2011-05-27 17:29:46
Zostaniecie niewolnikami, ale w zamian pozwolimy wam zbudować piramidy. Taka jest oferta rządzących dla rządzonych. Nie waloryzowane od 2004 roku progi dochodowe uprawniające do pobierania zasiłków rodzinnych oraz nie waloryzowane od 2006 r. progi dochodowe uprawniające do korzystania z zasiłków socjalnych, sprawiły, że pomoc społeczna zanika. Pani prezydent miasta stołecznego Warszawa zapowiedziała drakońskie podwyżki cen biletów komunikacji miejskiej, prywatyzację Stołecznego Przedsiębiorstwa Energetyki Cieplnej, które przynosząc duże zyski (250 milionów złotych za zeszły rok) dostarcza Warszawiakom najtańsze ciepło w kraju. Masowo likwiduje się w Warszawie stołówki szkolne. Podatki za wieczyste użytkowanie gruntu podskoczyły pod niebo, czynsze stale rosną. Wynajęcie skromnej kawalerki w Warszawie na wolnym rynku kosztuje około 1500 zł, tj. tyle ile wynosi najczęściej osiągany w Polsce dochód netto. 26% zatrudnionych pracuje na umowy śmieciowe nie dające ani gwarancji osiągania choćby płacy minimalnej, ani prawa do zwolnień chorobowych, czy urlopów wypoczynkowych, nie mówiąc już o perspektywach na jakąkolwiek emeryturę.
Połowa rodzin w Polsce ma kłopoty z płaceniem czynszu. A rząd planuje zmianę w ustawie o ochronie praw lokatorów, która odbiera ustawową ochronę przed eksmisją na bruk małoletnim, niepełnosprawnym, ciężarnym kobietom, ubogim emerytom czy bezrobotnym. W krajach Trzeciego Świata slumsy powstają ze starych puszek, kartonu i innych śmieci. W Polsce władze same budują slumsy, osadzając eksmitowanych w kontenerach. To symboliczne wyrzucanie na śmietnik ludzi uznanych za zbędnych prowadzi do powstania skupisk ludzi społecznie wykluczonych, którzy już w momencie wyrzucenia zaczynają budzić strach w pozostałych, na których jeszcze nie przyszła kolej. Spowoduje to jednak nie nakłady na przyzwoite budownictwo komunalne, oświatę, szkolnictwo, pomoc społeczną, tylko na policję i straż miejską, która ma trzymać nędzarzy z dala od tych, których portfele nie są jeszcze puste.
Liberałowie, którzy świadomie doprowadzili do upadku domów kultury, bibliotek publicznych i coraz powszechniejszej nędzy i społecznej frustracji budują stadiony, ale muszą je zamykać, bo młodzież jest niekulturalna. I nikomu nie przyjdzie do głowy, że to ma jakiś związek z faktem, że na obozy harcerskie wyjeżdża dziś zaledwie kilkanaście tysięcy dzieci i młodzieży, a w czasach „zbrodniczego PRL-u” wyjeżdżało ich prawie milion. W najbardziej zapyziałych dziurach miejscowy burmistrz wydaje garściami pieniądze publiczne na kostkę bauma, iluminację kościoła, aquaparki i biblioteki swojego imienia, w których jednak nie ma prawie książek, ale nie na żłobki, przedszkola czy bary mleczne. I już na pewno nie na domy komunalne, bo wolą grunty oddać deweloperom, którzy tak windują ceny, że nie ma komu w nich zamieszkać. Warszawa ma dwa stadiony europejskiej klasy i ani jednego porządnego futbolisty, bo sport masowy, lekcje wychowania fizycznego zastąpiono katechezą.
Radzę więc nowym faraonom, żeby już dzisiaj zaczęli leżeć krzyżem w Świątyni Opatrzności Bożej, żeby dało się znowu otworzyć stadiony bez groźby ich demontażu i rozegrać w normalnych warunkach jakieś mecze międzypaństwowe. I żeby podczas EURO 2012 polska reprezentacja strzeliła jakąś bramkę choćby i reprezentacji Nepalu.
Uprawianie sportu, podobnie jak chodzenie do kina, teatru, opery stało się przywilejem wąskiej elity, którą wprawdzie stać na bilety, ale rzadko dojrzała już do odbioru wielkiej sztuki. Dlatego teatry dla nowobogackich chamów, żeby jakoś się utrzymać grają głównie szmiry, musicale i wodewile. A my, ludzie kulturalni bez grosza przy duszy, cóż tęsknimy za Kabaretem Starszych Panów, Kabarecikiem Olgi Lipieńskiej i Teatrem Telewizji, który rozkwitał w czasach szalejącej cenzury.
Dźwigając na swych barkach cały ten rozwój i wzrost gospodarczy lud roboczy przemyka się po stolicy pomiędzy wyrastającymi jak grzyby po deszczu lśniącymi wieżowcami banków, firm ubezpieczeniowych i eleganckich hoteli i ani nam w głowie tam w ogóle wchodzić. To miasto jest dla nas za drogie. A my jesteśmy jak na nie za biedni, więc czujemy się tu coraz bardziej jak nielegalni imigranci, których się czasem pańskim gestem wzywa do sprzątania czy też usłużenia w inny sposób nowej elicie. Bo ta Warszawa, o którą się dzielnie kiedyś bili Warszawiacy nie jest już nasza. Jest prywatna, jak cały kraj. A my, kim jesteśmy? Personelem. Z napiwkiem zamiast wypłaty.
Piotr Ikonowicz