2011-05-26 10:09:01
Społeczeństwo nie podziela już urzędowego optymizmu premiera Tuska. Nastroje społeczne pikują, notowania rządzącej partii spadają, ale wciąż PO przewodzi stawce przed jesiennymi wyborami, bo opozycja nie prezentuje żadnej alternatywy dla obecnej polityki. W Sejmie nie ma żadnej partii, która nie mogłaby wejść w koalicję z jakąś inną dowolną partią, jeśli tylko doprowadzi to do dorwania się do władzy. Nieważne są programy, bo te programy różnią się co najwyżej szczegółami. Związki zawodowe są już tylko cieniem samych siebie. Najbardziej dotąd bojowa i liczebna centrala związkowa, NSZZ „Solidarność” zdołała w Warszawie wyprowadzić na ulice zaledwie kilkaset osób. OPZZ w dniu Święta Pracy na wiecu przed swa siedzibą nie zgromadził nawet setki. Liberałowie tryumfują, bo społeczeństwo jest na kolanach.
Progi dochodowe do zasiłków rodzinnych nie były waloryzowane od 2004 r., a liczbę niedożywionych dzieci Eurostat szacuje na 25%. Progi dochodowe do pomocy społecznej nie były waloryzowane od 2006 r., a pani Minister Pracy Jolanta Fedak zapowiedziała ich waloryzowanie o 2.1% przyznając jednocześnie, że inflacja od czasu ostatniej waloryzacji wyniosła 40%. Rośnie więc liczba osób potrzebujących pomocy społecznej, a zarazem gwałtownie maleje liczba uprawnionych, które spełniają kryterium dochodowe.
W sytuacji, gdy większość społeczeństwa gwałtownie ubożeje i już ponad połowa rodzin ma poważne kłopoty z płaceniem czynszu, rząd przygotowuje zmiany ustawowe, które zlikwidują wszelkie zapory dla eksmitowania na bruk dzieci, osób niepełnosprawnych, bezrobotnych czy najuboższych emerytów i rencistów. W Warszawie i wielu innych miastach samorządy likwidują stołówki szkolne, zastępując je komercyjnymi firmami zewnętrznymi. To dodatkowo zwiększy liczbę dzieci, które nie będzie stać na zjedzenie w szkole posiłku.
Tak oto, im ciężej i biedniej się ludziom w Polsce żyje tym mniejsza jest pomoc publiczna dla potrzebujących. Zamożną mniejszość, która nie chce w swoich podatkach łożyć na żadne cele społeczne a czerpie z wyzysku większości zaharowujących się rodaków krociowe zyski, reprezentują w Sejmie cztery partie. Wyzyskiwanej i odzieranej z jakichkolwiek praw socjalnych większości nie reprezentuje nikt.
Pojawia się zatem pytanie, dlaczego skoro jest tak źle, ludzie się nie organizują, nie protestują, nie zrzeszają? Władza twierdzi, że ta społeczna apatia jest dowodem poparcia dla rządu i jego polityki. Mało tego, Rządzący bezczelnie utrzymują, że skoro ludzie masowo nie protestują, to najwidoczniej wcale tak źle im się nie wiedzie.
Jednak z kwietniowego badania TNS OBOP wynika co innego: Odsetek Polaków uważających, że sprawy w kraju zmierzają w złym kierunku wzrósł w kwietniu o 1 pkt proc. do 70 proc. Przeciwnego zdania jest 20 proc. Niezadowolenia więc jest aż nadto, nie istnieją tylko wystarczające formy organizacyjne dla jego wyrażania w sposób inny niż odpowiedź na pytania ankietera. Każda grupa zawodowa walczy o swe interesy osobno. Stąd, w odróżnieniu od wielu krajów UE, w Polsce nikomu nie świta nawet myśl o strajku generalnym, który stawiałby ogólnospołeczne, a nie tylko branżowe. Główna linia konfliktu sprowadza się do osi rządzący – rządzeni i ułatwia radzenie sobie z takim np. protestem „Solidarności”, który zawsze można podsumować jako PiS-owską zagrywkę wyborczą. Wiadomo bowiem, że z e zmiana partii u władzy większość i słusznie nie wiąże większych nadziei na poprawę losu, czy choćby poważną zmianę w polityce społecznej państwa.
Potrzebna jest polityczna i ideowa alternatywa dla panującego porządku społeczno-gospodarczego, która nazwie najważniejszy konflikt społeczny w Polsce między bogatymi i uprzywilejowanymi a całą resztą, której los nikogo z rządzących nie obchodzi. Taka formacja musi zburzyć sztuczny horyzont każący wierzyć, że problemy materialne obywateli są ich wyłączna wina, ich sprawą, a nie wynikiem niesprawiedliwego systemu, który w sposób krzywdzący większość i nieracjonalny dzieli wspólnie wypracowywany dochód narodowy. Ruch na rzecz społecznej sprawiedliwości odwołujący się do pozytywnych doświadczeń zachodniej socjaldemokracji ma szanse tylko jako ruch masowy, który skutecznie rzuci wyzwanie medialnemu zakłamaniu o Polsce jako kraju sukcesu i nowoczesności. Ukaże trzecioświatowy w istocie model wzrostu bez rozwoju, bez wyrównywania szans, bez możliwości awansu społecznego dla milionów młodych ludzi, którzy zmuszeni są szukać lepszego losu zagranicą.
Kiedy ludzie odrzucą liberalną skalę oceny sprowadzającą wartość człowieka do jego majątku, przestaną się wstydzić biedy, to zapłoną świętym oburzeniem na tych, którzy im ten los zgotowali, wtedy niemożliwe stanie się możliwe. Ludzie będą znowu razem i będą mogli wreszcie głosować na siebie, dla siebie, za własnym ruchem i poprawą swego losu.
Progi dochodowe do zasiłków rodzinnych nie były waloryzowane od 2004 r., a liczbę niedożywionych dzieci Eurostat szacuje na 25%. Progi dochodowe do pomocy społecznej nie były waloryzowane od 2006 r., a pani Minister Pracy Jolanta Fedak zapowiedziała ich waloryzowanie o 2.1% przyznając jednocześnie, że inflacja od czasu ostatniej waloryzacji wyniosła 40%. Rośnie więc liczba osób potrzebujących pomocy społecznej, a zarazem gwałtownie maleje liczba uprawnionych, które spełniają kryterium dochodowe.
W sytuacji, gdy większość społeczeństwa gwałtownie ubożeje i już ponad połowa rodzin ma poważne kłopoty z płaceniem czynszu, rząd przygotowuje zmiany ustawowe, które zlikwidują wszelkie zapory dla eksmitowania na bruk dzieci, osób niepełnosprawnych, bezrobotnych czy najuboższych emerytów i rencistów. W Warszawie i wielu innych miastach samorządy likwidują stołówki szkolne, zastępując je komercyjnymi firmami zewnętrznymi. To dodatkowo zwiększy liczbę dzieci, które nie będzie stać na zjedzenie w szkole posiłku.
Tak oto, im ciężej i biedniej się ludziom w Polsce żyje tym mniejsza jest pomoc publiczna dla potrzebujących. Zamożną mniejszość, która nie chce w swoich podatkach łożyć na żadne cele społeczne a czerpie z wyzysku większości zaharowujących się rodaków krociowe zyski, reprezentują w Sejmie cztery partie. Wyzyskiwanej i odzieranej z jakichkolwiek praw socjalnych większości nie reprezentuje nikt.
Pojawia się zatem pytanie, dlaczego skoro jest tak źle, ludzie się nie organizują, nie protestują, nie zrzeszają? Władza twierdzi, że ta społeczna apatia jest dowodem poparcia dla rządu i jego polityki. Mało tego, Rządzący bezczelnie utrzymują, że skoro ludzie masowo nie protestują, to najwidoczniej wcale tak źle im się nie wiedzie.
Jednak z kwietniowego badania TNS OBOP wynika co innego: Odsetek Polaków uważających, że sprawy w kraju zmierzają w złym kierunku wzrósł w kwietniu o 1 pkt proc. do 70 proc. Przeciwnego zdania jest 20 proc. Niezadowolenia więc jest aż nadto, nie istnieją tylko wystarczające formy organizacyjne dla jego wyrażania w sposób inny niż odpowiedź na pytania ankietera. Każda grupa zawodowa walczy o swe interesy osobno. Stąd, w odróżnieniu od wielu krajów UE, w Polsce nikomu nie świta nawet myśl o strajku generalnym, który stawiałby ogólnospołeczne, a nie tylko branżowe. Główna linia konfliktu sprowadza się do osi rządzący – rządzeni i ułatwia radzenie sobie z takim np. protestem „Solidarności”, który zawsze można podsumować jako PiS-owską zagrywkę wyborczą. Wiadomo bowiem, że z e zmiana partii u władzy większość i słusznie nie wiąże większych nadziei na poprawę losu, czy choćby poważną zmianę w polityce społecznej państwa.
Potrzebna jest polityczna i ideowa alternatywa dla panującego porządku społeczno-gospodarczego, która nazwie najważniejszy konflikt społeczny w Polsce między bogatymi i uprzywilejowanymi a całą resztą, której los nikogo z rządzących nie obchodzi. Taka formacja musi zburzyć sztuczny horyzont każący wierzyć, że problemy materialne obywateli są ich wyłączna wina, ich sprawą, a nie wynikiem niesprawiedliwego systemu, który w sposób krzywdzący większość i nieracjonalny dzieli wspólnie wypracowywany dochód narodowy. Ruch na rzecz społecznej sprawiedliwości odwołujący się do pozytywnych doświadczeń zachodniej socjaldemokracji ma szanse tylko jako ruch masowy, który skutecznie rzuci wyzwanie medialnemu zakłamaniu o Polsce jako kraju sukcesu i nowoczesności. Ukaże trzecioświatowy w istocie model wzrostu bez rozwoju, bez wyrównywania szans, bez możliwości awansu społecznego dla milionów młodych ludzi, którzy zmuszeni są szukać lepszego losu zagranicą.
Kiedy ludzie odrzucą liberalną skalę oceny sprowadzającą wartość człowieka do jego majątku, przestaną się wstydzić biedy, to zapłoną świętym oburzeniem na tych, którzy im ten los zgotowali, wtedy niemożliwe stanie się możliwe. Ludzie będą znowu razem i będą mogli wreszcie głosować na siebie, dla siebie, za własnym ruchem i poprawą swego losu.