2012-08-29 03:23:48
Hiszpańscy bezrobotni po raz kolejny wywłaszczyli jeden z supermarketów. Tym razem 24 sierpnia w miejscowości Meria ok. 70 osób wyniosło jedzenie z jednego ze sklepów sieci Carrefour. Wcześniej, podobne akcje organizowane były przez andaluzyjski związek zawodowy SAT. "Proletariackie zakupy" odbyły się m.in. w miejscowościach Ecija i Arcos de la Frontera.
Akcja wygląda zawsze podobnie. Grupa kilkudziesięciu osób ładuje do wózków podstawowe artykuły spożywcze i wyjeżdża nie płacąc. Odzyskane w ten sposób towary są następne rozdawane osobom znajdującym się w najtrudniejszej sytuacji materialnej.
Hiszpania to kraj z najwyższym wskaźnikiem bezrobocia w UE. Obecnie bez pracy znajduje się ok 5 mln osób(24 proc). Coraz większy odsetek obywateli nie jest w stanie zaspokoić podstawowych potrzeb. Ludzie są wściekli, ale i gotowi na to, by upomnieć się o swoje.
Akcje wywłaszczeniowe to przykład oddolnej ofensywy pracowniczej wymierzonej przeciwko niesprawiedliwości, wyzyskowi i pogarszającym się warunkom życia. Człowiek, który stracił pracę, bezrobotny student wegetujący na stażu bez perspektyw na znalezienie zatrudnienia- oni wiedzą, że jedyną możliwością jest wyszarpnięcie tego, co im należne. Drakoński program cięć narzucony hiszpańskiemu rządowi przez strażników neoliberalnej religii (MFW, KE, EBC) nie tylko nie przynosi poprawy ich sytuacji, ale jest bezczelną próbą wyprowadzenia z kieszeni pracowników kolejnych miliardów EURO.
Dlatego właśnie na celowniku hiszpańskich bezrobotnych znalazły się sklepy należące do wielkich sieci handlowych. Firmy te, w czasach kryzysu notują stały wzrost dochodów. Warunki pracy w firmach takich jak Carrefour czy Mercadona przypominają legalnie działające obozy pracy. Opiewane przez speców od rynkowej racjonalizacji "uelastycznienie" kodeksu pracy pozwoliło na przywrócenie stosunków niemal feudalnych. Mobbing i łamanie praw pracowniczych są na porządku dziennym. Pasa mają zaciskać pracownicy, natomiast pasy właścicieli stają się coraz grubsze.
W tej sytuacji akcja nazywana " proletariackimi zakupami" jest afirmacją społecznej sprawiedliwości. Odebraniem złodziejom tego, co zagarnęli. Człowiek głodny, bez środków do normalnego funkcjonowania ma prawo upomnieć się o swoje. A wytwór jego pracy- towar znajduje się na półce supermarketu.
Największe w historii akcje "proletariackich zakupów" miały miejsce we włoskim regionie Veneto na przełomie lat 60tych i 70tych. Wówczas robotnicy z fabryk przemysłu chemicznego dokonywali wywłaszczeń na niewyobrażalną dzisiaj skalę. Regularnie dochodziło do ostrych potyczek z policją.
A gdyby tak zainicjować podobne akcje w Polsce? Zapewne zaczadzona liberalnym doktrynerstwem część społeczeństwa podniesie zaraz lament. Zaczną piszczeć o "świętym prawie własności", zaradnych i niezaradnych, pracusiach i obibokach. Neoliberalny program tresury robi swoje. Ideologiczna amunicja ma jednak siłę neutralizującą ograniczoną poziomem ludzkiej wściekłości. Poniżej minimum egzystencjalnego żyje obecnie ok 2 proc Polaków i Polek. Połowa uważa się za biednych. Prędzej czy później na ulicach zobaczymy obrazki takie jak te z Madrytu czy Aten. A wtedy-drżyjcie Carrefoury i Biedronki.
Akcja wygląda zawsze podobnie. Grupa kilkudziesięciu osób ładuje do wózków podstawowe artykuły spożywcze i wyjeżdża nie płacąc. Odzyskane w ten sposób towary są następne rozdawane osobom znajdującym się w najtrudniejszej sytuacji materialnej.
Hiszpania to kraj z najwyższym wskaźnikiem bezrobocia w UE. Obecnie bez pracy znajduje się ok 5 mln osób(24 proc). Coraz większy odsetek obywateli nie jest w stanie zaspokoić podstawowych potrzeb. Ludzie są wściekli, ale i gotowi na to, by upomnieć się o swoje.
Akcje wywłaszczeniowe to przykład oddolnej ofensywy pracowniczej wymierzonej przeciwko niesprawiedliwości, wyzyskowi i pogarszającym się warunkom życia. Człowiek, który stracił pracę, bezrobotny student wegetujący na stażu bez perspektyw na znalezienie zatrudnienia- oni wiedzą, że jedyną możliwością jest wyszarpnięcie tego, co im należne. Drakoński program cięć narzucony hiszpańskiemu rządowi przez strażników neoliberalnej religii (MFW, KE, EBC) nie tylko nie przynosi poprawy ich sytuacji, ale jest bezczelną próbą wyprowadzenia z kieszeni pracowników kolejnych miliardów EURO.
Dlatego właśnie na celowniku hiszpańskich bezrobotnych znalazły się sklepy należące do wielkich sieci handlowych. Firmy te, w czasach kryzysu notują stały wzrost dochodów. Warunki pracy w firmach takich jak Carrefour czy Mercadona przypominają legalnie działające obozy pracy. Opiewane przez speców od rynkowej racjonalizacji "uelastycznienie" kodeksu pracy pozwoliło na przywrócenie stosunków niemal feudalnych. Mobbing i łamanie praw pracowniczych są na porządku dziennym. Pasa mają zaciskać pracownicy, natomiast pasy właścicieli stają się coraz grubsze.
W tej sytuacji akcja nazywana " proletariackimi zakupami" jest afirmacją społecznej sprawiedliwości. Odebraniem złodziejom tego, co zagarnęli. Człowiek głodny, bez środków do normalnego funkcjonowania ma prawo upomnieć się o swoje. A wytwór jego pracy- towar znajduje się na półce supermarketu.
Największe w historii akcje "proletariackich zakupów" miały miejsce we włoskim regionie Veneto na przełomie lat 60tych i 70tych. Wówczas robotnicy z fabryk przemysłu chemicznego dokonywali wywłaszczeń na niewyobrażalną dzisiaj skalę. Regularnie dochodziło do ostrych potyczek z policją.
A gdyby tak zainicjować podobne akcje w Polsce? Zapewne zaczadzona liberalnym doktrynerstwem część społeczeństwa podniesie zaraz lament. Zaczną piszczeć o "świętym prawie własności", zaradnych i niezaradnych, pracusiach i obibokach. Neoliberalny program tresury robi swoje. Ideologiczna amunicja ma jednak siłę neutralizującą ograniczoną poziomem ludzkiej wściekłości. Poniżej minimum egzystencjalnego żyje obecnie ok 2 proc Polaków i Polek. Połowa uważa się za biednych. Prędzej czy później na ulicach zobaczymy obrazki takie jak te z Madrytu czy Aten. A wtedy-drżyjcie Carrefoury i Biedronki.