2011-05-13 12:23:16
Arłukowicz – oto głowa zdrajcy
Mimo niewątpliwych sukcesów, w szczególności medialnych, rząd premiera Donalda Tuska musiał przyznać, że istnieje w Polsce zjawisko wykluczenia społecznego. Dowodem utworzenie w rządzie specjalnego stanowiska ds. wykluczenia społecznego. Medialny Bartosz Arłukowicz świetnie się do tego nada, bo wprawdzie nie zmieni faktu, ze liberalny rząd raczej produkuje owo społeczne wykluczenie niż z nim walczy, ale obsadzenie w tej rolki kogoś, kto wywodzi się z lewicy ma wskazywać na prosocjalne nastawienie PO w przededniu wyborów. Skoro trzeba było przyznać, że większość Polaków ledwo wiąże koniec z końcem, to wypada wyrazić troskę i zrobić ruch pozorny w postaci utworzenia nowego stanowiska obsadzonego przez medialną gwiazdę, która weźmie na siebie PR związany z wrażliwością społeczną. Nie oznacza to wszakże i nikt nic takiego nie zapowiada jakiejkolwiek reorientacji w polityce rządu wobec szerokich rzesz spauperyzowanych obywateli. Przeciwnie, pani minister Pracy Barbara Fedak zapowiedziała, że zwaloryzuje progi dochodowe uprawniające do korzystania z pomocy społecznej o 2.1 %. Na tej samej konferencji pani minister przyznała, że inflacja od 2006 r., kiedy to ostatni raz waloryzowano owe progi wyniosła 40%. Rezultat jest taki, że mimo rosnącej liczby ludzi potrzebujących pomocy państwa w zaspokojeniu podstawowych potrzeb życiowych drastycznie maleje liczba osób, które są do takiej pomocy uprawnione. Kolejne raporty Eurostatu ujawniają dramatyczny kryzys społeczny w naszym kraju, który coraz mniej jawi się w ich świetle jako „zielona wyspa”, a coraz bardziej staje się jednym wielkim obozem pracy tymczasowej. Co czwarte dziecko w Polsce cierpi z powodu niedożywienia, co drugie gospodarstwo domowe ma kłopoty z płaceniem czynszu, gwałtownie rośnie liczba bankrutujących gospodarstw domowych, które pożyczają w bankach pieniądze na życie.
Należy, zatem uznać, że Arłukowicz strzelił sobie w kolano, bo nie będzie zupy ani żadnej kuroniówki do rozdawania. Będzie narastająca bieda, rozwarstwienie do usprawiedliwiania. I nie ma co zazdrościć takiej roboty. Zwłaszcza, że zarówno PiS jak i SLD będą atakować ten rząd z pozycji socjalnych. I nie będzie to zadanie trudne. Priorytetem bowiem rządu Tuska jest „uzdrawianie finansów publicznych” czyli zaciskanie pasa na taliach obywateli rękami rządzących. Z cała pewnością żadna część ciężaru tego zadania nie będzie przeniesiona na barki około pięcioprocentowej grupy obywateli, ani korzystających z wszelkich przywilejów w tym podatkowych międzynarodowych korporacji. Dodatkowo konflikt zaostrzy forsowny program prywatyzacyjny, który jak zwykle przyniesie uszczuplenie dochodów budżetu i wzrost bezrobocia. Dotychczas stosunek SLD do prywatyzacji był raczej entuzjastyczny. Ale w tej dziedzinie pojawiła się ważna jaskółka zmian. Sojusz pod przewodnictwem nowego energicznego szefa warszawskiej organizacji Sebastiana Wierzbickiego ściga się z PiS-em w walce przeciwko prywatyzacji Stołecznego Przedsiębiorstwa Energetyki Cieplnej. Nie oznacza to wcale, że SLD rezygnuje z perspektywy przyszłego sojuszu z PO po wyborach. Sojusz gotów jest zrobić to, co Arłukowicz, tylko najpierw musi zdobyć jeszcze trochę poparcia i powalczyć z Platformą. I powalczy, pozostawiając Arłukowicza na, mówiąc językiem piłkarskim, pozycji spalonej. Wygląda, więc że młody, ambitny, były polityk SLD trochę się pospieszył. I za swoje kolejne pięć minut sławy zapłaci słona cenę. Napieralski, bowiem dobijając targu z PO w sprawie utworzenia przyszłego rządu z pewnością zażąda głowy zdrajcy.
Kim jest człowiek, który tak świetnie wypada w mediach i tak głupio się załatwił? Dlaczego to zrobił? Poznałem go, gdy zawiadomiony przez jedna z lokatorek przybył na miejsce blokowanej przez nas eksmisji lokatora do kotłowni. Bartosz Arłukowicz przybył na miejsce już po tym jak komornik odstąpił od czynności, udzielił kilku wywiadów i odjechał. Zrobił na mnie jak najlepsze wrażenie. Poseł, który reaguje na takie wydarzenie zasługuje na szacunek. Jednak w kilka tygodni później miała miejsce próba eksmisji funkcjonariusza policji wraz z półtorarocznym synkiem na bruk. Postawiliśmy blokadę, zawiadomiliśmy media i zadzwoniłem do posła Arłukowicza, licząc, że obecność znanego parlamentarzysty pomoże we wstrzymaniu eksmisji. Jednak pan poseł odpowiedział, że nie może przybyć, bo jest w tym samym czasie umówiony na wywiad w radiu TOK FM. I to tyle na temat wrażliwości społecznej nowego pełnomocnika rządu ds. wykluczenia społecznego.
Na miejscu Arłukowicza raczej unikałbym mediów, bo świecenie oczami za rząd, który ma w nosie zwykłych, biednych ludzi nie przysporzy mu raczej popularności. A na zmianę polityki rządu to on żadnego wpływu miał nie będzie. Wielu usprawiedliwia ten ruch konfliktem między Arłukowiczem i Napieralskim. Przewodniczący, czując się zagrożony miał blokować nową gwiazdę SLD. Arłukowiczowi tak bardzo podbijano bębenka, że ruszył głową do przodu chcąc stanąć na czele swojej formacji. Kiedy się nie udało zmienił barwy klubowe i polityczne. Gdby był cierpliwy SLD w końcu by go docenił, kto wie może nawet wysunął na najwyższe stanowiska. Nie ma tam, bowiem jakiejś długiej ławki politycznych talentów, a takim talentem Bartosz Arłukowicz niewątpliwie jest. Jednak w PO jego szanse na awans są nieporównanie mniejsze. Bo po pierwsze jak zaufać komuś, kto tak łatwo zmienia obóz? Zdrajców się wykorzystuje, ale się im nie ufa i nie awansuje. Decydujące jest jednak, co innego. Bartosz Arłukowicz postawił na Platformę, bo widocznie dobrze ocenił jej sposób rządzenia i to, że taka właśnie liberalna, antyspołeczna polityka przyniesie jej dalsze niekończące się sukcesy. I tu się moim zdaniem bardzo przeliczył. Kryzys społeczny, narastający mimo rachitycznego wzrostu dochodu narodowego, to nie sukces. Ludzie więc odwrócą się już wkrótce od partii sukcesu, od Platformy i od jej nowej sezonowej gwiazdy, Bartosza Arłukowicza.
Piotr Ikonowicz
Mimo niewątpliwych sukcesów, w szczególności medialnych, rząd premiera Donalda Tuska musiał przyznać, że istnieje w Polsce zjawisko wykluczenia społecznego. Dowodem utworzenie w rządzie specjalnego stanowiska ds. wykluczenia społecznego. Medialny Bartosz Arłukowicz świetnie się do tego nada, bo wprawdzie nie zmieni faktu, ze liberalny rząd raczej produkuje owo społeczne wykluczenie niż z nim walczy, ale obsadzenie w tej rolki kogoś, kto wywodzi się z lewicy ma wskazywać na prosocjalne nastawienie PO w przededniu wyborów. Skoro trzeba było przyznać, że większość Polaków ledwo wiąże koniec z końcem, to wypada wyrazić troskę i zrobić ruch pozorny w postaci utworzenia nowego stanowiska obsadzonego przez medialną gwiazdę, która weźmie na siebie PR związany z wrażliwością społeczną. Nie oznacza to wszakże i nikt nic takiego nie zapowiada jakiejkolwiek reorientacji w polityce rządu wobec szerokich rzesz spauperyzowanych obywateli. Przeciwnie, pani minister Pracy Barbara Fedak zapowiedziała, że zwaloryzuje progi dochodowe uprawniające do korzystania z pomocy społecznej o 2.1 %. Na tej samej konferencji pani minister przyznała, że inflacja od 2006 r., kiedy to ostatni raz waloryzowano owe progi wyniosła 40%. Rezultat jest taki, że mimo rosnącej liczby ludzi potrzebujących pomocy państwa w zaspokojeniu podstawowych potrzeb życiowych drastycznie maleje liczba osób, które są do takiej pomocy uprawnione. Kolejne raporty Eurostatu ujawniają dramatyczny kryzys społeczny w naszym kraju, który coraz mniej jawi się w ich świetle jako „zielona wyspa”, a coraz bardziej staje się jednym wielkim obozem pracy tymczasowej. Co czwarte dziecko w Polsce cierpi z powodu niedożywienia, co drugie gospodarstwo domowe ma kłopoty z płaceniem czynszu, gwałtownie rośnie liczba bankrutujących gospodarstw domowych, które pożyczają w bankach pieniądze na życie.
Należy, zatem uznać, że Arłukowicz strzelił sobie w kolano, bo nie będzie zupy ani żadnej kuroniówki do rozdawania. Będzie narastająca bieda, rozwarstwienie do usprawiedliwiania. I nie ma co zazdrościć takiej roboty. Zwłaszcza, że zarówno PiS jak i SLD będą atakować ten rząd z pozycji socjalnych. I nie będzie to zadanie trudne. Priorytetem bowiem rządu Tuska jest „uzdrawianie finansów publicznych” czyli zaciskanie pasa na taliach obywateli rękami rządzących. Z cała pewnością żadna część ciężaru tego zadania nie będzie przeniesiona na barki około pięcioprocentowej grupy obywateli, ani korzystających z wszelkich przywilejów w tym podatkowych międzynarodowych korporacji. Dodatkowo konflikt zaostrzy forsowny program prywatyzacyjny, który jak zwykle przyniesie uszczuplenie dochodów budżetu i wzrost bezrobocia. Dotychczas stosunek SLD do prywatyzacji był raczej entuzjastyczny. Ale w tej dziedzinie pojawiła się ważna jaskółka zmian. Sojusz pod przewodnictwem nowego energicznego szefa warszawskiej organizacji Sebastiana Wierzbickiego ściga się z PiS-em w walce przeciwko prywatyzacji Stołecznego Przedsiębiorstwa Energetyki Cieplnej. Nie oznacza to wcale, że SLD rezygnuje z perspektywy przyszłego sojuszu z PO po wyborach. Sojusz gotów jest zrobić to, co Arłukowicz, tylko najpierw musi zdobyć jeszcze trochę poparcia i powalczyć z Platformą. I powalczy, pozostawiając Arłukowicza na, mówiąc językiem piłkarskim, pozycji spalonej. Wygląda, więc że młody, ambitny, były polityk SLD trochę się pospieszył. I za swoje kolejne pięć minut sławy zapłaci słona cenę. Napieralski, bowiem dobijając targu z PO w sprawie utworzenia przyszłego rządu z pewnością zażąda głowy zdrajcy.
Kim jest człowiek, który tak świetnie wypada w mediach i tak głupio się załatwił? Dlaczego to zrobił? Poznałem go, gdy zawiadomiony przez jedna z lokatorek przybył na miejsce blokowanej przez nas eksmisji lokatora do kotłowni. Bartosz Arłukowicz przybył na miejsce już po tym jak komornik odstąpił od czynności, udzielił kilku wywiadów i odjechał. Zrobił na mnie jak najlepsze wrażenie. Poseł, który reaguje na takie wydarzenie zasługuje na szacunek. Jednak w kilka tygodni później miała miejsce próba eksmisji funkcjonariusza policji wraz z półtorarocznym synkiem na bruk. Postawiliśmy blokadę, zawiadomiliśmy media i zadzwoniłem do posła Arłukowicza, licząc, że obecność znanego parlamentarzysty pomoże we wstrzymaniu eksmisji. Jednak pan poseł odpowiedział, że nie może przybyć, bo jest w tym samym czasie umówiony na wywiad w radiu TOK FM. I to tyle na temat wrażliwości społecznej nowego pełnomocnika rządu ds. wykluczenia społecznego.
Na miejscu Arłukowicza raczej unikałbym mediów, bo świecenie oczami za rząd, który ma w nosie zwykłych, biednych ludzi nie przysporzy mu raczej popularności. A na zmianę polityki rządu to on żadnego wpływu miał nie będzie. Wielu usprawiedliwia ten ruch konfliktem między Arłukowiczem i Napieralskim. Przewodniczący, czując się zagrożony miał blokować nową gwiazdę SLD. Arłukowiczowi tak bardzo podbijano bębenka, że ruszył głową do przodu chcąc stanąć na czele swojej formacji. Kiedy się nie udało zmienił barwy klubowe i polityczne. Gdby był cierpliwy SLD w końcu by go docenił, kto wie może nawet wysunął na najwyższe stanowiska. Nie ma tam, bowiem jakiejś długiej ławki politycznych talentów, a takim talentem Bartosz Arłukowicz niewątpliwie jest. Jednak w PO jego szanse na awans są nieporównanie mniejsze. Bo po pierwsze jak zaufać komuś, kto tak łatwo zmienia obóz? Zdrajców się wykorzystuje, ale się im nie ufa i nie awansuje. Decydujące jest jednak, co innego. Bartosz Arłukowicz postawił na Platformę, bo widocznie dobrze ocenił jej sposób rządzenia i to, że taka właśnie liberalna, antyspołeczna polityka przyniesie jej dalsze niekończące się sukcesy. I tu się moim zdaniem bardzo przeliczył. Kryzys społeczny, narastający mimo rachitycznego wzrostu dochodu narodowego, to nie sukces. Ludzie więc odwrócą się już wkrótce od partii sukcesu, od Platformy i od jej nowej sezonowej gwiazdy, Bartosza Arłukowicza.
Piotr Ikonowicz