2010-11-03 09:29:46
Ostatnio toczy się na portalu lewica.pl dziwna dyskusja sprowadzająca się do próby znalezienia odpowiedzi na pytanie: czy myć ręce czy uszy? Nie jest tak, że istnieje alternatywa: albo organizujemy środowiska pracownicze albo lokatorskie. Albo ruch stowarzyszeniowy albo związkowy, robotniczy. Jedno i drugie jest potrzebne. A powiem więcej, konieczne. Zwłaszcza, że człowiek ma wiele ról społecznych i sprowadzenie go do jednej jest nieracjonalne. Większość ludzi pracy zarabia za mało. Więc mają kłopoty z czynszami. Są więc lokatorami i pracownikami. Zadłużając się są skubani przez banki i inne firmy pożyczkowe (lichwiarzy), występują, więc jako dłużnicy. Przyciśnięci do muru zwracają się o pomoc do Ośrodka Pomocy Społecznej. I tu występują w roli klientów pomocy społecznej. We wszystkich tych rolach ludzie występują jako osoby zagrożone wykluczeniem społecznym. Wykluczająca społecznie jest praca za płacę, która nie pozwala równoważyć budżetu domowego, a jedynie wolniej się zadłużać, praca na śmieciową umowę lub za niską stawkę. Ludzie, którzy włączają się w ruch stowarzyszeniowy bardzo rzadko są członkami związków zawodowych, bo uzwiązkowienie w Polsce nie przekracza 8%. Ci, którzy po otrzymaniu pomocy angażują się w prace KSS czy innych stowarzyszeń są jednocześnie pracownikami i lokatorami i w obu tych rolach są ludźmi zagrożonymi wykluczeniem. Nie jest natomiast tak, że jakaś znacząca część uczestników i klientów ruchu lokatorskiego to ludzie wykluczeni społecznie. Oni są tylko i aż takim wykluczeniem zagrożeni. Gdyby istniał ruch związkowy z prawdziwego zdarzenia, zamiast zrzeszać się organizacjach lokatorskich ci ludzie, którym grozi bezdomność, zrobiliby strajk, wywalczyli wyższe płace i zapłacili czynsze. Ale nie istnieje. W istniejących natomiast organizacjach związkowych poziom zaangażowania ich członków w walkę z systemem jest znikomy. Organizacje te mają bowiem płatny aparat, biurokrację związkową, która zwalnia członków z aktywności i sprowadza ich rolę do płacenia składek, które też zresztą są. potrącane automatycznie z pensji. Ten poziom zaangażowania jest nieporównywalny z aktywnością tysięcy lokatorów, którzy pikietują, protestują, płacą składki, blokują eksmisje, chodzą gromadnie do sądów na rozprawy, tworzą organizacje i związki organizacji. Obok założonego z inicjatywy KSS Związku Stowarzyszeń na rzecz Prawa do Mieszkania istnieje związek stowarzyszeń mieszkań zakładowych. Oczywiście nie jest tak, że z faktu bycia lokatorem w opałach wynika automatycznie większa skłonność do czytania Marksa i Engelsa czy świadomość wyzysku klasowego. Jednak ci ludzie z pewnością przeżywając swój dramat i uaktywniając się w związku z tym społecznie przeżywają rodzaj obywatelskiego przebudzenia, radykalizują się, są bardziej otwarci na argumenty i dyskusje, nowe prądy i idee. Trudno bowiem o konformizm u ludzi, których system chce pozbawić tak elementarnego prawa człowieka jak dach nad głową. Klasowości państwa, władzy samorządowej, sądowniczej i wszelkiej innej doświadczają w niezwykle bolesny i wyraźny sposób. O radykalizmie tej grupy przesądza zatem nie sytuacja najemcy/lokatora tylko opresja i aktywność z jaką próbują wyjść z opresji zrzeszając się z innymi uciskanymi. W kapitalizmie człowiek jest wyzyskiwany nie tylko w miejscu pracy, ale także w miejscu zamieszkania. Nazywamy to wyzyskiem czynszowym.
W szeregach KSS jest bardzo wielu robotników. Są liczni budowlańcy, dzięki czemu pomagamy naszym członkom i klientom w remontowaniu mieszkań sub-standardowych dostarczanych przez gminy. To oni wyremontowali na błysk suterenę, w której jest nasze biuro w Warszawie. Wielu uczestników ruchu lokatorskiego to górnicy z zamkniętych kopalń, którzy wciąż są czynni zawodowo, pracując w innych kopalniach, ale zamieszkując w prywatyzowanych blokach zakładowych dawnego, macierzystego zakładu pracy. Nikt chyba nie twierdzi, że kiedy udzielamy im porad i pomagamy się zrzeszać oraz negocjować z wierzycielami i samorządem to są wykluczeni i „zbędni”, a kiedy zjeżdżają na dół, na szychtę uzyskują nagle świadomość klasową, której jakoby nie mieli działając w ruchu lokatorskim?
KSS interweniuje też w konfliktach pracowniczych. Występujemy, choć rzadziej niż w sprawach czysto cywilnych, w sprawach z zakresu prawa pracy przed sądami pracy. Wtedy zawsze jesteśmy zmuszeni zapytać naszych klientów o przynależność związkową. Zwykle są to ludzie nie zrzeszeni i wtedy podsuwamy im deklarację związkową np. Konfederacji Pracy, aby z poparciem związku mieć tytuł do reprezentowania ich przed sądem. Znana jest rola KSS i Jarka Niemca w zwycięskiej walce przeciwko outsourcingowi na lubelskim UMCS. Coraz częściej jedyną drogą wspomożenia pracowników, których prawa są łamane jest inicjowanie powoływania organizacji związkowych w firmach np. w firmach ochroniarskich czy supermarketach. I my to robimy.
Piszę o tym, żeby nasi oponenci poniechali jałowego sporu. Istnieją dwie koncepcje. Jedna, żeby budować ruch antysystemowy w oparciu o związek zawodowy. Druga, żeby podjąć taką próbę wychodząc od dynamicznie rozwijającego się ruchu w obronie oprawa do dachu nad głową. W obu wypadkach podmiotem zmian ma być tak naprawdę ta sama grupa społeczna, robotnicy, pracownicy najemni. Obecni i byli, bo dziś na rentach i emeryturach lub bezrobotni. Dylemat: ludzie pracy czy lokatorzy jest sztuczny. Cel – przemiana społeczna - jest wspólny. Różna jest tylko strategia. Ale to przecież nie powinno być przeszkodą w rzeczowej rozmowie o tym jak wspólnie najlepiej organizować ludzi wyzyskiwanych i zagrożonych społecznym wykluczeniem.