2013-03-30 08:55:30
Rozszerzająca się praktyka oddawania schorowanych osób starszych z okazji świąt do placówek medycznych to nie tylko asumpt do dyskusji nad statusem osób starszych w rodzinie ale i – co mniej oczywiste, a nie mniej ważne – polityki państwa prowadzonej w tym obszarze.
Okres świąteczny od paru lat napawa mnie smutkiem, odkąd zaczęły do mnie dochodzić prasowe doniesienia o przyjmowaniu wzmożonej liczby osób starszych przy okazji świąt na oddziały szpitalne. Przed ponad rokiem w okresie Bożego Narodzenia zmroził mnie artykuł Judyty Watoły pt.” Babcię i dziadka oddam na święta” ( Gazeta Wyborcza, 24.12.2011) w której to autorka powoływała się na relacje lekarzy i będącej na pierwszej linii medycznego-opiekuńczego frontu pielęgniarek, z których wynikało, że w okolicach Wigilii rośnie liczba przyjmowanych starszych pacjentów po których – co gorsza – nie spieszą się by ich później stamtąd odebrać.
W tegoroczne, jak się okazało„ białe”, Święta Wielkiej Nocy inne medium zwraca uwagę że podobne praktyki odbywają się nie tylko w Boże Narodzenie. Jak podaje za Newsweekiem serwis medyczny Medexpress tego typu przypadków jest z każdym rokiem coraz więcej.
Co prawda Wielkanoc nie ma w sobie aż tak silnej familijnej otoczki, jednak poczucie odrzucenia przez najbliższych jest zawsze straszne, a w okresie świątecznym zwłaszcza.
W zasadzie jest dla mnie trudne do pojęcia, że akurat w takich szczególnych w naszej kulturze momentach część rodzin decyduje się na ten krok. Wydawałoby mi się, ze psychologicznie bardziej prawdopodobny byłby scenariusz odwrotny – że właśnie na fali świątecznej atmosfery jeszcze większa będzie skłonność do wspólnotowego spędzania tych dni ( nawet w tych domach, gdzie pozbawione są swego pierwotnego, religijnego przeżycia) i w związku z tym nie tylko nieoddawanie osób starszych do zewnętrznych instytucji na ten czas, ale zapraszanie czy przywożenie ich do siebie lub odwiedzanie w ich domach, zaś w sytuacji gdy ci na co dzień przebywają już w stacjonarnych instytucjach opieki – branie ich do siebie bądź składanie im wizyt na miejscu. Tymczasem – jeśli uwierzymy wspomnianym źródłom i przyjmiemy, że opisana w nich praktyka staje się coraz powszechniejsza – okazuje się, że ów familio-centryczny świąteczny dyskurs staje się być coraz bardziej fasadowy, a za nim kryje się głęboka erozja dotychczasowych więzi społecznych ( i niestety nie zastępowane ani uzupełniane przez więzi nowego typu).
Długie kolejki, długie łańcuchy zaniedbań
Gdy się o myśli o tych procesach, ogarnia człowieka bezsilna złość i niepokój, ale osobiście zalecałbym spojrzenie na problem refleksyjnie i systemowo. Nie tyle w kategoriach moralnej oceny indywidualnych wyborów, ale tego jak działa system wsparcia osób, które przed nim stoją i co ten ostatni aspekt mówi o kondycji naszej wspólnoty.
Wiele widziałem sytuacji w których rodziny stawały przed dylematem czy oddać schorowaną bliską osobę w ręce instytucji opiekuńczej czy samemu kontynuować sprawowanie nad nią długotrwałej, wycieńczającej opieki, bez wsparcia i wytchnienia kosztem własnego zdrowia i życia. W świetle tych doświadczeń, które zresztą mogą przydarzyć się każdemu z nas, bardziej konstruktywna od ferowania wyroków z moralnych wyżyn względem niepokojących czy wręcz oburzających nas nieraz wyborów, jest rekonstrukcja i ocena społeczno-politycznego kontekstu, który w niemałym stopniu warunkuje i prowokuje tego typu praktyki. Brak wsparcia w codziennej opiece i brak zagwarantowanej publicznie możliwości wytchnienia dla opiekuna to jeden zasadniczych rysów – i najsłabsze ogniwo – systemu opieki długoterminowej nad osobami starszymi w Polsce.
Swego czasu w reakcji na głosy winiące za wydłużające się kolejki do lekarzy osoby starsze, które bywają najczęstszymi bywalcami korytarzy w przychodniach i szpitalach, próbowałem wskazać, że w istocie mamy do czynienia z wyparciem z publicznej świadomości bardziej złożonego łańcucha mechanizmów, którego polska służba zdrowia staje się jednym z ostatnich i kluczowych ogniw. Wydłużające się szpitalne kolejki to z jednej strony skutek mankamentów polityce zdrowotnej ( takich m.in. ogólne niedofinansowanie po faktyczną marginalizację w całym systemie POZ) , z drugiej zaniedbania w rozumianej znacznie szerzej polityce społecznej, która nie tworzy skutecznie zachęt i nie znosi barier uczestnictwa osób w starszych w społeczeństwie, wobec czego szpitalny korytarz może do pewnego stopnia pełnić funkcje kompensacyjne względem nie dość rozwiniętych działań na innych polach.
Nieco podobnie dzieje się w sytuacji gdy mamy ( zwłaszcza w około-świątecznym okresie) nadmiar osób starszych już nie tyle na korytarzach, co szpitalnych łóżkach. I tu sektor zdrowotny bierze na siebie skutki zaniedbań w zakresie działań, które powinny być prowadzone na innych odcinkach. Choćby w sektorze usług socjalnych i opiekuńczych, a jeszcze wcześniej w sektorze usług integracyjno-pomocowych dla osób starszych, a także tych, które wspierają osoby z nimi mieszkające i często mniej lub bardziej intensywnie opiekujące się nimi. Jeśli na tamtych odcinkach system szwankuje, jedną z możliwych konsekwencji tego stanu rzeczy jest właśnie oddawanie osób starszych do szpitali. A ten dramatyczny moment poprzedza wcześniejsza marginalizacja osób starszych w rodzinie i środowisku i nieraz także – warto dodać - marginalizacja samych rodzin z niesamodzielnym seniorem w domu.
Krótkowzroczna polityka nie widzi opiekuna
Gdy mowa o rodzinie a także polityce rodzinnej, zazwyczaj chodzi o rodzinę z dziećmi na wychowaniu, natomiast znacznie słabiej osadzona w zbiorowej świadomości jest problematyka rodzin z osobą starszą pod opieką. Pojawia się problem z dostępem do usług opiekuńczych i edukacyjnych, kwestia urlopów macierzyńskich i wychowawczych czy świadczeń na rzecz rodzin w trudniejszej sytuacji. Długo by wyliczać wymiary polityki rodzinnej., które wymagałyby a wciąż nie doczekały się naprawy i radykalnej przebudowy. Jednak jeszcze mniej miejsca poświęcane jest - tak w agendzie politycznej jak i w publicznej debacie - rodzinom z osobą starszą ( a także osób starszych bez rodziny) zwłaszcza tam senior traci częściowo lub całkowicie samodzielność. Sprawa jest jakby zupełnie odpolityczniona, nie toczą się wokół niej żadne zauważalne polityczne spory, nie tworzą czytelne podziały i sojusze. A tymczasem to właśnie sytuacja rodzinna okazuje się być głównym układem odniesienia dla polskich obywateli w ostatniej fazie życia, może bardziej niż we wcześniejszych.
Profesor Błędowski omawiając wyniki badań POLSENIOR w części dotyczącej potrzeb opiekuńczych konkluduje:: główny (i przytłaczający) ciężar opieki spoczywa na rodzinie. „Rodzina udziela pomocy 93,5% osobom starszym, inni opiekunowie nieformalni – 9,3%, a pomoc społeczna – 4,0%.”
Tym co cechuje świadczoną nieformalnie opiekę nad seniorami w Polsce jest jej intensywność. Raport OECD z 2011 wskazuje na Polskę jako jeden z krajów o największym udziale opiekunów intensywnych( powyżej 20 godz. tygodniowo). A właśnie intensywność jest przyczyną szybkiego wyczerpywania się potencjału opiekuńczego, ale także zdrowotnego, zawodowego, społecznego etc. I dlatego, że sama tego typu opieka jest szalenie alienująca i wypalająca, zwłaszcza gdy sprawuje się ją długotrwale i intensywnie. I dlatego, że duża liczba godzin spędzonych na opiece oznacza brak czasu na pełnienie innych ról ( nie tylko zawodowych) potrzebnych jednostce do zdrowego funkcjonowania w społeczeństwie. W wymiarze nie tylko zawodowym, ale także społecznym, towarzyskim, kulturowym. Państwo polskie robi niewiele zarówno dla wspomożenia opiekuna w owej intensywnej opiece ani by ta opieka mogłaby być nieco mniej intensywna, a rozłożona na więcej społecznych aktorów.
W Polsce praktycznie nie istnieje system wsparcia dla osób sprawujących pieczę nad starszą wymagającą asysty w codziennym funkcjonowaniu osobą. Świadczenia pieniężne z tego tytułu są niewielkie i dostępne tylko dla wąskiej kategorii opiekunów ( tych uprawnionych do specjalnego zasiłku opiekuńczego). Brakuje też zupełnie wsparcia usługowego w zakresie poradnictwa, szkoleń, nieraz terapii i pomocy psychologicznej. Zewnętrzne usługi wspomagające opiekę też w ramach instytucji publicznych są śladowe. Mało jest ośrodków dziennego wsparcia ani nie funkcjonuje zagwarantowana prawnie opieka wytchnieniowa na okres czasowej nieobecności opiekuna. Na dobrą sprawę może powiedzieć, że system w zasadzie nie widzi opiekuna. A zwłaszcza nie widzi go jako podmiotu ( a co najwyżej jako naturalny zasób) również potrzebującego wsparcia, a poniekąd także gratyfikacji za ponoszony wysiłek, którym wyręcza instytucje publiczne.
Nawet patrząc czysto funkcjonalnie i utylitarnie władza powinna rozumieć ową potrzebę wsparcia dla opiekuna, bowiem od niego zależy możliwość skutecznego, długookresowego pełnienia owej opiekuńczej roli a także godzenia owej roli z innymi społecznie ważnymi rolami. Niestety system pozostaje ślepy, a przynajmniej krótkowzroczny, nie dostrzegając, że w dłuższej perspektywie koszty zaniechań znacznie przekroczą doraźne oszczędności.
Zmiany na mglistym horyzoncie
Czy jednak rysują się na horyzoncie szanse na zmianę tego stanu rzeczy?
Z pozoru tak. Wedle mojej wiedzy, stopniowo wykuwa się ostateczna postać zainicjowanego jeszcze w poprzedniej kadencji projektu ustawy o pomocy osobom niesamodzielnym ( znanego też pod nazwą senackiego projektu Augustyna), która jest adresowana dla wszystkich niesamodzielnych osób dorosłych ( a z wyłączeniem niepełnoletnich) ale głównie robione z myślą o osobach dotkniętych ryzykiem niedołęstwa przychodzącego z zaawansowanym wiekiem. W centrum projektu leży koncepcja czeku opiekuńczego, przy pomocy którego uprawnieni mogliby opłacać ( za pośrednictwem organów polityki lokalnej) odpowiednie usługi, spełniające odpowiednie formalne i merytoryczne standardy. W zależności od stopnia niesamodzielności wysokość czeku miałaby by wynosić 600 do 800 złotych. Czy jest to rozwiązanie adekwatne (i wystarczające?) do potrzeb wspomnianej grupy niesamodzielnych seniorów oraz ich opiekunów? Nie do końca – nawet kwota 800 złotych ( dedykowana tylko najgłębiej niesamodzielnym, wymagającym praktycznie stałej opieki) pozwoli na pokrycie usług w ograniczonym wymiarze, reszta czasu potrzebnego na opiekę zaś musi być wykupiona własnym sumptem lub wykonana bezpośrednio przez opiekuna. Czy projekt coś jeszcze dla nich przewiduje? Według wersji projektu z 2 lipca rozdział V zatytułowany jest „ Wspieranie osób w bliskich w sprawowaniu opieki nad osobami niesamodzielnymi, a owa pomoc może polegać na udzielaniu informacji, szkoleniu, zapewnieniu okresowej opieki zastępczej, możliwości korzystania z urlopu, zatrudnienia w niepełnym wymiarze czasu pracy w calu sprawowania opieki, korzystania ze wsparcia wolontariuszy z organizacji zajmujących się tym statutowo, wsparcia grupy samopomocowej- i last but not east- świadczeniach finansowych do których zaliczałoby się pokrycie kosztów składek na ubezpieczenie emerytalne, rentowe i chorobowe oraz składek na ubezpieczenie zdrowotne osoby bliskiej a z drugiej strony refundacja kwalifikowanych kosztów opieki. Te ostatnie obejmują opłaty za sprawowanie opieki zastępczej, zakup środków do pielęgnacji, wyposażenie w sprzęt rehabilitacyjny i zwiększający mobilność osoby niesamodzielnej i adaptacja pomieszczeń do jej potrzeb. Katalog przewidzianych form wsparcia wydaje się być szeroki, choć nie jest pewne w jakim zakresie będzie refundacja, jak szeroka grupa osób zostanie objęta przewidzianym w projekcie wsparciem , a przede wszystkim czy i kiedy w ogóle ustawa ma szanse wejść w życie.
(dochodowe ) progi i inne bariery
Czego natomiast możemy być pewni już teraz, w najbliższej perspektywie czasowej. Tego, że od lipca w pełni kończy się okres przejściowy dla noweli usyatyw o świadczeniach rodzinnych i odtąd osoba która zechce zrezygnować z pracy ze względu na opiekę nie będzie mogła liczyć na ów gdy kryterium dochodowe nie przekroczy 623 złotych. Nawet o parę złotych. Wysokość świadczenia – 520 złotych – to wprawdzie żadne kokosy, ale w gospodarstwach nisko dochodowych (i to bez możliwości znaczącego dorobienia, właśnie ze względu na sprawowanie długotrwałej i nieraz bardzo intensywnej opieki) może okazać się zastrzyk gotówki koniecznym by uchronić przed głęboką biedą. Ale postawienie – pod wątpliwym pretekstem zamknięcia furtki wyłudzaczom świadczeń – progu dochodowego pod nogami części opiekunów to jeszcze nie koniec. Drzwi do specjalnego zasiłku opiekuńczego są zamknięte, nawet przy spełnieniu restrykcyjnego kryterium dochodowego, także przed wieloma grupami osób, które faktycznie byłyby gotowe z oddaniem sprawować tego typu opiekę. Nie skorzystają z owego zasiłku ci, których z podopiecznym nie łączy obowiązek alimentacyjny ( a za to autentyczna, emocjonalna więź lub poczucie solidarności czy powinności). Nie skorzystają z niego również osoby, które w momencie starania się o świadczenie były bezrobotne ( nie miały bowiem jak zrezygnować z pracy, a to jest przesłanką otrzymania tego uprawnienia).
Wreszcie, nie skorzystają opiekunowie z gospodarstw rolniczych. Choć dochody na wsi są statystycznie bardzo niewielkie a opiekuńcza infrastruktura zarówno publiczna jak i prywatna bardzo ograniczona. Osoby te więc skazane są na marginalizację i brak wsparcia pieniężnego, który pomógłby choćby pokryć koszty transportu w celu skorzystania z usług leczniczych czy rehabilitacyjnych, których w przypadku gospodarstw wiejskich często się nie uświadczy w miejscu zamieszkania.
Ponadto niedobór instytucji wparcia dziennego – nie tylko na wsi ale i w mieście - to kolejny problem, którego rozwiązanie mogłoby znacznie pomóc opiekunom, zwłaszcza tym, którzy chcą opieką łączyć z pracą, choćby w niepełnym wymiarze. Niestety nie widać silnej woli politycznej by to zmienić, a będący w fazie przygotowania projektu ustawa senatora Augustyna praktycznie nie wskazuje w swych zapisach i uzasadnieniu tworzenia bodźców dla rozwoju tego typu dziennej, pół-otwartej opieki.
Z tych wszystkich zaniedbań wyłania się przejmujący obraz, na którym opiekun czy potencjalny opiekun pozostaje, zwłaszcza gdy jest niezamożny, sam. I bez pomocy w bezpośrednim sprawowaniu opieki i bez możliwości podzielenia się z nią częściowo z zewnętrznymi podmiotami. A do tego dochodzi ryzyko kulturowej stygmatyzacji osób decydujących się na przekazanie bliskiej, niesamodzielnej osoby w ręce instytucji stacjonarnej. W świetle tych uwarunkowań, decyzje odświętnego oddawania seniorów do szpitali pod pretekstem ich zdrowotnego niedomagania przestają jawić się już jako dokonywany w imię indywidualnej wygody akt wyboru, ale przybierający dramatyczną postać skutek uboczny niekorzystnego splotu wzajemnie się podtrzymujących się norm społecznych oraz źle (lub wcale) działającej struktury wsparcia.
***
W wielu krajach, w tym relatywnie mało „ rodzinnej” Skandynawii, również członkowie rodziny angażują się w opiekę długoterminową nad dotkniętymi niesamodzielnością seniorami. Główna różnica polega na tym, ze ciężar opieki bywa tam często bardziej równomiernie rozłożony między społeczność, rodzinę i instytucje, podczas gdy u nas jego ponoszenie jest scedowane głównie na rodzinę lub jej członka. A wówczas ten ciężar staje się nie do udźwignięcia. Nie zatrzymamy procesu starzenia się społeczeństwa, ale możemy mądrzej odpowiadać na jego symptomy i konsekwencje i solidarniej ponosić społeczne koszty tego procesu. Będzie to korzystniejsze i dla osób starszych. I ich opiekunów. I systemu jako całości.
Dopóki nie przeprojektujemy obecnych relacji państwo- rynek-rodzina w sferze opieki co rusz będziemy czytać o nasilaniu się społecznych praktyk godzących w nasze moralne intuicje i przekonania. Owe praktyki – jak opisane wyżej przedmiotowe oddawanie do szpitali seniorów na święta - to nie tylko objaw zachodzącego spontanicznie zanikania więzi wewnątrzrodzinnej i solidarności międzypokoleniowej. To także efekt zanikania solidarności wspólnoty politycznej ( i tej lokalnej i tej ogólnokrajowej) z rodziną, na której spoczywa ciężar opieki nad osobą niesamodzielną a także solidarności z tymi, których dotykają ryzyka socjalne, które niesłusznie traktujemy często jako sprawę prywatną. Jeśli sobie tego nie uświadomimy czeka nas jeszcze niejeden medialny nagłówek w duchu „ Babcię i dziadka oddam pod święta” , aż w końcu nawet to przestanie na nas robić wrażenie. I to chyba w tym wszystkim szczególnie przerażające.
Raff
p.s: artykuł napisany z myślą o publikacji na stronie Magazynu "Kontakt" co mam nadzieję nastąpi.
Okres świąteczny od paru lat napawa mnie smutkiem, odkąd zaczęły do mnie dochodzić prasowe doniesienia o przyjmowaniu wzmożonej liczby osób starszych przy okazji świąt na oddziały szpitalne. Przed ponad rokiem w okresie Bożego Narodzenia zmroził mnie artykuł Judyty Watoły pt.” Babcię i dziadka oddam na święta” ( Gazeta Wyborcza, 24.12.2011) w której to autorka powoływała się na relacje lekarzy i będącej na pierwszej linii medycznego-opiekuńczego frontu pielęgniarek, z których wynikało, że w okolicach Wigilii rośnie liczba przyjmowanych starszych pacjentów po których – co gorsza – nie spieszą się by ich później stamtąd odebrać.
W tegoroczne, jak się okazało„ białe”, Święta Wielkiej Nocy inne medium zwraca uwagę że podobne praktyki odbywają się nie tylko w Boże Narodzenie. Jak podaje za Newsweekiem serwis medyczny Medexpress tego typu przypadków jest z każdym rokiem coraz więcej.
Co prawda Wielkanoc nie ma w sobie aż tak silnej familijnej otoczki, jednak poczucie odrzucenia przez najbliższych jest zawsze straszne, a w okresie świątecznym zwłaszcza.
W zasadzie jest dla mnie trudne do pojęcia, że akurat w takich szczególnych w naszej kulturze momentach część rodzin decyduje się na ten krok. Wydawałoby mi się, ze psychologicznie bardziej prawdopodobny byłby scenariusz odwrotny – że właśnie na fali świątecznej atmosfery jeszcze większa będzie skłonność do wspólnotowego spędzania tych dni ( nawet w tych domach, gdzie pozbawione są swego pierwotnego, religijnego przeżycia) i w związku z tym nie tylko nieoddawanie osób starszych do zewnętrznych instytucji na ten czas, ale zapraszanie czy przywożenie ich do siebie lub odwiedzanie w ich domach, zaś w sytuacji gdy ci na co dzień przebywają już w stacjonarnych instytucjach opieki – branie ich do siebie bądź składanie im wizyt na miejscu. Tymczasem – jeśli uwierzymy wspomnianym źródłom i przyjmiemy, że opisana w nich praktyka staje się coraz powszechniejsza – okazuje się, że ów familio-centryczny świąteczny dyskurs staje się być coraz bardziej fasadowy, a za nim kryje się głęboka erozja dotychczasowych więzi społecznych ( i niestety nie zastępowane ani uzupełniane przez więzi nowego typu).
Długie kolejki, długie łańcuchy zaniedbań
Gdy się o myśli o tych procesach, ogarnia człowieka bezsilna złość i niepokój, ale osobiście zalecałbym spojrzenie na problem refleksyjnie i systemowo. Nie tyle w kategoriach moralnej oceny indywidualnych wyborów, ale tego jak działa system wsparcia osób, które przed nim stoją i co ten ostatni aspekt mówi o kondycji naszej wspólnoty.
Wiele widziałem sytuacji w których rodziny stawały przed dylematem czy oddać schorowaną bliską osobę w ręce instytucji opiekuńczej czy samemu kontynuować sprawowanie nad nią długotrwałej, wycieńczającej opieki, bez wsparcia i wytchnienia kosztem własnego zdrowia i życia. W świetle tych doświadczeń, które zresztą mogą przydarzyć się każdemu z nas, bardziej konstruktywna od ferowania wyroków z moralnych wyżyn względem niepokojących czy wręcz oburzających nas nieraz wyborów, jest rekonstrukcja i ocena społeczno-politycznego kontekstu, który w niemałym stopniu warunkuje i prowokuje tego typu praktyki. Brak wsparcia w codziennej opiece i brak zagwarantowanej publicznie możliwości wytchnienia dla opiekuna to jeden zasadniczych rysów – i najsłabsze ogniwo – systemu opieki długoterminowej nad osobami starszymi w Polsce.
Swego czasu w reakcji na głosy winiące za wydłużające się kolejki do lekarzy osoby starsze, które bywają najczęstszymi bywalcami korytarzy w przychodniach i szpitalach, próbowałem wskazać, że w istocie mamy do czynienia z wyparciem z publicznej świadomości bardziej złożonego łańcucha mechanizmów, którego polska służba zdrowia staje się jednym z ostatnich i kluczowych ogniw. Wydłużające się szpitalne kolejki to z jednej strony skutek mankamentów polityce zdrowotnej ( takich m.in. ogólne niedofinansowanie po faktyczną marginalizację w całym systemie POZ) , z drugiej zaniedbania w rozumianej znacznie szerzej polityce społecznej, która nie tworzy skutecznie zachęt i nie znosi barier uczestnictwa osób w starszych w społeczeństwie, wobec czego szpitalny korytarz może do pewnego stopnia pełnić funkcje kompensacyjne względem nie dość rozwiniętych działań na innych polach.
Nieco podobnie dzieje się w sytuacji gdy mamy ( zwłaszcza w około-świątecznym okresie) nadmiar osób starszych już nie tyle na korytarzach, co szpitalnych łóżkach. I tu sektor zdrowotny bierze na siebie skutki zaniedbań w zakresie działań, które powinny być prowadzone na innych odcinkach. Choćby w sektorze usług socjalnych i opiekuńczych, a jeszcze wcześniej w sektorze usług integracyjno-pomocowych dla osób starszych, a także tych, które wspierają osoby z nimi mieszkające i często mniej lub bardziej intensywnie opiekujące się nimi. Jeśli na tamtych odcinkach system szwankuje, jedną z możliwych konsekwencji tego stanu rzeczy jest właśnie oddawanie osób starszych do szpitali. A ten dramatyczny moment poprzedza wcześniejsza marginalizacja osób starszych w rodzinie i środowisku i nieraz także – warto dodać - marginalizacja samych rodzin z niesamodzielnym seniorem w domu.
Krótkowzroczna polityka nie widzi opiekuna
Gdy mowa o rodzinie a także polityce rodzinnej, zazwyczaj chodzi o rodzinę z dziećmi na wychowaniu, natomiast znacznie słabiej osadzona w zbiorowej świadomości jest problematyka rodzin z osobą starszą pod opieką. Pojawia się problem z dostępem do usług opiekuńczych i edukacyjnych, kwestia urlopów macierzyńskich i wychowawczych czy świadczeń na rzecz rodzin w trudniejszej sytuacji. Długo by wyliczać wymiary polityki rodzinnej., które wymagałyby a wciąż nie doczekały się naprawy i radykalnej przebudowy. Jednak jeszcze mniej miejsca poświęcane jest - tak w agendzie politycznej jak i w publicznej debacie - rodzinom z osobą starszą ( a także osób starszych bez rodziny) zwłaszcza tam senior traci częściowo lub całkowicie samodzielność. Sprawa jest jakby zupełnie odpolityczniona, nie toczą się wokół niej żadne zauważalne polityczne spory, nie tworzą czytelne podziały i sojusze. A tymczasem to właśnie sytuacja rodzinna okazuje się być głównym układem odniesienia dla polskich obywateli w ostatniej fazie życia, może bardziej niż we wcześniejszych.
Profesor Błędowski omawiając wyniki badań POLSENIOR w części dotyczącej potrzeb opiekuńczych konkluduje:: główny (i przytłaczający) ciężar opieki spoczywa na rodzinie. „Rodzina udziela pomocy 93,5% osobom starszym, inni opiekunowie nieformalni – 9,3%, a pomoc społeczna – 4,0%.”
Tym co cechuje świadczoną nieformalnie opiekę nad seniorami w Polsce jest jej intensywność. Raport OECD z 2011 wskazuje na Polskę jako jeden z krajów o największym udziale opiekunów intensywnych( powyżej 20 godz. tygodniowo). A właśnie intensywność jest przyczyną szybkiego wyczerpywania się potencjału opiekuńczego, ale także zdrowotnego, zawodowego, społecznego etc. I dlatego, że sama tego typu opieka jest szalenie alienująca i wypalająca, zwłaszcza gdy sprawuje się ją długotrwale i intensywnie. I dlatego, że duża liczba godzin spędzonych na opiece oznacza brak czasu na pełnienie innych ról ( nie tylko zawodowych) potrzebnych jednostce do zdrowego funkcjonowania w społeczeństwie. W wymiarze nie tylko zawodowym, ale także społecznym, towarzyskim, kulturowym. Państwo polskie robi niewiele zarówno dla wspomożenia opiekuna w owej intensywnej opiece ani by ta opieka mogłaby być nieco mniej intensywna, a rozłożona na więcej społecznych aktorów.
W Polsce praktycznie nie istnieje system wsparcia dla osób sprawujących pieczę nad starszą wymagającą asysty w codziennym funkcjonowaniu osobą. Świadczenia pieniężne z tego tytułu są niewielkie i dostępne tylko dla wąskiej kategorii opiekunów ( tych uprawnionych do specjalnego zasiłku opiekuńczego). Brakuje też zupełnie wsparcia usługowego w zakresie poradnictwa, szkoleń, nieraz terapii i pomocy psychologicznej. Zewnętrzne usługi wspomagające opiekę też w ramach instytucji publicznych są śladowe. Mało jest ośrodków dziennego wsparcia ani nie funkcjonuje zagwarantowana prawnie opieka wytchnieniowa na okres czasowej nieobecności opiekuna. Na dobrą sprawę może powiedzieć, że system w zasadzie nie widzi opiekuna. A zwłaszcza nie widzi go jako podmiotu ( a co najwyżej jako naturalny zasób) również potrzebującego wsparcia, a poniekąd także gratyfikacji za ponoszony wysiłek, którym wyręcza instytucje publiczne.
Nawet patrząc czysto funkcjonalnie i utylitarnie władza powinna rozumieć ową potrzebę wsparcia dla opiekuna, bowiem od niego zależy możliwość skutecznego, długookresowego pełnienia owej opiekuńczej roli a także godzenia owej roli z innymi społecznie ważnymi rolami. Niestety system pozostaje ślepy, a przynajmniej krótkowzroczny, nie dostrzegając, że w dłuższej perspektywie koszty zaniechań znacznie przekroczą doraźne oszczędności.
Zmiany na mglistym horyzoncie
Czy jednak rysują się na horyzoncie szanse na zmianę tego stanu rzeczy?
Z pozoru tak. Wedle mojej wiedzy, stopniowo wykuwa się ostateczna postać zainicjowanego jeszcze w poprzedniej kadencji projektu ustawy o pomocy osobom niesamodzielnym ( znanego też pod nazwą senackiego projektu Augustyna), która jest adresowana dla wszystkich niesamodzielnych osób dorosłych ( a z wyłączeniem niepełnoletnich) ale głównie robione z myślą o osobach dotkniętych ryzykiem niedołęstwa przychodzącego z zaawansowanym wiekiem. W centrum projektu leży koncepcja czeku opiekuńczego, przy pomocy którego uprawnieni mogliby opłacać ( za pośrednictwem organów polityki lokalnej) odpowiednie usługi, spełniające odpowiednie formalne i merytoryczne standardy. W zależności od stopnia niesamodzielności wysokość czeku miałaby by wynosić 600 do 800 złotych. Czy jest to rozwiązanie adekwatne (i wystarczające?) do potrzeb wspomnianej grupy niesamodzielnych seniorów oraz ich opiekunów? Nie do końca – nawet kwota 800 złotych ( dedykowana tylko najgłębiej niesamodzielnym, wymagającym praktycznie stałej opieki) pozwoli na pokrycie usług w ograniczonym wymiarze, reszta czasu potrzebnego na opiekę zaś musi być wykupiona własnym sumptem lub wykonana bezpośrednio przez opiekuna. Czy projekt coś jeszcze dla nich przewiduje? Według wersji projektu z 2 lipca rozdział V zatytułowany jest „ Wspieranie osób w bliskich w sprawowaniu opieki nad osobami niesamodzielnymi, a owa pomoc może polegać na udzielaniu informacji, szkoleniu, zapewnieniu okresowej opieki zastępczej, możliwości korzystania z urlopu, zatrudnienia w niepełnym wymiarze czasu pracy w calu sprawowania opieki, korzystania ze wsparcia wolontariuszy z organizacji zajmujących się tym statutowo, wsparcia grupy samopomocowej- i last but not east- świadczeniach finansowych do których zaliczałoby się pokrycie kosztów składek na ubezpieczenie emerytalne, rentowe i chorobowe oraz składek na ubezpieczenie zdrowotne osoby bliskiej a z drugiej strony refundacja kwalifikowanych kosztów opieki. Te ostatnie obejmują opłaty za sprawowanie opieki zastępczej, zakup środków do pielęgnacji, wyposażenie w sprzęt rehabilitacyjny i zwiększający mobilność osoby niesamodzielnej i adaptacja pomieszczeń do jej potrzeb. Katalog przewidzianych form wsparcia wydaje się być szeroki, choć nie jest pewne w jakim zakresie będzie refundacja, jak szeroka grupa osób zostanie objęta przewidzianym w projekcie wsparciem , a przede wszystkim czy i kiedy w ogóle ustawa ma szanse wejść w życie.
(dochodowe ) progi i inne bariery
Czego natomiast możemy być pewni już teraz, w najbliższej perspektywie czasowej. Tego, że od lipca w pełni kończy się okres przejściowy dla noweli usyatyw o świadczeniach rodzinnych i odtąd osoba która zechce zrezygnować z pracy ze względu na opiekę nie będzie mogła liczyć na ów gdy kryterium dochodowe nie przekroczy 623 złotych. Nawet o parę złotych. Wysokość świadczenia – 520 złotych – to wprawdzie żadne kokosy, ale w gospodarstwach nisko dochodowych (i to bez możliwości znaczącego dorobienia, właśnie ze względu na sprawowanie długotrwałej i nieraz bardzo intensywnej opieki) może okazać się zastrzyk gotówki koniecznym by uchronić przed głęboką biedą. Ale postawienie – pod wątpliwym pretekstem zamknięcia furtki wyłudzaczom świadczeń – progu dochodowego pod nogami części opiekunów to jeszcze nie koniec. Drzwi do specjalnego zasiłku opiekuńczego są zamknięte, nawet przy spełnieniu restrykcyjnego kryterium dochodowego, także przed wieloma grupami osób, które faktycznie byłyby gotowe z oddaniem sprawować tego typu opiekę. Nie skorzystają z owego zasiłku ci, których z podopiecznym nie łączy obowiązek alimentacyjny ( a za to autentyczna, emocjonalna więź lub poczucie solidarności czy powinności). Nie skorzystają z niego również osoby, które w momencie starania się o świadczenie były bezrobotne ( nie miały bowiem jak zrezygnować z pracy, a to jest przesłanką otrzymania tego uprawnienia).
Wreszcie, nie skorzystają opiekunowie z gospodarstw rolniczych. Choć dochody na wsi są statystycznie bardzo niewielkie a opiekuńcza infrastruktura zarówno publiczna jak i prywatna bardzo ograniczona. Osoby te więc skazane są na marginalizację i brak wsparcia pieniężnego, który pomógłby choćby pokryć koszty transportu w celu skorzystania z usług leczniczych czy rehabilitacyjnych, których w przypadku gospodarstw wiejskich często się nie uświadczy w miejscu zamieszkania.
Ponadto niedobór instytucji wparcia dziennego – nie tylko na wsi ale i w mieście - to kolejny problem, którego rozwiązanie mogłoby znacznie pomóc opiekunom, zwłaszcza tym, którzy chcą opieką łączyć z pracą, choćby w niepełnym wymiarze. Niestety nie widać silnej woli politycznej by to zmienić, a będący w fazie przygotowania projektu ustawa senatora Augustyna praktycznie nie wskazuje w swych zapisach i uzasadnieniu tworzenia bodźców dla rozwoju tego typu dziennej, pół-otwartej opieki.
Z tych wszystkich zaniedbań wyłania się przejmujący obraz, na którym opiekun czy potencjalny opiekun pozostaje, zwłaszcza gdy jest niezamożny, sam. I bez pomocy w bezpośrednim sprawowaniu opieki i bez możliwości podzielenia się z nią częściowo z zewnętrznymi podmiotami. A do tego dochodzi ryzyko kulturowej stygmatyzacji osób decydujących się na przekazanie bliskiej, niesamodzielnej osoby w ręce instytucji stacjonarnej. W świetle tych uwarunkowań, decyzje odświętnego oddawania seniorów do szpitali pod pretekstem ich zdrowotnego niedomagania przestają jawić się już jako dokonywany w imię indywidualnej wygody akt wyboru, ale przybierający dramatyczną postać skutek uboczny niekorzystnego splotu wzajemnie się podtrzymujących się norm społecznych oraz źle (lub wcale) działającej struktury wsparcia.
***
W wielu krajach, w tym relatywnie mało „ rodzinnej” Skandynawii, również członkowie rodziny angażują się w opiekę długoterminową nad dotkniętymi niesamodzielnością seniorami. Główna różnica polega na tym, ze ciężar opieki bywa tam często bardziej równomiernie rozłożony między społeczność, rodzinę i instytucje, podczas gdy u nas jego ponoszenie jest scedowane głównie na rodzinę lub jej członka. A wówczas ten ciężar staje się nie do udźwignięcia. Nie zatrzymamy procesu starzenia się społeczeństwa, ale możemy mądrzej odpowiadać na jego symptomy i konsekwencje i solidarniej ponosić społeczne koszty tego procesu. Będzie to korzystniejsze i dla osób starszych. I ich opiekunów. I systemu jako całości.
Dopóki nie przeprojektujemy obecnych relacji państwo- rynek-rodzina w sferze opieki co rusz będziemy czytać o nasilaniu się społecznych praktyk godzących w nasze moralne intuicje i przekonania. Owe praktyki – jak opisane wyżej przedmiotowe oddawanie do szpitali seniorów na święta - to nie tylko objaw zachodzącego spontanicznie zanikania więzi wewnątrzrodzinnej i solidarności międzypokoleniowej. To także efekt zanikania solidarności wspólnoty politycznej ( i tej lokalnej i tej ogólnokrajowej) z rodziną, na której spoczywa ciężar opieki nad osobą niesamodzielną a także solidarności z tymi, których dotykają ryzyka socjalne, które niesłusznie traktujemy często jako sprawę prywatną. Jeśli sobie tego nie uświadomimy czeka nas jeszcze niejeden medialny nagłówek w duchu „ Babcię i dziadka oddam pod święta” , aż w końcu nawet to przestanie na nas robić wrażenie. I to chyba w tym wszystkim szczególnie przerażające.
Raff
p.s: artykuł napisany z myślą o publikacji na stronie Magazynu "Kontakt" co mam nadzieję nastąpi.