2013-11-15 08:44:14
Atak zmusił kiboli do założenia kominiarek i odpowiedzenia kamieniami, racami oraz petardami. W międzyczasie na zaatakowanych uczestników Marszu rzuciły się również pobliskie drzewka i samochody. Atak został odparty, drzewka połamane a samochody uszkodzone. Jak twierdzą świadkowie policja, zszokowana nagłym atakiem samochodów i drzewek na pokojowych demonstrantów, potrzebowała niemal pół godziny na interwencję.
Przy trasie przemarszu środowisk narodowych wyrosła także niezwykle niebezpieczna tęcza ze sztucznych kwiatów. Narodowcy przeprowadzili atak prewencyjny, zapewne aby chronić przed nią niewinne kobiety i dzieci masowo idące w marszu. Gdyby tęcza nie została spalona mogłaby dokonać masakry!
O tym, że cała ta tęcza to nic innego jak niemiecka prowokacja (zapewne niemieckiej antify) świadczy historia, którą tak kochają współcześni „żołnierze wyklęci”. Już w roku 1525 niemiecki kaznodzieja Thomas Muntzer prowadził wojska zbuntowanych chłopów pod tęczowym sztandarem… z hasłem "Słowo Boże jest wieczne. Oto znak naszego wiecznego paktu z Bogiem". Z tym Bogiem trochę nie pasuje, ale od czego są narodowi "historycy" i politycy którzy jeśli będzie potrzeba napiszą tę historię od nowa.
Kolejną prowokacją było znalezienie się przy trasie manifestacji ambasady Federacji Rosyjskiej. Gdy przy ulicy nagle wyrosła niebezpieczna budka strażnicza musiało to spowodować odpowiedź. Ponieważ narodowcy lubią bawić się ogniem budka także została spalona, a teren ambasady obrzucony racami.
Liderzy Ruchu Narodowego – Artur Zawisza, Robert Winnicki i inni zawodowi politycy skrajnej prawicy już zapewne myślą nad tym jak wykryć kolejne prowokacje, które miały miejsce podczas Marszu Niepodległości. To, że wielu jego uczestników miało kaski, kominiarki, kije i środki pirotechniczne nie oznacza przecież, że nie mogli być ofiarami ataku wrogich sił. Patriotyczni kibice znani są przecież z godnego czczenia rocznic odzyskania niepodległości, podobnie jak politycy Ruchu Narodowego.