2017-10-18 09:20:15
wykroczył poza koszmar Georga Orwella.
John PILGER
Demo-liberalny mainstream rządzący światem Zachodu – a de facto: neoliberalny (co związane jest z określoną świadomością i spojrzeniem na świat) - znów daje powody do oskarżenia o bezradność, impotencję intelektualną, niekonsekwencję, stronniczość, śmieszność i obciach. Chodzi o to wszystko co dzieje się wokół referendum niepodległościowego w Katalonii i tego co stało się po nim.
Neoliberalizm elit Zachodu to słupki, konta, banksterskie uzgodnienia gabinetowe, oszczędności narzucane maluczkim oraz słabszym i gratyfikacje dla możnej, wąskiej elity. To polityczna korupcja i przenikanie światów biznesu i polityki (wzburzenie – zasadne – nad posadą Gerharda Schroedera w Rosnieftcie, ale cisza nad „sprostytuowaniem się” Jose Manuela Barroso posadą w Goldman Sachs czy kompletne pomieszanie w tej materii przy osobie Dicka Cheneya – Halliburton/Biały Dom za rządów G.Busha jr.). To również „słynna trojka” gnębiąca „krwawiące od długów” społeczeństwo Grecji, a przymykająca oczy na machinacje finansowe greckiej elity zarabiającej na owym kryzysie. W polu widzenia tych elit są wyłącznie hossy, bessy, PKB, słupki i wykresy, wskaźniki i zyski…….. Reszta to mało istotne zagadnienia. Dlatego Unia Europejska, ten wspaniały pomysł na Stary Kontynent, na jego nową jakość i świetlaną przyszłość umiera powoli acz systematycznie pod rządami neoliberalnych technokratów, których nic a nic nie obchodzi poza-ekonomiczna, poza-bankowa i poza-zyskowna sfera, będące dla Brukseli niczym „horyzont zdarzeń”.
Ad rem: nie oceniam, kto ma rację, po czyjej stronie leży tzw. prawda. Przypominam jedynie fakty i postawy, wypowiedzi i decyzje w podobnych sytuacjach, które świadczą o owej niekonsekwencji i zidioceniu elit rządzących Unią.
Referendum niepodległościowe w Katalonii jest zarówno z punktu widzenia Madrytu jak i zachodniego mainstreamu, który zachowując swoiste milczenie i bezruch decyzyjny w zasadzie opowiada się po stronie rządu Mariano Rajoya (choć sprawa dotyczy całej Unii Europejskiej i stanowiska Brukseli w tej mierze należałoby się spodziewać, choćby w postaci mediacji między Barceloną, a Madrytem) jest aktem nielegalnym, godzącym w spójność państwową Hiszpanii, ważnego i liczącego się członka Unii Europejskiej. Ale kiedy podobny akt miał miejsce w Kosowie, wówczas integralnej części jako region autonomiczny Serbii, europejskie elity przyklaskiwały i admirowały działania Kosowarów (odbyły się tam dwukrotnie wybory prezydenckie, został nim Ibrahim Rugova - czy ktoś pamięta poza Albanią o tym przywódcy Kosowarów inicjującym ruch na rzecz niepodległości Kosowa - oraz referendum w sprawie niepodległości). Te akty wyborcze z kolei Belgrad – podobnie jak dziś Madryt – uznał za nielegalne.
Zachodni mainstream chciał by „kosowski wypadek przy pracy” potraktować jako wyjątek, ale jest to precedens zmiany granic w Europie poza wynegocjowanymi układami po upadku Muru Berlińskiego, na który powołują się i będą się powoływać liczni naśladowcy Ibrahima Rugovy (rozpad Związku Radzieckiego i Jugosławii miał postępować według granic republikańskich, a Kosowo nie było republiką związkową). Podobnie jak Czeczenia, Naddniestrze, południowa Osetia, Abchazja czy Adżaria. Inicjacja i poparcie takich procesów musiało się odbić (i odbija co widać) nie tylko w tej „gorszej” bo Środkowo-wschodniej części Starego Kontynentu, echem: Katalonia,, Szkocja, a w kolejce: Walia, Bawaria, Flandria, Walonia, Lombardia, Baskonia itd.
Referendum w Kosowie i fala przemocy jaka rozlała się w regionie (terroryzm UҪK) stało się podstawą dla późniejszych interwencji siłowych (ze strony Belgradu wobec Albańczyków z Kosowa) jak i militarnej w obronie prześladowanych zdaniem Zachodu Kosowarów (NATO vs Nowa Jugosławia).
Z kolei referendum na Krymie będącego od 1958 roku częścią Ukrainy (paternalistyczny gest Nikity Chruszczowa), idące w analogicznym kierunku (choć inspirowane przez Rosję), zostało uznane przez demo-liberalny mainstream zachodni za nielegalne i manipulowane przez Kreml (słynne „zielone ludziki”). Zaś ingerencja Albanii, inspirującej logistycznie, medialnie, finansowo i przede wszystkim – militarnie rodaków z Kosowa (UҪK – czyli Armia Wyzwolenia Kosowa swe bazy miała w Albanii, a górskie tereny pogranicza sprzyjały infiltracji zbrojnych grup na tereny Kosowa, Metohiji czy regionu Preševo-Bujanovač-Medveđa), nie stanowiła zdaniem Zachodu przeszkody w poparciu Kosowarów.
Uznanie ponad 9 lat temu przez międzynarodową opinię publiczną – głównie chodzi o Zachód - niepodległości Kosowa (a wcześniej – apologetyka i inspirowanie albańskiej irredenty) jest więcej niż błędem polityków Unii Europejskiej, świadczącym o ignorancji, krótkowzroczności i politycznej ślepocie.
Więc może lepiej i uczciwiej mówmy jawnie o interesach, o biznesie i wpływach, a nie o demokracji, wolności, prawach człowieka, bo tą hipokryzją deprecjonuje się te uniwersalne i wzniosłe idee, sprowadzając je do magla, nic nie znaczących utylitarnie stosowanych idei i retorycznej, pustej manifestacji. Bo jak mówi w jednej z ostatnich sekwencji kultowego filmu „Vabank I” kasiarz Kwinto (Jan Machulski); „lepiej jest kraść jako złodziej niż par excellence jako dyrektor prezes czy sekretarz. Tak jest po prostu uczciwej”.
To co pokazywały telewizje światowe z zajść na terenie Katalonii, w związku z referendum - akcja policji i Guardia Civil - do złudzenia przypomina właśnie początek kryzysu w Kosowie. Neoliberalna prawica, która jest de facto konserwatywna - mówię teraz o Zachodzie, gdyż na Bałkanach czy Wschodzie Europy mimo wszystko funkcjonuje inna świadomość, mamy do czynienia z inną mentalnością i kulturą (inną – nie znaczy GORSZĄ) – zamiast rozmawiać, debatować, proponować poszerzanie autonomii (bo państwo w XIX-wiecznym wydaniu to „martwy trup” dzięki właśnie neoliberalnemu wymiarowi globalizacji) koniec końców postępuje tak jak mogliśmy to widzieć na ekranach TV w ostatni weekend.
„Dramat interesuje nas nie dlatego, że ilustruje naturę ludzką, ale głównie na sytuację. A dopiero później ze względu na uczucie tych których dotyczy”. (Arystoteles).