Każdy warszawiak to słoik. Analiza filozoficzna
2013-05-16 12:32:00
Figura „słoika”, czyli osoby, która przeprowadziła się do Warszawy, ale przywozi pożywienie od rodziców w słoikach, budzi sprzeczne emocje. Wydaje się, że sprzeczności te nie są przypadkowe ani sztucznie wzniecane, ale tkwią w samym pojęciu „słoika”, które ujawnia głęboką sprzeczność cechującą bycie-w-Warszawie.

Zanim przejdziemy do pojęciowej analizy słoika, musimy zająć się pojęciem pożywienia i spożywania. Można powiedzieć, że życie w ogólności jest po prostu spożywaniem. Zarówno podmiotem, jak i przedmiotem spożywania jest samo życieżycie spożywa życie, aby móc żyć dalej.

Z drugiej strony, człowiek tym różni się od reszty życia, że jego życie nie ogranicza się do spożywania. Dlatego w starożytnej grece istnieją dwa słowa oznaczające życie - zoe (życie biologiczne) oraz bios (życie społeczne). Zoe – które można przetłumaczyć jako właśnie spożywanie – jest jednak warunkiem koniecznym życia społecznego.


Projekt neonu, który wygrał głosowanie w konkursie "Neon dla Warszawy"

Można powiedzieć, że zoe i bios odnoszą się do dwóch podstawowych funkcji ust – zoe polega an połykaniu strumienia pożywienia (spożywanie), dzięki czemu możliwe staje się wypuszczanie strumienia słów (życie społeczne).

Sferą, w której Grek spożywał, było oikos – czyli dom, a sferą życia społecznego było polis, miasto. Normalny Grek, albo powiedzmy Krakus, mieszka jednak w swoim mieście, co znaczy, że je tam, gdzie gada. Taka sytuacja nosi znamiona stabilnej i harmonijnej, gdyż wskazuje na cyrkularny charakter życia-w-mieście – będąc u siebie, spokojnie spożywam swoje życie.

Powróćmy do pojęcia słoika. Słoik to ktoś, kto, mówiąc precyzyjnie, nie jest u siebie, gdyż żyjąc w stolicy, spożywa pożywienie z prowincji. Życie społeczne słoika toczy się w Warszawie, ale nie jest ona jego domem. Warszawa jest słoika polis, ale nie jest jego oikos.

Może się wydawać, że taka sprzeczność dotyczy tylko tzw. przyjezdnych. Być może jest tak w przypadku innych miast, jednak, ujmując rzecz historiozoficznie, Warszawa jest przypadkiem wyjątkowym: po celowym zniszczeniu miasta przez Niemców i wywózce mieszkańców, w ruinach pozostało tylko ok. tysiąc osób, które mogły przeżyć tylko dzięki ukrytym w piwnicach słoikom z pożywieniem.

Setki tysięcy ludzi, które przyjechały odbudowywać stolicę, przywiozły ze sobą pożywienie z prowincji w słoikach. Często podkreślana obcość, nieprzyjazność Warszawy powojennej wynikała właśnie z tego, że była ona niesamowystarczalna, zależała od strumienia słoików przybywających z całego kraju. Spożywając pożywienie skądinąd, nikt nie czuł się tu u całkiem siebie, pomimo tego, że bez wątpliwości tu żył.

Kolejne pokolenia słoików przyjeżdżają do Warszawy od 1945 roku do dziś, a zasadnicza sprzeczność pomiędzy życiem-w-warszawie (bios) a spożywaniem pożywienia (zoe) spoza niej nie znika. Wręcz przeciwnie, sprzeczność ta stała się cechą konstytutywną bycia-w-Warszawie, które jest miastem dla każdego, nie będąc jednocześnie niczyim domem, co zresztą jest podkreślane przez całkowicie bezosobową architekturę mieszkalną.

Ta radykalna heterogeniczność zoe i bios wyznacza unikalny charakter tego miasta – jednocześnie najbardziej otwartego i najmniej przyjaznego. To właśnie miał na myśli Heraklit w słynnej sentencji: ethos anthropos daimon: istotą warszawiaka jest wewnętrzna przepaść pomiędzy stołecznym życiem społecznym - bios i prowincjonalnym spożywaniem - zoe.

Ergo: istotą warszawiaka jest bycie słoikiem.

„Prawdziwi warszawiacy”, którzy twierdzą, że w przeciwieństwie do słoików są tu zadomowieni, starają się więc udawać Greka albo Krakusa, który ma dom w swoim mieście. W Warszawie ten numer jednak nie przejdzie, bowiem, aby tu się zadomowić, musieliby zakopać przepaść będącą istotą bycia-w-Warszawie. Walka warszawiaków ze słoikami to walka z wiatrakami, bo walcząc ze słoikami zewnętrznymi, walczy się w istocie z własną istotą - ze słoikiem w sobie.


poprzedninastępny komentarze