2008-11-11 22:27:29
Artur Górski, poseł z tylnych ław, prezes operetkowego Klubu Zachowawczo-Monarchistycznego, twarz rzadko pokazywana w mediach. Słowem: człowiek pozbawiony wszelkiego znaczenia.
A jednak ów pozbawiony znaczenia osobnik dosłownie z dnia na dzień stał się, można spokojnie rzec, najbardziej znanym na świecie polskim politykiem, o którym rozpisywały się gazety od Helsinek po Przylądek Dobrej Nadziei, od Władywostoku po Oregon. Wszystko za sprawę pewnej wypowiedzi, rzuconej z trybun Sejmu.
Nie ma większego sensu jeszcze raz jej cytować, albowiem większość czytelników, nie tylko rodzimych, zna już ją na pamięć. Warto się natomiast zająć jej konsekwencjami.
Nikt, rzecz jasna, nie pochwalił posła Górskiego za jego kretyńską tyradę. Spotkał się słusznie z powszechnym potępieniem. Niestety, krytyka wyrażona przez jego partyjnych kolegów z PiSu była zaskakująco łagodna.
Śmiało zaryzykuję stwierdzenie, że pod słowami naszego urzędowego zachowawczego monarchisty (cokolwiek to teraz znaczy) mogłoby się podpisać nie tylko wielu PiSowców, ale też członków obecnie nam miłościwie panującej partii. Połączeni w irracjonalnej miłości do republikańskiej Ameryki, przybici potężnymi zmianami politycznym za oceanem, dokonywanym przez odmienne, nienawistne siły, z pewnością w skrytości ducha pomstowali na „lewaka” Obamę, opłakując los przegranych „białych” konserwatystów. Ale żaden z nich, na szczęście, nie był na tyle głupi, aby powiedzieć coś takiego. I małą jest pociechą oficjalne, powierzchowne, odcięcie się od słów marginalnego polityka, któremu, znając stosunku panujące w PiS, włos z głowy za to nie spadnie.
Piszę, na szczęście, albowiem słowa pana posła już i tak wyrządziły ogromne szkody dla Polski na świecie.
Nie jest tu ważnym, że nikt oficjalnie nie podłączył się pod ten żałosny cyrk jednego klowna w garniturze. Dla milionów mieszkańców naszego globu, którzy szybko dowiedzieli się o skandalu, Polska będzie automatycznie kojarzyła się z lamentującym rasistą, który może swobodnie pleść takie androny z mównicy parlamentarnej (cóż to za parlament?), co zaważy mocno na ogólnym o nas osadzie. Wyrozumiałość zaś politycznych towarzyszy tylko to odium utrwali. O ile się orientuję (z coraz słabszą nadzieją, iż jednak tak nie jest), przemówienie Górskiego było jedynym tego rodzaju incydentem na takim szczeblu. Przy owym wybrańcu naszych obywateli nawet Mahmoud Ahmadinejad po wyborach w Stanach potrafił się zachować (kulturalne gratulacje). Pamięć o tym, co się stało w sejmie może powracać i uderzać w nas jeszcze przez długi czas, a samego wstydu najedliśmy się wystarczająco.
Ciężka to doprawdy cena, jaką całemu krajowi przyjdzie zapłacić za pięć minut globalnej sławy pana Górskiego.
A jednak ów pozbawiony znaczenia osobnik dosłownie z dnia na dzień stał się, można spokojnie rzec, najbardziej znanym na świecie polskim politykiem, o którym rozpisywały się gazety od Helsinek po Przylądek Dobrej Nadziei, od Władywostoku po Oregon. Wszystko za sprawę pewnej wypowiedzi, rzuconej z trybun Sejmu.
Nie ma większego sensu jeszcze raz jej cytować, albowiem większość czytelników, nie tylko rodzimych, zna już ją na pamięć. Warto się natomiast zająć jej konsekwencjami.
Nikt, rzecz jasna, nie pochwalił posła Górskiego za jego kretyńską tyradę. Spotkał się słusznie z powszechnym potępieniem. Niestety, krytyka wyrażona przez jego partyjnych kolegów z PiSu była zaskakująco łagodna.
Śmiało zaryzykuję stwierdzenie, że pod słowami naszego urzędowego zachowawczego monarchisty (cokolwiek to teraz znaczy) mogłoby się podpisać nie tylko wielu PiSowców, ale też członków obecnie nam miłościwie panującej partii. Połączeni w irracjonalnej miłości do republikańskiej Ameryki, przybici potężnymi zmianami politycznym za oceanem, dokonywanym przez odmienne, nienawistne siły, z pewnością w skrytości ducha pomstowali na „lewaka” Obamę, opłakując los przegranych „białych” konserwatystów. Ale żaden z nich, na szczęście, nie był na tyle głupi, aby powiedzieć coś takiego. I małą jest pociechą oficjalne, powierzchowne, odcięcie się od słów marginalnego polityka, któremu, znając stosunku panujące w PiS, włos z głowy za to nie spadnie.
Piszę, na szczęście, albowiem słowa pana posła już i tak wyrządziły ogromne szkody dla Polski na świecie.
Nie jest tu ważnym, że nikt oficjalnie nie podłączył się pod ten żałosny cyrk jednego klowna w garniturze. Dla milionów mieszkańców naszego globu, którzy szybko dowiedzieli się o skandalu, Polska będzie automatycznie kojarzyła się z lamentującym rasistą, który może swobodnie pleść takie androny z mównicy parlamentarnej (cóż to za parlament?), co zaważy mocno na ogólnym o nas osadzie. Wyrozumiałość zaś politycznych towarzyszy tylko to odium utrwali. O ile się orientuję (z coraz słabszą nadzieją, iż jednak tak nie jest), przemówienie Górskiego było jedynym tego rodzaju incydentem na takim szczeblu. Przy owym wybrańcu naszych obywateli nawet Mahmoud Ahmadinejad po wyborach w Stanach potrafił się zachować (kulturalne gratulacje). Pamięć o tym, co się stało w sejmie może powracać i uderzać w nas jeszcze przez długi czas, a samego wstydu najedliśmy się wystarczająco.
Ciężka to doprawdy cena, jaką całemu krajowi przyjdzie zapłacić za pięć minut globalnej sławy pana Górskiego.