2008-11-19 12:54:39
Jak to zwykle bywało w historii, tak i obecnie, kosztami kryzysu elity starają się obciążyć uboższych, jednocześnie minimalizując straty bogatszej części społeczeństwa.
Taką tendencję widać wyraźnie w Polsce. Pojawiło się wiele publicystycznych tekstów nawołujących, w związku z przewidywanym na skutek kryzysu spadkiem dochodów do budżetu, do cięcia wydatków budżetu, w tym przede wszystkim wydatków socjalnych. Ani słowem nie wspomina się natomiast o możliwości podwyższenia podatków dla najbogatszych, lub chociażby zrezygnowania z uchwalonej dwa lata temu głosami PiS i PO (widać, że jeśli chodzi o politykę społeczno-gospodarczą de facto mamy koalicję PO-PiS) obniżenia górnej stawki podatku dochodowego z 40% na 32%.
W okresie „Wielkiego Kryzysu” w USA górna stawka podatku dochodowego wzrosła do 63% (skok w roku 1932 ze stawki 25%)- http://www.truthandpolitics.org/top-rates.php Umożliwiło to nie tylko doraźną pomoc socjalną zubożałemu społeczeństwu, ale także nadanie gospodarce nowego impulsu rozwojowego poprzez wydatki publiczne (w sytuacji, gdy prywatny kapitał ze względu na zbyt duża niepewność i ryzyko woli nie inwestować). Ciekawe, jaką drogą teraz pójdzie USA?
W przypadku Polski sprawa jest za to oczywista- nie wzrosną, a nawet spadną podatki od najbogatszych. Biedniejszym podwyższy się różne składki i para-podatki, jednocześnie obetnie się wydatki publiczne, zahamuje waloryzację świadczeń, itp… No, ale za to będziemy mogli (nasze elity) czuć się awangardą „nowoczesnego”, bezwzględnego neoliberalizmu, gdzie słabsze jednostki muszą po prostu „jakoś sobie same poradzić”, bo na państwo nie mają co liczyć… Tylko, po co komu (biedniejszym) takie państwo?
Taką tendencję widać wyraźnie w Polsce. Pojawiło się wiele publicystycznych tekstów nawołujących, w związku z przewidywanym na skutek kryzysu spadkiem dochodów do budżetu, do cięcia wydatków budżetu, w tym przede wszystkim wydatków socjalnych. Ani słowem nie wspomina się natomiast o możliwości podwyższenia podatków dla najbogatszych, lub chociażby zrezygnowania z uchwalonej dwa lata temu głosami PiS i PO (widać, że jeśli chodzi o politykę społeczno-gospodarczą de facto mamy koalicję PO-PiS) obniżenia górnej stawki podatku dochodowego z 40% na 32%.
W okresie „Wielkiego Kryzysu” w USA górna stawka podatku dochodowego wzrosła do 63% (skok w roku 1932 ze stawki 25%)- http://www.truthandpolitics.org/top-rates.php Umożliwiło to nie tylko doraźną pomoc socjalną zubożałemu społeczeństwu, ale także nadanie gospodarce nowego impulsu rozwojowego poprzez wydatki publiczne (w sytuacji, gdy prywatny kapitał ze względu na zbyt duża niepewność i ryzyko woli nie inwestować). Ciekawe, jaką drogą teraz pójdzie USA?
W przypadku Polski sprawa jest za to oczywista- nie wzrosną, a nawet spadną podatki od najbogatszych. Biedniejszym podwyższy się różne składki i para-podatki, jednocześnie obetnie się wydatki publiczne, zahamuje waloryzację świadczeń, itp… No, ale za to będziemy mogli (nasze elity) czuć się awangardą „nowoczesnego”, bezwzględnego neoliberalizmu, gdzie słabsze jednostki muszą po prostu „jakoś sobie same poradzić”, bo na państwo nie mają co liczyć… Tylko, po co komu (biedniejszym) takie państwo?