Krokodyle łzy mainstreamu (skleroza)
2015-06-02 12:27:56
W naszym kraju przyzwalające
dopuszczenie możliwości wojny jest nieodpowiedzialnością godną
największego potępienia. Tym bardziej, że Polska dzięki swojemu położeniu
geograficznemu mogłaby wnieść do utrwalenia regionalnego pokoju wkład
stokroć ważniejsz niż jej siła zbrojna.

prof. Andrzej WALICKI

Histeria wojenna jaka zapanowała w polskim mainstreamie od lewa do prawa jest śmieszna, minoderyjna (wobec waszyngtońskich „jastrzębi”), która jednak w efekcie może okazać się niezwykle groźną. Dorzucanie drew do tego gorącego już pieca – napięcie międzynarodowe w związku z sytuacją na Ukrainie (i zaostrzającą się na Bałkanach; Kosowo i Macedonia) osiągnęło i tak już niebezpieczny poziom porównywalny z czasami „kryzysu kubańskiego” (1962) – jest skrajną nieodpowiedzialnością, ślepotą polityczną, złą wolą. Powodują nimi zadawnione fobie, łatwe stereotypy, ugruntowane w polskiej świadomości mity i pospolita „rusofobia” ([patrz] R.S.Czarnecki, „III RP Rejtanem stoi”, [w]: Sprawy Nauki/ miesięcznik publicystyczno-informacyjny, nr 6-7/201/2015 – www.sprawynauki.edu.pl). Zwłaszcza enuncjacje vice-premiera i ministra „wojny” Zbigniewa Siemioniaka można zakwalifikować z jako fanfaronadę i tromtadrację (obecną w polskim życiu publicznym od dekad poczynając od „nie oddania nawet guzika” – a wiemy na czym się skończyło - przez gomułkowskie tyrady o imperializmie i niemieckim rewizjonizmie, a kończąc na mitologizacji skoku Wałęsy i pontyfikacie Jana Pawła II jako dwóch zasadniczych elementów implozji imperium radzieckiego). Są to też dalekie echa polsko-kontrreformacyjnego „drang nach Osten” na przełomie XVI/XVII wieku.
O innych politykach i ich militarystyczno-wojennych przekazach (Palikot, Borusewicz, Bujak, Cimoszewicz, Sikorski, Schetyna – to najbardziej przekonujące osoby dla ukazania tego akurat zagadnienia) nie warto nawet wspominać. Tej „klasy” i takiego wymiaru – z punktu widzenia państwa jako bonum communae - politycy zachowywać się tak nie powinni, wręcz im nie wypada mówić jak dziennikarz z FAKTU, SUPER EXPRESSU, The SUN czy BILD-u. W pewnych sytuacjach, ogarnięci atmosferą militarystyczno-wojenną rozpoczęli mówienie co wiedzą, zapominając, iż od osoby publicznej wymaga się przede wszystkim, aby wiedziała co mówi i swoje emocje, afekty czy fobie (w tym przypadku – "rusofobię") nie uzewnętrzniała gdyż to szkodzi przede wszystkim owemu bunum communae. A poza tym – gdzie odpowiedzialność za słowo ?
To jest typowa gra „pod publiczkę” i żerowanie na niskich instynktach, fobiach, stereotypach i uprzedzeniach jakie tkwią w świadomości Polaków z racji takiej a nie innej historii, takich a nie innych dziejów relacji Polaków i Rosjan. Ale czy świadomy wagi swych słów wypowiadanych publicznie polityk może i powinien schlebiać nie najwyższej jakości gustom, kanalizować i podgrzewać uprzedzenia, karmić stereotypy ?
Potem wychodzą z ziemi takie „kwiatki” jak zamieszanie i atmosfera wywołane wokół przejazdu przez Polskę grupy rosyjskich motocyklistów (Nocne Wilki) jakby to co najmniej był atak rosyjskich dywizji pancernych i demonizacja tego faktu w polskim przekazie medialnym (Polska wyszła na niepoważny podmiot, gdyż sąd niemiecki ostatecznie uznał, iż wiza Schengen obowiązuje na terenie krajów objętych konwencją schengeńską i Nocne Wilki triumfalnie wjechały – od strony Czech – do Niemiec i Berlina), żądanie jednego z łódzkich radnych (Piotr Adamczyk z sejmiku wojewódzkiego) odwołania koncertu orkiestry symfonicznej z Petersburga mającej m.in. wykonać utwór Dymitra Szostakowicza w filharmonii łódzkiej poświecony Komunie Paryskiej (uzasadnienie – promocja „rosyjskości” i „radzieckości” i dylemat: czy mieszkańcy Łodzi chcą tego słuchać), anulowanie koncertu okazjonalnego Gorana Bregovića przez Radę Miasta Oświęcim, gdyż miał on się wyrazić pozytywnie o Rosji i Prezydencie Putinie. W stopniowaniu rusofobii przeszedł jednakże wszystkich pewien restaurator z Trójmiasta, wywieszając znak zakazu wstępu do jego lokalu Rosjanom z racji …… chyba swych fobii, nieuleczalnej głupoty i prostactwa, a przede wszystkim – ignorancji i filisterstwa.
Wracając do „nieoddanego guzikamade in 1939 (i „gry pod publiczkę”) warto przytoczyć, niezwykle kompatybilną z poruszanymi tu problemami wypowiedź Stanisława Cat-Mackiewicza na ten temat: „…Rydz mówił: >nie oddamy nawet guzika<, mając na myśli Gdańsk, ale nie miał zielonego pojęcia o technice politycznej i dyplomatycznej, która by mogła nam Gdańsk zabezpieczyć. W tych sprawach Rydz był naiwny, jak nowo narodzone dziecię lub cielę średniej wielkości. Nie lubił i nie dowierzał Niemcom, nie lubił i nie dowierzał Beckowi, o jakichś rozmowach z Rosjanami również nie chciał słyszeć. Był to więc system przepełniony najlepszymi życzeniami i uczuciami. Ponieważ mówił to, czego wszyscy chcieli, więc Polacy mieli do niego zaufanie, jako do wielkiego polityka. Zjawisko stale dające się obserwować w naszym narodzie”.
Czy to jest poważna i odpowiedzialna polityka ? Czy to są odpowiedni ludzie na odpowiednich stanowiskach i czy są oni naprawdę rzetelnymi szafarzami tego co zwie się Polską ?
Czyż nie są takie zachowania, prominentnych bądź co bądź osób w państwie, opisane przez Witolda Gombrowicza w jego DZIENNIKU takimi oto słowami: „……Czułem się za owych lat w Polsce jak w czymś, co chce być a nie może, chce się wypowiedzieć, a nie potrafi”. Czy ta myśl nie oddaje istoty problemów trawiących Polskę, Polaków, elity władzy i mediów, a także zwykłych, szarych ludzi nad Wisłą, Odrą i Bugiem ? "Rusofobia" i stosunek do tzw. „rosyjskościen bloc są tu tylko wycinkiem pewnego, szerszego zagadnienia, trapiącego polską tożsamość.
Na koniec wracając do histerii wojennej panującej w polskich mediach – choć trzeba przyznać, iż ostatnio gorąca atmosfera w tej mierze trochę przygasła (tylko wspomniany v-ce premier i minister „wojny” Siemioniak próbuje odgrzewać to danie po raz któryś z rzędu): czy chodzi o to, aby znów jak w utworze pt. „Shadow soldiers” niemieckiej grupy Accept stanęły „…..Tysiące białych, kamiennych krzyży, formacja do oglądania przez wszystkich. Z chorągwiami i płomieniami, stopnie i nazwiska tych, którzy polegli”. Bo co jest złego w tym, drodzy politycy, pryncypialni publicyści i żarliwi militaryści, że od ponad 60 lat nikt nie ginie na polach kolejnych powstań, wojen, bitew czy kampanii ? Minęły prawie trzy pokolenia – rzecz niespotykana w historii Polski od roku 1768 / konfederacja barska, traktowana jako pierwsze z serii polskich powstań, a które dotykały potem regularnie w odstępach 30 – 40 lat ten kraj i które z dwoma wojnami światowymi, jakie przetoczyły się totalnie przez tereny Polski powodowały zawsze ubytki w młodym pokoleniu Polaków – które żyją w pokoju. Czy polskie cierpiętnictwo i niewolnicza czołobitność wobec czegoś co można nazywać narodowym „cmentaryzmem” winny być nadal – czy na powrót – naszym polskim logo ?
Mówicie o demokracji, swobodach, wolności. Ale czy śmierć może być wolnością w aspekcie wspomnianego „cmentaryzmu” ? Czy można ją traktować jako coś wzniosłego, godnego szacunku i chlubnego ? Przecież już w Talmudzie jest napisane, że śmierć jednego człowieka jest śmiercią Wszechświata (a judaizm to fundament chrześcijaństwa do którego to zasad tak często i ochoczo się odwołujecie).
Politycy - zwłaszcza prawicowej proweniencji – są w Polsce ludźmi nad wyraz wierzącymi, zapewniającymi gorąco tzw. „lud” o swej wierze i wartościach jakie niesie ich wiara i jakimi to monumentami etycznymi w związku z tym są ich osoby. Hipokryzja nie zna jednak granic. Podobnie ma się rzecz z szalonym deficytem racjonalizmu w warunkach życia politycznego i narracji publicznej. To też jest niezwykle charakterystycznym dla nadwiślańskich dysput i politycznej praktyki. A potem wszyscy są zaskoczeni i zdziwieni fantomem Kukiza !
W obliczu wojennej psychozy wytwarzanej przez miejscowy mainstream – czyli elita władzy i posłuszne jej, serwilistyczne media - ta forma retoryki w połączeniu z niezwykłym zasięgiem religianctwa politycznego jest szczególnie paskudna, odrażająca i obrzydliwa. Jest to bowiem - używając paraleli religijnej – klasyczny faryzeizm.

poprzedninastępny komentarze