2009-09-09 23:09:32
62-letni James Floyd Davis, weteran wojny w Wietnamie, otrzymał niedawno Purpurowe Serce za służbę sprzed prawie czterdziestu lat.
Sam fakt otrzymania uhonorowania weterana odznaczeniem nie jest niczym zaskakującym. Ale to iż udekorowano go w pokoju przyjęć o kilka kroków o celi śmierci więzienia w Karolinie Północnej, gdzie oczekuje na egzekucję, już zwyczajnym nie jest.
Wzruszać może ten wielkoduszny gest amerykańskich władz, które uznały (gratulujemy refleksu!) zasługi człowieka polu walki, nawet jeżeli ten później został społecznym wyrzutkiem, oczekującym aktualnie na inną rzecz, jakie owe władze często oferują: kroplówkę z trucizną.
Za co Davis dostał się do celi śmierci? Za trzykrotne zabójstwo sprzed czternastu lat. To, że po przejściu wietnamskiego piekła cierpiał na intensywny zespół stresu pourazowego nie przeszkodziło w skazaniu go na śmierć.
Czym jest to schorzenie, zwłaszcza w przypadku weteranów, jak mało co oddał jeden z odcinków Zabójczych umysłów, amerykańskiego serialu o grupie profilerów, którzy tworząc profile psychologiczne groźnych przestępców doprowadzają do ich ujęcia. W tymże odcinku, w Houston doszło do serii morderstw przypadkowych ludzi, przy czym metodą zabójcy było skręcenie karku. Bardzo profesjonalne, dodajmy, gdyż jak się okazało, nie był wcale seryjnym mordercą, tylko weteranem sił specjalnych, normalnym i zdrowym członkiem społeczeństwa który z Somalii powrócił z mocno już naderwanym przez tamte wydarzenia zdrowiem psychicznym. A że syndrom nie był leczony, weteran po pewnym czasie stracił kontakt z rzeczywistością i był przekonany, iż ponownie znalazł się w Afryce i musi walczyć (i zabijać).
Nie znam historii choroby odznaczonego właśnie przyszłego klienta kata, ale wszystko wskazuje, iż to podobna historia. Jak zwykle, państwo wymagało od żołnierza walki, zabijania i narażania się, ale po zakończeniu wojny i powrocie zupełnie o nim zapomniało. Leczenie Davis otrzymał już w więzieniu. Zapewne wszystkiego można byłoby uniknąć, gdyby istniał system opieki nad weteranami. Nawet, jeżeli wojna dawno się skończyła. Historia Davisa to niestety tylko jedna z wielu innych.
Na szczęście państwo nie okazało się zupełnie obojętne i nie zapomniało o odznaczeniu, nawet po czterdziestu latach.
Choć mogłoby sobie przypomnieć, skoro przysłowiowe mleko i tak się rozlało, o tym, iż zgodnie z prawem osoby psychicznie chore nie mogą zostać stracone. Ale, znając amerykańską skłonność do zapominania o potrzebach ludzi, na to też raczej się nie się zanosi.
Sam fakt otrzymania uhonorowania weterana odznaczeniem nie jest niczym zaskakującym. Ale to iż udekorowano go w pokoju przyjęć o kilka kroków o celi śmierci więzienia w Karolinie Północnej, gdzie oczekuje na egzekucję, już zwyczajnym nie jest.
Wzruszać może ten wielkoduszny gest amerykańskich władz, które uznały (gratulujemy refleksu!) zasługi człowieka polu walki, nawet jeżeli ten później został społecznym wyrzutkiem, oczekującym aktualnie na inną rzecz, jakie owe władze często oferują: kroplówkę z trucizną.
Za co Davis dostał się do celi śmierci? Za trzykrotne zabójstwo sprzed czternastu lat. To, że po przejściu wietnamskiego piekła cierpiał na intensywny zespół stresu pourazowego nie przeszkodziło w skazaniu go na śmierć.
Czym jest to schorzenie, zwłaszcza w przypadku weteranów, jak mało co oddał jeden z odcinków Zabójczych umysłów, amerykańskiego serialu o grupie profilerów, którzy tworząc profile psychologiczne groźnych przestępców doprowadzają do ich ujęcia. W tymże odcinku, w Houston doszło do serii morderstw przypadkowych ludzi, przy czym metodą zabójcy było skręcenie karku. Bardzo profesjonalne, dodajmy, gdyż jak się okazało, nie był wcale seryjnym mordercą, tylko weteranem sił specjalnych, normalnym i zdrowym członkiem społeczeństwa który z Somalii powrócił z mocno już naderwanym przez tamte wydarzenia zdrowiem psychicznym. A że syndrom nie był leczony, weteran po pewnym czasie stracił kontakt z rzeczywistością i był przekonany, iż ponownie znalazł się w Afryce i musi walczyć (i zabijać).
Nie znam historii choroby odznaczonego właśnie przyszłego klienta kata, ale wszystko wskazuje, iż to podobna historia. Jak zwykle, państwo wymagało od żołnierza walki, zabijania i narażania się, ale po zakończeniu wojny i powrocie zupełnie o nim zapomniało. Leczenie Davis otrzymał już w więzieniu. Zapewne wszystkiego można byłoby uniknąć, gdyby istniał system opieki nad weteranami. Nawet, jeżeli wojna dawno się skończyła. Historia Davisa to niestety tylko jedna z wielu innych.
Na szczęście państwo nie okazało się zupełnie obojętne i nie zapomniało o odznaczeniu, nawet po czterdziestu latach.
Choć mogłoby sobie przypomnieć, skoro przysłowiowe mleko i tak się rozlało, o tym, iż zgodnie z prawem osoby psychicznie chore nie mogą zostać stracone. Ale, znając amerykańską skłonność do zapominania o potrzebach ludzi, na to też raczej się nie się zanosi.