2009-08-31 01:51:46
Muszę przyznać, iż pomysł ustanowienia płciowego parytetu w wyborach budzi we mnie raczej mieszane uczucia. Nie chodzi oczywiście o samą, jak najbardziej słuszną, ideę równości ile o skuteczność mającego temu służyć narzędzia.
Czym bowiem jest równość? Każdy, kto sądzi, iż można ją zapewnić poprzez wprowadzenie sztywnego podziału jest w błędzie. Ideałem, do którego należy dążyć, jest pełna równość szans, niezależnie od płci czy innych czynników, które można by wymieniać bardzo długo. Parytet na dłuższą metę stanowi tego zaprzeczenie.
Nie jestem wielkim zwolennikiem parytetów jako takich. Zawsze bowiem stanowią w pewnym sensie zaprzeczenie demokracji. Nie sadzę też, aby parytet wyborczy rozwiązał problem niedostatecznej reprezentacji kobiet w polityce.
Albowiem problemem, który uniemożliwia osiągnięcie poziomu reprezentacji i udziału, na jaki kobiety, nie tylko ze względu na swą liczebność, w pełni zasługują leży przede wszystkim w mentalności, nagromadzonej i umacnianej przez wieki. Parytet może zagwarantować owe 30 albo i nawet 50, jak marzą niektórzy, procent miejsc, jednakże nie przełamie szkodliwych uprzedzeń, a może je nawet wzmocnić.
Z drugiej strony coś jednak trzeba w tym przedmiocie wreszcie zrobić i dlatego jestem zwolennikiem „umiarkowanego” rozwiązania, które wydaje mi się lepsze zarówno od pozostawiania sprawy taką, jaka jest, jak i od robienia dużego, choć bardzo niepewnego kroku.
Wprowadzenie parytetu, powiedzmy, na okres kilku lat, samo w sobie nie zmieni utartego podejścia. Co do tego nie ma żadnej wątpliwości. Jednakże pozwoli wielu kobietom zdobyć w tym czasie pozycję i pomoże przy następnej okazji kontynuować karierę na własnych nogach. A więc będzie krokiem ku wyrównaniu szans: przetrze szlak, po którym będą mogły iść następne.
Ale nie można wyłącznie na tym poprzestać. Jednocześnie w tym okresie przejściowym należy prowadzić aktywną kampanię zachęcającą kobiety, do większego udziału w życiu publicznym (bo przecież i one same muszą przełamywać nieśmiałość i, tkwiące także w nich samych, stereotypy), wykorzystując równocześnie ich osiągnięcia w szerszej kampanii pozytywnej. Tylko tego typu edukacja może zmienić dotychczasowy sposób myślenia i udowodnić, iż nie chodzi o zapychanie miejsc, które „muszą być wypełnione”, tylko o uczciwą reprezentację kompetentnej siły co powinno dotyczyć zresztą i męskiej części.
Tak więc od decyzji w sprawie parytetu, sprawy, której poświęca się o wiele mniej uwagi niż powinno, zależeć będzie bardzo wiele i na bardzo wiele lat.
Może więc warto się zastanowić, jak to przeprowadzić i czym jeszcze te starania wesprzeć?
Czym bowiem jest równość? Każdy, kto sądzi, iż można ją zapewnić poprzez wprowadzenie sztywnego podziału jest w błędzie. Ideałem, do którego należy dążyć, jest pełna równość szans, niezależnie od płci czy innych czynników, które można by wymieniać bardzo długo. Parytet na dłuższą metę stanowi tego zaprzeczenie.
Nie jestem wielkim zwolennikiem parytetów jako takich. Zawsze bowiem stanowią w pewnym sensie zaprzeczenie demokracji. Nie sadzę też, aby parytet wyborczy rozwiązał problem niedostatecznej reprezentacji kobiet w polityce.
Albowiem problemem, który uniemożliwia osiągnięcie poziomu reprezentacji i udziału, na jaki kobiety, nie tylko ze względu na swą liczebność, w pełni zasługują leży przede wszystkim w mentalności, nagromadzonej i umacnianej przez wieki. Parytet może zagwarantować owe 30 albo i nawet 50, jak marzą niektórzy, procent miejsc, jednakże nie przełamie szkodliwych uprzedzeń, a może je nawet wzmocnić.
Z drugiej strony coś jednak trzeba w tym przedmiocie wreszcie zrobić i dlatego jestem zwolennikiem „umiarkowanego” rozwiązania, które wydaje mi się lepsze zarówno od pozostawiania sprawy taką, jaka jest, jak i od robienia dużego, choć bardzo niepewnego kroku.
Wprowadzenie parytetu, powiedzmy, na okres kilku lat, samo w sobie nie zmieni utartego podejścia. Co do tego nie ma żadnej wątpliwości. Jednakże pozwoli wielu kobietom zdobyć w tym czasie pozycję i pomoże przy następnej okazji kontynuować karierę na własnych nogach. A więc będzie krokiem ku wyrównaniu szans: przetrze szlak, po którym będą mogły iść następne.
Ale nie można wyłącznie na tym poprzestać. Jednocześnie w tym okresie przejściowym należy prowadzić aktywną kampanię zachęcającą kobiety, do większego udziału w życiu publicznym (bo przecież i one same muszą przełamywać nieśmiałość i, tkwiące także w nich samych, stereotypy), wykorzystując równocześnie ich osiągnięcia w szerszej kampanii pozytywnej. Tylko tego typu edukacja może zmienić dotychczasowy sposób myślenia i udowodnić, iż nie chodzi o zapychanie miejsc, które „muszą być wypełnione”, tylko o uczciwą reprezentację kompetentnej siły co powinno dotyczyć zresztą i męskiej części.
Tak więc od decyzji w sprawie parytetu, sprawy, której poświęca się o wiele mniej uwagi niż powinno, zależeć będzie bardzo wiele i na bardzo wiele lat.
Może więc warto się zastanowić, jak to przeprowadzić i czym jeszcze te starania wesprzeć?