2016-03-04 07:09:42
Czyś snem pomiażdżył swe nogi
Po coś mnie brał na barana
By drogę zgubić w-pół drogi
Bolesław LEŚMIAN „Garbus”
Czy byliśmy – jak podczas kryzysu kubańskiego w październiku AD’1962 – w styczniu / lutym 2016 roku o krok od atomowej pożogi w wymiarze globalnej ? Czy Władimir Putin zastosował podobną do Johna F. Kennedy’ego taktykę i postawę - jak ów Prezydent USA wobec Kremla podczas kryzysu kubańskiego – będącymi odpowiedzią na rozwój sytuacji na Bliskim Wschodzie, gdzie w wyniku nieodpowiedzialnej, woluntarystycznej i irracjonalnej polityki Waszyngtonu (i całego Zachodu) zapanowały chaos, labilność i umiejscowiło się centrum światowego terroryzmu w dzisiejszym świecie ? Nie wiemy czy skrajnie pesymistyczny scenariusz – wojna, nawet z użyciem broni jądrowej – jest dalej możliwy. W każdym bądź razie wydaje się, że po raz kolejny byliśmy (i chyba jesteśmy nadal w związku z niezwykle skomplikowaną i dramatyczną sytuacją w tym rejonie świata) o włos o kataklizmu na nie wyobrażalną skalę. Katastrofy mogącej zagrozić istnieniu życia na Ziemi.
Ofensywa syryjskich wojsk rządowych wspierana nalotami rosyjskich sił kosmiczno-lotniczych spowodowała załamanie się całkowite frontu tzw. „umiarkowanej opozycji syryjskiej” (czyli oddziałów al-Nusry - syryjskiej odnogi al-Kaidy) w całej północnej części kraju, wzdłuż granicy z Turcją. W wyniku czego syryjscy zwolennicy Prezydenta Baszara Assada wyszli na granicę turecką, przecinając wsparcie jakie do „umiarkowanej opozycji syryjskiej” (de facto są to islamiści w stylu light wielokrotnie wymieniający się bronią, informacjami, udzielając logistycznego i ekonomicznego wsparcia DAESH) szło z terenu Turcji. To miał być scenariusz wedle planu zrealizowanego wcześniej w Iraku, Libii czy Egipcie (gdzie mimo usunięcia Hosni Mubaraka siły islamistyczne nie zdołały na dłużej objąć władzy). Mocne wsparcie wojska rządowe otrzymują od oddziałów kurdyjskich Peszmergów (płn. - wsch. część Syrii). Stąd Turcja wspomaga wszystkie te siły (obojętnie jakiej proweniencji), które uniemożliwią powstanie w przyszłości – z kurdyjskich rejonów Iraku i Syrii oraz terenów 1/3 obszaru Turcji (wschodnia część kraju) – wolnego Kurdystanu. Turecki udział w tzw. „koalicji antyterrorystycznej” (mającej zwalczać DAESH) był więc od początku humbugiem. Informacje prasowe informowały wielokrotnie, iż to turecka artyleria, z obszaru Turcji, wspomagała wielokrotnie akcje islamistów (także ostatnio ich odwrót z zachodniej Syrii).
Wielu obserwatorów wielokrotnie zwracało też uwagę na związki – podobny do powiązań pakistańskiej Inter Service Inteligence (ISI) z afgańskimi talibami – tureckiej Narodowej Organizacji Wywiadu (MIT) z Państwem Islamskim.
Zapowiedź Ankary, iż Turcja – przypominam: członek NATO – w związku z zagrożeniem swych interesów (dyplomatycznie mówi o terroryzmie Kurdów) wprowadzi na teren państwa syryjskiego swoją armię (jest to druga w NATO armia pod względem ilościowym, sporo znacząca w strukturach Sojuszu) spotkała się z reakcją Damaszku, Teheranu i ….. Moskwy. Podczas gdy dyplomatyczne zabiegi o pokój – a przynajmniej: zawieszenie broni – na frontach syryjskich (nie obejmowało by ono operacji przeciwko Państwu Islamskiemu) odbywały się w medialnym zgiełku i snutych przypuszczeniach, kontrolowane przecieki prasowe z Moskwy dawały do zrozumienia, iż Rosja odpowie zdecydowanie na czynne włączenie się Turcji (i Arabii Saudyjskiej – co także mgliście anonsował Rijad) do wojny w Syrii. Trwały bowiem równolegle wielkie manewry wojsk rosyjskich w Południowym Okręgu Wojskowym (przedpola Kaukazu i południe europejskiej części Federacji Rosyjskiej).
Postrzegany jako „gołąb” na politycznej mapie rosyjskiej polityki premier Dimitri Miedwiediew w swym ostatnim wystąpieniu nie dał „partnerom Moskwy z Zachodu” co do tego żadnych złudzeń. Przecieki informowały o przeniesieniu rakiet „Iskander M” nad granicę armeńsko-turecką, o postawieniu w stan gotowości bojowej wojsk rosyjskich stacjonujących w Armenii (Rosja jest na mocy porozumień Moskwa-Erewań od lat gwarantem bezpieczeństwa Armenii i dostarczycielem pomocy wojskowej, co było niezwykle ważne w kontekście konfliktu z Azerbejdżanem o Górski Karabach - praktycznie to rosyjskie wojska pilnują dziś granic Armenii). W razie skrajnie niekorzystnego rozwoju sytuacji sugestie szły w kierunku możliwości uderzeń termojądrowych - o zasięgu strategicznym - w tereny Turcji jeśli Prezydent Reçep T. Erdogan się nie opamięta w swym mocarstwowo-wojennym zapale.
Dyplomaci zachodnioeuropejscy pierwsi (zwłaszcza niemieccy) wystosowali do Ankary ostrzeżenie, iż jej aktywne i ofensywne zaangażowanie w konflikt syryjski uniemożliwi obronę Ankary przed jakimkolwiek atakiem odwetowym. Berlin nie będzie bowiem traktował tej hipotetycznej sytuacji jako naruszenie punktu 5 Paktu Północno-atlantyckiego, będącego rdzeniem NATO.
Napięcie rosło i nadal jest bardzo duże, ale po uzgodnieniach amerykańsko-rosyjskich w Genewie (wielogodzinne i wielodniowe rozmowy John Kerry – Siergiej Ławrow) gdzie ustalono czasowe zawieszenie broni między wszystkimi siłami syryjskiego konfliktu (wyłączając DAESH), zgiełk wojenny i atmosfera „przedwojnia” lekko jakby opadły. Widać i słychać opamiętanie w wielu stolicach. Rosja i USA uzgodniły rozejm w Syrii. Naciski na swych sojuszników dokonywane przez Moskwę i Waszyngton z kolei dały jakieś rezultaty: dopuszcza się już ustąpienie Prezydenta Assada po wyborach w Syrii (do tego potrzebne jest pokonanie Państw Islamskiego i ostateczne rozgromienie międzynarodówki terrorystycznej zgromadzonej w tym rejonie), rozmowy dyplomatów amerykańskich w Ankarze i telefoniczna, długa rozmowa Prezydentów Baracka Obamy i Reçepa T. Erdogana wyhamowały – jak się wydaje – ofensywne chęci i zapędy Ankary. W międzyczasie odbyła się też telefoniczna rozmowę Prezydentów Rosji i USA. Ustalono ostateczne warunki zakończenia działań militarnych w Syrii. Potem w rosyjskiej TV wystąpił Władimir Putin ujawniając warunki osiągniętego porozumienia. W tym przemówienie Prezydent Rosji wprost wskazał metody i formy osiągnięcia porozumienia na Bliskim Wschodzie i kto za kogo odpowiada w tym procesie: „Rosja przeprowadzi niezbędną pracę z Damaszkiem, ale mam nadzieję, że USA podejmie analogiczne kroki w odniesieniu do swoich sojuszników i ugrupowań (zbrojnej opozycji syryjskiej) które wspiera”. Jego zdaniem najnowsza historia zna niemało przypadków, gdy podejmowane działania jednostronne, bez podstawy prawnej ONZ, oparte na koniunkturalnych interesach jednego z krajów, doprowadziły do dramatycznych następstw. Dał przykłady Somalii, Libii czy Iraku.
Teraz zgodnie z wypracowanym porozumieniem rosyjscy i amerykańscy wojskowi wspólnie na mapach określą obszary, na jakich działają ugrupowania objęte rozejmem i które do niego przystąpią. Przeciw nim bojowe operacje rządowych wojsk syryjskich, sił zbrojnych Rosji i sił koalicji pod przywództwem USA nie będą prowadzone. Z drugiej strony, siły te zaprzestaną działań bojowych przeciwko armii rządowej Syrii i ugrupowaniom ją wspierających. Ataki na pozycje DAESH będą kontynuowane w ramach współpracy amerykańskich i rosyjskich wojskowych.
Zapowiadany czas jednobiegunowego świata odchodzi do lamusa. Walka z międzynarodowym terroryzmem, plagą XXI w. wymaga współdziałania wszystkich państw i bez Rosji, a także Chin, nie jest ona możliwa. Dotyczy to także współdziałania głównych graczy światowego orbis terrarum. Współpraca w tej walce – terroryzm - musi uwzględniać geopolityczne interesy Moskwy i jej sojuszników, a także innych znaczących podmiotów światowej polityki. Porozumienie w sprawie rozejmu w Syrii jest jednak wielkim krokiem naprzód w drodze kompromisu i współdziałania mocarstw. Stół negocjacyjny i rozmowy są jedynym sensownym rozwiązaniem wszelkich problemów piętrzących się przed światem XXI wieku.
Na marginesie warto przypomnieć więc polskim dyplomatom i komentatorom politycznym znad Wisły, że w polityce „nie ma ani stałych wrogów, ani stałych przyjaciół, są tylko stałe interesy”. A w interesie Polski i Unii Europejskiej, której jesteśmy członkiem, leży jak najszybsze zakończenie wojny w Syrii, w efekcie którego zahamowany zostanie napływ stamtąd setek tysięcy uchodźców. Bo „…..żadna polityka nie jest wartościowa w oderwaniu od rzeczywistości” (Charles de Gaulle).