Piłka nie jest głupia, tylko straszna
2011-09-07 23:01:20
Polacy zagrali z Niemcami i prawie wygrali. Nigdy nie widziałem zwycięstwa nad tym zespołem, mało tego, nie widział go również mój dziadek. Miliony Polaków w telewizorze i 40 tys. kolejnych na stadionie oglądało mecz środkowoeuropejskiej zbieraniny, która próbowała nadążyć za jednym z lepszych zespołów świata. Spotkanie rozegrano na nowiutkim stadionie. Symbolu nowobogackiej mocarstwowości nacji Lecha, szykowanej na trwającą miesiąc, a kosztującą miliardy imprezę. Raptem kilka dni po 1 września w Gdańsku. Magiczne zbiegi okoliczności.

Odrywając się dzisiaj na chwilę od biurowych spraw zobaczyłem na Facebooku dziesiątki złośliwości znajomych o ślizgającym się Jakubie Wawrzyniaku. Futbol ma w sobie coś niesamowitego, co przyciąga niemal wszystkich facetów. Spośród moich kolegów kojarzę raptem kilku, których nie fascynują zagrania Messiego i w tym gronie jest raptem dwóch heteroseksualistów. Niemal wszyscy chłopcy mają na swoim koncie boiskowe epizody w dzieciństwie, kiedy bez taktycznej czy technicznej refleksji napieprzali byle mocniej piłką, najlepiej w kolegę, tak aby zaimponować swoją hegemoniczną siłą. Myślę, że w tym całym, pełnym nienawiści i egotyzmu demolowaniu przeciwnika kryje się sekret znakomitego wyszkolenia naszych bramkarzy, jedynej pozycji na której nie jesteśmy 100 lat za Niemcami. Żeby wyłapywać takie bomby, trzeba naprawdę nieźle się wyćwiczyć.

Sam nie oglądam wszystkich spotkań, które relacjonuje moja skromna, niekablowa telewizja. Kibicuję jednak swojej drużynie, chodzę na większość meczów niezależnie od atrakcyjności przeciwnika. Ale wczoraj jakoś nie mogłem dać się porwać tym emocjom moich znajomych, maskujących za pomocą głupich dowcipów swoje modlitwy o to aby rezerwowi z ligi tureckiej nakopali geniuszom zza Odry. Od maleńkości jestem przyzwyczajony, że piłka to przemysł: już nawet za zawodników z Polski płaci się 21 mln zł. Chociaż zagraniczni piłkarze są lepsi niż kilkadziesiąt lat temu, doskonalsi kondycyjnie i technicznie, to grają jak roboty obwieszone reklamami w widowisku dostępnym jedynie dla bogatych, skoro nawet w wersji cenowej przygotowanej specjalnie pod słowiański plebs bilety na Euro kosztują kilkaset zł od głowy.

Nie pasuje mi to chyba nawet bardziej niż samcza rywalizacja nastolatków. Nie podoba mi się, że igrzyska w Gdańsku przepchnięto na siłę, mimo kilkunastu negatywnych opinii straży pożarnej oceniającej bezpieczeństwo na PGE Arenie. Prezydent Gdańska Paweł „Budyń” Adamowicz za wszelką cenę musiał przeforsować huczną i drogą jak 150 imprezę. Na co dzień tak bezczelnie traktuje protesty wykluczonych, których nie stać na oglądanie ślizgającego się Wawrzyniaka na obiekcie wybudowanym za 775 mln zł dla potrzeb prywatnego klubu Lechia. Nie miałem też ochoty być razem z tymi "kibicami", którzy w zamiast dopingu wygwizdują niemiecki hymn i słowa kapitana rywali o grze fair play, choćby i z perspektywy świecącego pudełka.

Wczoraj z Drugą Połową oglądaliśmy Wyjście przez sklep z zabawkami Banksy’ego, co odkładaliśmy od długiego czasu. Nie, piłka nożna nie jest głupia. Ale stało się z nią coś strasznego. Nawet ja, wychowany w całości w nowym, wspaniałym świecie (pozdrowienia dla wszystkich zatrudnionych na etacie), gdzie Kodeks Pracy głównonurtowe media łączą z totalitaryzmem, widzę tę zmianę. Coś się rodzi na naszych oczach, kiedy wszystkie samorządy tną wydatki na mieszkania, a stawiają szkaradne molochy z niedoróbkami budowlanymi, tak aby banda pajaców mogła kultywować swoje nacjonalistyczne rytuały nienawiści do Niemców. Przydałoby się więcej mieszkań, skoro mamy najniższy współczynnik liczby pomieszczeń mieszkalnych na osobę w UE: 0,9 albo nawet 0,8 dla osób w wieku 18-34 lata. I to są dane z raportu Młodzi 2011, który my lewicowcy określamy jako zachowawczy… A przypominam jeszcze raz: Michał Boni zapytany dlaczego PO nie zajęło się dotąd umowami śmieciowymi, wskazał, że przecież robią mnóstwo dla młodych ludzi: np. budują Orliki. Co z tego, że tyrasz na kredyt i nie masz pewności jutra. Drogi chłopaku, możesz przecież zawsze porżnąć z kolegami w piłę. Jak znalazł po elastycznym dniu pracy.

poprzedninastępny komentarze