Product placement, czyli sposób na budżet
2013-11-25 14:02:01
Obejrzałem ostatnio odcinek serialu „Ojciec Mateusz”. Pomijam już fakt, że intrygę „kryminalną” twórcy serialu pozwalają najwyraźniej pisać niezbyt rozgarniętym gimnazjalistom, stąd jej wyjątkowa „głębia” i „skomplikowanie” oraz fakt, że niemal od początku wiadomo kto jest przestępcą.

Najbardziej zaintrygowało i zainspirowało mnie jednak lokowanie w serialu różnych produktów. Staje się on właściwie jedną wielką reklamą. Policjanci rozmawiają o zaletach kawy „X”, którą właśnie piją, później jeden jakby nigdy nic jeden z nich opowiada o kredycie, który uzyskał w banku „Y”, dzięki czemu „skończyły się jego problemy”, a gosposia tytułowego ojca Mateusza przynosi torby z zakupami z supermarketu "Z".

Tylko patrzeć aż w którymś z kolejnych odcinków tajemnicę zuchwałej kradzieży podczas promocji w supermarkecie „Z” będą rozwiązywali policjanci wpisujący do rejestru skradzione produkty z ich markami oraz cenami.

Zainspirowało mnie to przy okazji rekonstrukcji rządu.

Co by było, gdyby podobne lokowanie produktu wykorzystać do podreperowania budżetu państwa? Zapytany jak żyć, premie odpowiedziałby wówczas, że bardzo korzystną ofertę kredytową na życie oferuje bank „I”, a ubezpieczenia samochodu towarzystwo ubezpieczeniowe „Y”. Na pytanie o emerytury minister finansów mógłby odpowiedzieć, że najbardziej opłacalny będzie fundusz „I” OFE. Minister środowiska mógłby z kolei zachwalać zalety ekologicznego wydobywania gazu łupkowego przez koncern „C”.

Już teraz nasi rządzący reprezentują interesy wielkiego biznesu. W zaproponowanym wariancie przynajmniej nie mielibyśmy wątpliwości która firma za co płaci.

poprzedninastępny komentarze