2008-03-09 21:05:35
Poniższy wierszyk jest formą mojej samokrytyki, jak również hołdem dla wielkiego lewicowego poety Juliana Tuwima który bezwzględnie potrafił wyszydzać małostkowość i głupotę. Wiele jego tekstów genialnie pasuje do opisania zarówno konserwatywnej prawicy, jak i kawiorowej lewicy.
Mój dzionek
Ledwo słoneczko uderzy
W okno złocistym promykiem,
Budzę się hoży i świeży
Z homofobicznym okrzykiem.
Zanurzam się aż po uszy
W mizoginicznej zgniliźnie
I najserdeczniej uwłaczam
Poprawnym tym politycznie.
Faszyzuję godzinkę,
Zatruwam ducha, a później
Albo szkaluję troszeczkę,
Lub, gdy 8 marca jest, bluźnię
Zaśmiecam język z lubością,
Znieprawiam, do złego kuszę,
Zakusy mam radiomaryjne
I sączę jad w młode dusze.
Potem herbatka z Rydzykiem
Tłumaczy mi swoje racje,
szerzę ja antyfeminizm,
on mi funduje wakacje.
Z, obywatelem brodatym,
Emisariuszem faszystów,
Śpiewamy „Boże coś Polskę”,
zwalczamy także goszystów.
Od „postępowców” znajomych
Wyłudzam w czasie kolacji
Sekrecik nowych grancików
Lub planik mobilizacji.
Często mam misje specjalne
To w Białymstoku, to w Kielcach
I narodowców werbuję
Na rozkaz Papieża do LA.
Do domu wracam pogodny,
Lekki jak mała ptaszyna,
W cichym mieszkaniu w Warszawie,
Czeka drukarska maszyna.
Odbijam sobie, odbijam
Zielone dolarki śliczne,
ONRowską bibułę,
Broszurki pornograficzne.
I choć mam milion rozkoszy
z zabawy wspomnianej wyżej,
To ciężko mi! Nie na sercu,
Lecz wprost przeciwnie i niżej.
Niech się ciężarem tym ze mną
Podzieli któryś z „lewaków”!
Mój Boże ile tam siedzi
Głupich i podłych tępaków.