Spowiedź czerwonego solidarucha
2010-09-29 14:05:04
Po pierwsze, byłem warchołem. Po raz pierwszy aresztowano mnie, kiedy miałem 19 lat i jako świeżo upieczony student odbywałem praktyki robotnicze w Ursusie. Ale moja wiara w PRL załamała się w Portugalii gdzie przebywałem jako początkujący dziennikarz podczas słynnej „Rewolucji goździków”. Na placu Rocio w Lizbonie trwał nieustający wiec. Wlazłem więc i ja na cokół pomnika i odpowiadałem na pytania o to jak jest w kraju socjalistycznym. Moje opowieści o darmowej opiece lekarskiej, braku bezrobocia, dostępie do edukacji i kultury wzbudziły entuzjazm wyzwalających się spod jarzma faszystowskiej dyktatury tłumów. Wtedy głos zabrał pewien anarchista z Asturii, który powiedział, że gdy górnicy asturyjscy strajkowali, „socjalistyczna” Polska spokojnie wspierała reżim generała Franco eksportując do Hiszpanii węgiel. Pociemniało mi w oczach. Od tego czasu zostałem opozycjonistą. Mój wkład w ruch Wolnych Związków Zawodowych polegał na przetłumaczeniu na polski pierwszych tekstów o taktyce działania hiszpańskich tajnych Komisji Robotniczych (Comisiones Obreras).
Kiedy wybuchła „Solidarność” wraz z grupą kolegów z Polskiej Agencji Prasowej przeszedłem do służb prasowych Związku. Dla mnie, socjalisty ruch solidarności oparty na Międzyzakładowych Komitetach Strajkowych, był próbą emancypacji klasy robotniczej. Dziś zdradzonej i podeptanej.
Kiedy wprowadzono w Polsce stan wojenny moi przyjaciele, komuniści i socjaliści chilijscy, którzy znaleźli w PRL schronienie przed ludobójczymi rządami reżimu Pinocheta, raz jeszcze usłyszeli w radio i telewizji muzykę poważną i ujrzeli spikerów w mundurach. Natychmiast zaczęli się pakować. Pierwsze aresztowanie zaliczyłem 17 grudnia. Złapano mnie gdy spokojnie rozdawałem w autobusie ulotki wzywające do strajku generalnego. Po wyjściu z Mokotowa (więzienie w Warszawie) brałem udział w powołaniu Międzyzakładowego Robotniczego Komitetu „Solidarności”, który zrzeszał największe warszawskie zakłady pracy. To my zorganizowaliśmy, wbrew wezwaniom Zbigniewa Bujaka niezależne obchody 1 maja w stolicy. Wydawałem pismo MRK”S” Robotnik. 8 maja 1982 r. trafiłem do więzienia w Białołęce za organizowanie pochodu pierwszomajowego jako internowany. Od tego czasu dość regularnie trafiałem za kraty. W 1987 r. powołałem wraz z przyjaciółmi z lewego skrzydła „Solidarności” na nowo Polska Partię Socjalistyczną. Kiedy elity solidarnościowe dogadywały się z elitami PZPR siedziałem w areszcie przy ul. Radocha w Sosnowcu za próbę organizacji strajku w KWK „Czerwone Zagłębie”.
I takie są moje kwalifikacje do oceny postaw ludzi aktywnych zawodowo i politycznie w PRL. Wypada zgodzić się z tymi, którzy twierdzą, że wśród PRL-owskiej kadry menadżerskiej było wielu znakomitych fachowców i uczciwych ludzi. I właśnie z powodu tej uczciwości. Dlatego, że bronili a nie brali udział w grabieniu majątku narodowego, dziś są ubogimi emerytami. Niestety była też duża część takich, którzy potrafili się ugiąć, przystosować i zawsze wypłynąć, jak nie powiem co. W redakcji jednego z czasopism, w którym pracowała moja teściowa było tylko dwóch bezpartyjnych. Obaj okazali się kapusiami. Aby być bezpartyjnym fachowcem i piastować wysokie stanowisko, a do tego stanowisko związane z radzieckim kompleksem zbrojeniowym, trzeba było być człowiekiem szczególnego zaufania władzy. Takie były realia, a legitymacja partyjna była czymś w rodzaju prawa jazdy umożliwiającego wykonywanie odpowiedzialnej i społecznie użytecznej pracy.
Łatwo jest oczywiście potępiać Polskę Ludową w czambuł. Mój przyjaciel, kiedy zmieniano nazwę państwa zadał istotne pytanie: Jeśli nie ludowa to czyja? Dziś wiemy, że prywatna. Że Polska należy między innymi do takich jak pan prezydent Jacek Krywult,( patrz http://www.super-nowa.pl/art.php?i=19084 oraz http://www.super-nowa.pl/art.php?i=19173 ) który chwalił socjalizm z równą gorliwością jak teraz kapitalizm. I dziś ma się znakomicie, podczas gdy zwykli ludzie pracy stracili. I dziś dawna elita władzy śmie wyzywać biednych, skrzywdzonych ludzi od nieudaczników. Ludzie ci stanowią najgorszą możliwą mieszkankę dawnej PRL-owskiej arogancji władzy z samozadowoleniem i pogardą nowobogackiego establishmentu. Ludzie strajkowali i godzili się iść do więzień, po to by tacy przestali nimi rządzić. Stało się odwrotnie. Z uśmiechem spisali na straty dorobek Polski Ludowej i ramię w ramię z elitą „Solidarności” podzielili tort między siebie. I teraz kpią z nas w żywe oczy.
Kiedy zobaczyłem pod Sejmem policjantów, strażaków, pograniczników, urzędników z flagami „Solidarności” i OPZZ obudziła się we mnie nadzieja. Może skończy się to wzajemne szczucie na siebie ludzi pracy. A wtedy, gdy jedni i drudzy zdradzeni połączą siły rzucą się do gardła gnębiącym ich elitom, które przy „okrągłym stole” zapewniły sobie władzę i dobrobyt kosztem większości społeczeństwa. O cześć wam panowie magnaci, hrabiowie, książęta, prałaci. O część ci panie prezydencie Jacku Krywult!

Piotr Ikonowicz



poprzedninastępny komentarze