2008-03-09 21:03:45
Niedługo przed atakiem na szkołę talmudyczną Merkaz Haraw w Jerozolimie izraelski dziennik Haaretz opublikował sondaż, zgodnie z którym 64% Izraelczyków opowiadało się za bezpośrednimi rozmowami rządu izraelskiego z rządem Hamasu w Gazie - czyli, przypomnijmy, z prawowitym rządem palestyńskim - w celu ustanowienia zawieszenia broni i uwolnienia przetrzymywanego od ponad półtora roku w charakterze jeńca izraelskiego żołnierza Gilada Szalita. Jedynie 28% opowiadało się przeciwko. Niezły to musi być policzek dla twardego jądra prawicy syjonistycznej, tym bardziej, że za takim rozwiązaniem opowiadało się również 48% zwolenników Likudu, kierowanego przez zatwardziałego nacjonalistę i neoliberała Benjamina Netanjahu. Wreszcie, poparcie dla takiego rozwiązania wyrażał nawet pewien segment wysokich rangą oficerów izraelskich.
Niestety, rząd izraelski niespecjalnie przejmuje się takimi rzeczami - co absolutnie nie zdumiewa, skoro reprezentuje on tych, w których interesie nie leży taki pokój z Palestyńczykami, który oznacza zniesienie wszelkich nierówności między narodami w historycznej Palestynie. Krwawa łaźnia, którą Izrael urządził w ostatnich dniach w Gazie, znalazła swój epilog, który nie powinien przecież nikogo dziwić. Hamas przyznał się do ataku na szkołę w Jerozolimie - pierwszego dużego aktu przemocy ciemiężonych w tym mieście od 2004 r. - ogłaszając, że jest to "naturalna odpowiedź" na zbrodnie okupanta wobec ludności cywilnej w Gazie. Komentatorzy sprzyjający reżimowi syjonistycznemu zaraz zaparli się rękami i nogami przed taką interpretacją wydarzeń. Tym bardziej uczynili to ci, który umywają ręce przed jakąkolwiek własną odpowiedzialnością za bliskowschodnią spiralę przemocy. Jednak pewniki geometryczne nie przestają być pewnikami geometrycznymi tylko dlatego, że pozostają komuś nie w smak.
Po śmierci z rąk uzbrojonego Palestyńczyka ośmiu uczniów jeszywutu, stanowiącego jeden z największych symboli religijnej prawicy syjonistycznej, pewnikiem geometrycznym jest też to, że ci, którzy nie chcą żadnych rozmów z tymi Palestyńczykami, którym cuchnie serwilizm wobec "wolnego świata", spróbują ukroić swój - byle jak największy - kawałek tortu. Nasz Dom Izrael, bliska faszyzmowi partia Awigdora Liebermana, postulującego czystkę etniczną na milionie Arabów mających izraelskie obywatelstwo, już wezwała do upamiętnienia ośmiu zabitych nadludzi poprzez wybudowanie na Zachodnim Brzegu ośmiu nowych kolonii dla synów i cór Herrenvolku. Rząd izraelski sankcjonuje rozbudowę już istniejących kolonii, co równoznaczne musi być z dalszą intensyfikacją przemocy wobec Palestyńczyków. Słowa Edwarda Saida o ściśniętych niczym ludzkie sardynki Palestyńczykach w Strefie Gazy coraz bardziej odnoszą się również do mieszkańców pokiereszowanego, rozbitego na żałosne kantony, pozbawionego faktycznej ciągłości geograficznej Zachodniego Brzegu. Dramatycznie widoczne jest to od dłuższego czasu w mieście Kalkilia, praktycznie odciętym od reszty świata gigantycznym więzieniu, które z trzech stron otacza haniebny mur separacyjny.
Zapewne znowu dojdzie do spotkań najwyższych dygnitarzy izraelskich z przedstawicielami marionetkowej i pozbawionej demokratycznej legitymacji "Autonomii" z Ramallah. Po łaźni w Gazie, która nie mogła nie wywołać potężnego gniewu Palestyńczyków, usłyszymy znowu wytarte slogany o woli pokoju i palestyńskiej odpowiedzi w postaci przemocy. Istotnie, jest to wola pokoju, ale pokoju policyjnego - jest to wola utrzymania żydowskiej supremacji narodowej i nieponoszenia jej negatywnych konsekwencji. Jednak Palestyńczycy nie będą łaskawi wysłuchać takiego koncertu pobożnych życzeń - i stwierdzenie szefa Szin Bet Juwala Diskina, że jeśli nie zaznają szkody święte miejsca islamu w Palestynie ani też nie wzrośnie dramatycznie liczba ofiar wśród Palestyńczyków, nie spodziewa się on Trzeciej Intifady, brzmi wręcz perwersyjnie po ohydnych pogróżkach jednego z ministrów izraelskich, który miał czelność rzec, że Palestyńczycy w Gazie sprowadzają na siebie "potężny holokaust".
Antytezą przemocy jest emancypacja. Rząd Ehuda Olmerta pozostaje zbyt butny, dumny i arogancki, by zdołał to pojąć. Dlatego nie ma tam i nie będzie ludzi, którzy mogą być partnerami do rozmów o pokoju.