2009-09-02 00:17:18
Jak wielu, z pewnym napięciem oraz zrozumiałą ciekawością oczekiwałem wystąpienia Władimira Putina na obchodach siedemdziesiątej rocznicy wybuchu drugiej wojny światowej.
Nie bez racji mówiono, iż będzie to najważniejsze przemówienie tego dnia. Oczywiście rosyjski premier nie padł, jak chcieliby tego zatwardziali rycerze „politycznej prawdy historycznej”, na kolana, ale bez wątpienia jego słowa stanowiły poważny postęp we wzajemnym zrozumieniu.
Nie da się zaprzeczyć, iż Związek Radziecki odegrał pewną rolę w rozpoczęciu wojny. Nie chodzi już o samo przekroczenie granic 17 września 1939. Pozostanie oddziałów sowieckich na pierwotnych pozycjach nie mogłoby uratować Polski przed okupacją. Podpisanie paktu Ribbentrop-Mołotow znacznie ułatwiło Hitlerowi zadanie, choć nie jestem przekonany, czy brak takowego powstrzymałby zapędy tego owładniętego manią człowieka. Można się doszukiwać praktycznego uzasadnienia tego kroku dla polityki ZSRR, ale nie zmienia to wcale faktu, iż dla Polski była to tragedia. A to daje nam prawo do poczucia krzywdy.
Jednakże stare, choć wciąż bolące, rany nie mogą dominować w obecnej polityce. Czym innym jest bowiem sama pamięć historyczna, dzięki której można czerpać nauki, wiedzieć, czego uniknąć i budować nowe więzi, tu przykładami są choćby polsko-niemieckie czy francusko-niemieckie pojednanie, a czym innym obrzydliwy zwyczaj odgrzebywania trupów dla doraźnych celów. Godny już nawet nie sępów, które przecież żywią się padliną w celu przeżycia.
Byłoby kretynizmem sądzić, iż Putin nie zdaje sobie z tego sprawy. Ale, jako polityk, musi zważać na nastroje panujące w jego kraju, gdzie też niemało podobnych fanatyków „jedynej historycznej prawdy”. Równie niemądrym byłoby powiedzieć, iż wypowiedziane przez niego słowa a także napisany poprzednio list, nie równają się wyciągniętej ręce.
Sprawa roli ZSRR w drugiej wojnie światowej nie jest wcale taka prosta, jak mogliby myśleć ograniczeni rycerze prawdy historycznej. Z jednej strony ponosi, wcale niemałą, odpowiedzialność za jej wybuch, a tym samym, cierpienie całych krajów i narodów. Zarówno przed przystąpieniem do niej po stronie aliantów jak i po siły sowieckie dokonywały masowych zbrodni. Ale z drugiej strony pokonanie znacznie gorszego wroga ludzkości, jakim był Hitler, nie mogłoby się dokonać bez Armii Czerwonej. Żołnierze Stalina nie przynieśli nam wolności, ale jednak uratowali przed pewną anihilacją.
Tym bardziej zirytowały mnie, choć nie zaskoczyły, wczorajsze wystąpienia prezydenta mojego kraju.
Lech Kaczyński głównym czarnym bohaterem obchodów uczynił Związek Radziecki, za którego reprezentanta obrał obecnego premiera Federacji Rosyjskiej. Oczywiście, ZSRR nie było wcale pozytywnym bohaterem września 1939. Jednakże poniesiony antyrosyjską pasją prezydent RP zapomniał najwyraźniej o jednym, kluczowym, elemencie tej historii.
Poświęcenie większości przemówienia, utrzymanego w bardzo demagogicznym tonie, wyłącznie winie sowieckiej było zwyczajnie nie na miejscu, tu, na Westerplatte, gdzie pierwsze strzały najkrwawszego konfliktu w dziejach padły z pokładu niemieckiego pancernika. W dniu, w którym to armia niemiecka zaatakowała nasz kraj.
Prezydent poszedł jeszcze dalej podczas pierwszej, porannej, części uroczystości, niemalże stawiając znak równości pomiędzy mordem katyńskim a holocaustem. Masowe morderstwo kilkudziesięciu tysięcy polskich oficerów było zbrodnią wojenną na wielką skalę, ale nie da się go po prostu porównać z metodycznie przeprowadzaną eksterminacją milionów. To wręcz obelga dla pamięci tychże milionów ofiar.
O ile ZSRR odegrało w wojnie rolę zarówno bardzo złą, jak i później bardzo pozytywną dla ogólnego dzieła pokonania faszyzmu, o tyle ciężar winy nazistowskich Niemiec przewyższa ja zdecydowanie. Głównym sprawcą nieszczęść Europy i świata w tym okresie pozostaje Adolf Hitler, który dziś, podczas obchodów w Gdańsku, cieszył się wyraźną taryfą ulgową; w miejscu, gdzie od kul jego żołnierzy ginęli Polacy, ważniejsze było doraźne wymierzanie ciosów politycznych.
Z uwagi na szacunek, jaki żywię dla urzędu Prezydenta Rzeczypospolitej, bardzo bym chciał, aby osoba, obecnie go piastująca, na przyszłość powstrzymała się od podobnego, bardzo niewłaściwego i zdecydowanie nie na miejscu, instrumentalnego traktowania historii, zwłaszcza, że za podobne działania rzuca gromy na innych.
Nie bez racji mówiono, iż będzie to najważniejsze przemówienie tego dnia. Oczywiście rosyjski premier nie padł, jak chcieliby tego zatwardziali rycerze „politycznej prawdy historycznej”, na kolana, ale bez wątpienia jego słowa stanowiły poważny postęp we wzajemnym zrozumieniu.
Nie da się zaprzeczyć, iż Związek Radziecki odegrał pewną rolę w rozpoczęciu wojny. Nie chodzi już o samo przekroczenie granic 17 września 1939. Pozostanie oddziałów sowieckich na pierwotnych pozycjach nie mogłoby uratować Polski przed okupacją. Podpisanie paktu Ribbentrop-Mołotow znacznie ułatwiło Hitlerowi zadanie, choć nie jestem przekonany, czy brak takowego powstrzymałby zapędy tego owładniętego manią człowieka. Można się doszukiwać praktycznego uzasadnienia tego kroku dla polityki ZSRR, ale nie zmienia to wcale faktu, iż dla Polski była to tragedia. A to daje nam prawo do poczucia krzywdy.
Jednakże stare, choć wciąż bolące, rany nie mogą dominować w obecnej polityce. Czym innym jest bowiem sama pamięć historyczna, dzięki której można czerpać nauki, wiedzieć, czego uniknąć i budować nowe więzi, tu przykładami są choćby polsko-niemieckie czy francusko-niemieckie pojednanie, a czym innym obrzydliwy zwyczaj odgrzebywania trupów dla doraźnych celów. Godny już nawet nie sępów, które przecież żywią się padliną w celu przeżycia.
Byłoby kretynizmem sądzić, iż Putin nie zdaje sobie z tego sprawy. Ale, jako polityk, musi zważać na nastroje panujące w jego kraju, gdzie też niemało podobnych fanatyków „jedynej historycznej prawdy”. Równie niemądrym byłoby powiedzieć, iż wypowiedziane przez niego słowa a także napisany poprzednio list, nie równają się wyciągniętej ręce.
Sprawa roli ZSRR w drugiej wojnie światowej nie jest wcale taka prosta, jak mogliby myśleć ograniczeni rycerze prawdy historycznej. Z jednej strony ponosi, wcale niemałą, odpowiedzialność za jej wybuch, a tym samym, cierpienie całych krajów i narodów. Zarówno przed przystąpieniem do niej po stronie aliantów jak i po siły sowieckie dokonywały masowych zbrodni. Ale z drugiej strony pokonanie znacznie gorszego wroga ludzkości, jakim był Hitler, nie mogłoby się dokonać bez Armii Czerwonej. Żołnierze Stalina nie przynieśli nam wolności, ale jednak uratowali przed pewną anihilacją.
Tym bardziej zirytowały mnie, choć nie zaskoczyły, wczorajsze wystąpienia prezydenta mojego kraju.
Lech Kaczyński głównym czarnym bohaterem obchodów uczynił Związek Radziecki, za którego reprezentanta obrał obecnego premiera Federacji Rosyjskiej. Oczywiście, ZSRR nie było wcale pozytywnym bohaterem września 1939. Jednakże poniesiony antyrosyjską pasją prezydent RP zapomniał najwyraźniej o jednym, kluczowym, elemencie tej historii.
Poświęcenie większości przemówienia, utrzymanego w bardzo demagogicznym tonie, wyłącznie winie sowieckiej było zwyczajnie nie na miejscu, tu, na Westerplatte, gdzie pierwsze strzały najkrwawszego konfliktu w dziejach padły z pokładu niemieckiego pancernika. W dniu, w którym to armia niemiecka zaatakowała nasz kraj.
Prezydent poszedł jeszcze dalej podczas pierwszej, porannej, części uroczystości, niemalże stawiając znak równości pomiędzy mordem katyńskim a holocaustem. Masowe morderstwo kilkudziesięciu tysięcy polskich oficerów było zbrodnią wojenną na wielką skalę, ale nie da się go po prostu porównać z metodycznie przeprowadzaną eksterminacją milionów. To wręcz obelga dla pamięci tychże milionów ofiar.
O ile ZSRR odegrało w wojnie rolę zarówno bardzo złą, jak i później bardzo pozytywną dla ogólnego dzieła pokonania faszyzmu, o tyle ciężar winy nazistowskich Niemiec przewyższa ja zdecydowanie. Głównym sprawcą nieszczęść Europy i świata w tym okresie pozostaje Adolf Hitler, który dziś, podczas obchodów w Gdańsku, cieszył się wyraźną taryfą ulgową; w miejscu, gdzie od kul jego żołnierzy ginęli Polacy, ważniejsze było doraźne wymierzanie ciosów politycznych.
Z uwagi na szacunek, jaki żywię dla urzędu Prezydenta Rzeczypospolitej, bardzo bym chciał, aby osoba, obecnie go piastująca, na przyszłość powstrzymała się od podobnego, bardzo niewłaściwego i zdecydowanie nie na miejscu, instrumentalnego traktowania historii, zwłaszcza, że za podobne działania rzuca gromy na innych.