2011-10-23 13:23:48
Zabiciem Muammara Kaddafiego Europa i Stany Zjednoczone dały jasny sygnał - to my ustalamy kto i jak długo panuje, to my trzymamy łapę na surowcach Afryki. Kaddafi, jeszcze pół roku temu praktycznie nikomu nieznany dziwak - znany głównie z tego, że podczas wyjazdów dyplomatycznych pomieszkuje w namiocie, został przez Michnika na łamach Gazety okrzyknięty tyranem, który terroryzował świat. Cała prawicowa, imperialistyczna machina, tuba propagandowa izraelsko-amerykańska puszczona została w ruch, spuszczona została ze smyczy z tylko jednym celem: zlikwidowaniem Kaddafiego. Ta kolonialna interwencja to dla niektórych jeszcze zbyt mała bezczelność, oto postanowiono, że swoje interesy Zachód uprawia w imię 'wolności' i 'demokracji'. To "islamiści, monarchiści i płatni zabójcy oraz zdrajcy reżimu"[1] mają zaprowadzić demokracją do Libii. To ostatnie łgarstwo. Zachodowi nie chodzi bowiem o nic innego poza kontrolą surowcową i ekspansją na kolejny, podbity rynek. Choćby dziesiątkami mordowano się na ulicach Trypolisu, tak długo jak ropa należeć będzie do zachodnich korporacji - będzie demokracja.
Zabito przywódcę najbardziej postępowego kraju w regionie, gdzie kobiety mogły pracować, gdzie wysoki był poziom życia. W imię zysków zniszczono najbardziej świecki rząd wśród krajów wybrzeży Afryki. Podczas półrocznej wojny zginęło 30 tysięcy ludzi, a 50 tysięcy zostało rannych[2] - to ofiary sfinansowanej i zainicjowanej przez Zachód rebelii - te straty to tylko i wyłącznie zasługa USA, które od samego początku szukało jak najbardziej krwawej drogi do obalenia Kaddafiego. USA i Europa sama kopie sobie grób - ta bezczelność z jaką zmieniono rząd w Libii przysporzy zwolenników tylko i wyłącznie radykalnym fundamentalistycznym odłamom islamskich ugrupowań. Po raz kolejny, w kolejnym kraju USA zmienia władzę na gorszą. Tu liczyły się tylko interesy, tu liczyła się tylko ropa. Mieliśmy do czynienia z interwencją USA i Anglii oraz Francji, która przypomniała nam najbardziej haniebne karty z historii kolonialnej przeszłości mocarstw europejskich. Na Wschodzie zawrze.
Każda dobra passa w polityce ma swój kres, ta bezkarność Zachodu także. Turcja, z której wydalono ambasadora Izraela rośnie w siłę i coraz mniej myśli o Unii Europejskiej a coraz więcej o przywództwie nad zjednoczonym regionem. Pakistan i Iran to kolejne kraje, który wymykają się Amerykanom z rąk. Równie niestabilna jest sytuacja w Egipcie, gdzie USA liczy na to, że uda się zapanować nad krajem przy pomocy armii. Dosłownie na dniach odbędą się wybory w Tunezji, niedługo odbędą się także w Egipcie - po demonstracji zachodniego kolonializmu jasnym jest, że do władzy dorwą się radykałowie. Perspektywa rządów nad krajami arabskimi dla USA i Europy będzie coraz trudniejsza. Izrael - nieruchomy lotniskowiec - także siedzi na beczce prochu i jego bezpieczeństwo zapewnione jest jedynie dzięki ostatniemu największemu bastionowi amerykańskich wpływów - Arabii Saudyjskiej (która dziwnym trafem przez Michnika nigdy mianem reżimu nie została nazwana).
Wystarczy, że Bracia Muzułmańscy (którzy rosną w siłę z tygodnia na tydzień) przejmą władzę po wyborach, Turcja, Pakistan i Iran wejdą w sojusz a obecność i bezpieczeństwo amerykańskich interesów stanie pod wielkim znakiem zapytania. Nikt na Wschodzie nie wierzy już 'zachodniej demokracji'. A to wszystko za sprawą krwawej, bezlitosnej i bezkarnej polityki, którą USA udawało się przez wiele lat prowadzić - teraz, gdy nie ma ZSRR, a USA są zbyt słabe by militarnie kontrolować cały region pęknie klincz i pęknie ostatnia bariera uniemożliwiająca krajom wschodu wzięcie spraw we własne ręce. Opcje dla krajów arabskich są dwie - islamizacja lub świecka droga socjalistyczna. Ta pierwsza na tą chwilę wydaje się bardziej realna.
Chichocząca zbrodniarka Hillary Clinton i mord na Kaddafim dały obraz światowej hegemonii Zachodu. Hegemonii, która pozwolić może sobie na tysiące (miliony licząc inne wojny) zabitych, radosny lincz na wizji i łamanie wszelkich praw i norm międzynarodowych. W Libii Ameryka i rebelianci dali najlepszy pokaz zbrodni i barbarzyństwa od czasów Pinocheta i wojny wietnamskiej.
[1]http://www.geopolityka.org/index.php/libia-2011/901-libijscy-powstancy-nie-sa-demokratami
[2]http://rt.com/news/libya-nato-civilian-deaths-323/
Zabito przywódcę najbardziej postępowego kraju w regionie, gdzie kobiety mogły pracować, gdzie wysoki był poziom życia. W imię zysków zniszczono najbardziej świecki rząd wśród krajów wybrzeży Afryki. Podczas półrocznej wojny zginęło 30 tysięcy ludzi, a 50 tysięcy zostało rannych[2] - to ofiary sfinansowanej i zainicjowanej przez Zachód rebelii - te straty to tylko i wyłącznie zasługa USA, które od samego początku szukało jak najbardziej krwawej drogi do obalenia Kaddafiego. USA i Europa sama kopie sobie grób - ta bezczelność z jaką zmieniono rząd w Libii przysporzy zwolenników tylko i wyłącznie radykalnym fundamentalistycznym odłamom islamskich ugrupowań. Po raz kolejny, w kolejnym kraju USA zmienia władzę na gorszą. Tu liczyły się tylko interesy, tu liczyła się tylko ropa. Mieliśmy do czynienia z interwencją USA i Anglii oraz Francji, która przypomniała nam najbardziej haniebne karty z historii kolonialnej przeszłości mocarstw europejskich. Na Wschodzie zawrze.
Każda dobra passa w polityce ma swój kres, ta bezkarność Zachodu także. Turcja, z której wydalono ambasadora Izraela rośnie w siłę i coraz mniej myśli o Unii Europejskiej a coraz więcej o przywództwie nad zjednoczonym regionem. Pakistan i Iran to kolejne kraje, który wymykają się Amerykanom z rąk. Równie niestabilna jest sytuacja w Egipcie, gdzie USA liczy na to, że uda się zapanować nad krajem przy pomocy armii. Dosłownie na dniach odbędą się wybory w Tunezji, niedługo odbędą się także w Egipcie - po demonstracji zachodniego kolonializmu jasnym jest, że do władzy dorwą się radykałowie. Perspektywa rządów nad krajami arabskimi dla USA i Europy będzie coraz trudniejsza. Izrael - nieruchomy lotniskowiec - także siedzi na beczce prochu i jego bezpieczeństwo zapewnione jest jedynie dzięki ostatniemu największemu bastionowi amerykańskich wpływów - Arabii Saudyjskiej (która dziwnym trafem przez Michnika nigdy mianem reżimu nie została nazwana).
Wystarczy, że Bracia Muzułmańscy (którzy rosną w siłę z tygodnia na tydzień) przejmą władzę po wyborach, Turcja, Pakistan i Iran wejdą w sojusz a obecność i bezpieczeństwo amerykańskich interesów stanie pod wielkim znakiem zapytania. Nikt na Wschodzie nie wierzy już 'zachodniej demokracji'. A to wszystko za sprawą krwawej, bezlitosnej i bezkarnej polityki, którą USA udawało się przez wiele lat prowadzić - teraz, gdy nie ma ZSRR, a USA są zbyt słabe by militarnie kontrolować cały region pęknie klincz i pęknie ostatnia bariera uniemożliwiająca krajom wschodu wzięcie spraw we własne ręce. Opcje dla krajów arabskich są dwie - islamizacja lub świecka droga socjalistyczna. Ta pierwsza na tą chwilę wydaje się bardziej realna.
Chichocząca zbrodniarka Hillary Clinton i mord na Kaddafim dały obraz światowej hegemonii Zachodu. Hegemonii, która pozwolić może sobie na tysiące (miliony licząc inne wojny) zabitych, radosny lincz na wizji i łamanie wszelkich praw i norm międzynarodowych. W Libii Ameryka i rebelianci dali najlepszy pokaz zbrodni i barbarzyństwa od czasów Pinocheta i wojny wietnamskiej.
[1]http://www.geopolityka.org/index.php/libia-2011/901-libijscy-powstancy-nie-sa-demokratami
[2]http://rt.com/news/libya-nato-civilian-deaths-323/