2013-09-15 16:48:33
Protesty związkowe 11-14 września były wielkim sukcesem jeśli chodzi o frekwencję. Gdyby tylko stały się one początkiem jakiegoś procesu zmiany społecznej i politycznej, to śmiało można byłoby mówić o „Ruchu 11 Września” . Ocena całego protestu a przede wszystkim jego kulminacji - manifestacji z 14 września powinna być dokonana w kontekście pytania: „co dalej?”.
Zarówno bezkrytyczne uwielbienie ruchu związkowego za to, że w ogóle zorganizował taki protest jak i skrajny sceptycyzm wobec pewnej powściągliwości i zachowawczości związkowych struktur, nie dają szans na rzetelną ocenę i wnioski. Moim zdaniem zorganizowanie tego protestu było po prostu obowiązkiem central związkowych i tu nie miały one wyjścia, natomiast zachowawczość wynika z tego, że społeczeństwo polskie odwykło od walki o swoje prawa i nie jest gotowe na radykalne kroki związkowców. Centrale związkowe miały tego świadomość i należy się im uznanie za to, że w takich okolicznościach ich przekaz był mocny i wyrazisty n ile było to możliwe. Wyartykułowano przede wszystkim to, że mamy swoje prawa i nie powinniśmy się wstydzić walczyć o nie. Pojawiły się pewne elementy klasowej diagnozy społecznej, związki nie boją się mówić o konflikcie interesu kapitału i świata pracy (nie tylko najemnej). Można też wyrazić uznanie dla liderów związkowych za wyczucie z jakim prezentowali w mediach nasze racje. Mówili wreszcie naszym językiem, językiem świata pracy, a nie językiem narzucanym przez media i biznes. Krótko mówiąc nie „plątali się w zeznaniach”. Ta uczciwość „językowa” i konsekwencja przyniosła wymierne skutki. Publicyści oprócz zwyczajowego ubolewania nad utrudnieniami w Warszawie, przynajmniej mimochodem wspominali o naszych żądaniach i racjach.
Druga strona medalu jest taka, że trzeba zaczynać od zera. Przede wszystkim nauczyć się manifestować. Wracając z manifestacji doszliśmy w autokarze do wniosku, że największym błędem był nadmiar efektów dźwiękowych pozbawionych treści. Chodzi głownie o te nieszczęsne wuwuzele. Chórem stwierdziliśmy, że następnym razem należy zabrać kilka megafonów i wymyśleć treściwe i nośne hasła do skandowania. I najważniejsze: to się nie może tak skończyć, że przyjechali, potrąbili, wyjechali i popili. Cały protest był z konieczności nieco zachowawczy, co przyznawali liderzy związkowi, manifestacja dość, jakby to powiedzieć, mało treściwa; ale najważniejsze, że to się wreszcie wydarzyło i jest nadzieja, że coś zapoczątkuje. Może odrodzenie ruchu związkowego, a może strajk generalny jeśli będzie trzeba. Jest nadzieja, że tak będzie, bo wczoraj były takie rozmowy w autokarze: jak by to było jak byśmy zrobili taki strajk. Myślę, że nasz autokar nie był wczoraj jedynym, w którym w drodze powrotnej o tym rozmawiano. A dawno takich rozmów nie było. Zatem należy przyjąć, że protest będzie skuteczny jeśli coś zapoczątkuje. Zobaczymy co. Wtedy będzie czas na oceny.