławcze, które przed tym chronią.
Niedawno zapadł wyrok Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, nakazujący Polsce wypłatę odszkodowanie za uniemożliwienie przed paroma laty 14-letniej dziewczynie dokonania w jednym z lublińskim szpitali zabiegu usunięcia ciąży powstałej w wyniku czynu zabronionego.
W końcu znalazło się miejsce gdzie dokonanie aborcji ( zgodnie z polskim i tak dość restrykcyjnym w tej materii prawem!) było możliwe. Ale zanim do tego doszło, dziewczyna była poddawana wbrew swej woli intensywnej perswazji okolicznego księdza i ruchu działaczy pro-life. W końcu udało się temu postawić tamę, jednak ile uciążliwości i bólu dla dorastającej dziewczyny to musiało przynieść – trudno sobie wyobrazić. Z pewnością te 30 tys. euro odszkodowania ( i jakiekolwiek pieniądze) tego nie zrekompensują, gdyż psychiczny koszt jaki poniosła ona i jej matka, z którą wspólnie podjęły decyzję, jest na nieco innym poziomie.
Jednocześnie dla państwa, które nie zagwarantowało egzekucji istniejącego prawa, tego typu odszkodowania to kwota którą można byłoby sensownie wydać, np. na wsparcie samotnych matek czy programy edukacji seksualnej.
Szpital odmówił zabiegu powołując się na klauzulę sumienia. Staje się to dziś popularne uzasadnianie swoich poczynań. Warto jednak pamiętać, że sumienie mogą mieć ludzie, nie instytucje. Instytucje mają realizować prawo służące realizacji uprawnień obywateli. Nie jest sednem problemu, że dany lekarz w imię swoich wartości ( czy nam się one podobają czy nie) nie chce wykonać danego zabiegu, o ile dotyka on kwestii newralgicznych z bio-etycznego punktu widzenia. Tę klauzulę być może warto utrzymać. Problemem jest, ze instytucja działająca na gruncie istniejące prawa nie delegowała innego swego funkcjonariusza medycznego, któryby się tego podjął. Rzecz jasna sytuacja w której to właśnie ów przeciwny wszelkiej aborcji medyk miałby wskazywać swego zastępcę by ten dokonał zabiegu nie jest fortunna. Powinien natomiast być zobowiązany szpital do którego zgłosi się kobieta/dziewczyna w takiej sytuacji. Taki też kierunek zmian sugeruje Minister ds. równego statusu Agnieszka Rajewicz-Kozłowska, pisząc:
„Rozwiązanie jest bardzo proste. Obecnie lekarz, który powołuje się na klauzulę sumienia ma obowiązek wskazania swojego następcy, który taki zabieg wykona. W praktyce tego nie robi, bo to też jest wbrew jego sumieniu. Dlatego też należy ten obowiązek przerzucić na instytucję, która podpisuje kontrakt z NFZ. To proste rozwiązanie, które nie narusza kompromisu aborcyjnego, a równocześnie sprawia, że ta ustawa przestaje być prawem martwym. Czy minister zdrowia, któremu przedstawiłam to rozwiązanie, mój kolega liberał, były polityk lewicy będzie się w tej sprawie wahał? . "
Bardzo popieram ten postulat i mam nadzieję, że Arłukowicz go nie zlekceważy.
Często wystarczy trochę pogłówkować i prostymi regulacjami zapobiec ludzkim dramatom. Z podobną sytuacją mam do czynienia na swoim poletku badawczym, czyli polityce edukacyjnej wobec dzieci niepełnosprawnych. Tu też teoretycznie mamy o czynienia z nadaniem określonych praw jednostkom które znalazły się w trudnejszej sytuacji życiowej, ale system działa tak, że nie dochodzi do ich należytej egzekucji. Można zamienić system finansowania edukacji uczniów ze specjalnymi potrzebami edukacyjnymi przechodząc z subwencji na dotację celową do szkół gdzie uczęszcza dziecko ( obecnie problemem jest to, że środki tam często nie trafiają utrudniając tym dzieciom korzystania z przysługujących im praw). Ten krok nie jest aż tak trudny, a wydaje się niezbędny.
Choć też być może niewystarczający. Ważne jest nastawienie osób odpowiadających za ich realizację oraz instytucjonalna, ale tez społeczna nad nimi kontrola . Podobnie jest w przypadku aborcji. Nawet jeśli usprawnienimy system, może okazać się że podmioty mające instytucjonalną władzę zręcznie uchylą się od istniejących przepisów, np. powołując się na brak dostępnych lekarzy, którzy byliby gotowi dokonać zabiegu ( teoretycznie rzecz biorąc taki brak w danej społeczności jest faktycznie możliwy, choć w praktyce jest on mało prawdopodobny).
***
Sprawy o których piszę coraz bardziej przekonują mnie jak dużą rolę w polityce publicznej ( w tym społecznej) odgrywa nie tylko twardy instytucjonalny rdzeń, ale też miękka kulturowa otoczka. Nie tylko normy regulowane prawnie, ale także nieformalne normy, którymi kierują się aktorzy życia społecznego i publicznego.
Te normy jednak możemy również kształtować i poprzez dyskurs i poprzez instytucje. Choć na pewno to proces długotrwało. Warto więc zacząć od korekty istniejącego prawa by chroniło najsłabszych.