2015-09-13 15:28:30
Najbardziej przerażającą rzeczą jest
całkowita akceptacja samego siebie.
Carl G. JUNG
Czy liberalizm, a jak dziś się często uważa – neoliberalizm, może być dogmatyczną, sprawiającą wrażenie hieratycznej i kostycznej doktryną (a przez to – niezwykle niebezpieczną i szkodliwą społecznie, gdyż podszywając się pod wzniosłe i uniwersalne wartości odwraca zupełnie hierarchię wartości oraz ludzkie, ugruntowane oświeceniowo, spojrzenie na świat), niemalże o religijnym wymiarze ? Przecież w społecznym odczuciu liberalizm jawił się (tak się mogło wydawać) do tej pory jako teoria będąca na antypodach takiego właśnie rozumowania, takiego postrzegania świata, takiej interpretacji filozoficznej myśli uczonych uważanych za twórców i klasyków liberalizmu. I czy to co obserwujemy wokoło nas w tej materii i jakie dochodzą do nas liczne sygnały, nie może być odbierane jako zamiana doktryny filozoficzno-politycznej właśnie w religię ? W religię ze wszystkim jej atrybutami: dogmatem, liturgią, rytem, świątyniami, licznymi egzegetami i objaśniaczami tych niezmiennych prawd, tworzącą swoisty kościół (czyli instytucję) ? Co się stało i dlaczego tak jest ?
Na naszych oczach widzimy jak dogmatyzacja liberalizmu przeistacza go w totalistyczną ideologią, żadne tam „naturalne i przyrodzone człowiekowi” formy i sposoby opisu świata. I jak każda ideologia jest tak samo prawdziwym, jak i fałszywym opisem rzeczywistości – z tytułu argumentów racjonalnych i liberalnych. Wszystko wokół nas się zmienia – szybciej lub wolniej, albo całkiem wolno tak, że w życiu jednostkowym nie jesteśmy tego w stanie zaobserwować nie mówiąc już o interpretacji i analizie tych zmian, których efekty widać dopiero w skali dekad czy pokoleń. To tzw. długie trwanie. Rację ma więc Tadeusz Kotarbiński mówiąc, iż „…..coś co jest nieśmiertelne jest martwe”. Nieśmiertelne – czyli wieczne, niezmienne, immanentne a priori naszemu rozumieniu prawdy i praktyki życiowej, dogmatycznie przyjęte na kształt metra z Sevres. I tak stało się u nas z liberalizmem (czy jak chce polityczna poprawność – z neoliberalizmem). Ale wtedy mamy do czynienia z całą pewnością z religijnym wierzeniem
Nieodłącznym elementem religii jest zawsze idolatria (ukrywana skrzętnie pod osłoną określonej retoryki i napuszonej argumentacji). Idolatria to termin religioznawczy określający bałwochwalczą cześć oddawaną idolowi czyli formę czci wobec bóstwa lub jego wyobrażenia (rzeźba, pomnik, obraz, przedmiot związany z idolem itd.). Jest ona w tym ostatni wypadku bliska fetyszyzmowi (w idolatrii nie przypisuje się owym przedmiotom cech naturalnych). Takich idoli i bałwochwalczego stosunku do nich bezkrytycznych akolitów (neo)liberalizmu obserwować możemy w naszej rzeczywistości na przysłowiowe „pęczki”.
Prowadząc te rozważania należy określić jeszcze czym są pojęcia (i jak one funkcjonują w polskiej przestrzeni publicznej): dogmatyzmu i doktrynerstwa. Doktryną (fr. doctrinaire od fr. doctrine czyli nauka, z łac. doctrina) nazywa się zespół poglądów, twierdzeń i założeń z określonej dziedziny wiedzy, filozofii, teologii, polityki itd. Można to pojęcie traktować też jako system, teorię, program polityczny. Z tym znaczeniem bezpośrednio wiążemy osobę - tzw. doktrynera czyli de facto egzegety danej nauki, doktryny, wykładu; także objaśniacza dogmatów obowiązujących w tej dziedzinie. To jest jednocześnie osoba zawzięcie opierająca się na wąskim, często nieaktualnym lub subiektywnie wyolbrzymionym przedziale wiedzy lub jednostkowych przekonaniach z danej dziedziny, opartej na ściśle określonej doktrynie, nie uwzględniającej czwartego wymiaru naszego bytu jakim jest czas. Z owym pojęciem związane są takie pokrewne terminy jak agitator, czciciel, fanatyk, fundamentalista, idealista, ideolog, konserwatysta, osoba o skostniałych poglądach, purytanin, propagandzista.
Z kolei dogmat to twierdzenie przyjmowane za pewnik na zasadzie autorytetu, nie podlegające dyskusji, bez względu na dotychczasowe doświadczenie. Pojęcie dogmatyka czyli osoby o niezmiennych, stałych poglądach, przekonanej w zupełności o swych racjach jest niezwykle pomocnym w zakreśleniu ram naszych rozważań. W sferze filozoficznej mianem dogmatyka określa się człowieka fanatycznie oddanego swoim przekonaniom, wroga sceptycyzmu lub traktującego ten sposób patrzenia na świat w sposób utylitarny, zgodny ze swoją doktryną i właśnie dlatego uznawanego za doktrynera. W kwestiach religioznawczych jest to osoba bezgranicznie oddana niezmiennym pewnikom swojej religijnej wiary czyli po prostu fundamentalista.
Liberalizm jest kruchą i niepewną zdobyczą o trwałej wartości w kulturze Zachodu – pisze prof. politologii London School of Economics Paul Kelly. Dziś – uważam, że nie bez powodu w przeciwieństwie do Kelly’ego - oskarża się go o filozoficzną nieścisłość, redukcjonistyczny indywidualizm, polityczną naiwność, błahość wobec znaczenia pluralizmu kultury światowej (w najszerzej pojętym zakresie) lub nawet – kulturowy imperializm. Kelly mówi, że współcześnie „…..często popularne, amerykańskie użycie określenia >liberalizm<” jest traktowane jako forma politycznej obelgi, przejmowanej zarówno przez prasę, jak i przez znanych polityków lewicowych, nawet w Wielkiej Brytanii”. Warto zadać pytanie: dlaczego tak się dzieje ? Co spowodowało, że zasadnicza i klasyczna dla Oświecenia idea została tak totalnie zdeprecjonowana i jest dziś pojmowana w tak pejoratywnym wymiarze ?
Właśnie owa dogmatyzacja i doktrynerstwo namiętnych wyznawców i akolitów liberalizmu, traktujących tę wolnościową oraz pro-osobowo do tej pory postrzeganą koncepcję świata i człowieka (i praktykę życiową z nimi związaną) w taki sposób, spowodowała iż dziś patrzy się na nią jak na aprioryczną i fundamentalistyczną religię wrogą każdej inności. To są moim zdaniem źródła tych zmian w spojrzeniu na liberalizm. Zwracają (i zwracali w przeszłości) na ten fakt swą twórczością nie tylko prof. Andrzej Walicki (chyba najbardziej znany aktualnie na świecie polski naukowiec specjalizujący się w zagadnieniach związanych z najszerzej pojętym liberalizmem jako teorią naukową i jej praktycznym zastosowaniem), ale i Benjamin R. Barber, Zygmunt Bauman, Tony Judt, Rafał Woś, Andrzej Leder, Edward Luttwak, Neil Postman, Guy Standing czy Lester C.Thurow. Redukcja liberalizmu przez dogmatycznych wyznawców i jedynie-prawdziwych egzegetów tylko do wolności ekonomicznej (A.Walicki – cały jego dorobek publicystyczno-naukowy ostatniej dekady), do przedsiębiorczości, do możliwości uskuteczniania konsumpcji (A.Leder - wywiad dla GAZETY WYBORCZEJ, z dn. 11.04.2014 pt. Folwark polski), do wolności zakupów (B.R.Barber – tzw. zakupizm), zabawy i wiecznych igraszek (L.C.Thurow, N.Postman) oraz uskuteczniania jednowymiarowego, „konsumpcyjnego stylu życia” to proces przekształcania obywatela, człowieka Oświecenia, w konsumenta (Z.Bauman) kastruje tym samym liberalizm z aspektów społecznych i wspólnotowych (na co zwracało uwagę przede wszystkim Oświecenie), sprowadzając wolność do utylitarnego, płaskiego intelektualnie, ściśle doczesnego wymiaru i pozbawiając ją tej oświeceniowej wzniosłości, ideowości, formy duchowej ekscytacji. Eliminując – potrzebnego człowiekowi - ducha utopii i magii. Guy Standing mówi wprost o „ewangelii rynku i bezwzględnej konkurencji” jako jedynym, pozostającym dziś wymiarze opisu bytu jednostki.
Adekwatnym sposobem takiego myślenia jest przesłanie jakie Georg W. Bush jr. wysłał do Amerykanów wstrząśniętych i oszołomionych widokiem walących się bliźniaczych wież WTC, w które wbiły się samoloty pilotowane przez terrorystów, wież symbolizujących globalne rządy Ameryki. „Wracajcie na zakupy” – apelował prezydent Stanów Zjednoczonych ([za]: Z.Bauman, 44 LISTY ZE ŚWIATA PŁYNNEJ NOWOCZESNOŚCI).
A przecież zawsze miało chodzić o człowieka. Człowieka przez duże C. Bo on jest najważniejszy. On jest miarą wszechrzeczy we wszystkich sferach i wymiarach.