2010-10-04 20:15:26
Od wielu lat politycy wszelkich opcji odmieniali przez wszystkie przypadki słowo Polacy. Zniknęli ludzie, obywatele, społeczeństwo, został tylko naród. Naród to miód malina. Żeby zostać Polakiem, a więc według ideologii narodowej kimś wyjątkowym wystarczy się urodzić. Żeby zostać wybitnym Polakiem i spocząć w Alei Zasłużonych wymagane jest o wiele więcej. Trzeba się rozbić w samolocie pełnym VIP-ów.
28 stycznia 2006 roku około godziny 17:15, podczas trwania wystawy gołębi pocztowych, zawalił się dach hali Międzynarodowych Targów Katowickich. W czasie katastrofy w hali znajdowało się około 700 osób, zwiedzających i wystawców. W jej wyniku zginęło 66 osób, a ponad 170 zostało rannych, w tym około 13 cudzoziemców – Niemcy, Belgowie, Czesi, Słowak oraz Holender. Była to największa tego typu katastrofa we współczesnych dziejach Polski. W obliczu tej największej w historii III Rzeczypospolitej tragedii prezydent Lech Kaczyński wprowadził trzydniową żałobę narodową, która potrwała do środy. Dlaczego śmierć 66 zwykłych obywateli nie zjednoczyła narodu, nie spowodowała zbiorowej psychozy, jaką wywołała śmierć 96 pasażerów prezydenckiego samolotu z załogą i obstawą? I to w kraju, w którym zawód polityka cieszy się możliwie najniższym prestiżem?
Bo naród jednoczy się tylko w obliczu wroga. A w przypadku tragedii katowickiej winni byli Polacy, nasze rodzime niechlujstwo, brakoróbstwo, żądza zysku i brak wyobraźni. Tymczasem dla ideologii walczącego z obcą opresją narodu nie było lepszej lokalizacji dla narodowej tragedii. Ta kolejna „hekatomba” – polskiej krwi jednoczy przeciwko obcym, w tym wypadku Rosjanom. Konstrukcja słowna „kolejne ofiary Katynia” sama się nasuwała. Potrzeba jedności w zatomizowanym społeczeństwie zmuszonym do wyścigu szczurów, w którym większość przegrywa a nie wygrywa, dała znać o sobie. Wszystkie życiowe klęski i upokorzenia wywołane wolnorynkowym szaleństwem znajdują nagle ukojenie w tym roztopieniu się w masie innych wspaniałych Polaków, którzy płaczą po stracie jeszcze wspanialszych Polaków. Nikną społeczne podziały. Nie ma już nędznie opłacanych kasjerek w Tesco, wrednych menedżerów o szczurzej twarzy, chciwych inwestorów, którzy odwlekają zapłatę za roboty budowlane wyjeżdżając na Kanary, ani komorników pukających do drzwi w obstawie policji i z wozem meblowym. Nie ma katów i ofiar rynkowej dżungli. Są Polacy, Dobrzy, czyści, spleceni w paroksyzmie cierpienia z powodu utraty swoich ulubionych gwiazd telewizyjnych, celebrytów, lepszych gości, którzy tym piekłem zarządzają odgórnie.
Świat, w którym znowu wszystkiemu są winni Ruscy jest łatwiejszy do ogarnięcia skołatanym umysłem. To świat wolny od wyzysku, śmieciowych umów o pracę, nie zapłaconych rachunków i za niskich wynagrodzeń. Na tydzień zamilkły złowrogie telefony z ponagleniami od windykatorów. W zbiorowym cierpieniu wszyscy wydaliśmy się sobie lepsi. Ale to było tylko złudzenie. Polska się wkrótce otrząsnęła i ruszają znów do pracy komornicy i wierzyciele, aby licytować starszym ludziom jedyne małe mieszkanko. Zajmą emerytkom to, co było przeznaczone na leki, a dzieci eksmitowanych rodziców dalej będą trafiać do sierocińców. A elita, o którą jeszcze tak niedawno ocierali się na dostojnych patriotycznych pogrzebach zwykli śmiertelnicy, znów będzie pouczać, że to nieładnie być biednym i nie płacić rachunków i rat kredytu. Ci, którzy żyją pasożytniczo i ponad stan z pracy innych będą zarzucać swym nędznie opłacanym pracownikom roszczeniową postawę i brak inicjatywy.
Bo równi jesteśmy tylko w obliczu nagłej śmierci (bo już nie choroby) i tylko na czas pogrzebu i ewentualnie żałoby. I dlatego właśnie drażni mnie ta sztuczna narodowa jedność, która ze słusznego żalu po śmierci ludzi czyni pretekst manipulacji, zamieniania nas w stado, które różni cwaniacy próbują wypasać dla doraźnych korzyści.
Ci z Katowic (w tym Niemcy, Belgowie, Czesi, Słowak oraz Holender) i ze Smoleńska to byli ludzie i po nich należy płakać. Bo człowiek to brzmi dumnie. I jeżeli się okaże, że pasażerowie lotu do Smoleńska mieli po prostu pecha. Jeżeli po najdłuższych śledztwach nie będzie można wskazać niczyjej winy umyślnej, wówczas i tak w kącie będzie nadal czaić się nienawiść gotowa skoczyć do gardła obcym, wrogim siłom. I ta przypadłość (nacjonalizm) wystawi ludzi pracy na najbrutalniejszy nawet wyzysk ze strony innych równie ksenofobicznie nastawionych rodaków. I tylko lewica na to może coś poradzić. Kiedy w końcu powstanie.
Ikonowicz
28 stycznia 2006 roku około godziny 17:15, podczas trwania wystawy gołębi pocztowych, zawalił się dach hali Międzynarodowych Targów Katowickich. W czasie katastrofy w hali znajdowało się około 700 osób, zwiedzających i wystawców. W jej wyniku zginęło 66 osób, a ponad 170 zostało rannych, w tym około 13 cudzoziemców – Niemcy, Belgowie, Czesi, Słowak oraz Holender. Była to największa tego typu katastrofa we współczesnych dziejach Polski. W obliczu tej największej w historii III Rzeczypospolitej tragedii prezydent Lech Kaczyński wprowadził trzydniową żałobę narodową, która potrwała do środy. Dlaczego śmierć 66 zwykłych obywateli nie zjednoczyła narodu, nie spowodowała zbiorowej psychozy, jaką wywołała śmierć 96 pasażerów prezydenckiego samolotu z załogą i obstawą? I to w kraju, w którym zawód polityka cieszy się możliwie najniższym prestiżem?
Bo naród jednoczy się tylko w obliczu wroga. A w przypadku tragedii katowickiej winni byli Polacy, nasze rodzime niechlujstwo, brakoróbstwo, żądza zysku i brak wyobraźni. Tymczasem dla ideologii walczącego z obcą opresją narodu nie było lepszej lokalizacji dla narodowej tragedii. Ta kolejna „hekatomba” – polskiej krwi jednoczy przeciwko obcym, w tym wypadku Rosjanom. Konstrukcja słowna „kolejne ofiary Katynia” sama się nasuwała. Potrzeba jedności w zatomizowanym społeczeństwie zmuszonym do wyścigu szczurów, w którym większość przegrywa a nie wygrywa, dała znać o sobie. Wszystkie życiowe klęski i upokorzenia wywołane wolnorynkowym szaleństwem znajdują nagle ukojenie w tym roztopieniu się w masie innych wspaniałych Polaków, którzy płaczą po stracie jeszcze wspanialszych Polaków. Nikną społeczne podziały. Nie ma już nędznie opłacanych kasjerek w Tesco, wrednych menedżerów o szczurzej twarzy, chciwych inwestorów, którzy odwlekają zapłatę za roboty budowlane wyjeżdżając na Kanary, ani komorników pukających do drzwi w obstawie policji i z wozem meblowym. Nie ma katów i ofiar rynkowej dżungli. Są Polacy, Dobrzy, czyści, spleceni w paroksyzmie cierpienia z powodu utraty swoich ulubionych gwiazd telewizyjnych, celebrytów, lepszych gości, którzy tym piekłem zarządzają odgórnie.
Świat, w którym znowu wszystkiemu są winni Ruscy jest łatwiejszy do ogarnięcia skołatanym umysłem. To świat wolny od wyzysku, śmieciowych umów o pracę, nie zapłaconych rachunków i za niskich wynagrodzeń. Na tydzień zamilkły złowrogie telefony z ponagleniami od windykatorów. W zbiorowym cierpieniu wszyscy wydaliśmy się sobie lepsi. Ale to było tylko złudzenie. Polska się wkrótce otrząsnęła i ruszają znów do pracy komornicy i wierzyciele, aby licytować starszym ludziom jedyne małe mieszkanko. Zajmą emerytkom to, co było przeznaczone na leki, a dzieci eksmitowanych rodziców dalej będą trafiać do sierocińców. A elita, o którą jeszcze tak niedawno ocierali się na dostojnych patriotycznych pogrzebach zwykli śmiertelnicy, znów będzie pouczać, że to nieładnie być biednym i nie płacić rachunków i rat kredytu. Ci, którzy żyją pasożytniczo i ponad stan z pracy innych będą zarzucać swym nędznie opłacanym pracownikom roszczeniową postawę i brak inicjatywy.
Bo równi jesteśmy tylko w obliczu nagłej śmierci (bo już nie choroby) i tylko na czas pogrzebu i ewentualnie żałoby. I dlatego właśnie drażni mnie ta sztuczna narodowa jedność, która ze słusznego żalu po śmierci ludzi czyni pretekst manipulacji, zamieniania nas w stado, które różni cwaniacy próbują wypasać dla doraźnych korzyści.
Ci z Katowic (w tym Niemcy, Belgowie, Czesi, Słowak oraz Holender) i ze Smoleńska to byli ludzie i po nich należy płakać. Bo człowiek to brzmi dumnie. I jeżeli się okaże, że pasażerowie lotu do Smoleńska mieli po prostu pecha. Jeżeli po najdłuższych śledztwach nie będzie można wskazać niczyjej winy umyślnej, wówczas i tak w kącie będzie nadal czaić się nienawiść gotowa skoczyć do gardła obcym, wrogim siłom. I ta przypadłość (nacjonalizm) wystawi ludzi pracy na najbrutalniejszy nawet wyzysk ze strony innych równie ksenofobicznie nastawionych rodaków. I tylko lewica na to może coś poradzić. Kiedy w końcu powstanie.
Ikonowicz