2008-06-05 21:54:36
Po krótkiej modlitwie do obrazka Romana Dmowskiego pan W.W. postanowił zająć się jedyną rzeczą na której się znał - tropieniem komunistycznych spisków. O wadze tego pomysłu przekonał go fakt iż w kuchni zauważył mrówki - o zgrozo, czerwone! Przez chwilę patrząc na serek HOMOgenizowany zastanawiał się wprawdzie czy nie napisać o tym jak w zakamuflowany sposób promuje się za pomocą nazw produktów spożywczych homoseksualizm, ostatecznie uznał jednak że wróci do tematu komunizmu.
Jego radości nie było granic gdy po włączeniu komputera odnalazł w necie stronę Stalin bez Cenzury potwierdzającą jego wszystkie lęki i fobie. Wszystko zaczęło sie układać. Za stroną stała przecież tajna organizacja spiskowa. Pan W.W. rozpoczął śledztwo dziennikarskie chcąc dowiedzieć się czy chodzi o żydokomunę, komunożydów, a może bolszewickich masonów.
Sięgnął więc do gotowca i siadł do pisania, oczywiście o spiskach, a nie drobiazgach takich jak ekonomia, prawa pracownicze itp. Stosując stały zestaw argumentów wysmażył donosik do"Naszego Donosiciela" pisma wszystkich miłośników teorii spiskowych..
Przy okazji zadzwonił jeszcze do p osłów, którzy jak zwykle nie mieli nic do powiedzenia, więc udzielili mu wywiadu. Ktoś z bezpieki i prokuratury, w myśl zasady, że paranoikom należy przytakiwać, pochylił się nawet nad problemem mas ukrytych bolszewików. Temat podjęli też ideowi przeciwnicy pana W.W. spod znaku "Gazety Wojennej", która także zajmuje się straszeniem tylko w nieco inny sposób - czyli kaczyzmem, antysemityzmem, terroryzmem itp.
Całą tą szopkę można by zostawić jej własnemu biegowi. Pan W.W. czy szef atakowanego przez niego portalu to przecież ludzie żyjący we własnych światach, tylko czasem nawiązujący nikły kontakt z rzeczywistością. Problem polega jednak na tym, że jeden i drugi wciągają w swoje rojenia lewicę. Obaj udają też zdrowych na umyśle i poważnych działaczy.
Pozostaje mieć nadzieję, że jeśli paranoicy z obu stron zaczną przeszkadzać w prawdziwym lewicowym działaniu będziemy w stanie solidarnie wziąć ich za kołnierz i pokazać, bez zbędnych uprzejmości, gdzie ich miejsce, czyli na leczeniu psychiatrycznym.