2013-03-25 12:38:10
Do postaci św. Franciszka zawsze miałem słabość. Czytając o nim niegdyś czy też oglądając ilustrację jego żywota na bajecznych freskach Giotta zawsze czułem doń sympatię. Wydaje mi się, że życiorys a także przesłanie jego kazań ma szerszy niż tylko ten dosłowny wymiar. Ja widzę w tym zachętę nie tylko do pochylenia się nad losem grup wykluczonych, ale także uznania ich podmiotowości.
Cieszy, że obecny Papież nawiązuje swoim imieniem oraz postawą do spuścizny tej postaci. Obawiam się jednak, że czyni to zbyt wybiórczo.
To, że prezentuje postawę skromną jest ok. Jeszcze bardziej podoba mi się gotowość do krytyki niesprawiedliwych stosunków społecznych - globalizacji i neoliberalizmu. I choć jego poprzednicy ( poczynając od Jana XXIII) również nie byli entuzjastami współczesnej sobie brutalnej rzeczywistości ekonomicznej, wydaje się, ze ich następca zamierza znacznie większy kłaść na to nacisk. Wskazują na to jego dotychczasowe wypowiedzi i działania. To budzi pewną sympatię i nadzieję.
Kościół Franciszka ma wyjść do ludzi. Zwłaszcza do ludzi ubogich. Ale pojawia się czy po to by nieść filantropijne miłosierdzie( w pakiecie moralnego rygoryzmu) czy też po to by organizowali się w celu przezwyciężenia podporządkowania? Czy będzie apelował do sumień możnych tego świata czy też wspierał ruchy kontestujące status quo? Te pytania wydają mi się na razie otwarte i podejrzewam, że dziś trudno o jednoznaczną odpowiedź. Dopiero doświadczenie pokaże.
Nie to jednak budzi moje główne zastrzeżenia i obawy. Problemem jest to, że deklarowana ( i zapewne w jego przypadku autentyczna) troska o ubogich jest podawana w całym pakiecie przekonań, z którymi trudno mi się jakkolwiek utożsamić, a wręcz wydają mi się groźne. Jego stosunek do kobiet, do mniejszości seksualnych , do zdrowia reprodukcyjnego i kwestii bioetycznych nie licuje z twarzą głowy instytucji otwartej już nie tyle nawet na współczesność, ile właśnie na drugiego człowieka, jego potrzeby oraz cierpienie jakie niesie niemożność ich zaspokojenia.
Weźmy przykład antykoncepcji. Papież widzi w niej wyłącznie zło ( i ewentualnie mniejsze zło, gdy ramach pożycia małżeńskiego może to uchronić przed zakażenie małżonka wirusem HiV) ale nie dostrzega fundamentalnego zagrożenia jakie niesie za sobą generalna niezgoda na antykoncepcję. To podejście uderza właśnie najsilniej w te słabe grupy, , których los w założeniach leży mu na sercu. Ludzi wykluczonych ekonomicznie i kulturowo. Zarówno w krajach rozwiniętych jak i – - zwłaszcza - w krajach Trzeciego Świata. Potępienie stosowania antykoncepcji to w kontekście wielu społeczności afrykańskich przyzwolenie nie tylko na eksplozję demograficzną, która – przy niesprawiedliwym i nierównym dostępie do podstawowych zasobów - pociąga za sobą głód i wiele innych poważnych problemów, w tym rozszerzanie pandemii AIDS. Wiele dzieci, które rodzi się w sposób nieświadomy, nie ma szans na rozwój i wystawionych jest na multum niebezpieczeństw.
Dostęp do antykoncepcji nie rozwiąże wprawdzie wszystkich problemów, ale może wiele z nich złagodzić. Poza tym jako swoista technika medyczna powinna być traktowana jako prawo podmiotowe i czynnik zdrowia reprodukcyjnego.
Niepokoi równie kategoryczne stanowisko wobec praw i potrzeb osób o nie-heteroseksualnej orientacji. Rzecz jasna nie oczekiwałbym tu od Papieża radykalnego zwrotu względem dotychczasowego stanowiska Kościoła, ale przydałoby się stopniowe złagodzenie języka w duchu poszanowania cudzej godności i delikatności wobec jego preferencji w życiu intymnym. Pod tym względem osoba Franciszka nie niesie nadziei na zmianę.
Papież zadeklarował metaforycznie, że opowiada się za kościołem, który woli wyjść na ulicę nawet kosztem narażenia się na wypadek. Oby był to wypadek ( przy pracy na rzecz grup słabszych) po którym Kościół dojrzy że na tej ulicy są też grupy doświadczające wykluczenia i niesprawiedliwości na płaszczyźnie zdrowia reprodukcyjnego i relacji intymnych, którym przydałoby się wsparcie i ochrona przed pogwałceniem ich praw. Wówczas papieska, tudzież franciszkańska, troska o słabszych i walka na rzecz sprawiedliwości społecznej nabrałaby bardziej integralnego, uniwersalnego charakteru.
Cieszy, że obecny Papież nawiązuje swoim imieniem oraz postawą do spuścizny tej postaci. Obawiam się jednak, że czyni to zbyt wybiórczo.
To, że prezentuje postawę skromną jest ok. Jeszcze bardziej podoba mi się gotowość do krytyki niesprawiedliwych stosunków społecznych - globalizacji i neoliberalizmu. I choć jego poprzednicy ( poczynając od Jana XXIII) również nie byli entuzjastami współczesnej sobie brutalnej rzeczywistości ekonomicznej, wydaje się, ze ich następca zamierza znacznie większy kłaść na to nacisk. Wskazują na to jego dotychczasowe wypowiedzi i działania. To budzi pewną sympatię i nadzieję.
Kościół Franciszka ma wyjść do ludzi. Zwłaszcza do ludzi ubogich. Ale pojawia się czy po to by nieść filantropijne miłosierdzie( w pakiecie moralnego rygoryzmu) czy też po to by organizowali się w celu przezwyciężenia podporządkowania? Czy będzie apelował do sumień możnych tego świata czy też wspierał ruchy kontestujące status quo? Te pytania wydają mi się na razie otwarte i podejrzewam, że dziś trudno o jednoznaczną odpowiedź. Dopiero doświadczenie pokaże.
Nie to jednak budzi moje główne zastrzeżenia i obawy. Problemem jest to, że deklarowana ( i zapewne w jego przypadku autentyczna) troska o ubogich jest podawana w całym pakiecie przekonań, z którymi trudno mi się jakkolwiek utożsamić, a wręcz wydają mi się groźne. Jego stosunek do kobiet, do mniejszości seksualnych , do zdrowia reprodukcyjnego i kwestii bioetycznych nie licuje z twarzą głowy instytucji otwartej już nie tyle nawet na współczesność, ile właśnie na drugiego człowieka, jego potrzeby oraz cierpienie jakie niesie niemożność ich zaspokojenia.
Weźmy przykład antykoncepcji. Papież widzi w niej wyłącznie zło ( i ewentualnie mniejsze zło, gdy ramach pożycia małżeńskiego może to uchronić przed zakażenie małżonka wirusem HiV) ale nie dostrzega fundamentalnego zagrożenia jakie niesie za sobą generalna niezgoda na antykoncepcję. To podejście uderza właśnie najsilniej w te słabe grupy, , których los w założeniach leży mu na sercu. Ludzi wykluczonych ekonomicznie i kulturowo. Zarówno w krajach rozwiniętych jak i – - zwłaszcza - w krajach Trzeciego Świata. Potępienie stosowania antykoncepcji to w kontekście wielu społeczności afrykańskich przyzwolenie nie tylko na eksplozję demograficzną, która – przy niesprawiedliwym i nierównym dostępie do podstawowych zasobów - pociąga za sobą głód i wiele innych poważnych problemów, w tym rozszerzanie pandemii AIDS. Wiele dzieci, które rodzi się w sposób nieświadomy, nie ma szans na rozwój i wystawionych jest na multum niebezpieczeństw.
Dostęp do antykoncepcji nie rozwiąże wprawdzie wszystkich problemów, ale może wiele z nich złagodzić. Poza tym jako swoista technika medyczna powinna być traktowana jako prawo podmiotowe i czynnik zdrowia reprodukcyjnego.
Niepokoi równie kategoryczne stanowisko wobec praw i potrzeb osób o nie-heteroseksualnej orientacji. Rzecz jasna nie oczekiwałbym tu od Papieża radykalnego zwrotu względem dotychczasowego stanowiska Kościoła, ale przydałoby się stopniowe złagodzenie języka w duchu poszanowania cudzej godności i delikatności wobec jego preferencji w życiu intymnym. Pod tym względem osoba Franciszka nie niesie nadziei na zmianę.
Papież zadeklarował metaforycznie, że opowiada się za kościołem, który woli wyjść na ulicę nawet kosztem narażenia się na wypadek. Oby był to wypadek ( przy pracy na rzecz grup słabszych) po którym Kościół dojrzy że na tej ulicy są też grupy doświadczające wykluczenia i niesprawiedliwości na płaszczyźnie zdrowia reprodukcyjnego i relacji intymnych, którym przydałoby się wsparcie i ochrona przed pogwałceniem ich praw. Wówczas papieska, tudzież franciszkańska, troska o słabszych i walka na rzecz sprawiedliwości społecznej nabrałaby bardziej integralnego, uniwersalnego charakteru.