2012-03-12 23:58:11
Tegoroczna Manifa okazała się małym sukcesem. Czterotysięczny pochód w centrum Warszawy wyróżnił się na tle większości wydarzeń tego rodzaju. Pasywni w sferze politycznej Polacy demonstrują rzadko: statystyczny obywatel jedynie raz na kilka lat. W tym kontekście niedzielny pochód miał naprawdę masowy charakter. Jak w przypadku większości wydarzeń, których organizatorzy (tutaj organizatorki) mają się czym pochwalić, szybko pojawia się jednak szereg uwag „Życzliwych”. I to z diametralnie różnych stron.
Zafrapowała mnie krytyka z wydania internetowego „Nowego Obywatela”. Opublikowano w nim postulaty Forum Kobiet Polskich, organizacji katolickiej, która dezaprobuje charakter demonstracji feministek. Prawdziwe problemy kobiet nie są bowiem, zdaniem FKP, związane ze sferą obyczajowości, ale fatalnym poziomem zabezpieczeń socjalnych. Tzn. społecznych, bo państwo z „NO” i FKP mylą terminy, nie kumając, że chodzi im nie tylko o sferę największego ubóstwa, ale o ogólne standardy zabezpieczeń dla kobiet. Na Manifie hasłem przewodnim było „Przecinamy Pępowinę”, nawołujące do osłabienia więzi państwa z Kościołem Rzymskokatolickim. Efekty poddaństwa względem kleru uderzają m.in. w swobodę planowania rodziny, a władza hojnie obdarowująca w działki i pensje duchownych, ignoruje potrzeby publicznych żłobków. Warszawska manifestacja to tymczasem nowobogacki pochód z redakcją „Wyborczej”, ignorujący hasła społeczne. Głupie wydarzenie dla nastolatek z bogatych rodzin, które emocjonują się słowami Joanny Muchy, koleżanki partyjnej Gowina i Libickiego, na dodatek znanej z pogardy względem starszych, ubogich klientów publicznej służby zdrowia.
Cięgi Manifa zbiera nawet od SLD, które przywołuje swój ignorowany przez media Sejmik Kobiet z udziałem 5 tys. pań w Pałacu Kultury i Nauki. Ciekawe gdzie te 5 tys. zmieścili. Na Sylwestrze na pl. Konstytucji bawiło się podobno 100 tys. osób, a Jedna Rosja w Czeczenii otrzymała ostatnio 99% głosów. Czarodziejskie sztuczki liczących! Nawet moja koleżanka ze studiów, deklarująca się jako feministka, acz odcinająca od lewicowych poglądów, nie była entuzjastką pochodu Porozumienia Kobiet 8. Marca. Zgadza się wprawdzie z głównymi postulatami, ale dziwi, że organizatorki skupiły się na krytyce Kościoła i Euro 2012. Wszyscy są wierzący, a do tego kochają futbol, to samo marginalizowanie się! To co się działo w niedzielę zna oczywiście z mediów, a jak wiadomo, one wszystkie w Polsce przyjmują lewicową aksjologię. Tak przynajmniej piszą w „Gazecie Polskiej”. Ufajmy im.
Powyższe krytyczne głosy są podwójnie mylące: głupie i kłamliwie zarazem. Tegoroczny pochód nie tylko nie był adoracją elit, ale uczestniczyli w nim liczni związkowcy z OPZZ, OZZIP, OPZZPIP, Sierpnia 80 i pewnie innych central, których nie zauważyłem. Naczelnymi hasłami były te o tematyce społecznej, domagano się bowiem przesunięcia środków ze stadionów i Kościołów na systemową opiekę nad dziećmi, wyrównującą szanse ich matek na rynku pracy. Z kolei hasłem przewodnim ubiegłorocznej manifestacji było „Wymawiamy służbę”, akcentujące wątek klasowy, co wyraźnie było nie w smak przedstawicielkom Kongresu Kobiet, takim jak Henryka Bochniarz. To właśnie z nią chyba Życzliwi pomylili warszawską Manifę. Najgłupsze w całej krytyce jest natomiast to, że jako zarzut traktuje się fakt, iż na demonstracji zobaczyć można było osoby znane z mediów, np. Seweryna Blumsztajna. Ja tymczasem cieszę się, że wśród lewicowych haseł daje się odnaleźć jeszcze takie, które mogą liczyć na sympatię największego dziennika w kraju, kształtującego opinie setek tysięcy Polek i Polaków. Cieszę się, że nie wszystkie postulaty lewicy mogą być aplikowane jedynie w wąskim gronie, że wchodzimy z nimi do głównego nurtu. Apologeci jedynej, prawdziwej lewicy oburzają się, kiedy jakkolwiek zaakcentujemy swój opór wobec prymitywnie konserwatywnej obyczajowości, pozbawiającej m.in. moją partnerkę swobody decydowania o własnych prawach reprodukcyjnych. Nie ma jak budowanie hegemonii kulturowej w oparciu o sprawdzanie czyjejś przynależności partyjnej, a może raczej naszych wrażeń o tej ostatniej. Nie ma też wreszcie jak komentowanie czegoś mówiąc nie na temat!
Uczestniczki i uczestnicy XIII już Manify mogli usłyszeć od organizatorek ich marszu, że równości nie można odkładać na później. Warto przypomnieć to wszystkim Życzliwym. Nie jest tak, że najpierw mamy stworzyć kraj mlekiem i miodem płynący, a dopiero później zająć się równym podziałem profitów. Nie przypomina wam to czegoś? Ile to już razy słyszeliśmy od będących u władzy socjaldemokratów, że teraz nie czas, że trzeba zacisnąć pasa, a ekonomiczne postulaty spełnią się w lepszych czasach. My wciąż pamiętamy kto wprowadził podatek liniowy i wiernie kontynuował szaleństwa AWS i Balcerowicza. Pamiętamy też, kto walczył niczym lew o prawo do aborcji w latach 2001-04, kiedy wcale nie dominował w parlamencie, a prezydentem był straszliwy wróg. Ten ktoś zlikwidował też Fundusz Alimentacyjny, czyli coś takiego, co jest potrzebne tylko celebrytkom.
Równości nie trzeba odkładać na później. O nią trzeba walczyć dzisiaj, bo postulaty wolności jednostkowej nie gryzą się z lewicową polityką społeczną. Jestem wręcz przekonany, że są ze sobą połączone. Nie musimy się wstydzić emancypacyjnych postulatów i słuchać mędrców dyktujących własne opinie w roli obiektywnych faktów, tłumaczących co jest, a co nie jest rzekomo prawdziwym problemem Polek. Podobną tematyką zajął się zresztą niedawno mój redakcyjny kolega, Piotr Ciszewski. Piotr też uważa, że prawdziwa walka nie toczy się na Manifie. A dzisiaj sam się zżyma na „Wyborczą”, że decyduje o tym kto jest populistą, a kto nie, gdy komentuje wygraną Roberta Fico. Przyganiał kocioł garnkowi, nieprawdaż? Nie będę też rozwijał wątku, który objawia prawdziwą naturę takich przekonań. Jeżeli bowiem głównym problemem Polek są problemy ich dzieci, to jasne staje się co jest główną powinnością kobiety, definiującą zakres jej społecznych praw i obowiązków. To niezwykle lewicowe myślenie.
Tak więc nie musimy słuchać Życzliwych. No chyba, że jesteśmy konserwatystami.
Zafrapowała mnie krytyka z wydania internetowego „Nowego Obywatela”. Opublikowano w nim postulaty Forum Kobiet Polskich, organizacji katolickiej, która dezaprobuje charakter demonstracji feministek. Prawdziwe problemy kobiet nie są bowiem, zdaniem FKP, związane ze sferą obyczajowości, ale fatalnym poziomem zabezpieczeń socjalnych. Tzn. społecznych, bo państwo z „NO” i FKP mylą terminy, nie kumając, że chodzi im nie tylko o sferę największego ubóstwa, ale o ogólne standardy zabezpieczeń dla kobiet. Na Manifie hasłem przewodnim było „Przecinamy Pępowinę”, nawołujące do osłabienia więzi państwa z Kościołem Rzymskokatolickim. Efekty poddaństwa względem kleru uderzają m.in. w swobodę planowania rodziny, a władza hojnie obdarowująca w działki i pensje duchownych, ignoruje potrzeby publicznych żłobków. Warszawska manifestacja to tymczasem nowobogacki pochód z redakcją „Wyborczej”, ignorujący hasła społeczne. Głupie wydarzenie dla nastolatek z bogatych rodzin, które emocjonują się słowami Joanny Muchy, koleżanki partyjnej Gowina i Libickiego, na dodatek znanej z pogardy względem starszych, ubogich klientów publicznej służby zdrowia.
Cięgi Manifa zbiera nawet od SLD, które przywołuje swój ignorowany przez media Sejmik Kobiet z udziałem 5 tys. pań w Pałacu Kultury i Nauki. Ciekawe gdzie te 5 tys. zmieścili. Na Sylwestrze na pl. Konstytucji bawiło się podobno 100 tys. osób, a Jedna Rosja w Czeczenii otrzymała ostatnio 99% głosów. Czarodziejskie sztuczki liczących! Nawet moja koleżanka ze studiów, deklarująca się jako feministka, acz odcinająca od lewicowych poglądów, nie była entuzjastką pochodu Porozumienia Kobiet 8. Marca. Zgadza się wprawdzie z głównymi postulatami, ale dziwi, że organizatorki skupiły się na krytyce Kościoła i Euro 2012. Wszyscy są wierzący, a do tego kochają futbol, to samo marginalizowanie się! To co się działo w niedzielę zna oczywiście z mediów, a jak wiadomo, one wszystkie w Polsce przyjmują lewicową aksjologię. Tak przynajmniej piszą w „Gazecie Polskiej”. Ufajmy im.
Powyższe krytyczne głosy są podwójnie mylące: głupie i kłamliwie zarazem. Tegoroczny pochód nie tylko nie był adoracją elit, ale uczestniczyli w nim liczni związkowcy z OPZZ, OZZIP, OPZZPIP, Sierpnia 80 i pewnie innych central, których nie zauważyłem. Naczelnymi hasłami były te o tematyce społecznej, domagano się bowiem przesunięcia środków ze stadionów i Kościołów na systemową opiekę nad dziećmi, wyrównującą szanse ich matek na rynku pracy. Z kolei hasłem przewodnim ubiegłorocznej manifestacji było „Wymawiamy służbę”, akcentujące wątek klasowy, co wyraźnie było nie w smak przedstawicielkom Kongresu Kobiet, takim jak Henryka Bochniarz. To właśnie z nią chyba Życzliwi pomylili warszawską Manifę. Najgłupsze w całej krytyce jest natomiast to, że jako zarzut traktuje się fakt, iż na demonstracji zobaczyć można było osoby znane z mediów, np. Seweryna Blumsztajna. Ja tymczasem cieszę się, że wśród lewicowych haseł daje się odnaleźć jeszcze takie, które mogą liczyć na sympatię największego dziennika w kraju, kształtującego opinie setek tysięcy Polek i Polaków. Cieszę się, że nie wszystkie postulaty lewicy mogą być aplikowane jedynie w wąskim gronie, że wchodzimy z nimi do głównego nurtu. Apologeci jedynej, prawdziwej lewicy oburzają się, kiedy jakkolwiek zaakcentujemy swój opór wobec prymitywnie konserwatywnej obyczajowości, pozbawiającej m.in. moją partnerkę swobody decydowania o własnych prawach reprodukcyjnych. Nie ma jak budowanie hegemonii kulturowej w oparciu o sprawdzanie czyjejś przynależności partyjnej, a może raczej naszych wrażeń o tej ostatniej. Nie ma też wreszcie jak komentowanie czegoś mówiąc nie na temat!
Uczestniczki i uczestnicy XIII już Manify mogli usłyszeć od organizatorek ich marszu, że równości nie można odkładać na później. Warto przypomnieć to wszystkim Życzliwym. Nie jest tak, że najpierw mamy stworzyć kraj mlekiem i miodem płynący, a dopiero później zająć się równym podziałem profitów. Nie przypomina wam to czegoś? Ile to już razy słyszeliśmy od będących u władzy socjaldemokratów, że teraz nie czas, że trzeba zacisnąć pasa, a ekonomiczne postulaty spełnią się w lepszych czasach. My wciąż pamiętamy kto wprowadził podatek liniowy i wiernie kontynuował szaleństwa AWS i Balcerowicza. Pamiętamy też, kto walczył niczym lew o prawo do aborcji w latach 2001-04, kiedy wcale nie dominował w parlamencie, a prezydentem był straszliwy wróg. Ten ktoś zlikwidował też Fundusz Alimentacyjny, czyli coś takiego, co jest potrzebne tylko celebrytkom.
Równości nie trzeba odkładać na później. O nią trzeba walczyć dzisiaj, bo postulaty wolności jednostkowej nie gryzą się z lewicową polityką społeczną. Jestem wręcz przekonany, że są ze sobą połączone. Nie musimy się wstydzić emancypacyjnych postulatów i słuchać mędrców dyktujących własne opinie w roli obiektywnych faktów, tłumaczących co jest, a co nie jest rzekomo prawdziwym problemem Polek. Podobną tematyką zajął się zresztą niedawno mój redakcyjny kolega, Piotr Ciszewski. Piotr też uważa, że prawdziwa walka nie toczy się na Manifie. A dzisiaj sam się zżyma na „Wyborczą”, że decyduje o tym kto jest populistą, a kto nie, gdy komentuje wygraną Roberta Fico. Przyganiał kocioł garnkowi, nieprawdaż? Nie będę też rozwijał wątku, który objawia prawdziwą naturę takich przekonań. Jeżeli bowiem głównym problemem Polek są problemy ich dzieci, to jasne staje się co jest główną powinnością kobiety, definiującą zakres jej społecznych praw i obowiązków. To niezwykle lewicowe myślenie.
Tak więc nie musimy słuchać Życzliwych. No chyba, że jesteśmy konserwatystami.