2008-06-16 15:08:49
Nie wiem, czy się zgodzisz, ale moim zdaniem w Polsce mamy do czynienia z zaskakująco silnym zjawiskiem lewicowej homofobii. Przyjmuje ona różne formy. Jedną z nich są rytualne narzekania na każdą akcję na rzecz praw mniejszości seksualnych, jako na zajmowanie się „problemami zastępczymi”. Towarzyszy temu obsesyjne zapewnianie, że mniejszości seksualne w Polsce nie są prześladowane, że maja takie same prawa (a nawet, że są grupą uprzywilejowaną!) jak osoby hetereseksualne i że lewica nie powinna się nimi zajmować, tylko biednymi, robotnikami, włókniarkami, lokatorami, którzy są jej prawdziwym elektoratem. Co więcej, według lewicowych homofobów, lewica właśnie dlatego jest słaba, że odwróciła się od „prostego człowieka”, by „bronić rozhisteryzowanych mniejszości”, i gdyby powróciła do obyczajowego konserwatyzmu, to lud wróciłby pod jej sztandary. Gej pełni w tym myśleniu taką samą funkcję, co Żyd w dyskursie antysemickim. Tak jak według antysemitów, naród polski cierpi, bo osłabiają go od wewnątrz Żydzi, tak homofobia lewicowa podsuwa lewicy łatwą odpowiedź; odpowiedzialność za jej dzisiejszą słabość ponoszą mniejszości seksualne, które zawłaszczyły „nasze sztandary” i zniszczyły lewicę od środka, oddzielając ją od prostych, konserwatywnych ludzi. Całe to myślenie, powielające najbardziej prymitywne kalki populistycznego konserwatyzmu, nie byłoby warte uwagi, gdyby nie jego skala. Ja się trochę przestraszyłem, kiedy przeczytałem na forum naszego portalu dyskusję pod informacją o Marszu Równości.
Katarzyna Szumlewicz:
Zgadzam się z Tobą, z jednym zastrzeżeniem, mianowicie iż nie wszyscy nasi forumowi komentatorzy są osobami lewicowymi. Mamy w końcu do czynienia z desantem redaktorów i współpracowników pisma zaprzyjaźnionego z "Frondą", którzy właśnie nasze forum obrali na głoszenie swojej "konserwatywnej wrażliwości społecznej" i zwalczanie lewicowej "konkurencji". Faktem jest jednak, że ich demagogia pada na podatny grunt, że lewicowa homofobia istnieje. Może nie w tak jaskrawej formie, jak w przytoczonych przez Ciebie opiniach, ale w przeświadczeniu, że "lewica powinna znać proporcje". Jakie są te proporcje? Otóż o sprawach związanych z biedą (wyabstrahowanych od refleksji chociażby na temat tego, jak wiąże się z nią płeć czy kształt rodziny) ma traktować 100 % przekazu tak pojmowanej "lewicy". O "obyczajówce" natomiast ma być zero procent, ani pozytywnie ani negatywnie, co wygląda, owszem, na kompromis, ale pomiędzy postawą LPR a mainstreamem, wyrażanym w Polsce przez Gazetę Wyborczej (tu zaś zwanym oczywiście „przesadą” czy „promocją homoseksualizmu”). Stad każde poruszenie tematyki LGBTQ wywołuje szereg ataków na to, że "znooowuuuu" lewica podejmuje tematy nie najważniejsze. Tymczasem chodzi o to, że postulowane w tym podejściu metody są zupełnie anachroniczne także jeśli chodzi o mówienie o biedzie, wykluczeniu ekonomicznym. Oczywiście kulturalistyczny dyskurs broniący prawa do tożsamości seksualnej nie zastąpi takiej refleksji i nawet do tego nie aspiruje. Lewica nie jest jednak "albo" kulturalistyczna, "albo" konserwatywna. Jej zadaniem jest bronić ludzi przed wykluczeniem na sposób lewicowy. To znaczy ani konserwatywny, ani sprowadzający do tożsamości (co skądinąd na jedno wychodzi).
JM:
Zwłaszcza że obie formy wykluczenia często nakładają się na siebie. Lewicowej homofobii często towarzyszy jakaś stalinowska w zasadzie kalka myślowa, w myśl której praktyki homoseksualne to fababerie zdemoralizowanych elit, które od nadmiaru pieniędzy i czasu wolnego nie wiedzą co ze sobą zrobić i oddają się „perwersji”. We wspomnianej przeze mnie dyskusji ciągle przewijało się pytanie „czy ktoś widział robotnika geja”? Tymczasem osoby biedne tak samo jak inne grupy społeczne wykazują homoseksualne skłonności, co w Polsce oznacza dla nich bardzo ciężką sytuację. Wiadomo, że homofobia najbardziej uderza w ludzi w małych miejscowościach, miejscach o szczególnie silnych wpływach kościoła. To, przeczące empirycznym badaniom, przekonanie, że „nie ma homoseksualnych robotników” ujawnia jeszcze jedną funkcję, jaką gej pełni w tym dyskursie. Mianowicie, gej „kradnie radość” z bycia lewicowcem. Dla lewicowych homofobów lewica wydaje się być męską, rewolucyjną, homospełoczną wspólnotą, udział w której generuje nadmiarową rozkosz. Ale gdy w tej wspólnocie pojawia się gej, „kradnie radość” z przeżywania zaangażowania w tak rozumianą lewicowość. Na tej samej zasadzie, przed przyjęciem osób homoseksualnych (a wcześniej kobiet) długo wzbraniała się armia w wielu państwach świata.
KSz:
Lewica jako armia - brrrr! Ale masz rację, o czym świadczą militarystyczne, "braterskie" kalki w myśleniu uchodzącym za lewicowe. Tymczasem dzisiaj czymś naprawdę lewicowym jest chociażby przebadać sytuację osób homoseksualnych pochodzących z biednych rodzin, tworzyć na ten temat analizy, dzieła artystyczne. Podobnie zresztą jak badać genderowe uwarunkowania biedy, oczywiście nie ograniczając się do jednego czynnika opisu. Takie pluralistyczne podejście jest koniecznością, a nie możliwością gdzieś na marginesie „prawdziwego” lewicowego dyskursu. Istnieje ogromnie wiele obszarów nieopisanych a możliwych do opisania tylko w ten sposób. Geje są dziś ogromnie ważni dla prawicy. Przy czym zajmują oni niemal całą przestrzeń rozumienia homoseksualności. Lesbijki są w ich cieniu. W dużej mierze funkcjonują jako pornograficzny fantazmat heteroseksualnych mężczyzn. Fantazmat, którego obecność jakoś nie przeszkadza "obrońcom rodziny", ufundowanej wszak na podporządkowaniu kobiety mężczyźnie. Autentyczna lesbijka to zaś Obcy. Uosabia seksualną niezależność kobiet od mężczyzn, a to już doprawdy przesada, a wręcz groźba! „Normalność” to bowiem dominacja heteroseksualnych mężczyzn na wszystkich polach społecznej aktywności. Sfera seksualna i ekonomiczna idealnie się tu dopełniają.
JM:
„Lewicowcy” zaślepieni przez homofobię nie widzą też na ogół tego, że bieda i wykluczenie są płciowo uwarunkowane, tego, w jaki sposób dotykają głównie kobiety. Dla dużej części lewicy w Polsce jedynym.„prawdziwie lewicowym” podmiotem emancypacji może być tylko i wyłącznie robotnik. Taka lewica nie potrafi sobie wyobrazić, że osobą głęboko wykluczoną będzie też gej nauczyciel z małego miasteczka, któremu zresztą ekonomicznie nie powodzi się lepiej, niż przeciętnemu robotnikowi (jeśli nie gorzej). Lewica ma przed sobą dużo do zrobienia, dużo do przemyślenia. Siła lewicowej homofobii pokazuje moc populistycznego języka prawicy, który spora część polskiej lewicy przyjęła za swój. I z tego braku własnego języka, z braku przemyślenia pewnych spraw, bierze się też słabość lewicy w ogóle. Błażej Warkocki celnie zauważył, że homofobia blokuje także postęp w sprawach socjalnych. Karta Praw Podstawowych, która jest jednak krokiem w przód, jeśli chodzi o prawa socjalne wobec tego, co jest w Polsce dziś, jest zwalczana przy pomocy homofobicznych argumentów (słynny spot prezydenta Kaczyńskiego). Homofobia, bez wątpienia będąca problemem wielu osób z klas pracujących, pozwala prawicy na „sprzedanie” tej grupie społecznej rozwiązań ekonomicznych uderzających w jej własne interesy. Dokładnie ten sam mechanizm działa od lat w Stanach. Dopóki polska lewica go nie przemyśli, ciągle będzie przegrywać z populistyczną prawicą.
KSz:
Proces liberalizacji jeśli chodzi o życie erotyczne postępuje na całym świecie, co wpływa także na Polskę. Na szczęście nie da się go powstrzymać. Nie wystarczy jednak mu biernie kibicować, można tej emancypacji nadawać różne odcienie. Transformacja przyzwyczaiła nas do myślenia w kategoriach przeciwstawianych sobie grup interesu. Nauczyciele albo górnicy, kobiety w ciąży kontra te nie chcące mieć dzieci. Nie tylko u lewicowców, także w mainstereamowym dyskursie broniącym mniejszości seksualnych widać pokłosie tego typu myślenia. Prymitywny, antysemicki lud kontra neoliberalna inteligencja - czyż taka kalka nie pojawia się nader często na łamach Gazety Wyborczej... Tymczasem takie dzielenie na dobrych i złych lub przeciwstawianie ich sobie nawet w najlepszych intencjach jest właśnie dziecinne, niedialektyczne, nielewicowe....
JM:
Jest oczywiste, że homofobia, tak jak rasizm czy antysemityzm, nie biorą się stąd, że ludzie są po prostu źli i pełni przesądów i trzeba ich potępić moralnie, a wówczas się staną lepsi. Lewica musi wskazywać skąd się biorą takie postawy, na ich społeczne tło. Nie chodzi o to, by usprawiedliwiać czyjeś uprzedzenia, ale by pokazać, że społeczeństwo głęboko nierówne, pełne wzajemnej nieufności, strachu i wzajemnej pogardy (a w takie społeczeństwo zmieniła nas transformacja) nie będzie otwarte wobec jakichkolwiek mniejszości. Pojawia się tu też pytanie o to, czy środowiska homoseksualne rozsądnie postępują, budując wizję geja czy lesbijki jako normalnych mieszczuchów z klasy średniej, który tym się tylko różnią od heteroseksualistów, że żyją z partnerami tej samej płci. Czy taki homomainstreaming nie wzmacnia tego fantazmatu „normalności”, o którym pisałaś i czy na dłuższą metę nie szkodzi emancypacji w ogóle? Czy nie wzmacnia konserwatywnego modelu organizacji seksualności opartego o rodzinę, tyle że dopuszczając do niego także rodziny jednopłciowe? To są pytania, na które lewicę i ruch LGBTQ czeka poważna dyskusja. Na zachodzie toczy się ona wokół takich pytań jak: związki partnerskie dla osób homoseksualnych czy dysocjacja praw, jakie mają małżeństwa (co proponuje Judith Butler), czy walka o uznanie społeczne gejów i lesbijek jako jasno określonych tożsamości, czy o społeczne uznanie prawomocności homoerotycznego popędu, niezależnie od tego, czy osoba go odczuwająca definiuje się jako gej lub lesbijka, czy nie. Tu widzę możliwość bardzo ciekawego, twórczego sporu. Tylko najpierw musimy przekroczyć etap „kto widział robotnika geja?”.
KSz
Oraz demagogii „Brońmy większości, nie mniejszości”. Powtórzę bowiem, „normalność” czy „naturalność” postawy większościowej jest społecznym mitem uzasadniającym panowanie i to bynajmniej nie panowanie większości. Heteroseksualne kobiety podporządkowane heteroseksualnym mężczyznom w domu i w przestrzeni publicznej nie mają żadnego interesu w podtrzymywaniu konserwatywnego modelu rodziny opartego na męskiej dominacji. Także dla dzieci jest on niekorzystny, sztywne normy zakładają bowiem ojcowską przemoc i matczyne poświęcenie, w tym schemacie nie ma miejsca na wolność. Wreszcie, krzywdzi on samych heteroseksualnych mężczyzn zawężając ich wrażliwość na wielu polach, chociażby nie dając się cieszyć uczuciową relacją z dziećmi czy egalitarnymi - a nie rywalizacyjnymi - relacjami z innymi ludźmi. Taka „rodzina” na pewno też nie jest antykapitalistyczna, zaś jej „naturalność” jest konstruowana społecznie. Już teraz istnieje szereg alternatyw i to o nich warto dyskutować. Nie jest bowiem tak, że klasy niższe w przeciwieństwie do swobodnych "elit" to automaty realizujące sztywno narzucony konserwatywny program i niezdolne go odrzucić. Lewicowa homofobia zakłada nie tylko lekceważenie odmiennej seksualności, ale także pogardę dla tych, których rzekomo broni.