2012-10-17 00:52:04
Konserwatyści spierają się, kto bardziej prowadzi politykę prorodzinną. W naukach społecznych jest to pojęcie nieznane, wyróżnia się tu jedynie politykę rodzinną. Można ją po prostu prowadzić lub też nie. Być może nie jest zatem przypadkiem, że działania te leżą poza obrębem zainteresowań prawicy. Metod na zapewnienie większej stabilności społecznej i przyrostu naturalnego szuka ona czasami zgadując, co też do powiedzenia w kwestiach z zakresu planowania rodziny miałby Jezus Chrystus. Nie interesuje jej natomiast to, czy ludzie są odpowiednio szczęśliwi i uposażeni, aby chcieć te rodziny zakładać. Czasami logicznych wyjaśnień dziwacznych kombinacji takiej polityki dostarczają myśli Jana Pawła II. Mają one to do siebie, że nigdy nie wynikało z nich nic konkretnego i każdy mógł je swobodnie wykorzystać dla własnych potrzeb. To właśnie jego imię na ustach mieli niedawno działacze Solidarnej Polski, autorzy forsowanego pomysłu dalszego odarcia kobiet z resztek ich wolności. Mają go również przedstawiciele partii rządzącej.
Premier „rozwiał obawy” i nie zmienił stanowiska wobec zagadnienia umów śmieciowych. Są one naturalnie problemem, którego skala jest zresztą zupełnie nieznana, chociaż nie tak wielkim, jak niski poziom płac. W lewicowych mediach krąży wiele mitów o śmieciówkach, pisanych przez mało zorientowanych w temacie autorów. Nie jest np. prawdą, że każda z nich nie jest „ozusowana”, podobnie jak nie wiadomo ile osób na nich pracuje. Publikowana nieraz informacja o tym, że posiada je co trzeci zatrudniony, to błąd – tylu mniej więcej jest w Polsce pracowników na umowę na czas określony (etatowych). Żadna statystyka nie obejmuje natomiast skali zjawiska fikcyjnych etatów, które obejmują tylko część stosunku pracy, kiedy to jego reszta (często większość) jest regulowana bądź to przez umowę śmieciową, bądź to w ramach zupełnie już czarnego rynku.
Premier nie tylko nie postanowił niczego zrobić, aby zwalczyć ten problem, co więcej, jak każdy konserwatysta dodatkowo dowalił kobietom, udając troskę o ich los. Propozycja wydłużenia urlopu macierzyńskiego to dramat. Panie już teraz są dyskryminowane na rynku pracy. Najkrótszą drogą do solidniejszego umocowania szklanego sufitu jest jeszcze dalej posunięte osłabienie ich pozycji przetargowej przy poszukiwaniach posady. Pomysł rządu nie rozwiąże kwestii opieki nad dzieckiem, dodatkowo natomiast zakonserwuje nierówność płci. Wyjściem z tej sytuacji może być tylko wydłużenie urlopu tacierzyńskiego. Im równiejsze będą prawa obu płci, tym mniejsze będzie obciążenie jednej z nich jej naturalnymi, biologicznymi cechami. Powinniśmy powiedzieć sobie jasno: urlopy po urodzeniu dziecka powinny być równej długości dla obojga partnerów. Postulat swobodnego rozdysponowania ich czasu przez rodziców i tak będzie sugerował pracodawcom, że w patriarchalnym ładzie to kobiety będą wykorzystywać tę opcję. Dlaczego rząd nie złożył takiej propozycji? To wymagałoby prawdziwej rewolucji kulturowej. Dzięki niedawnemu głosowaniu odpowiedź mamy podaną jak na tacy.
Co jeszcze chce dla polskich rodzin zrobić Platforma? W końcu zakończony zostanie program „Rodzina na swoim”. Zastąpić ma go nowy: „Mieszkanie dla młodych”. Trudno dziwić się władzy, że usiłuje rozwiązać ich problemy mieszkaniowe. Przygotowany na zlecenie rządu raport Młodzi 2011 ujawnia skalę tego zjawiska. Jesteśmy jedynym państwem w UE, gdzie na jedną osobę przypada średnio mniej niż jedno pomieszczenie. Nie chodzi tu jednak o luksusy, tylko spory ścisk, skoro w pomieszczenia wliczyć można toalety, kuchnie czy wiatrołapy… Jaka ma być recepta w tej sytuacji? Program wspierania młodych ludzi za pomocą kredytów to oczywiście pozornie dobry pomysł, bo niby jak mój rówieśnik bez wsparcia bogatych krewnych mógłby kupić jakąkolwiek nieruchomość przy tak napompowanej bańce obejmującej ich ceny? Absurdem jest jednak to, że nowy program dofinansowywać będzie tylko transakcje na rynku pierwotnym. Pobudzenie gospodarki polegać będzie zatem na dofinansowaniu korporacji deweloperskich. W mniejszych miejscowościach, gdzie są tańsze nieruchomości, ale niższe pensje, z tej pomocy skorzystać nie będzie już można. Bo czy regiony ulegające depopulacji są jakkolwiek atrakcyjne dla deweloperów?
Znowu mamy do czynienia z udawaniem w dziedzinie wspierania młodego pokolenia. Problemem uniemożliwiającym nam zorganizowanie swojego życia są niskie pensje. Przy cenowej bańce nie możemy niczego kupić. Możemy tylko żyć z dnia na dzień, wynajmując po lichwiarskich cenach, znajomościach (witaj emancypacjo) albo po prostu licząc na łut szczęścia, że akurat uda się nam znaleźć frajera wśród właścicieli mieszkań pod wynajem. Rząd w tym momencie po raz kolejny przyklaskuje polityce duszenia płac, dodatkowo dowalając w tej sferze moim koleżankom, które nie zawsze są gotowe poświęcać swoje marzenia o posiadaniu dzieci na ołtarzu usługiwania moim kolegom. Tutaj nie ma mowy o polityce rodzinnej, jest tylko promocja patriarchatu. To wizja niestabilnej przyszłości, w której jedyną gwarancją tradycyjnie pozostaje wyłącznie mężczyzna. Zbyt wiele nieodpowiedzialności z ich strony zaznałem wśród własnych bliskich, aby móc jakkolwiek pogodzić się z podtrzymaniem tego chorego układu i życzyć go jakiejkolwiek kobiecie.
Państwo nie działa i nie chodzi tutaj o arogancję władzy, jak to mawiają prawicowi wrażliwcy, szukający problemów w spiskach opartych na personaliach. Chodzi o błędy systemowe. Nasze państwo nie działa, jest pozornie stabilne, ale dla mojej generacji dramatycznie nieatrakcyjne. Podobno o wiele lepsze od PRL, tak się mówi, co przypomniałem sobie wczoraj, po odwołaniu meczu z Anglikami. Mecz się nie odbył, ponieważ deszcz rozmył boisko, a nastąpiło to z powodu niezasłonięcia dachu. Nie zamknięto go, bo to drogie, a do tego źle go zaprojektowano, przez co pod jego powierzchnią tworzy się duchota utrudniająca grę piłkarzom. Źle zaprojektowany obiekt kosztował 2 mld publicznych zł zabranych polityce rodzinnej, np. likwidowanym szkołom. To oczywiście przypadek, że pierwotny termin otwarcia stadionu wypadał 22 lipca ubiegłego roku. Naturalnie nie dotrzymano go, a przed transformacją byłoby to raczej nie do pomyślenia. PRL w filmach Barei bawił miliony Polaków. Czy teraźniejszość to nie podobny obciach?
Tusk błysnął też niczym woda w klozecie, mówiąc, że lepiej być spawaczem niż bezrobotnym politologiem, a należy wybierać sensowne kierunki studiów. Np. socjologię, syn premiera znalazł wszak po niej dobrą pracę, co wykpił jeden z obrazków krążących w sieci. To może mu syn-socjolog to wszystko wytłumaczy. To młody człowiek, przedstawiciel mojej generacji. Dobrze rozumie problemy nas-młodych.
Nie ma najmniejszych wątpliwości, władza prowadzi politykę rodzinną: młody człowieku, twój los zależy wyłącznie od tego, jak bogaci są twoi przodkowie.
Premier „rozwiał obawy” i nie zmienił stanowiska wobec zagadnienia umów śmieciowych. Są one naturalnie problemem, którego skala jest zresztą zupełnie nieznana, chociaż nie tak wielkim, jak niski poziom płac. W lewicowych mediach krąży wiele mitów o śmieciówkach, pisanych przez mało zorientowanych w temacie autorów. Nie jest np. prawdą, że każda z nich nie jest „ozusowana”, podobnie jak nie wiadomo ile osób na nich pracuje. Publikowana nieraz informacja o tym, że posiada je co trzeci zatrudniony, to błąd – tylu mniej więcej jest w Polsce pracowników na umowę na czas określony (etatowych). Żadna statystyka nie obejmuje natomiast skali zjawiska fikcyjnych etatów, które obejmują tylko część stosunku pracy, kiedy to jego reszta (często większość) jest regulowana bądź to przez umowę śmieciową, bądź to w ramach zupełnie już czarnego rynku.
Premier nie tylko nie postanowił niczego zrobić, aby zwalczyć ten problem, co więcej, jak każdy konserwatysta dodatkowo dowalił kobietom, udając troskę o ich los. Propozycja wydłużenia urlopu macierzyńskiego to dramat. Panie już teraz są dyskryminowane na rynku pracy. Najkrótszą drogą do solidniejszego umocowania szklanego sufitu jest jeszcze dalej posunięte osłabienie ich pozycji przetargowej przy poszukiwaniach posady. Pomysł rządu nie rozwiąże kwestii opieki nad dzieckiem, dodatkowo natomiast zakonserwuje nierówność płci. Wyjściem z tej sytuacji może być tylko wydłużenie urlopu tacierzyńskiego. Im równiejsze będą prawa obu płci, tym mniejsze będzie obciążenie jednej z nich jej naturalnymi, biologicznymi cechami. Powinniśmy powiedzieć sobie jasno: urlopy po urodzeniu dziecka powinny być równej długości dla obojga partnerów. Postulat swobodnego rozdysponowania ich czasu przez rodziców i tak będzie sugerował pracodawcom, że w patriarchalnym ładzie to kobiety będą wykorzystywać tę opcję. Dlaczego rząd nie złożył takiej propozycji? To wymagałoby prawdziwej rewolucji kulturowej. Dzięki niedawnemu głosowaniu odpowiedź mamy podaną jak na tacy.
Co jeszcze chce dla polskich rodzin zrobić Platforma? W końcu zakończony zostanie program „Rodzina na swoim”. Zastąpić ma go nowy: „Mieszkanie dla młodych”. Trudno dziwić się władzy, że usiłuje rozwiązać ich problemy mieszkaniowe. Przygotowany na zlecenie rządu raport Młodzi 2011 ujawnia skalę tego zjawiska. Jesteśmy jedynym państwem w UE, gdzie na jedną osobę przypada średnio mniej niż jedno pomieszczenie. Nie chodzi tu jednak o luksusy, tylko spory ścisk, skoro w pomieszczenia wliczyć można toalety, kuchnie czy wiatrołapy… Jaka ma być recepta w tej sytuacji? Program wspierania młodych ludzi za pomocą kredytów to oczywiście pozornie dobry pomysł, bo niby jak mój rówieśnik bez wsparcia bogatych krewnych mógłby kupić jakąkolwiek nieruchomość przy tak napompowanej bańce obejmującej ich ceny? Absurdem jest jednak to, że nowy program dofinansowywać będzie tylko transakcje na rynku pierwotnym. Pobudzenie gospodarki polegać będzie zatem na dofinansowaniu korporacji deweloperskich. W mniejszych miejscowościach, gdzie są tańsze nieruchomości, ale niższe pensje, z tej pomocy skorzystać nie będzie już można. Bo czy regiony ulegające depopulacji są jakkolwiek atrakcyjne dla deweloperów?
Znowu mamy do czynienia z udawaniem w dziedzinie wspierania młodego pokolenia. Problemem uniemożliwiającym nam zorganizowanie swojego życia są niskie pensje. Przy cenowej bańce nie możemy niczego kupić. Możemy tylko żyć z dnia na dzień, wynajmując po lichwiarskich cenach, znajomościach (witaj emancypacjo) albo po prostu licząc na łut szczęścia, że akurat uda się nam znaleźć frajera wśród właścicieli mieszkań pod wynajem. Rząd w tym momencie po raz kolejny przyklaskuje polityce duszenia płac, dodatkowo dowalając w tej sferze moim koleżankom, które nie zawsze są gotowe poświęcać swoje marzenia o posiadaniu dzieci na ołtarzu usługiwania moim kolegom. Tutaj nie ma mowy o polityce rodzinnej, jest tylko promocja patriarchatu. To wizja niestabilnej przyszłości, w której jedyną gwarancją tradycyjnie pozostaje wyłącznie mężczyzna. Zbyt wiele nieodpowiedzialności z ich strony zaznałem wśród własnych bliskich, aby móc jakkolwiek pogodzić się z podtrzymaniem tego chorego układu i życzyć go jakiejkolwiek kobiecie.
Państwo nie działa i nie chodzi tutaj o arogancję władzy, jak to mawiają prawicowi wrażliwcy, szukający problemów w spiskach opartych na personaliach. Chodzi o błędy systemowe. Nasze państwo nie działa, jest pozornie stabilne, ale dla mojej generacji dramatycznie nieatrakcyjne. Podobno o wiele lepsze od PRL, tak się mówi, co przypomniałem sobie wczoraj, po odwołaniu meczu z Anglikami. Mecz się nie odbył, ponieważ deszcz rozmył boisko, a nastąpiło to z powodu niezasłonięcia dachu. Nie zamknięto go, bo to drogie, a do tego źle go zaprojektowano, przez co pod jego powierzchnią tworzy się duchota utrudniająca grę piłkarzom. Źle zaprojektowany obiekt kosztował 2 mld publicznych zł zabranych polityce rodzinnej, np. likwidowanym szkołom. To oczywiście przypadek, że pierwotny termin otwarcia stadionu wypadał 22 lipca ubiegłego roku. Naturalnie nie dotrzymano go, a przed transformacją byłoby to raczej nie do pomyślenia. PRL w filmach Barei bawił miliony Polaków. Czy teraźniejszość to nie podobny obciach?
Tusk błysnął też niczym woda w klozecie, mówiąc, że lepiej być spawaczem niż bezrobotnym politologiem, a należy wybierać sensowne kierunki studiów. Np. socjologię, syn premiera znalazł wszak po niej dobrą pracę, co wykpił jeden z obrazków krążących w sieci. To może mu syn-socjolog to wszystko wytłumaczy. To młody człowiek, przedstawiciel mojej generacji. Dobrze rozumie problemy nas-młodych.
Nie ma najmniejszych wątpliwości, władza prowadzi politykę rodzinną: młody człowieku, twój los zależy wyłącznie od tego, jak bogaci są twoi przodkowie.