2011-11-09 13:29:56
Lewica różni się od prawicy jak pies od jeża. Lewica jest postępowa, a prawica konserwatywna, przy czym postęp oznacza takie zmiany, które poprawią funkcjonowanie społeczeństwa, tak żeby jednostka miała zapewnione bezpieczeństwo materialne i uwolniona od konieczności nieustannej walki o przetrwanie mogła realizować swoje typowo ludzkie potrzeby. Konserwatyzm jest natomiast uznaniem panującego ładu, który można jedynie modyfikować. Lewica jest za równością wszystkich ludzi, przy uwzględnieniu ich różnic indywidualnych, prawica na podstawie różnic indywidualnych wywodzi, naturalną ich zdaniem, nierówność. Jarosław Tomasiewicz bardzo zgrabnie sformułował w swojej książce o nurtach politycznych (wybaczcie, tytułu nie pamiętam) takie antynomie definiujące lewicę i prawicę: postęp - tradycja i równość – nierówność. Jest to sposób powszechnie stosowany w typologiach nauk społecznych, warto go również zastosować w typologiach partii politycznych, o ile takie istnieją. Jeśli nie – należy je stworzyć. Bardzo ciekawe co by nam wyszło, jakbyśmy umieszczali jakąś partię na osi liczbowej, stanowiącej kontinuum od konserwatyzmu do postępu. Ile z partii zahaczyłoby o zero?
Na kilka pytań trzeba odpowiedzieć. Niestety wcale nie prostych, jak by to sugerowało pierwsze wrażenie. Na przykład: czy podatek liniowy jest postępowy? Czy podatek progresywny nie narusza zasady równości? I co odpowiecie? Że nie, bo nie. Ja odpowiem, że progresywny jest bardziej sprawiedliwy niż liniowy, bo jeśli kapitał dostaje od państwa więcej niż zwykły obywatel, to niech więcej płaci. Nie będę tu szczegółowo uzasadniał bo to i referatu mało, żeby opisać jak państwo pasa swoich pupili na zielonych pastwiskach ulg, ułatwień, partnerstw publiczno prywatnych, ochrony własności. Powiem więcej: jako pracodawca żądam, żeby moja praca służyła zyskowi nie tylko jednej osoby, ale żeby społeczeństwo coś z tego miało. Żeby z mojej pracy utrzymywać przedszkola, szkoły, szpitale, bezrobotnych. Niech moja praca posłuży czemuś bardziej pożytecznemu niż pozłacane klamki w pałacach biznesmenów. Zwłaszcza że wiele z tych zbytków jest w złym guście i razi moje poczucie estetyki.
Od jakiegoś czasu usiłuje się wmówić społeczeństwu, że twierdzenie o takich samych żołądkach jest błędne. I tu się propagandziści haniebnie mylą. Zapytajcie lekarzy. Żołądki mamy niestety takie same. Drobne różnice w budowie i trybie życia warunkują jedynie zapotrzebowanie kaloryczne. Zarówno niedożywienie jak i nadmierne obżarstwo powodują choroby. Podobnie z innymi potrzebami materialnymi. Jak ktoś ma za mało, to myśli tylko jak zarobić żeby przetrwać, jak ktoś ma za dużo, to koncentruje się żeby mieć więcej. Jedna i druga postawa stawia poza nawiasem społeczeństwa.
Ruch Palikota ma ambicje ustanawiać nową jakość w polityce, a ochoczo przyjmuje język i zasady gry teatru cieni. Przyjął całkowicie bezsensowny podział na lewicę socjalną i światopoglądową. Tak jakby program socjalny nie był światopoglądem, czyli rozwijając ten skrót poglądem na to, jak ma być urządzony świat. To czym on kurwa jest? Działem teorii liczb zespolonych? Jak już z kolei zaczynają gadać o religii, związkach partnerskich czy takich tam, to już dostają drugiej prędkości kosmicznej i odlatują. Nie tylko palikotowcy, cała tzw. „obyczajówka”.Tak jakby religia istniał poza systemem społeczno ekonomicznym. Po co te żale, że kościół się miesza do polityki? Niech się miesza. Ma prawo jak każda inna instytucja społeczna. Jak się chce kler wypowiadać, niech się wypowiada. Są obywatelami erpetrójki, to im wolno. Skoro się boicie, że ludzie ich słuchają, a nie was, to dajcie ludziom poczucie własnej siły politycznej i przynależności. Na razie większość należy jednak do Kościoła katolickiego i to jedyna ich przynależność. Żeby jednak ludzie zaczęli przynależeć, stawać się politykami, działaczami czy związkowcami, a nie elektoratem, trzeba stworzyć pewne warunki, albo przynajmniej przyjąć zdecydowany kierunek działania na coś, co pozwoli poczuć się pewniej, pozbyć się strachu, poczucia beznadziejności, uwierzyć, że o swoje można i trzeba powalczyć. To już niestety jest socjalizm, partycypacja, krok w stronę społeczeństwa obywatelskiego, które, jak się dobrze przyjrzeć, jest cholernie podobne do komunizmu. Mówię o komunizmie jako pewnej idei, której nie wymyślił żaden Stalin. Nawet nie Marks. Zresztą jak zwał tak zwał, wiadomo o co chodzi. I jak tu oddzielać „światopogląd” od tych materialnych spraw, które nie zasługują na tę nazwę, zdaniem tych typologów dzielących lewicę na socjalna i światopoglądową.
Pozwolę sobie na dygresję w kwestii krzyża w Sejmie. Zostawcie go. Walka na symbole zawsze przynosiła sporo emocji, a niewiele pożytku. Tak to już było w historii, że im więcej władza nawieszała symboli, nastawiała pomników, tym więcej ich następcy mieli uciechy z ich niszczenia. Niestety zginęło w tych zawieruchach wiele dzieł sztuki i sporo straciła historia. W muzeum symboli komunizmu w Kozłówce pod Lubartowem stoi wiele prawdziwych dzieł sztuki. Resztę szlag trafił po 1989 roku. Mniejsza o treść, pod względem formalnym są one unikatami. Jestem przekonany, że po latach wrócą na wystawy.
Podsumuję krótko i jak się rzekło w tytule, po chłopsku. Partie może już i nie są lewicowe czy prawicowe. Jest ważniejszy, istotniejszy i rzeczywisty podział. W dwóch zdaniach. Świat dzieli się na lewicę i prawicę. Lewica to ci, którzy walczą o wyzwolenie z ucisku, prawica ci, którzy tego ucisku bronią .