2016-10-20 12:44:10
I jeszcze jedno. W Polsce każdy film dotykający historii czy spraw społecznych jest traktowany jako prawda i fakt absolutnie jednoznacznie wartościujący. Zwłaszcza kiedy wpisuje się on w polskie imaginarium podrysowane współcześnie funkcjonującymi fantazmatami. Nie jako wizja reżysera i autora scenariusza. To także wynik określonego – jak pisze Andrzej Leder – „polskiego imaginarium” oraz wspomnianej, fantazmatycznej interpretacji naszych dziejów.
Nawet kiedy w dalekiej przyszłości cały świat się
zracjonalizuje i zlaicyzuje, Polacy wciąż będą żądali
od Boga specjalnego traktowania. Historyczne lenie
tak właśnie próbują zrzucić z siebie odpowiedzialność.
Krzysztof VARGA („Ogryzanie Węgra”)
Namiętna dyskusja jaka przelewa się przez Polskę w kontekście wejścia na ekrany filmu „Wołyń” w reżyserii Wojciecha Smarzowskiego, argumenty polityczne i geopolityczne, wewnątrzkrajowej proweniencji i o międzynarodowym wydźwięku tego obrazu, moralne i historyczne oceny oraz interpretacje jakie padają w tej debacie skłaniają mnie do kilku refleksji. Ale przede wszystkim jest to po raz kolejny przyznanie racji Jerzemu Józefowi Szujskiemu (połowa XIX wieku), który stwierdził celnie, iż „fałszywa historia jest mistrzynią fałszywej polityki”. I to widać, słychać i czuć w perspektywie całej nadwiślańskiej narracji wobec historii Wschodu Europy. I naszego udziału - oraz interpretacji - w jej tworzeniu.
Te trzy obrazy łączy właśnie ów mistycyzm, fantazmatyczne „chciejstwo” i pospolity irracjonalizm w traktowaniu naszych dziejów nie jako realnego splotu przyczynowo-skutkowych faktów różnego pochodzenia i stąd wynikających nieszczęść spotykających Polskę i Polaków, ale jako sprzysiężenie złych mocy, dybiących cały czas na niepokalany i czysty jak „Maryja zawsze Dziewica” kraj nad Wisłą, gdzie „lud bogobojny i miłujący tradycję”, oddany Rzymowi i wierze ojców. O krajobrazie – w jakimkolwiek wymiarze pojmujemy ten termin (społecznym też) – gdzie „wieś cicha, wieś spokojna”, a my, Polacy „kochamy się jak bracia”. Kto tak nie kocha, kto jest po prostu INNY, ten nie jest Polakiem. Taka konstrukcja opisu świata – powiedzmy aksjologiczno-irracjonalna - zakłada, że my zawsze jesteśmy dobrzy i anielscy, a ci INNI szatańscy, wynaturzeni, źli i nieczyści (pod każdym względem). W takim ujęciu świat nie może być – a jest bo to realizm i racjonalne nań spojrzenie - pełny konfliktów i sprzeczności, wynikających z edukacji, ekonomii, stosunku do własności i uwarunkowań klasowych (apage satanas – toż to jawny Marks !!!).
Oliwy do ognia w tej narracji, zahaczającej już jawnie o swoisty onanizm i masochizm narodowo-kulturowy – w zależności od aktualnie zajmowanych pozycji politycznych i takich afiliacji argumentacja jest diametralnie różna lecz podszyta bądź to rusofobią i ukrainofilią bądź na odwrót: ukrainofobią i rusofilią – dolał do ognia fakt odwołania prezentacji tego filmu w Kijowie przez tamtejszy Instytut Polski na wskutek nacisków polskiego MSZ. Zapewne stało się tak w wyniku międzypaństwowych konsultacji i wyraźnych sugestii na ten temat ze strony władz Ukrainy. Ostatnie wypowiedzi polityków w tej kwestii i to różnych opcji (np. Paweł Kowal, Aleksander Kwaśniewski czy Grzegorz Schetyna) ukazują drugie, albo i trzecie, dno tego problemu. Dno polityczne, dno osadzone w nadwiślańskich uprzedzeniach, fobiach, sympatiach i antypatiach (co w polityce bieżącej i perspektywicznie nigdy nie jest rysem korzystnym bądź skutecznym), ale podszyte aktualną koniunkturą i sprzecznościami. Doskonały komentarz do przyczyn tej sytuacji daje list prof. Marii Janion skierowany do uczestników niedawno odbytego Kongresu Kultury Polskiej, gdzie sędziwa Profesorka stwierdza, iż m.in. „…..Nie mam wątpliwości, że trwała nasza niezdolność do modernizacji ma źródło w sferze fantazmatycznej, w kulturze przywiązania zbiorowej nieświadomości do bólu, którego źródeł dotykamy z największym trudem, po omacku. Naród, który nie umie istnieć bez cierpienia, musi sam sobie je zadawać”.
Atmosfera wokoło tych obrazów – może najmniej dotyczy to „Katynia” Andrzeja Wajdy gdyż sprawa została „wyjaśniona” i opisana w chwili upadku ZSRR ostatecznie i jednoznacznie (choć kręgi radykalnych narodowo-rusofobicznych tzw. „patriotów” żądają od Moskwy ciągłego kajania się i klęczenia w kącie „na grochu” do końca „świata i jeden dzień dłużej”) – jest histeryczna, pompatyczna, egzaltowana, po prostu afektywna. W tych obrazach nie chodzi bowiem o żadną prawdę. A historyczną przede wszystkim. To opowieści zbliżające się – mniej lub bardziej (w perspektywie i zależności od mentalności i warsztatu intelektualnego każdego twórcy) – do niej.
Brak mi w naszej narracji – nie tylko w odniesieniu do tych trzech filmów, a do całej polskiej mega-debaty wewnątrz-narodowej – tego co wspaniale określa myśl Marka Aureliusza, imperatora i filozofa, mówiąca że „…….Wszystko co słyszymy jest opinią, nie faktem. Wszystko co widzimy jest perspektywą, a nie prawdą”.
Kolejną refleksją budzącą się we mnie od dawna, ale na kanwie wspominanej dysputy nabierającą realnych kształtów jest pytanie czy twórcy i animatorzy kultury mają do spełnienia jakąś uniwersalnie uznaną, w sposób nadprzyrodzony nadaną im misję, zadanie w przekazaniu na tej ziemi zamieszkującym obywatelom prawd absolutnych, drogowskazów postępowania, moralnych wektorów bądź jednoznacznego opisania i interpretacji faktów historycznych ? Czy w ogóle we współczesnym, rozproszonym i spluralizowanym świecie takie ujęcie swego bytu, swego jestestwa jest możliwe ? I czy jest skuteczne ? Przede wszystkim jako lek na nadwiślańskie fumy, lęki, fantasmagorie, uprzedzenia, kompleksy. Na fantazmatyczne postrzeganie siebie, sąsiadów, historii i faktów w niej zaistniałych (tych całkiem bliskich, dalszych i bardzo odległych w czasie).
To cierń folwarcznego myślenia i bytowania przez stulecia (w niektórych rejonach Polski do czasów II wojny światowej) w warunkach feudalnej wsi, dworku i czworaków, niewolniczej relacji Pan vs Cham wdrukowany określonymi argumentami przez karbowych, ekonomów czy „aparat przymusu” (reprezentujący zaborców lub II RP). Takie relacje rzutujące na mentalność wielkiej części społeczeństwa polskiego dziś (piszą m.in. nt. temat Andrzej Leder czy Jan Sowa) egzemplifikuje idealnie postać Maciejunia z „Przedwiośnia” Stefana Żeromskiego
Na koniec pragnąłbym zaznaczyć, iż podstawowy błąd – choćby w kręgach mieniących się lewicą – to retoryka dotycząca wydarzeń na tzw. Kresach w latach 1939-45 (a nawet – do zakończenia Akcji Wisła). Bo to nie Ukraińcy, a ukraińscy faszyści dokonali rzezi na Wołyniu, ludobójstwa w dzisiejszym sensie rozumienia tego pojęcia. Faszyści owładnięci ideologią nienawiści do wszystkiego co INNE, do ludzi i kultury, religii i języka, skrajni anty-komuniści i de facto – rasiści (anty-semityzm jest klasycznym rasizmem). Faszyści - tacy sami jak niemieccy, słowaccy, chorwaccy, hiszpańscy flamandzcy, austriaccy, włoscy czy …… polscy (którzy jak na razie nie mieli okazji i zbyt szerokiego pola do popisu dla tego typu reakcji, zachowań czy rozwiązań).
Dziś dla tych ostatnich warunki stworzone w Polsce są wprost modelowe. A i klimat intelektualny, polityczny, stratyfikacja społeczna i nastroje dodatkowo im mogą sprzyjać. I sprzyjają.