Pod Czerwonym Sztandarem
Socjalizm albo barbarzyństwo
Jestem z wykształcenia historykiem. Swój światopogląd zwykłem kształtować samodzielnie, nie ulegając obiegowym opiniom. Tematyka związana z działalnością polskich i międzynarodowych socjalistów zaczęła mnie interesować w szkole podstawowej. Jeszcze w liceum zapisywałem całe zeszyty dotyczące problematyki polskiego i międzynarodowego ruchu robotniczego. Zapoznawałem się z historycznymi opracowaniami różnych autorów. Duży szacunek miałem do dorobku Bożeny Krzywobłockiej, wybitnej znawczyni pogmatwanych często losów polskich działaczy socjalistycznych różnych opcji, z którą od końca roku 2003 do jej śmierci we wrześniu 2004 współpracowałem przeprowadzając wywiady środowiskowe z ludźmi, którzy jako dzieci ( podobnie jak ona sama ) byli ofiarami eksperymentów pseudomedycznych w hitlerowskich obozach koncentracyjnych. Podobnie jak ona nie popieram poprawiaczy historii, niezależnie od opcji politycznej, jaką reprezentują.
Czytam źródła i opracowania reprezentujące punkty widzenia różnych stron. Podczas studiów lubiłem dyskutować z wykładowcami o zróżnicowanych poglądach.
Dzięki temu udało mi się usłyszeć na przykład słowa „Nie ześwinił się” pod adresem Juliana Marchlewskiego wypowiedziane przez znanego historyka, słynącego z prawicowych przekonań. Z historykiem tym odbyliśmy wiele interesujących rozmów na temat także innych postaci związanych z ruchem robotniczym takich jak Rokossowski czy Wanda Wasilewska. Nauczyło mnie to, by z reguły raz na zawsze nie przekreślać człowieka, z którym różnimy się poglądowo, tylko i wyłącznie dlatego, że określa swoje poglądy zupełnie inaczej niż ja. Co nie znaczy, że gdy słyszę kompletną bzdurę, nie zaprzeczę jej zdecydowanie.
Wierzę w zdanie wypowiedziane kiedyś przez znanego pisarza Aldousa Huxleya: „Nawet jeśli wszyscy są tego samego zdania, może być tak, że nikt nie ma racji”.
Wypadałoby powiedzieć kilka słów o mojej drodze do socjalizmu. Początkowo osoby o prawicowych przekonaniach wiedziały lepiej kim jestem ode mnie. Przez lata studiów, a potem nawet doświadczając tendencyjnie prawicowego stosunku do historii w instytucjach, w których pracowałem, sądziłem, że można ją odkłamywać, nie angażując się politycznie. W 2006 r. zdecydowałem się jednak wstąpić do Nowej Lewicy. Od września 2008 należę do KPP. Od stycznia do września 2008 miałem bloga na portalu Lewica bez Cenzury, publikując także na salonie24. Od stycznia do końca kwietnia 2009 współtworzyłem portal RLK. Staram się utrzymywać kontakty z ludźmi o poglądach prawdziwie lewicowych, należącymi do różnych organizacji. Od 2006 r. należę do Towarzystwa Historycznego im. Adama Próchnika zrzeszającego historyków o lewicowym światopoglądzie, zajmujących się różnymi aspektami i postaciami polskiego socjalizmu.
Mój dotychczasowy opublikowany dorobek to współautorstwo zbiorowego opracowania „PZPR w fabryce” (2002) przygotowanego pod kierownictwem mojego promotora, prof. Marcina Kuli, artykuł w Księdze Jubileuszowej Prof. Tycha „Żydzi a lewica” oraz opublikowana biografia Juliana Marchlewskiego (2007) oraz kilka opublikowanych artykułów. Występowałem na międzynarodowej konferencji naukowej poświęconej 90 rocznicy Rewolucji Październikowej, a w styczniu 2009 na konferencji naukowej organizowanej przez Komitet Lewicowych Tradycji oraz Fundację im. Róży Luksemburg nt. „Róża Luksemburg a demokracja”, z której materiały mają zostać opublikowane jeszcze w tym roku. Byłem również konsultantem naukowym opublikowanej w Polsce biografii Karola Marksa pióra Francisa Wheena.
Centrum moich zainteresowań to losy przedwojennych polskich socjalistów o przekonaniach rewolucyjnych, postacie i dorobek klasyków marksizmu oraz połdniowoamerykańskich antyimperialistów.
Określenie lewak kojarzy mi się raczej pejoratywnie. Mogę się raczej określić jako socjalista, komunista, antyimperialista, lewicowiec lub antykapitalista.
Oprócz historii i polityki interesuje mnie psychologia, socjologia i fotografia, także kultura i sztuka.
Wkrótce będę prowadzić portal nawiązujący do polskich tradycji socjalistycznych z czasów konspiracji antycarskiej.
ostatnie wpisy
Nie ma zgody na wykluczenie społeczne. Wywiad z Piotrem KretemCzy Józef Stalin był demokratą?my - komuniści, powinniśmy żyć tak...F. DzierżyńskiDla szarlatanów udających rewolucjonistów i fałszywych przyjaciółJan-Carl Raspe: W sprawie zabójstwa Ulrike MeinhofDawid Jakubowski: Czy Roman Dmowski był faszystą?Michał : Tow. Iwanowowi i tow. Rakulskiemu w odpowiedziMichał: Trzy światy z Trzecim ŚwiatemMichał Domański Krótka krytyczna analiza maoizmu trzecioświatowegoEwa Groszewska i Kasia Bielińska o wyborach i wizji przyszłej PolskiWywiad z Mateuszem PiskorskimPrzyszłość Polski widzę w socjalizmieMichał Domański : IPN - Edukacja czy indoktrynacja ?TOMASZ NAŁĘCZ - JÓZEF PIŁSUDSKI A PARLAMENT Część IITOMASZ NAŁĘCZ - JÓZEF PIŁSUDSKI A PARLAMENT Część IMłodzi obywatele RP odróżniają socjalizm od socrealizmu. Kilka słów o przyjaciołach ludu i Orlando Figesie Zaostrzanie się walki klas w postaci nowej linii polityki historycznej Terror i bezprawie - metoda wyborcza burżuazjiOdpowiedź merytoryczna Piotrowi Kuligowskiemu ku rozważeniu
lewica.pl - polska
Rozłam w partii Razem i niedzielny kongres
Wielkie powodzie na Śląsku i w Europie Środkowej
35-godzinny tydzień pracy we Włocławku
ZUS znowu organizuje pielgrzymki na Jasną Górę dla pracowników
Kandydat Lewicy do Senatu wygrywa wybory we Włocławku
lewica.pl - publikacje
Dawid Kański: Komentarz do wyborów prezydenckich w USA
Xavier Woliński: Baśń o „sprawczości”
Aleksander Radomski: Goździki, które zasiały zmiany
Bartłomiej Zindulski: Lewicowa alternatywa Sahry Wagenknecht
Witold Sawicki: Walka z nowotworem, na osobistym przykładzie
Kilka słów o przyjaciołach ludu i Orlando Figesie
2011-01-28 00:59:18
Polscy antykomuniści tak na prawicy, jak i lewicy to ludzie z którymi dyskutować nie sposób, ze względu na to, że nie interesuje ich przekaz płynący z treści, choćby nawet po części poświadczał, lecz ukazywał w nieco bardziej właściwych proporcjach ich argumenty. Ważna jest data i miejsce wydania. Książki wydane w PRL są z zasady niewiarygodne, nawet gdy zawierają treści pokazujące rzeczywistość w bynajmniej nie jednostronnej perspektywie, nie kryjącej różnych kontrastów i zróżnicowań. Te same kryteria kto to wydał nie obowiązują zresztą w stosunku do konkurencji politycznej, czy nawet przeciwników, których argumentacja nie podlega żadnej dyskusji.
Komunizm to wcielone zło, według tej wykładni, a dogmat ten z jakiejkolwiek strony nie może zostać podważony. Nie ma mowy nawet w tej odmianie antykomunizmu o jakimkolwiek różnicowaniu, czy choćby obiektywnym spojrzeniu. Ocena wszystkich wydarzeń, postaci i okoliczności podchodzić musi pod jeden strychulec.
Nie udaje się przy tym uniknąć śmieszności ludziom takim, jak Remigiusz Okraska, którzy twierdzą, że rewolucja październikowa w Rosji została po to dokonana przez kadrę zawodowych rewolucjonistów, by zrealizować ich własne interesy materialne i od początku służyła wykształceniu nowej klasy wyzyskiwaczy, którzy odebrali ludowi jego własność, by po prostu żyć z ich pracy.
Takiej koncepcji powstydzili by się nawet tacy polityczno –naukowi wyjadacze jak np. profesor Tomasz Nałęcz, zdający sobie sprawę, że tego typu antykomunizm oparty na prostej negacji jest tak infantylny, że aż śmieszny. Mało tego, Nałęcz rozumie też, że chcąc uzurpować sobie prawo do tytułu tego dobrego socjaldemokratycznego lewicowca, tylko skrajnie niemądry awangardysta, przejmuje w stu procentach prawicową wizję historii, łącząc ją z socjaldemokratyczną retoryką.
Wśród historyków burżuazyjnych, od których profesor ten chciałby przynajmniej formalnie na pewnym poziomie się różnić, nie ma bowiem wcale konsensusu, co do tego, że dążenia masowych ruchów społecznych, pragnących zrzucić swoje kajdany były niesłuszne. Ba, niektórzy z takich historyków, zdecydowanie afirmują postawę właśnie… adwokatów tychże ruchów, jakie niecnie miały być wykorzystane przez „Lenina i jego kolegów” ( używając terminologii Okraski i jego janczarów ) do własnych celów, jakim właśnie co było ? Władza, dyktatura, rządy ponad społeczeństwem. Tę retorykę do mistrzostwa opanował jeden z najbardziej znanych antykomunistycznych historyków, Orlando Figes, prywatnie ze sprawą jakichkolwiek postulatów społecznych, nie mający nic wspólnego, obracający się raczej w brytyjskich kręgach dworskich i liberalno-konserwatywnych.
To właśnie metodologia i argumentacja podobna do przekonań głoszonych przez Figasa pośród innych zaangażowanych po stronie antykomunistycznej naukowców, najbardziej zdaje się przemawiać do naszych rodzimych infantylnych antymarksistów , głoszących ostateczną śmierć idei, z którą muszą tak walczyć. Jednym słowem – lud w swej naiwności daje się wykorzystywać fałszywym prorokom dokonując zmiany systemowej, co nie oznacza, że jego postulaty, przynajmniej niektóre nie są słuszne i nie znaczy, że nie można by ich zrealizować w warunkach demokracji, na zasadzie redystrybucji części dochodu narodowego. Prawicowy historyk Orlando Figes przyklasnął by zdecydowanie tej koncepcji, nie dostrzegając w nim żadnego zagrożenia uszczuplającego interesy tej klasy społecznej, z którą realnie się identyfikuje, a wręcz przeciwnie widząc w tym wentyl bezpieczeństwa chroniący tę warstwę wyzyskiwaczy przed zbytnim uszczupleniem jej stanu posiadania. Antykomunistyczny straszak, jakiego tego pokroju historycy nie porzucają ani na chwilę ma cementować niewidzialnym spoiwem lud i jego ciemiężców, w obliczu wspólnego wroga.
W zasadzie taką postawę wyznają też polscy lewicowi antykomuniści, dla których nawet burżuazyjne reżimy strzelające do robotników i katujące ich okazują się mniejszym złem, a ich obrona jest świętym obowiązkiem zarówno wyzyskiwanego, jak i wyzyskiwacza, co może rodzić jakąś płaszczyznę przyszłego konsensusu, solidaryzmu społecznego w dalszej już perspektywie, gdy masowy ruch bez żadnego treściwego programu politycznego, na którego czele staną wydzierający kapitalistom kolejne złotówki spółdzielcy przejmą władzę, okazując siłę swego ruchu.
Naiwnością jest jednak sądzić, że oddawanie burżuazji pola w dziedzinie historiografii ruchu robotniczego, przyznając rację jedynie tym siłom politycznym, których działania pewna reprezentatywna jej część wcale nie kwestionuje, przybliża moment dotarcia do społeczeństwa i dokonanie dla niego, tego co określają nasi przyjaciele ludu, jako pozytywne dla tegoż ludu przemiany. Naiwnością jest sądzić, że pozwoli to zrealizować choćby ich cząstkowe reformistyczne postulaty. Przemiana polityczna nie będąca dziełem samych wyzyskiwanych, nie zaspokoi bowiem ich interesów, ani też nie zapobiegnie dzięki antykomunistycznym totemom i zaklęciom wudu, degeneracji ani marginalizacji takiego ruchu, poprzez rozmycie ideowe, jakie stało się już udziałem np. szwedzkiej socjaldemokracji, krańcowo zmieniającej swój program polityczny w kierunku bynajmniej z lewicą nie mającym nic a nic wspólnego.