2011-08-29 21:57:56
Michał Boni to człowiek intelektu, autor raportu Polska 2030, gdzie przeczytamy o indywidualizmie rozwijającym postawę tolerancji. Idealnie wpisuje się w model postpolitycznego specjalisty. Mało urodziwy, łysy, mamroczący, kąśliwy. Dzisiejsi przywódcy powinni wyglądać tak rześko jak wymuskani liderzy w Wielkiej Brytanii: Blairzy, Cameroni, Milibandowie. Za nimi kroczą jednak brzydcy niczym Greenspan i nieludzcy jak Balcerowicz specjaliści. Nie mają być ładni, wybieralni i komunikowalni. Ich śliskość sugeruje eksperckość. Ost pisał kiedyś podobnie o liberałach z UW: „utrata poparcia zaczęła być traktowana nie jako powód do alarmu, ale dowód autentyczności”. Rozsądni powinni zrozumieć, że dobrobyt wymaga poświęceń: a szokowy turbokapitalizm i antyspołeczne reformy to istota eksperckości. Specjaliści podsuwają więc wyluzowanym postpolitykom intelektualnie raporty. I tym razem brytyjsko stylizowany Tusk i kroczący za nim Boni ogłaszają program walki z wykluczeniem prekariatu.
Niepewność zatrudnienia to chleb powszedni wielu Polaków. Przy pozornej stabilności deregulacje rynku pracy upodabniają go do realiów XIX w. Mamy cyfrowe media, a nie cenzusy. Ale w ich miejsce mediatyzację, gdzie medialni magnaci sterują opiniami nakręcając ludzi na pedofilię, terroryzm i giełdowe spekulacje tak, że wszyscy poddają się nieracjonalnym namiętnościom i głosują wbrew swoim interesom. Cenzusy nie są już potrzebne tym, których interesom mogłyby służyć. Zmanipulowani nie domagają się poprawy warunków pracy. Nie walczą o etaty, przyjmują umowy cywilnoprawne i o zlecenie. Nie znają dobrodziejstw kodeksowych, świadczeń socjalnych czy płatnych urlopów. Pracownicy czasowi to blisko 30% zatrudnionych, a 2/3 ludzi podejmujących pierwsze zajęcie (poważne, niepolegające na zbieraniu truskawek) od początku tyra w duchu wyzysku.
PO wygrywa, bo udaje partię młodych - a jest klubem mężczyzn w średnim wieku - która odsuwa niebezpieczeństwo władzy geriatrycznej Polski nienawiści z PiS. Przed taką wizją bronią nas piękny Tusk i brzydki Boni. Młody prekariat wspiera PO, które nie reprezentuje interesów swojego elektoratu. To ugrupowanie przedsiębiorców, klasy średniej, narzucające podatki uspołeczniające koszty (VAT), a nie redystrybucję (mało progresywny PiT). W programie wyborczym SLD też można znaleźć postulaty walki z umowami śmieciowymi, ale stają się one mniej wiarygodne w sytuacji sojuszu z BCC. Czy Boni jest lepszy? Pytany przez „Wyborczą” dlaczego rząd zajął się sprawą umów śmieciowych dopiero po 4 latach (ich liczba rośnie sukcesywnie od lat 90.) oznajmia, że przecież z myślą o młodych przygotował już wiele projektów, wymienia np. Orliki. To jeszcze niższy poziom, ale lepiej komunikowalny. My jednak nie spodziewajmy się wiele po technokracie zrównującym futbol gimnazjalistów z wyzyskiem siły roboczej. To sprawa z pewnością polityczna. Chodzi o miliony: osób i bogatych, oraz nadchodzące wybory. Marks powiedziałby, że tylko wyzyskiwani mogą sami bronić swoich interesów, tymczasem posady prominentnych polityków są dobrze zabezpieczone. Mało kto jest tak daleki od niepewności zatrudnienia jak człowiek kształtujący politykę szefa rządu…
Czy prekariat ufunduje kolejną kadencję antyreprezentantom swojej pozycji? Nawet Oburzeni nie przekształcili Hiszpanii w nordycki dobrobyt, a arabscy rewolucjoniści chętniej zdają się na NATO niż mozolne budowanie ekonomicznej i równościowej demokracji od podstaw. PO może znowu skutecznie przyciągnąć interesującą nas klasę albo liczyć na jej bierność. Ale pamiętajmy: umów o pracę nie wyjmiemy z paragrafów i nie opakujemy tak modnie jak produktów Apple, aby zmotywować ludzi do walki o nie. Nadzieję na budowę dobrobytu mojego pokolenia, należy oprzeć więc w nadziei na pojawienie się nowego Steve’a Jobsa. Takiego, który zamiast prowadzić sprzedaż gadżetów ruszy związek zawodowy. Kiedyś pokolenie moich rodziców porwał elektryk, który nie był błyskotliwym intelektualistą. Mam więc nadzieję, że znajdzie się ktoś o jego charyzmie, ale zarazem innym, jakby to pewnie ujął Michał Boni, kapitale intelektualnym. Może go wypromujemy?
Niepewność zatrudnienia to chleb powszedni wielu Polaków. Przy pozornej stabilności deregulacje rynku pracy upodabniają go do realiów XIX w. Mamy cyfrowe media, a nie cenzusy. Ale w ich miejsce mediatyzację, gdzie medialni magnaci sterują opiniami nakręcając ludzi na pedofilię, terroryzm i giełdowe spekulacje tak, że wszyscy poddają się nieracjonalnym namiętnościom i głosują wbrew swoim interesom. Cenzusy nie są już potrzebne tym, których interesom mogłyby służyć. Zmanipulowani nie domagają się poprawy warunków pracy. Nie walczą o etaty, przyjmują umowy cywilnoprawne i o zlecenie. Nie znają dobrodziejstw kodeksowych, świadczeń socjalnych czy płatnych urlopów. Pracownicy czasowi to blisko 30% zatrudnionych, a 2/3 ludzi podejmujących pierwsze zajęcie (poważne, niepolegające na zbieraniu truskawek) od początku tyra w duchu wyzysku.
PO wygrywa, bo udaje partię młodych - a jest klubem mężczyzn w średnim wieku - która odsuwa niebezpieczeństwo władzy geriatrycznej Polski nienawiści z PiS. Przed taką wizją bronią nas piękny Tusk i brzydki Boni. Młody prekariat wspiera PO, które nie reprezentuje interesów swojego elektoratu. To ugrupowanie przedsiębiorców, klasy średniej, narzucające podatki uspołeczniające koszty (VAT), a nie redystrybucję (mało progresywny PiT). W programie wyborczym SLD też można znaleźć postulaty walki z umowami śmieciowymi, ale stają się one mniej wiarygodne w sytuacji sojuszu z BCC. Czy Boni jest lepszy? Pytany przez „Wyborczą” dlaczego rząd zajął się sprawą umów śmieciowych dopiero po 4 latach (ich liczba rośnie sukcesywnie od lat 90.) oznajmia, że przecież z myślą o młodych przygotował już wiele projektów, wymienia np. Orliki. To jeszcze niższy poziom, ale lepiej komunikowalny. My jednak nie spodziewajmy się wiele po technokracie zrównującym futbol gimnazjalistów z wyzyskiem siły roboczej. To sprawa z pewnością polityczna. Chodzi o miliony: osób i bogatych, oraz nadchodzące wybory. Marks powiedziałby, że tylko wyzyskiwani mogą sami bronić swoich interesów, tymczasem posady prominentnych polityków są dobrze zabezpieczone. Mało kto jest tak daleki od niepewności zatrudnienia jak człowiek kształtujący politykę szefa rządu…
Czy prekariat ufunduje kolejną kadencję antyreprezentantom swojej pozycji? Nawet Oburzeni nie przekształcili Hiszpanii w nordycki dobrobyt, a arabscy rewolucjoniści chętniej zdają się na NATO niż mozolne budowanie ekonomicznej i równościowej demokracji od podstaw. PO może znowu skutecznie przyciągnąć interesującą nas klasę albo liczyć na jej bierność. Ale pamiętajmy: umów o pracę nie wyjmiemy z paragrafów i nie opakujemy tak modnie jak produktów Apple, aby zmotywować ludzi do walki o nie. Nadzieję na budowę dobrobytu mojego pokolenia, należy oprzeć więc w nadziei na pojawienie się nowego Steve’a Jobsa. Takiego, który zamiast prowadzić sprzedaż gadżetów ruszy związek zawodowy. Kiedyś pokolenie moich rodziców porwał elektryk, który nie był błyskotliwym intelektualistą. Mam więc nadzieję, że znajdzie się ktoś o jego charyzmie, ale zarazem innym, jakby to pewnie ujął Michał Boni, kapitale intelektualnym. Może go wypromujemy?