2008-03-18 21:37:58
Gdyby wysłuchała wcześniej koncertu życzeń izraelskiego rządu i parlamentu, nie spisałaby się lepiej. Po faryzejsku bijąc się w piersi za holokaust dokonany przez Niemcy nazistowskie na od 5 do 6 milionów Żydów europejskich, najwyraźniej uznała go za wystarczającą legitymację nie tylko dla powstania państwa Izrael w 1948 r. - na największej czystce etnicznej w czasach nowożytnych - lecz również, by dać temu państwu carte blanche na wieki wieków amen, gdy chodzi o jego politykę względem Palestyńczyków.
Niemcy w XX wieku, na długo przez drugą wojną światową, dokonywały niezwykle skutecznych ludobójstw na rdzennej ludności we własnych koloniach w Afryce, i jakoś nie przypominam sobie, by którykolwiek z kanclerzy - choćby "wielki" Konrad Adenauer, który tuż przed dojściem do władzy NSDAP mówił o niej ze świętym przekonaniem, że tak duża partia musi mieć własną reprezentację rządową - za cokolwiek w tym temacie przepraszał. Holokaust Żydów, ludobójstwo tak jak ludobójstwo dokonane przez Amerykanów w Hiroszimie i Nagasaki archetypiczne (co nie znaczy, że inne ludobójstwa są "lepsze", ani też, że współcześni Żydzi wskutek niego dysponują specjalnymi prawami), miał miejsce równocześnie z podobnie zaplanowanym, scentralizowanym, stechnologizowanym ludobójstwem Romów, którzy ginęli masowo w tych samych obozach zagłady co Żydzi. Gdyby zapytać Merkel, czy jest to powód by utworzyć państwo romskie, można być pewnym, że wijąc się niczym piskorz ujawniłaby całą swą żałosną i ohydną hipokryzję.
Merkel przemawiała w Knesecie jako szef rządu innego państwa na plenarnej sesji parlamentu izraelskiego - pierwsza w historii. Specjalnie po to, by jej to umożliwić, izraelski premier Ehud Olmert postarał się o doprowadzenie do modyfikacji izraelskiego prawa. Słusznie, gdyż nie ma co tracić tak efektywnej szczekaczki propagandowej.
W swoim fachu niemiecka polityk uwinęła się jak trza. "W tym miejscu podkreślam szczególnie: każdy rząd niemiecki i każdy kanclerz przede mną oddany był sprawie szczególnej odpowiedzialności Niemiec za bezpieczeństwo Izraela." Nasza wielka figura prawicy europejskiej błyszczała dalej: "Odpowiedzialność historyczna to część fundamentalnej polityki mego kraju." To może oznaczać tylko jedno: uznanie "bezpieczeństwa Izraela za niepodlegające negocjacjom", czyli dążenie do tego, by Izrael mógł prowadzić dalej swą politykę kolonialną bez ponoszenia jej negatywnych konsekwencji. Państwo syjonistyczne ma się od kogo uczyć - w historii Niemiec polityka oparta o takie założenia nie tylko w XX wieku nie stanowiła bynajmniej anomalii.
Zatem nic dziwnego, że Merkel oburzają Kassamy wystrzeliwane w cele w miastach izraelskich, znajdujących się w pobliżu potwornego getta, jakim jest Strefa Gazy. To, że w tej ostatniej w tym miesiącu tylko w ciągu jednego dnia zmasakrowano bezlitośnie 60 osób, pozostaje poza sferą zainteresowań szanownej pani kanclerz. Nie obchodzą jej nawet otwarte pogróżki jednego z ministrów izraelskich, że Izrael może dokonać na jej mieszkańcach holokaustu - przecież Niemcy same muszą bić się w piersi!
Zadbała też nasza scenarzystka upiornej opery mydlanej o bardziej globalne fajerwerki - zapewniła, że Niemcy poprą kolejne sankcje wobec Iranu. Zapomniała dodać: po to, by Izrael mógł spać spokojnie o swój monopol atomowy na Bliskim Wschodzie. "Gdyby Iran posiadł broń atomową, miałoby to katastrofalne konsekwencje. Musimy temu zapobiec." Owszem - nawet gdy nie ma dowodów (a nie ma), że jest czemu zapobiegać.
Merkel w tym właśnie kontekście znów przypomina o "hańbie", jaka okryła Niemcy w czasie drugiej wojny światowej. Gdy jednak kłania się tym, którzy przeżyli jedno z najpotworniejszych ludobójstw, oraz tym, którzy nieśli im pomoc, a równocześnie nie potępia ani słowem samego zjawiska rozpasanego militaryzmu, każe zapytać: czy hańbą jest dla niej dokonanie ludobójstwa przez Niemcy nazistowskie - czy też nieskuteczność realizacji projektu "Tysiącletniej Rzeszy"? "Szczególne stosunki między Izraelem i Niemcami to doskonały przykład na to, że ludzkość może się odrodzić." Czy też raczej dowód na aktualność - ponad 100 lat po ich wypowiedzeniu - słów Jeana Jauresa o "strzępach ludzkości" i ludzkości jako niezrealizowanej idei.
Dowodem ich prawdziwości jest to, że w którymkolwiek kraju szefem rządu może być taki potwór jak Merkel.