2013-09-18 09:05:58
Żaden pokojowy protest nie zrobi na władzy najmniejszego wrażenia. Nawet jeśli weźmie w nim udział 200 tys. osób. Kilkudniowa obecność związków zawodowych na ulicach Warszawy może co najwyżej pozytywnie wpłynąć na dobre samopoczucie samych związkowców i ocieplić nieco wizerunek organizacji pracowniczych w mediach. Sama konstrukcja warunków pracy, stopień wyzysku i stosunek sił pomiędzy kapitałem a pracą pozostanie jednak nienaruszony.
Sobotnia demonstracja nie wystraszyła tych, którzy są w Polsce odpowiedzialni za wyzysk i upokorzenie. Strach, który towarzyszy znacznej części pracowników każdego dnia dla przedsiębiorców jest uczuciem raczej obcym. To nie oni są hodowani w społecznym terrarium niskopłatnej śmiećpracy. To nie oni są zmuszani przez sytuację materialną do brania pożyczek na lichwiarski procent, żeby zapewnić dzieciom wyprawkę do szkoły. To nie oni są zmuszani pracować w nadgodzinach. To nie oni są zmuszani do narażania się na na szkodliwe warunki pracy. To nie oni są zmuszani wyłączać zabezpieczenia w maszynach, żeby te pracowały wydajniej. To nie oni są zmuszani pracować w halach produkcyjnych przy wyłączonej klimatyzacji, żeby fabryka mogła ograniczyć koszty. To nie oni są codziennie obmacywani na sklepowym zapleczu. To nie oni żyją w narzuconym przekonaniu o ich wymienialności, codziennie słysząc, że na ich miejsce są dziesiątki chętnych.
Przedsiębiorcy w Polsce mają bardzo dobrze. Jak u nadopiekuńczej babci. W porównaniu z innymi państwami UE są u nas skandalicznie niskie podatki. Koszty pracy również plasują się w europejskim ogonie. Kodeks pracy- modyfikowany według wskazówek gangsterów z Lewiatana. Umowy cywilnoprawne na porządku dziennym. Stopa zysku z jednego zainwestowanego Euro- jedna z najwyższych wśród państw OECD.
Gdzieś na murze w Krakowie widnieje taki napis "przemoc to żyć za 1000zł". Polscy przedsiębiorcy czują się kompletnie bezkarni w codziennym stosowaniu przemocy. Nie płacą w terminie, często zalegają z wypłatami przez wiele miesięcy, niszczą w zarodku wszelkie próby pracowniczej samoorganizacji, wynajmują kancelarie adwokackie specjalizujące się w tzw. union busting , zatrudniają na śmieciówki w sytuacjach gdy prawo zobowiązuje ich do podpisywania umów o pracę, szantażują, zastraszają pracowników, stosują mobbing.
Całkiem niedawno jakiś neoliberalny kaznodzieja szlochał w telewizji: "związki zawodowe antagonizują pracowników przeciw pracodawcom!". Byłoby cudnie gdyby tak to wyglądało. Niestety związki nie przejawiają najmniejszej woli podjęcia działań zaczepnych. Bronią jedynie (i chwała im za to) pozostałości prawnego parasola ochronnego kodeksu pracy.
Tymczasem obecnie kluczowe wydaje się być przełamanie przewagi psychologicznej, która jest po stronie przedsiębiorców. Perspektywy realnej zmiany nie pojawią się jednak dopóki związki zawodowe i organizacje pracownicze nie zaczną mocno akcentować fundamentalnej roli konfliktu klasowego.
Trzeba powiedzieć jasno - interesy przedsiębiorców i pracowników są zasadniczo sprzeczne. Granicą skali wyzysku jest zawsze siła oporu pracowników. Bez oglądania się na państwo, pracownicy muszą podjąć wspólną, solidarną walkę w miejscach pracy. Nie tylko w interesie swoich branż, lecz we wspólnym interesie całego świata pracy. Nauczyciele z hutnikami, kolejarze z pielęgniarkami. Każdy strajk, każde nieposłuszeństwo czy wywłaszczenie mienia jest krokiem w dobrą stronę.
Obcięte palce w podwarszawskim lesie nie są niczym nowym ani zaskakującym. Jest to to normalna praktyka stosowana od stuleci tam gdzie ścierają się ze sobą kapitał i praca. Przedsiębiorcy stosowali i stosują przemoc w przeróżnych postaciach. Psychologiczną - zastraszając wymuszają wymuszając na pracownikach postawy uległości i serwilizmu. Materialną - wyzyskując, bogacąc się ich kosztem. Wreszcie, gołą przemoc fizyczną w postaci łamania strajków z pomocą policji, wojska czy jak ostatnio - goryli z ochrony, zastraszania pracowników czy zabójstw związkowców. Ta historia przemocy trwa od zarania kapitalizmu.
Dotychczas w Polsce przemoc stosowali głównie przedsiębiorcy. Zastraszone społeczeństwo oswoiło się z tym faktem do tego stopnia, że milcząco akceptuje to, że bandytyzm stosowany przez biznes (np. wielomiesięczne niewypłacanie wynagrodzeń) nie jest w ogóle nazywany przemocą. Taki porządek jest legitymizowany przez wstrzykujące morfinę w świadomość media, które prowadzą transmisje na żywo z barbarzyńskiego aktu podpalenia opony. Wtórują im propagandowo- polityczne tarany, przeróżne lewiatany i BCC.
Przemoc użyta w odpowiedzi na przemoc przedsiębiorców jest słuszna i chwalebna. Dopóki polityka pokojowych demonstracji, jednodniowych strajków, petycji i próśb nie ustąpi miejsca ostrym akcjom bezpośrednim wymierzonym w wyzyskiwaczy, dopóty nie zmieni się nic.Przedsiębiorcy muszą zacząć się bać. Jeśli nie pięści to przynajmniej materialnych strat. Dobrym i sprawdzonym środkiem dyscyplinującym na roszczeniową biznesową hordę jest strajk generalny. Masowa odmowa pracy mocno uderzy po kieszeni chciwych badylarzy i umożliwi mocniejszą artykulacje żądań pracowniczych.
Kilka tygodni temu usłyszałem historię człowieka, którego postawa powinna być drogowskazem dla innych. Pracownik z Wodzisławia Śląskiego od dłuższego czasu bezskutecznie upominał się o swoją wypłatę. Pewnego dnia spotkał szefa na ulicy. Najpierw grzecznie poprosił o niezwłoczne wypłacenie pensji, a gdy spotkał się z odmową, obił mu mordę i rozbił szybę w aucie za pomocą młotka. Cześć i chwała bohaterom!
Sobotnia demonstracja nie wystraszyła tych, którzy są w Polsce odpowiedzialni za wyzysk i upokorzenie. Strach, który towarzyszy znacznej części pracowników każdego dnia dla przedsiębiorców jest uczuciem raczej obcym. To nie oni są hodowani w społecznym terrarium niskopłatnej śmiećpracy. To nie oni są zmuszani przez sytuację materialną do brania pożyczek na lichwiarski procent, żeby zapewnić dzieciom wyprawkę do szkoły. To nie oni są zmuszani pracować w nadgodzinach. To nie oni są zmuszani do narażania się na na szkodliwe warunki pracy. To nie oni są zmuszani wyłączać zabezpieczenia w maszynach, żeby te pracowały wydajniej. To nie oni są zmuszani pracować w halach produkcyjnych przy wyłączonej klimatyzacji, żeby fabryka mogła ograniczyć koszty. To nie oni są codziennie obmacywani na sklepowym zapleczu. To nie oni żyją w narzuconym przekonaniu o ich wymienialności, codziennie słysząc, że na ich miejsce są dziesiątki chętnych.
Przedsiębiorcy w Polsce mają bardzo dobrze. Jak u nadopiekuńczej babci. W porównaniu z innymi państwami UE są u nas skandalicznie niskie podatki. Koszty pracy również plasują się w europejskim ogonie. Kodeks pracy- modyfikowany według wskazówek gangsterów z Lewiatana. Umowy cywilnoprawne na porządku dziennym. Stopa zysku z jednego zainwestowanego Euro- jedna z najwyższych wśród państw OECD.
Gdzieś na murze w Krakowie widnieje taki napis "przemoc to żyć za 1000zł". Polscy przedsiębiorcy czują się kompletnie bezkarni w codziennym stosowaniu przemocy. Nie płacą w terminie, często zalegają z wypłatami przez wiele miesięcy, niszczą w zarodku wszelkie próby pracowniczej samoorganizacji, wynajmują kancelarie adwokackie specjalizujące się w tzw. union busting , zatrudniają na śmieciówki w sytuacjach gdy prawo zobowiązuje ich do podpisywania umów o pracę, szantażują, zastraszają pracowników, stosują mobbing.
Całkiem niedawno jakiś neoliberalny kaznodzieja szlochał w telewizji: "związki zawodowe antagonizują pracowników przeciw pracodawcom!". Byłoby cudnie gdyby tak to wyglądało. Niestety związki nie przejawiają najmniejszej woli podjęcia działań zaczepnych. Bronią jedynie (i chwała im za to) pozostałości prawnego parasola ochronnego kodeksu pracy.
Tymczasem obecnie kluczowe wydaje się być przełamanie przewagi psychologicznej, która jest po stronie przedsiębiorców. Perspektywy realnej zmiany nie pojawią się jednak dopóki związki zawodowe i organizacje pracownicze nie zaczną mocno akcentować fundamentalnej roli konfliktu klasowego.
Trzeba powiedzieć jasno - interesy przedsiębiorców i pracowników są zasadniczo sprzeczne. Granicą skali wyzysku jest zawsze siła oporu pracowników. Bez oglądania się na państwo, pracownicy muszą podjąć wspólną, solidarną walkę w miejscach pracy. Nie tylko w interesie swoich branż, lecz we wspólnym interesie całego świata pracy. Nauczyciele z hutnikami, kolejarze z pielęgniarkami. Każdy strajk, każde nieposłuszeństwo czy wywłaszczenie mienia jest krokiem w dobrą stronę.
Obcięte palce w podwarszawskim lesie nie są niczym nowym ani zaskakującym. Jest to to normalna praktyka stosowana od stuleci tam gdzie ścierają się ze sobą kapitał i praca. Przedsiębiorcy stosowali i stosują przemoc w przeróżnych postaciach. Psychologiczną - zastraszając wymuszają wymuszając na pracownikach postawy uległości i serwilizmu. Materialną - wyzyskując, bogacąc się ich kosztem. Wreszcie, gołą przemoc fizyczną w postaci łamania strajków z pomocą policji, wojska czy jak ostatnio - goryli z ochrony, zastraszania pracowników czy zabójstw związkowców. Ta historia przemocy trwa od zarania kapitalizmu.
Dotychczas w Polsce przemoc stosowali głównie przedsiębiorcy. Zastraszone społeczeństwo oswoiło się z tym faktem do tego stopnia, że milcząco akceptuje to, że bandytyzm stosowany przez biznes (np. wielomiesięczne niewypłacanie wynagrodzeń) nie jest w ogóle nazywany przemocą. Taki porządek jest legitymizowany przez wstrzykujące morfinę w świadomość media, które prowadzą transmisje na żywo z barbarzyńskiego aktu podpalenia opony. Wtórują im propagandowo- polityczne tarany, przeróżne lewiatany i BCC.
Przemoc użyta w odpowiedzi na przemoc przedsiębiorców jest słuszna i chwalebna. Dopóki polityka pokojowych demonstracji, jednodniowych strajków, petycji i próśb nie ustąpi miejsca ostrym akcjom bezpośrednim wymierzonym w wyzyskiwaczy, dopóty nie zmieni się nic.Przedsiębiorcy muszą zacząć się bać. Jeśli nie pięści to przynajmniej materialnych strat. Dobrym i sprawdzonym środkiem dyscyplinującym na roszczeniową biznesową hordę jest strajk generalny. Masowa odmowa pracy mocno uderzy po kieszeni chciwych badylarzy i umożliwi mocniejszą artykulacje żądań pracowniczych.
Kilka tygodni temu usłyszałem historię człowieka, którego postawa powinna być drogowskazem dla innych. Pracownik z Wodzisławia Śląskiego od dłuższego czasu bezskutecznie upominał się o swoją wypłatę. Pewnego dnia spotkał szefa na ulicy. Najpierw grzecznie poprosił o niezwłoczne wypłacenie pensji, a gdy spotkał się z odmową, obił mu mordę i rozbił szybę w aucie za pomocą młotka. Cześć i chwała bohaterom!