2018-01-01 13:10:29
w taki sposób aby wytwory społeczne, ideologiczne, historyczne, materialne itd.
oraz powiązane z nimi bezpośrednio powikłania
moralno-etyczne, estetyczne i wyobrażenia, były rozumiane jako >powstałe same z siebie< lub w wyniku interwencji Opatrzności,
sił wyższych, poza-racjonalnych.
Ludwik STOMMA
Idąc tym tropem myślenia (za cytowanym Stommą) mit zdejmuje z wyznawcy odpowiedzialność za wybory, decyzje, postawy. To bardzo wygodna i psychologicznie uprawniona pozycja. Wiedzie wprost do infantylizmu, dziecinności, niedojrzałości. Czas dzieciństwa jest zazwyczaj miło i słodko wspominany. Dlaczego demitologizacja zawsze tak bardzo boli i tak trudno z mitem się rozstać, tak jest to niełatwe dla człowieka owładniętego mitomanią i mistycyzmem ? Te elementy spotykamy w micie >Solidarności< funkcjonującym cały czas w polskiej narracji. Można je tym samym zadekretować jako „głos opinii publicznej”, „dobre prawo”, „odwieczne wartości”, „normalne stosunku społeczne”, „chwalebne zasady” czyli jednym słowem – rzeczy wrodzone, dane od siły poza- ziemskiej. Mit jest też formą przekazu wykładni dziejów czy interpretacji układów społecznych opartej najczęściej na chwytliwej formule, iż jest to jedyna, niepodważalna i oczywista prawda. Jest rodzajem świadomości społecznej obecnym we wszystkich społecznościach narodowych, obywatelskich, plemiennych czy klanowych.
W Polsce dekomunizacja de facto rozpoczęła się w 1956 roku i powoli acz systematycznie odbywała się jako odchodzenie od totalitaryzmu stalinowskiego. Polsce – patrząc na jakość polityki i polityków obozu prawicy polskiej rządzącego faktycznie naszym krajem od 2005 roku (a w sferze medialnej i publicznej narracji od lat trzydziestu bez mała) – potrzebna jest „desolidaryzacja”. No, chyba, że tę formację określaną mianem POPiS-u zakwalifikujemy jako ostatni relikt tzw. komunizmu (posługując się retoryką tak powszechną w tym obozie). Nota bene – obie główne partie nadwiślańskiej prawicy są klonami niesławnej pamięci Akcji Wyborczej >Solidarność< ! Czyli pojęcie „desolidaryzacji” - utożsamione z dekomunizacją - jest w takim układzie jak najbardziej zasadne.
Prawica rządzi niepodzielnie naszym krajem od ponad 12 lat. Wielokrotnie podawano i przedstawiano przyczyny – opisując ów fenomen różnorodnie – dlaczego winno się mówić o jednolitości genetycznej całej tej formacji, tzw. POPiS-ie. Nikt po trzech dekadach szaleństw reprezentantów obozu „panny S” nie odważył się jeszcze powiedzieć, że trzeba „desolidaryzować” Polskę. PiS to dopiero robi, choć bezwiednie. On „desolidaryzuje” kraj obdzierając go ostatecznie z mitu stworzonego i kultywowanego przez demo-liberalną inteligencję oraz elity z niej wyłonione, które przez owe trzy bez mała dekady go podtrzymywały, prezentowały jako utożsamienie z dobrem absolutnym, ogrodem Hesperyd, Edenem, rajem, krynicą szczęśliwości, wolności i demokracji.
Prof. Jan Szczepański, socjolog i myśliciel, zauważył przed 40 ponad laty, że „Polityka w Polsce ciągle rozgrywa się w sferze emocji i ciągle sądzimy, iż rozwój kraju zależy od postaw patriotycznych, zaangażowania, oddania sprawie, ofiarności etc. i ciągle w wychowaniu i propagandzie kładziemy nacisk na emocje. Jest to z jednej strony nieefektywne, gdyż ludzie żyjący w podnieceniu emocjonalnym zużywają się znacznie szybciej, emocje często przeradzają się w przeciwieństwa, trwają krótko. A zatem jako metoda sterowania długofalowym wynikiem jest nieskuteczna. Z drugiej strony jest to igranie z ogniem, gdyż pobudzenia emocjonalne mogą zawsze przynieść niespodziewane skutki”. Czy coś się w tej mierze zmieniło ? Jeśli tak, to na gorsze.
Mit >Solidarności< i jej legenda trwają po dziś dzień mimo, iż rzeczywistość nie ma zbyt wiele wspólnego z nadziejami, dążeniami i wizjami głównych – takimi przecież mieli być – beneficjentów tej rewolucji: „klasy robotniczej, ludu pracującego miast i wsi oraz inteligencji pracującej”. Wystarczy przeanalizować 21 postulatów ze słynnej tablicy wywieszonej na bramie Stoczni Gdańskiej im. W.I.Lenina. Kolejne hybrydy polityczne odwołujące się do tradycji, mitu, legendy itd. tamtego Związku Zawodowego, zawłaszczyły tak dalece polskie państwo, że jest ono współcześnie niepotrzebnym dodatkiem do partii jedynie-słusznych gdyż wywodzących się z owej tradycji. Doskonale ten proces opisuje amerykański socjolog i politolog David Ost w „KLĘSCE SOLIDARNOŚCI”. Stąd ukształtowała się, na bazie tego szkodliwie propagowanego mitu, pseudo-historyczna mentalność i takie też rozumienie dziejów Polski, polityki, zagadnień społecznych, racji stanu, wyborów itd.
Degrengoladę zabetonowania życia publicznego i wynikającego stąd widzenia świata oraz procesów społecznych w nim przebiegających – wedle zasad prawicowo-neoliberalnych lub ultra-prawicowo-soc-narodowych – oddaje właśnie termin POPiS. Dramat tej schizofrenicznej sytuacji w jaką popadły nasze społeczeństwo i państwo, widać dziś jak na dłoni. Istotę nadziei oraz źródła sierpniowych protestów sprowadzono do legend, mitów, antykomunistycznych i prawicowych fatamorgan, wypełniających obficie zakamarki polskiej świadomości i funkcjonujących bujnie w nadwiślańskim imaginarium. Symbole, mity, fantasmagorie i miraże „pożarły rzeczywistość” (prof. Bronisław Łagowski).
PiS swą polityką i narracją demitologizuje idealistyczną, nierealną i „chciejską” wizję, nie przystającą do tzw. „polskości”, tzw. demo-liberałów (środowisko Unii Wolności i jej klony) będąc spadkobiercą >Solidarności< czy tego chce czy nie. Nie tylko w swej retoryce i klerykalizmie, zwierzęcym antykomunizmie i anty-peerelizmie. Także w mitomanii i różnej formie fobii, fumów czy uprzedzeń rodem z XIX wieku, nacjonalistycznym patriotyzmie, płytkiej i manifestacyjnej pobożności, dewocji i związanej z tym masowej hipokryzji.
Ale i opozycja „platformiano-(niby) nowoczesna” , prawiąca o sobie jako dziedzicu tradycji >S<, też jest taka sama. Piszę (niby) nowoczesna, bo wyraźnie widać, iż Partia Ryszarda Petru (bez względu kto nią kieruje pozostanie wizerunkowo związana z określonym środowiskiem które reprezentował jej niedawny lider) to klon Platformy Obywatelskiej: w mentalności, w sposobie patrzenia na świat, w neoliberalnym skostnieniu i dogmatycznym, księgowo-banksterskim widzeniu rzeczywistości oraz ludzi. To jest ten nurt w >Solidarności< jaki ujawnił się po 1989 w rządach Tadeusza Mazowieckiego, Jan Krzysztofa Bieleckiego, Jerzego Buzka, Donalda Tuska (a którego guru i jedynym spoiwem – oraz niepodważalnym bożkiem dla klakierującego takim rozwiązaniom mainstreamu – była osoba Leszka Balcerowicza). To również rozwiązania proponowane w rządach SLD (głównie Leszka Milera i Marka Belki), gdzie nazwisko Balcerowicza nie padało, ale wiele koncepcji było wypisz wymaluj przedłużeniem jego ultra-neoliberalnych koncepcji (tylko lekko przypudrowanych).
Do dekomunizacji nadaje się przede wszystkim sama >Solidarność< oraz te „przyległości” mentalne, klony tego etosu tak dalece prawoskrętne, iż o zasadniczej genezie protestów sierpniowych dawno zapomniały lub nawet nie myślały, gdyż zawsze gardziły „robolami”, „komuchami”, „lewakami”, inaczej myślącymi i postrzegającymi świat, zaś tolerancja, wolność, demokracja i pluralizm były dla nich tylko nic nie znaczącymi hasłami. Wraz z mitem jaki trwa w nadwiślańskiej narracji.
Dwa bloki polityczno-społecznego starcia w schyłkowym PRL-u były dzieckiem tamtego autorytarnego i anty-pluralistycznego systemu. >Solidarność< tak jak jej alter-ego – czyli PZPR – musiała zawierać te same odcienie polskiej mentalności poczynając od: sympatii komunistycznych czy anarcho-syndykalistycznych, przez dyskretny socjalizm „z ludzką twarzą”, liberalną demokrację typu chadecji, endekoidalne ryty wszystkich odcieni, szowinistyczno-nacjonalistyczną prawicę, elementy faszyzujące i jawnie totalitarne. Tych co zaprotestują, grzęznąc nadal w mitach, fatamorganach i idealistycznych halucynacjach, zapytam tylko: po czyjej stronie w epoce Okrągłego Stołu byli - Andrzej Kryże, Wojciech Jasiński, Stanisław Piotrowicz, Kazimierz Kik, Marek Król, Marcin Święcicki (neoliberalizm jest też prawicą) ?
Estetyka totalnej kontestacji i redukcja wszystkiego do sfery politycznej, korzystnej wyłącznie dla swoich utylitarnie pojmowanych korzyści bądź efektów ekipy akurat rządzącej, widzącej świat ze swej subiektywno-klanowej perspektywy (kłania się ropuch z bajki Braci Grimmów mający wizję piękna „wyłącznie ropuszą”) dziś wraca do elit i mainstreamu pisowsko-postsolidarnościowym bumerangiem skłaniając obserwatora do opinii, iż jest to nieuleczalny, wrodzony polskiej prawicy chorobotwórczy gen destrukcji, dewastacji i samozagłady.
Zamiast więc mnożyć – nie patrząc z której strony padają owe propozycje – kolejne mutacje lustracji, dekomunizacji, ostracyzmu wobec PRL-u oraz ludzi aktywnie i czynnie uczestniczących w budowie Polski (która jest zawsze jedna) przywróćmy nasz kraj normalności i cywilizowanym formom funkcjonowania: zacznijmy od demitologizacji >Solidarności< utożsamionej dziś przez działanie POPiS-u z polskim nierządem i upadkiem (niczym w XVIII wieku, epoce poprzedzającej rozbiory które stanowiły clou bankructwa we wszystkich płaszczyznach życia publicznego I RP) czyli "desolidaryzacji" będącej de facto ostatnią fazą, zaczętą w 1956 roku, de-komunizacji.