2012-10-06 00:56:02
Najnowszy sondaż TNS Polska daje PiS-owi 39% poparcia, to aż o 6% więcej niż Platformie Obywatelskiej. Nikogo nie powinno to dziwić. Zdecydowanej większości Polaków żyje się dziś kiepsko, lub też całkiem źle. Język protestu, nawet nieważne jakiego konkretnie, trafia do ludzi. Maglowane przez Kaczyńskiego hasło "Alternatywa", debata ekonomiczna z ekspertami o antyliberalnym wydźwięku i rezygnacja z wyłącznie smoleńsko-ciemnogrodzkiej retoryki przynoszą zamierzone efekty. Wyborcy, jak się okazuje, są nawet w stanie przełknąć macierewiczową smoleńszczyznę, jeśli otrzymają choć cień szansy na to, że sytuacja gospodarcza Polski ulegnie poprawie. Istnieją powody ku takiej desperacji.
Kilkanaście procent bezrobocia, brak pracy dla młodych ludzi, brak planowania zatrudnienia, zdewastowany system edukacji, niemożność kupienia mieszkania na własność, macierzyństwo skazujące na biedę, głodowe płace... to szara, polska rzeczywistość. Ukoronowaniem tej pogłębiającej się nędzy będzie sprywatyzowanie już okradanej i rozbieranej służby zdrowia.
Narodził się już nawet pierwszy symbol prywatyzacji opieki zdrowotnej, są nim wyrzucane od lekarza dzieci, lądujący na bruku mali pacjenci Centrum Zdrowia Dziecka.
Kolejnych skandali nie da się przemilczeć.
Liberalne partie nie mają odpowiedzi na kryzys, gdyż to ich polityka go wywołała, tymczasem lewica wydaje się być zakneblowana, SLD dusi się swoją establishmentowością i nie potrafi jak na razie poza nią wyjść. Zapraszając Rostowskiego i podejmując dyskusję głównie na temat ułatwień dla przedsiębiorców SLD, podobnie jak Ruch Palikota, udowadnia tylko, że nie jest na chwilę obecną żadną realną alternatywą, że nie wyczuwa społecznych interesów i nie potrafi ich reprezentować. Polska lewica parlamentarna aspiruje obecnie co najwyżej do miana koalicjanta Platformy Obywatelskiej, antysystemowość nikomu nie mieści się w głowie, a język sprzeciwu i protestu najzwyczajniej nie istnieje.
Żeby mógł powstać taki język musiałaby zostać przez lewicę podniesiona kwestia najważniejsza. Problem Polski to obecnie przede wszystkim problem słabości państwa. Jego biedy, jego impotencji, jego neoliberalnego skorumpowania.
Interesów społecznych nie zabezpieczą żądni zysku "pracodawcy", których jedyną receptą na kryzys będą recepty w stylu cięcia kosztów pracy lub skracania urlopów macierzyńskich. Zabezpieczyć może je wyłącznie reprezentujące społeczeństwo, czyli pracowników, państwo. Kwestia państwowości została w Polsce zakłamana przez wieloletnią indoktrynację wolnorynkową i kolonialną, która to uczyniła z Polski podnóżek dla sił międzynarodowego kapitalizmu i jego lokalnych agentów.
Jeżeli oczekiwanie na pracę ma przestać być oczekiwaniem na cud - państwo musi zostać odzyskane. Polityka tworzenia i zarządzania miejscami pracy, a także strategia zwiększania środków do budżetu, muszą się stać sprawami priorytetowymi, polityczną kwestią numer jeden.
Bez tego możemy się co najwyżej kręcić wokół różnych wersji programów neoliberalizmu.
W taki mniej więcej sposób usiłuje budować swoją pozycję Jarosław Kaczyński. Jego prawicowa, kościelna wizja zakłada większe upodmiotowienie państwa polskiego niż ma to miejsce obecnie. Dyskurs nacjonalizmu siłą rzeczy zakłada też pewną rolę państwowości. PiS wygrywa ten wyścig o dostrzeżenie roli państwa w gospodarce. I jak na razie nie ma konkurentów...
Kilkanaście procent bezrobocia, brak pracy dla młodych ludzi, brak planowania zatrudnienia, zdewastowany system edukacji, niemożność kupienia mieszkania na własność, macierzyństwo skazujące na biedę, głodowe płace... to szara, polska rzeczywistość. Ukoronowaniem tej pogłębiającej się nędzy będzie sprywatyzowanie już okradanej i rozbieranej służby zdrowia.
Narodził się już nawet pierwszy symbol prywatyzacji opieki zdrowotnej, są nim wyrzucane od lekarza dzieci, lądujący na bruku mali pacjenci Centrum Zdrowia Dziecka.
Kolejnych skandali nie da się przemilczeć.
Liberalne partie nie mają odpowiedzi na kryzys, gdyż to ich polityka go wywołała, tymczasem lewica wydaje się być zakneblowana, SLD dusi się swoją establishmentowością i nie potrafi jak na razie poza nią wyjść. Zapraszając Rostowskiego i podejmując dyskusję głównie na temat ułatwień dla przedsiębiorców SLD, podobnie jak Ruch Palikota, udowadnia tylko, że nie jest na chwilę obecną żadną realną alternatywą, że nie wyczuwa społecznych interesów i nie potrafi ich reprezentować. Polska lewica parlamentarna aspiruje obecnie co najwyżej do miana koalicjanta Platformy Obywatelskiej, antysystemowość nikomu nie mieści się w głowie, a język sprzeciwu i protestu najzwyczajniej nie istnieje.
Żeby mógł powstać taki język musiałaby zostać przez lewicę podniesiona kwestia najważniejsza. Problem Polski to obecnie przede wszystkim problem słabości państwa. Jego biedy, jego impotencji, jego neoliberalnego skorumpowania.
Interesów społecznych nie zabezpieczą żądni zysku "pracodawcy", których jedyną receptą na kryzys będą recepty w stylu cięcia kosztów pracy lub skracania urlopów macierzyńskich. Zabezpieczyć może je wyłącznie reprezentujące społeczeństwo, czyli pracowników, państwo. Kwestia państwowości została w Polsce zakłamana przez wieloletnią indoktrynację wolnorynkową i kolonialną, która to uczyniła z Polski podnóżek dla sił międzynarodowego kapitalizmu i jego lokalnych agentów.
Jeżeli oczekiwanie na pracę ma przestać być oczekiwaniem na cud - państwo musi zostać odzyskane. Polityka tworzenia i zarządzania miejscami pracy, a także strategia zwiększania środków do budżetu, muszą się stać sprawami priorytetowymi, polityczną kwestią numer jeden.
Bez tego możemy się co najwyżej kręcić wokół różnych wersji programów neoliberalizmu.
W taki mniej więcej sposób usiłuje budować swoją pozycję Jarosław Kaczyński. Jego prawicowa, kościelna wizja zakłada większe upodmiotowienie państwa polskiego niż ma to miejsce obecnie. Dyskurs nacjonalizmu siłą rzeczy zakłada też pewną rolę państwowości. PiS wygrywa ten wyścig o dostrzeżenie roli państwa w gospodarce. I jak na razie nie ma konkurentów...