2011-10-02 20:01:59
Śmieszą mnie te arcypoważne apele, by koniecznie iść głosować, bo przecież „w końcu mamy wolność i wybór”, „to nasz demokratyczny i patriotyczny obowiązek”, „tu chodzi o ważny wybór dla Polski” itd. itp… Apelują szczególnie „autorytety”- z twarzami zatroskanymi o przyszłość kraju… Tymczasem, jak się głębiej zastanowić, w tych wyborach de facto wyboru nie ma, ich wynik jaki by nie był nie wpłynie na życie Polaków i na kraj…
Wyboru nie ma, bo między partiami PO, SLD, PSL i Ruchem Palikota nie ma żadnej różnicy… Nie chodzi rzecz jasna o zapowiedzi i obietnice wyborcze- bo te w warunkach polskich można traktować jako nic nie znaczące, nikogo nie zobowiązujące puste deklaracje… Koalicję, w zależności od arytmetyki sił w nowym parlamencie, mogą bez żadnych merytorycznych przeszkód zawrzeć wszystkie powyższe partie lub ich podzbiór. Efekt jeśli chodzi o rządzenie będzie taki sam, niezależnie od składu koalicji. Rozmowy koalicyjne będą dotyczyć wyłącznie składu personalnego rządu, czyli po prostu podziału stołków.
Pozostaje tylko do rozważenia sytuacja, gdyby PiS sam zdobył większość mandatów w Sejmie (w każdym innym przypadku powstanie koalicja z udziałem PO i bez PiS). Jest to oczywiście sytuacja bardzo mało prawdopodobna, wręcz nierealna. Ale nawet gdyby tak się stało, niewiele by się zmieniło…
Jeśli chodzi o politykę społeczno-gospodarczą, to także PiS niczym nie różni się od pozostałych. Zyta Gilowska, główny autorytet gospodarczy dla PiS i kandydatka tej partii na Ministra Finansów, gdyby wcześniej nie odeszła z PO- za pewne to ona dzisiaj byłaby na miejscu Jacka Rostowskiego...
Jedyna różnica między PiS i pozostałymi partiami dotyczy sposobu sprawowania władzy symbolicznej, atmosfery rządzenia.
Jeśli chodzi o politykę wewnętrzną, gdyby doszło do samodzielnych rządów PiS, z pewnością zaostrzy się kampania antykorupcyjna. Ale kto w Polsce, jaka siła polityczna czy medialna, jest przeciwko walce z korupcją? Chyba nie Gazeta Wyborcza, która swego czasu sama rozpętała w Polsce krucjatę przeciwko korupcji, a Zbigniewa Ziobrę chwaliła jako „gwiazdę” komisji śledczej ds. Afery Rywina? PO nie zlikwidowała CBA, tylko obsadziła go swoimi ludźmi- wcześniej zresztą Donald Tusk akceptował Mariusza Kamińskiego na stanowisku szefa tej sztandarowej instytucji IV RP- do czasu, aż ten „zaszedł mu za skórę”…
W zakresie polityki zagranicznej różnice są jeszcze mniejsze… Z pewnością PiS trochę by pohukał na zagranicznych partnerów Polski, postroszył trochę piórka, poobnosił z narodową dumą- zapewniając Polaków, że twardo broni interesów Polski- ale nie ugrałby tym więcej, niż PO… Co ciekawe, obecny minister spraw zagranicznych, Radosław Sikorski, z powodzeniem pełnił tę funkcję za rządów PiSu- co także pokazuje, jak niewielkie są różnice między PO i PiS.
Tak więc, te wybory nic nie zmienią-dla nas, obywateli Polski- nic realnie, praktycznie. Nie zmieni się więc nic niezależnie od tego, czy pójdziemy do wyborów, czy nie. Prawdziwe wybory w końcu jednak kiedyś nastąpią- obawiam się jednak, że odbędą się one „na ulicy”- a winni temu będą polskie elity, te same które dzisiaj namawiają do wzięcia udziały w wyborach, w których jednak nie proponują żadnego wyboru…
Wyboru nie ma, bo między partiami PO, SLD, PSL i Ruchem Palikota nie ma żadnej różnicy… Nie chodzi rzecz jasna o zapowiedzi i obietnice wyborcze- bo te w warunkach polskich można traktować jako nic nie znaczące, nikogo nie zobowiązujące puste deklaracje… Koalicję, w zależności od arytmetyki sił w nowym parlamencie, mogą bez żadnych merytorycznych przeszkód zawrzeć wszystkie powyższe partie lub ich podzbiór. Efekt jeśli chodzi o rządzenie będzie taki sam, niezależnie od składu koalicji. Rozmowy koalicyjne będą dotyczyć wyłącznie składu personalnego rządu, czyli po prostu podziału stołków.
Pozostaje tylko do rozważenia sytuacja, gdyby PiS sam zdobył większość mandatów w Sejmie (w każdym innym przypadku powstanie koalicja z udziałem PO i bez PiS). Jest to oczywiście sytuacja bardzo mało prawdopodobna, wręcz nierealna. Ale nawet gdyby tak się stało, niewiele by się zmieniło…
Jeśli chodzi o politykę społeczno-gospodarczą, to także PiS niczym nie różni się od pozostałych. Zyta Gilowska, główny autorytet gospodarczy dla PiS i kandydatka tej partii na Ministra Finansów, gdyby wcześniej nie odeszła z PO- za pewne to ona dzisiaj byłaby na miejscu Jacka Rostowskiego...
Jedyna różnica między PiS i pozostałymi partiami dotyczy sposobu sprawowania władzy symbolicznej, atmosfery rządzenia.
Jeśli chodzi o politykę wewnętrzną, gdyby doszło do samodzielnych rządów PiS, z pewnością zaostrzy się kampania antykorupcyjna. Ale kto w Polsce, jaka siła polityczna czy medialna, jest przeciwko walce z korupcją? Chyba nie Gazeta Wyborcza, która swego czasu sama rozpętała w Polsce krucjatę przeciwko korupcji, a Zbigniewa Ziobrę chwaliła jako „gwiazdę” komisji śledczej ds. Afery Rywina? PO nie zlikwidowała CBA, tylko obsadziła go swoimi ludźmi- wcześniej zresztą Donald Tusk akceptował Mariusza Kamińskiego na stanowisku szefa tej sztandarowej instytucji IV RP- do czasu, aż ten „zaszedł mu za skórę”…
W zakresie polityki zagranicznej różnice są jeszcze mniejsze… Z pewnością PiS trochę by pohukał na zagranicznych partnerów Polski, postroszył trochę piórka, poobnosił z narodową dumą- zapewniając Polaków, że twardo broni interesów Polski- ale nie ugrałby tym więcej, niż PO… Co ciekawe, obecny minister spraw zagranicznych, Radosław Sikorski, z powodzeniem pełnił tę funkcję za rządów PiSu- co także pokazuje, jak niewielkie są różnice między PO i PiS.
Tak więc, te wybory nic nie zmienią-dla nas, obywateli Polski- nic realnie, praktycznie. Nie zmieni się więc nic niezależnie od tego, czy pójdziemy do wyborów, czy nie. Prawdziwe wybory w końcu jednak kiedyś nastąpią- obawiam się jednak, że odbędą się one „na ulicy”- a winni temu będą polskie elity, te same które dzisiaj namawiają do wzięcia udziały w wyborach, w których jednak nie proponują żadnego wyboru…