2007-12-22 16:51:13
Gdy słyszę o G.W. Bushu i jego „misji” w "wojnie z terroryzmem" przypomina mi się pewien epizod z historii starożytnej, który miał nomen omen miejsce na terytorium obecnego Bliskiego Wschodu.
W roku 53 p.n.e. rzymski wódz Marcus Crassus postanowił nie pytając nikogo o zdanie najechać imperium Partów (przodków współczesnych Irańczyków). Niektóre elementy propagandy pozostają niezmienne od tysięcy lat, toteż „dzielny” rzymski wódz przedstawił swoje działania jako walkę z zewnętrznym zagrożeniem, a także misję cywilizacyjną – wówczas tak nazywało się „stabilizowanie” różnych regionów.
Pewny zwycięstwa nad wrogiem i entuzjastycznego przyjęcia przez wyzwoloną miejscową ludność Crassus ruszył do ataku. Ponieważ nie korzystano wówczas na szeroką skalę z ropy naftowej, głównym powodem jego działań było zagrabienie jak największej ilości złota.
Najeźdźcy przeliczyli się jednak. Najnowocześniejsza armia ówczesnego świata okazała się bezsilna wobec atakujących z zaskoczenia Partów. Została rozbita przez znacznie słabsze siły wroga w wielkiej bitwie pod Karrami. Sam Crassus został natomiast pojmany przez przeciwnika i otrzymał to czego chciał - Partowie zabili go wlewając mu do ust roztopione złoto.
Spowodowało to w Rzymie taką traumę, że Partowie na wiele lat stali się postrachem imperium.
Jak widać historia, nawet ta odległa nosi podobieństwa do obecnych wydarzeń.
Życzę więc z okazji zbliżających się świąt i nowego roku, sobie oraz czytelnikom, aby iraccy partyzanci złapali G.W. Busha i napoili go ropą naftową. Niestety jest to o tyle mało prawdopodobne, że Crassus miał przynajmniej dość odwagi, aby osobiście prowadzić armię, nie zasłaniając się pomocnikami. G.W. Bush natomiast prawdopodobnie nadal ma problemy nawet ze zlokalizowaniem Iraku na mapie.
* - Na zdjęciu malowane przeze mnie figurki Partów (nie mogłem się powstrzymać przed pochwaleniem się swoim hobby – grami strategicznymi)