Inwazja podżegaczy wojennych
2014-05-16 23:50:35
Czy istnieje duża różnica pomiędzy Ukrainą a Polską gdy przyjrzymy się samej sferze polityki?

Czy Polscy niezadowoleni są dla polskiego rządu potencjalnymi Separatystami do odstrzału?

I tu i tu u władzy znajdują się oligarchowie i agenci zagranicznego kapitału, którzy od dawna ignorują żądania społeczeństwa i jego bezpośredni interes, i w Polsce i na Ukrainie klasa polityczna zanadto nie przejmuje się poparciem/frekwencją/interesem narodowym...

Problem z nazwaniem mieszkańców Wschodniej Ukrainy "Separatystami" polega więc na tym, że jestem prawie przekonany co do tego, że gdyby inny, jakikolwiek wybuch niezadowolenia nastąpił przykładowo w Polsce - to wszyscy jego uczestnicy staliby się takimi samymi "Separatystami" jak teraz w oczach mediów i polskiej klasy politycznej są nimi mieszkańcy Wschodniej Ukrainy.

Wszelkie przejawy buntu i żądania niezależności wymierzone przeciwko dominacji Międzynarodowego Funduszu Walutowego, neoliberalnej UE i USA są dziś Separatyzmem a jedyną formą dialogu z Separatystami uznawaną przez Zachód są siły Prawego Sektora lub - w nowocześniejszej wersji - drony.

Na naszych oczach doszczętnie kompromituje się zachodni mit praw człowieka. Dialog zastąpiły wezwanie do sankcji i poparcie dla rozwiązań siłowych. Metody, które dotychczas stosowano wyłącznie poza Europą triumfalnie powracają teraz na terytorium Starego Kontynentu.

Przed nami wybory do europarlamentu.

Wbrew ślepemu euroentuzjazmowi SLD i niektórych środowisk lewicy daleko mi do bezkrytycznego popierania UE, które charakteryzuje polskie elity. Unia Europejska podlega tym samym prawom, którym podlegają gospodarki poszczególnych państw. Unia jest kapitalistyczna, a przede wszystkim uzależniona od wewnętrznego kolonializmu, któremu uległa m.in Polska. Pytanie o Unię Europejską pozostaje pytaniem otwartym. W chwili obecnej UE przez polskich polityków traktowana jest niczym bezgranicznie hojny feudalny pan, którego należy wyłącznie chwalić. Prawdziwa natura UE jest dziś jednak definiowana przez pryzmat interesu najzamożniejszych państw Unii i łatwo wyobrazić sobie siłę sprzeciwu, którą napotkałaby każda frakcja usiłując zmienić obecny układ sił, czy sytuację socjalną w jednym z państw członkowskich.

Sytuacja na Ukrainie i spontaniczna uległość Polski wobec cudzego interesu zagranicznego świadczą o sile oddziaływania militarystycznej części zachodniego kapitału na słabe, peryferyjne kraje UE. Zwerbowane przez najbardziej agresywny odłam zachodniego militaryzmu polskie elity polityczne swą antyrosyjską funkcję pełnią od przeszło 25 lat i czynią tak przede wszystkim dlatego, że w pamięci polityków USA nadal żywy jest obraz radzieckiego zagrożenia, które w osobie wywłaszczającego kapitalistów Lenina nawiedza każdej nocy najbogatszych Amerykanów.

Winę za kolonialny charakter Polski ponosi jednak nie tylko nasza słaba (wywodząca się z Okrągłego Stołu) elita i rozbity na bierne frakcje proletariat. Politycznie odpowiedzialnym numer jeden są nasi europejscy sąsiedzi, którzy posługują się Polską w sposób szczególny i zarezerwowany wyłącznie dla niej. Rolą polityczną Polski w relacjach wschodnich jest właśnie rola policjanta, agenta – podczas gdy inne kraje (takie jak Niemcy, Francja...) zarezerwowały dla siebie cieplejszy wizerunek w relacjach z naszym wschodnim sąsiadem, rzecz jasna wyciągając z tego wymierne korzyści w stosunkach gospodarczych.

Samodzielność polityczna Donalda Tuska i jego prawicowych zombie to złudzenie.

Konflikt na linii UE/USA – Rosja to klasyczny konflikt imperialnych interesów.

W konflikcie tym Polsce przypadła rola ubezwłasnowolnionego giermka, który działa na rozkaz i bez szemrania wypełnia kolejne rozkazy płynące z góry. Co istotne – konflikt ten unaocznia nam nie tylko realną słabość polskich pracowników, czy polskich sił politycznej alternatywy, lecz stanowi także dowód na słabość polskiego kapitalizmu i polskiej klasy kapitalistycznej, która przez przeszło dwie dekady nie zdołała przejąć rzeczywistej władzy nad polską polityką zagraniczną i która musi się dziś kryć w cieniu rojeń kaczystów, którzy pragną budować nad Wisłą państwo frontowe.

Czy istnieje jakakolwiek alternatywa wobec polityki oblężonej twierdzy, którą narzuciły nam siły prawicy?

W chwili obecnej - nie. Przede wszystkim dlatego, że trzy najsilniejsze partie posiadają ten sam profil polityki zagranicznej. Jeśli więc w ogóle czeka nas polityczna autonomia w kwestii zagranicznej to będzie ona dziełem skrajnej, reakcyjnej prawicy pokroju Ruchu Narodowego lub Korwina-Mikke, grup, które łatwiej wgryzą się w oczekiwania coraz bardziej prawicowego elektoratu. POPiS rękami IPN-u latami hodował swoich grabarzy. Właśnie nadchodzi ich czas.

poprzedninastępny komentarze