Czapka niewidka
2013-12-30 19:58:42
Skończyły się święta, a wraz z nimi "prawdziwie rodzinna" atmosfera. Tej ostatniej wielu nie miało jednak szansy zaznać. Jak wynika bowiem z doniesień medialnych, w tym roku zwiększyła się liczba osób chorych i starszych, które – mimo braku wskazań medycznych – krewni zdecydowali się zostawić na okres świąteczny w szpitalach. Ot, jak przystało na społeczeństwo chlubiące się umiłowaniem "wartości rodzinnych", z roku na rok coraz łatwiej usuwamy z rodzinno-świątecznego krajobrazu jednostki słabe, do niczego nieprzydatne, które swą chorobą czy podeszłym wiekiem mogłyby popsuć "radość ze świąt", zaburzyć "nastrój optymizmu i nadziei".

Co ciekawe jednak, media, które od święta alarmują, że Polacy i Polki coraz mniej chętnie troszczą się o schorowanych i wiekowych krewnych, same niezwykle rzadko stawiają w centrum swego przekazu takie właśnie osoby: starsze i chore. Zdarza się to najczęściej przy okazji politycznych sporów o waloryzację rent i emerytur bądź jak teraz, pod koniec roku, kiedy obrazki stojących w kolejkach do lekarza staruszków służą do zilustrowania medialnych doniesień o problemach służby zdrowia. Rzut oka na seriale i reklamy pozwala stwierdzić, że rodzima popkultura także nie ukochała osób starszych i z problemami zdrowotnymi. Króluje młodość i dobre zdrowie, uroda i wydajność.

Bywa oczywiście, że emeryci i emerytki goszczą na ekranach naszych telewizorów. W takich serialach jak "Klan", "M jak miłość" czy "Barwy szczęścia" spotkamy ich na pewno. Kobiety pojawiają się w nich zwykle w charakterze nianiek, kucharek i powiernic rodzinnych sekretów, zaś mężczyźni podstarzałych amantów lub zdziecinniałych urwisów, grających na nosie swoim żonom. Właściwie nie wiadomo, która rola jest gorsza: czy całkowicie przypisanej do rodziny, pełniącej funkcje usługowe babci, czy też może na poły śmiesznego, na poły żenującego dziadka, który skory jest wprawdzie do żartów, ale samodzielnie nie zrobi sobie nawet herbaty?

Ze starszymi mężczyznami producenci polskich seriali wyraźnie mają kłopot. Rola seniora, głowy rodu nie cieszy się takim szacunkiem jak kiedyś. Mądrości życiowe dziadków trącą myszką, a ich patriarchalna surowość i powściągliwość nie przydają się tam, gdzie liczą się "umiejętności miękkie": zdolność słuchania, empatia, łatwość udzielania porad (w tych celują kobiety). Starsi mężczyźni mogą więc w serialach co najwyżej uwodzić lub psocić, co być może ociepla ich wizerunek, ale nie sprzyja poważnemu traktowaniu. Zarówno w roli amantów, jak i podstarzałych urwisów serialowi dziadkowie wyłącznie śmieszą, a śmieszność tę podkreśla z lekka frywolna muzyka, swawolny ton wypowiedzi innych serialowych bohaterów, ich pobłażliwe uśmieszki i znaczące spojrzenia. Śmieszna jest także dziadkowa nieporadność w kuchni (groteskowa wprost nieumiejętność zaparzenia herbaty) czy niezdolność do opanowania zdobyczy techniki, takich jak komputer, Internet bądź telefon komórkowy (tu już dawno oddali pole wnukom, nawet kilkuletnim).

Co symptomatyczne, starsi mężczyźni w polskich serialach częściej niż kobiety uskarżają się na problemy ze zdrowiem. Kłopoty z sercem czy ciśnieniem seniorów zbliżają serialowe rodziny, jednoczą je przy łóżku chorego i... przeciwko niemu. Starszy chory mężczyzna, jak na przykład Lucjan Mostowiak z "M jak miłość", staje się swoistym zakładnikiem rodziny. Ta sprawuje nad nim nadzór – oczywiście "z troski" i "dla jego dobra", gdyż jako pacjent jest wyjątkowo niesforny: niecierpliwy, nieregularnie zażywa lekarstwa, nie stroni od – zabronionych w chorobie – używek. "Zupełnie jak dziecko" – chciałoby się powiedzieć. I taki jest też zapewne cel tego przedstawienia: całkowicie udziecinniający, odpodmiotawiający, odbierający godność.

Bywa też – i to wcale nierzadko – że starsi mężczyźni w serialach nie pojawiają się wcale, lub jeśli już, to na krótko. Śmierć – często nagła, tragiczna – zbiera wśród serialowych dziadków obfite żniwo. Jest to niewątpliwie najprostszy sposób pozbycia się postaci, z którymi nie bardzo wiadomo, co zrobić. No bo jaki może być pożytek z mężczyzny w wieku poprodukcyjnym?

Takich problemów nie przysparzają producentom polskich seriali starsze kobiety. Nic dziwnego, skoro babcia – szczególnie jeśli jest zdrowa i sprawna (a takie przeważają) – cała jest do zagospodarowania przez rodzinę. Tu popilnuje dziecka, tam podgotuje obiad, ówdzie zatroszczy się o dobre samopoczucie krewnych. Polska babcia serialowa z definicji nie ma własnego życia: koleżanek, hobby czy – nie daj bogini! – adoratorów. Babcia jest cała dla rodziny. Jest funkcjonalna, użyteczna, podręczna jak mebel. Kiedy jej nie ma, krewni smucą się i pragną, by była wśród nich. W jednym z ostatnich odcinków "Barw szczęścia" niepocieszona z powodu pobytu babci w szpitalu wnuczka ubolewa: "Kiedy babcia znów będzie z nami? Kiedy znów będzie się krzątać po kuchni, sprzątać i piec nasze ulubione ciasta?".

Jeśli weźmiemy pod uwagę czas poświęcony bliskim i zaangażowanie w ich sprawy, babcia okaże się stuprocentową kobietą: nikt i nic nie jest w stanie odciągnąć jej od rodziny. W tym samym czasie kobiecość babci – rozumiana w kategoriach fizycznej atrakcyjności, dbałości o wygląd, seksualnej aktywności – jest całkowicie niewidoczna, praktycznie nie istnieje. Romans babci (podobnie zresztą jak dziadka) w najlepszym wypadku może budzić pobłażliwy uśmiech krewnych, a w najgorszym prowadzić do ostrych sporów.

Babcia, bardziej niż dziadek, jest niewidzialna także jako adresatka polskich reklam, a zatem konsumentka towarów i usług. Starsi mężczyźni reklamują jeszcze czasem produkty tylko im służące, jak leki na prostatę czy zwiększające potencję. Starsze kobiety reklamują wyłącznie leki dla całej rodziny, jak te na ból głowy czy niestrawność. W reklamach pojawiają się jako opiekunki swoich schorowanych partnerów, cierpiących na migrenę córek czy ząbkujących wnucząt. Z racji wieku i doświadczenia służą radą, gdy przychodzi do wyboru odpowiedniego proszku do prania, płynu do naczyń bądź wybielacza.

Odpodmiotowienie starszych kobiet, ich podporządkowanie rodzinie idzie w reklamach tak daleko, że chętnie wykorzystuje się je do sprzedaży polis ubezpieczeniowych na życie (czy może raczej na śmierć). Oto w jednej z reklam dwie na oko sprawne, żywotne kobiety – w dodatku zadbane, eleganckie – rozmawiają o wykupie polisy, która zaoszczędzi ich krewnym problemów finansowych na wypadek ich śmierci. Zamiast snuć plany na "złotą jesień" – podróże, studia na uniwersytecie trzeciego wieku czy randki – bohaterki reklamy troszczą się o komfort rodziny, której nie chcą sprawić kłopotów swym pogrzebem in spe.

Oto ideał współczesnej staruszki: troskliwa i przedsiębiorcza, zaradna za życia i po śmierci, całkowicie bezproblemowa. Nie musi nawet zakładać czapki niewidki. Już jest niewidzialna. A staruszek? Inna reklama tego samego towarzystwa ubezpieczeniowego pokazuje, że jego od dawna nie ma. Wszak mężczyźni żyją krócej.

poprzedninastępny komentarze