2008-01-29 19:00:02
Zdarza się za to, że zajmują się nią krytycy literaccy i publicyści piszący o tychże książkach. Czasem wychodzi im to znakomicie – warto przypomnieć sobie cykl felietonów Jacka Podsiadły o Pippi Pończoszance w "Tygodniku Powszechnym". Niekiedy trochę gorzej, zwłaszcza, gdy usilnie poszukują nielubianych przez się idei w niestarzejących się arcydziełkach, jak "Koziołek Matołek" czy "Pierścień i Róża" - nazwiska dyskretnie przemilczę. Nie wiem dlaczego, ale pisząc o literaturze dziecięcej, bezpieczniej jest – nawet w blogu na lewicowym portalu - ją chwalić i raczej nadmiernie usprawiedliwiać, niż zbyt ostro karcić, co niniejszym zresztą zamierzam. Grozi to wprawdzie łatwym zanurzeniem w mdławą czułostkowość, ale pozwala uniknąć kilku innych publicystycznych grzechów głównych.
Stosunkowo rzadko również, zwłaszcza na naszym kontynencie przez ostatnich kilkadziesiąt lat, dzieci zajmują się umieraniem. A jeśli staje się tak, że dzieci muszą zająć się polityką i umieraniem (co często idzie w parze), zwykle uznajemy to za straszne i smutne. Może dlatego "Bracia Lwie Serce" Astrid Lindgren nie są tak popularni jak "Dzieci z Bullerbyn" czy "Pippi Pończoszanka".
Może dlatego treść tej powieści-baśni jest tak trudna do interpretacji. Bo oto z jednej strony – historia "oswajająca śmierć", która rozpoczyna się wstrząsającą tragedią. Opuszczona przez męża krawcowa ma dwóch synów: trzynastoletniego Jonatana i dziesięcioletniego Karola, nazywanego Sucharkiem. Jonatan to cudowne dziecko, ulubieniec rówieśników i obiekt zazdrości sąsiadek: dobry, zdolny, koleżeński i urodziwy. Natomiast słabowity, krzywonogi Sucharek, narrator powieści, śmiertelnie choruje na gruźlicę, a do tego w porównaniu z ukochanym bratem uznaje się za brzydkiego i niemądrego. Pewnego dnia w domu chłopców wybucha pożar. Jonatan wyskakuje z bratem na plecach z okna płonącego domu i, ratując Sucharkowi życie, umiera na miesiąc przed nim.
Melodramatyczna treść sprawia wrażenie radosnej nowiny. To dlatego, że chłopcy po śmierci dostają się do cudownej krainy Nangijali, o której Jonatan opowiadał Sucharkowi, chcąc oswoić go z myślą o rychłej śmierci. Zamieszkują chatkę w osadzie nazwanej Doliną Wiśni. W Dolinie Wiśni panuje codzienna idylla – jest się zdrowym, można jeździć konno, kąpać się w rzece, kopać ogródek, hodować króliki czy gołębie, wieczorami zaś wpatrywać się w ogień lub gwarzyć z sąsiadami w karczmie. W Dolinie Wiśni nie ma władcy ani instytucji władzy – jej mieszkańcom, którzy żyją w pokoju i zajmują się tym, co lubią, nie jest potrzebny król, żołnierze czy urzędnicy.
Ale Nangijala nie kończy się na Dolinie Wiśni. Po drugiej stronie gór znajduje się – niegdyś równie radosna i szczęśliwa – Dolina Dzikich Róż, którą podbił okrutny tyran Tengil, mający na swe usługi straszliwego smoka – Katlę. Rajski ogród zamienił się w totalitarne miasto-państwo. Dlatego mieszkańcy Doliny Wiśni organizują wsparcie dla ruchu oporu w Dolinie Dzikich Róż. Oczywiście, dołączają do nich obaj chłopcy i przeżywają wiele przygód. Tutaj książka, którą można byłoby już zaklasyfikować jako dziecięcą wersję teorii reinkarnacji, znowu zmienia oblicze. Staje się lekko awanturniczą powieścią fantasy i apologią społeczeństwa obywatelskiego.
Kto wie, czy nie najmilsze wielu dzieciom, udręczonym nadmiarem kontroli a niedostatkiem współprzeżywania, w Bullerbyn jest to, że dorośli są tam nie tylko kochający i rozumiejący, ale i bardzo dyskretnie wycofani z wielu dziecięcych spraw, choć przecież i dorośli, i dzieci mają tam wiele wspólnych zajęć i obowiązków. Jonatana i Sucharka czekają zupełnie niedziecinne role do odegrania. To historia bardziej o dorosłych, niż o dzieciach. I to nie tylko o tych "dobrych i rozumiejących" dorosłych, jak ci, co zaludniają Bullerbyn. Nie tylko o tych "dobrych, ale głupich, uciążliwych i śmiesznych", których pełno w "Pippi Pończoszance" albo "Rasmusie i włóczędze" i wielu innych powieściach Lindgren. Tym dorosłym, bardzo poważnym i nadętym, wystarczy drwiąco zagrać na nosie, żeby dostali nauczkę i się opamiętali. Niektórymi dorosłymi, bezmyślnie zawziętymi i okrutnymi (jak ojciec "Ronji, córki zbójnika"), należy – nie czyniąc im krzywdy – solidnie potrząsnąć, no i warto pamiętać, że należą oni do nieco innego gatunku ludzi, niż dzieci, więc muszą być trochę inni. Bo przecież i dzieci robią złe rzeczy z głupoty.
W nangijalskiej historii pojawiają się ludzie źli, nakreśleni przez autorkę grubymi krechami. Na piersiach żołnierzy i szpiegów Tengila rozpalonym żelazem wypala się głowę smoka – Katli. Zostali więc dosłownie naznaczeni piętnem apokaliptycznej Bestii. Można czytać tę baśń także jako gorzką antyutopię – nawet "tamten świat", gdzie miało być tak pięknie i sielsko, muszą zniszczyć ludzie i współdziałające z nimi siły zła. Czy owych złych ludzi należy zabić? Powieść, tak nasycona patosem, na to pytanie nie daje jednoznacznej odpowiedzi. Stroni od łatwego "pacyfistycznego" optymizmu – ani jeden spośród stronników Tengila nie przechodzi gwałtownej lub powolnej metanoi.
Rozwiązaniem – czy trwałym? nie wiadomo – problemów Doliny Dzikich Róż staje się bunt – trochę powstanie, trochę rewolucja. Radosne wyzwolenie oznacza także śmierć wielu walczących po obu stronach – nie tylko Tengila i jego żołnierzy, ale i Mateusza, ukochanego przybranego dziadka Sucharka. Jonatan odmawia walki zbrojnej, koniec końców jednak bierze udział w bitwie, choć sam nie dokonuje aktów przemocy:
Gdyby wszyscy byli tacy jak ty – powiedział Orwar do Jonatana – zło panowałoby na wieczne czasy! Ale wtedy ja odezwałem się, że gdyby wszyscy byli tacy jak Jonatan, to nie byłoby żadnego zła.
Właściwie nie do końca wiadomo, dlaczego właśnie trzynastolatek, pozbawiony życiowego i wojennego doświadczenia, staje się jedną z głównych postaci rewolty w Dolinie Dzikich Róż, na równi z doświadczonymi konspiratorami i przywódcami. Jeśli to prawo baśni, to zastosowane połowicznie. Dziesięcioletni Sucharek, pokonując lęk, wykazuje się ogromną odwagą i wykonuje niezwykle niebezpieczne zadania – jednak nadal pozostaje dzieckiem, które starsi, z wyjątkiem Jonatana, traktują serdecznie, ale nie do końca poważnie. Jonatan – jak sugeruje także jego imię – to prorok, obrońca słabych i uciśnionych. To także zwycięzca Katli. Lindgren otacza chłopca – w wielokrotnie powtarzanych frazach – blaskiem urody i niezwykłości, aureolą złotych włosów i szlachetności charakteru, podkreślając „świetlistość” tej postaci. Jonatan akceptuje wątłego brata z całą jego ułomnością, brzydotą i bojaźliwością, poświęca dla niego własne życie. Jest także dla Sucharka przewodnikiem po krainie sacrum, opiekunem, przyjacielem i ucieleśnieniem wszystkich zalet. Ale czy tylko dla Sucharka? Orwar, uwięziony w grocie Katli przywódca buntu z Doliny Dzikich Róż, zadaje nadchodzącemu, by go uwolnić Jonatanowi pytanie: Kim jesteś, ty, który przychodzisz takimi dziwnymi drogami, z pochodniami i światłem? Wiele skojarzeń nasuwa także nazwisko Lew i "lwi" przydomek, od Lwa Judy począwszy...
Może zatem – jak sugeruje Joanna Papuzińska – Jonatan nigdy nie istniał naprawdę? Może wymyślił go opuszczony i umierający chłopiec, dokonując alegorycznej transpozycji ewangelicznych opowieści? Taka interpretacja pachnie dorosłym rozczarowaniem i radykalną nieufnością do bajek o miłości. Ziemski Jonatan przecież jest postacią z krwi i kości – ma mamę, która beszta go za nazbyt długie wieczorne rozhowory z Sucharkiem, ma swoją klasę szkolną i panią, która jest „trochę głupia”, ale która pisze dla niego wzruszający nekrolog, tworząc pośmiertne nazwisko "Lwie Serce".
Choć Jonatanowi poświęconych jest wiele zdań i stron powieści – pozostaje tajemniczy. Pozostałe, wyraziste, choć często zaledwie naszkicowane i widziane w pojedynczych ujęciach nangijalskie postaci i wydarzenia, także odsyłają do najróżniejszych biblijnych i legendarnych tropów i wątków. Wiele miejsca zajęłoby omawianie ich wszystkich, zerknijmy zatem tylko na kilka:
Sofia to inna zagadkowa figura tej gęstej od symboliki żydowskiej, chrześcijańskiej i gnostycznej baśni. Mieszkanka Doliny Wiśni, dowodzi ruchem oporu przeciw Tengilowi. Sofia hoduje białe gołębie pocztowe, zapewniające łączność między obu Dolinami. Biała gołębica, rozpoznawalny znak począwszy od Arki Noego, przez chrzest w Jordanie aż po Picassa, w "Braciach Lwie Serce" podsuwa tylko wieloznaczne, delikatne sugestie interpretacyjne. O białej gołębicy śpiewa samotna matka chłopców, w postaci białej gołębicy Jonatan odwiedza po swej śmierci Sucharka, gołębice Sofii, niosące dobre wieści i pokrzepienie, są znienawidzone i zabijane przez żołnierzy Tengila. Sofia pokazuje się w kilku odsłonach: jako dobra i łagodna, choć budząca respekt osoba – w oczach Sucharka, jako "niewiasta mądra" (po trosze "Hagia Sofia") – wobec Jonatana, jako stanowczy wódz – gdy ma do czynienia ze zdrajcą.
Druga obok Sofii postać kobieca, wymieniona z imienia – to Angela, żona zabitego na rozkaz Tengila buntownika, która po jego śmierci obcina swe włosy na cięciwy do łuków. Włosy – symbol kobiecego piękna i zmysłowości – posłużą jako broń w zwalczaniu zła i niesprawiedliwości. Angela to także imię znaczące – śmierć męża niejako zmusza i zobowiązuje jego „anielską” piękną żonę do wzięcia udziału w walce.
Trzecią nangijalską kobietą, którą widzimy z bliska, jest leśna pustelnica Elfrida. Imię, przywołujące skojarzenia z elfami i ze świętymi z pierwszych wieków germańskiego chrześcijaństwa, dobrze opisuje tę staruszkę, żyjącą na marginesie społeczności obu Dolin. Elfrida o Tengilu i jego armii mówi z pewnym lekceważeniem. Przywraca – jako jedyna – optymistyczną dziecięcą perspektywę z książek Lindgren: w jej oczach Tengil to nie straszliwy wróg i despota, ale głuptas, któremu przewróciło się w głowie od nadmiaru władzy.
Zastanawia także kontrast dwóch postaci: drwiącego i ponurego myśliwego Huberta, wzbudzającego lęk i obrzydzenie w Sucharku (jak może być dobrym człowiekiem ktoś, kto lubi zabijać króliki?) i jowialnego karczmarza Jossiego, okazującego chłopcom wiele ciepła. Zdrajcą i szpiegiem Tengila okazuje się ten drugi. Można byłoby czytać ten wątek tylko jako przekorny morał o "kierowaniu się pozorami", ale to zbyt mało. Jossi, którego zdradę demaskuje Sucharek, odpowiada mu na to słowami: "ja cię naprawdę lubiłem". Tu autorka zręcznie wymyka się z własnych schematów. A jednak "człowiek Tengila" pozostaje "człowiekiem Tengila", Judasz nie okaże się ani świętym Piotrem, ani świętym Pawłem.
Fabuła "Braci Lwie Serce" pod wieloma względami stawia baśniowe realia na głowie: książka zaczyna się chorobą i nieszczęśliwym wypadkiem, a kończy samobójstwem, przy czym jedno i drugie przedstawione zostało – jak już wspomniano – pozytywnie. Lindgren, może "parytetowo", może metaforycznie, nie obdarza funkcją przywódcy żadnego z mężczyzn owej "krainy z czasów ognisk i bajek". Zresztą owo przywództwo jest – w praktyce – raczej kolektywne. Zamiast – jakże typowej dla baśni – "dobrej" lub "złej" monarchii mamy do czynienia z czymś w rodzaju wolnej gminy i – kontrastowo – ze zniewolonym polis, przypominającym raczej wielkie koszary lub więzienie niż królestwo.
Autorka zrywa z własnymi kliszami z wcześniejszych książek – w świat lindgrenowski wdzierają się źli, "nienaprawialni" ludzie. To także powieść o świecie, w którym chłopcy nie spotkają "świetnych kumpli" w swoim wieku, z którymi mogliby uganiać się po lasach i łąkach. Sucharkowi, zaledwie rok starszemu od Lassego z Bullerbyn, nawet nie przychodzi do głowy poszukiwać towarzystwa rówieśników.
Jak czytać "Braci Lwie Serce"? Historia o końcu świata, baśń o miłości silniejszej od śmierci, powieść o potrzebie zaangażowania społecznego, powrót do przeszłości – realistycznej i legendarnej, rozważania o naturze ludzkiej i społeczeństwie, pochwała samobójstwa, konglomerat judeochrześcijaństwa z reinkarnacją... Nie powiedzieliśmy sobie o jednym. Czy to aby na pewno lewicowe dziełko...?